Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Przedział numer 8 Ośmioosobowy przedział, w którym w czasie drogi do szkoły uczniowie spędzają wspólnie czas na plotkach i nadrabianiu informacji z wakacji. Nad wygodnymi siedzeniami znajdują się półki by schować bagaż podręczny, za to pod nimi można w schowku znaleźć ciepłe koce gdyby w razie ktoś potrzebował się zagrzać czy uciąć sobie drzemkę. Bo podobno nie śpi się za dużo pierwszej nocy w szkole, trzeba nabrać sił!
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 0
Choć bardzo nie chciał opuszczać rodzinnej posiadłości, to wkrótce - po krótkim pożegnaniu z rodzicami, którzy z przyzwyczajenia postanowili zaprowadzić ich na peron - musiał wkroczyć do pociągu.
I musiał przyznać, że dawno nie był w tak parszywym humorze. Nie dość, że już teraz myślał o nadchodzących egzaminach i cennym czasie, który miał zmarnować za murami Hogwartu, to dodatkowo musiał poradzić sobie z tłumem ludzi, który szukał swojego miejsca w pociągu. Na domiar złego ludzie nie zamierzali z nim współpracować - niektórzy zatrzymywali się w połowie drogi, żeby przywitać się z dawnymi znajomymi, młodsi nieumyślnie przebiegali po jego stopach, a starsi znajomi postanawiali zatrzymać go tylko po to, żeby przeprowadzić krótką rozmowę. I po co ta cała szopka?
— Wiadomo, widzimy się na uczcie. — odparł jednemu z kolegów, po czym przepchnął ramieniem jednego z nieuważnych Puchonów. I w końcu dotarł! Przedział był pusty. Idealnie! Był przekonany, że nie znajdzie lepszego miejsca do odpoczynku, więc ułożył kufer na odpowiednim miejscu, po czym zajął miejsce na jednym z siedzeń, wydając przy tym ciche westchnięcie.
I kiedy myślał, że już nic nie zakłóci jego spokoju, to nagle pojawił się ten dziwny dźwięk. Wystarczyło jedno spojrzenie skierowane na buty, żeby zobaczyć... kota? Tak. Kota. Chyba niewychowanego kota, bo postanowił oddać mocz na buty Argosa.
— Co jest, kurwa? — warknął, nagle wstając jak poparzony i przypatrując się naznaczonemu obuwiu.
A jednak! Ktoś musiał zepsuć mu humor, a w tym przypadku był to kot - najzwyklejszy w świecie kot, choć chyba niespecjalnie dobrze wychowany. Przyjrzał mu się z wyraźną nienawiścią, ale chociaż twarz wykrzywiał mu grymas zdenerwowania, a ręce drżały mu z wściekłości, to nie wymierzył zwierzakowi kary. W końcu nie był sadystą.
Większą wściekłość poczuł w kierunku właściciela, więc postanowił na niego tutaj poczekać, w tym czasie starając się zignorować nieprzyjemny zapach kociego moczu. I pomyśleć, że zwierzę mogło tak wytrącić go z równowagi! Ta sytuacja chyba była bodźcem, który wywołał długo skrywaną wściekłość - wściekłośc na powrót do Hogwartu, na kłótnię z Aspasią i... w sumie to na wszystko był wściekły.
Zadanie: [14] Accident!
Uczestnicy: Bianca Sforza
Progress: kotek Sforzy nasikał na buty Avery'ego, Avery jest wkurzony.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 87
Naprawdę rzadko zdarzało jej się złościć na kota. Leonardo, jak na stworzenie z tego gatunku, był dość przyjazny, przytulaśny i nie sprawiał za bardzo kłopotów. Dałby się pogłaskać każdemu i jeszcze chętniej przyjął za to smakołyki.
Jednak od każdej reguły musi być wyjątek – i to był właśnie ten dzień. Nie zdążyła nawet na dobre rozgościć się w przedziale z rodzeństwem, kiedy Chiara zauważyła, że transporter w którym powinien przebywać Leonardo, jest pusty. Bianca zdziwiła i przestraszyła się nie na żarty – tym bardziej, że pociąg właśnie ruszył, a jeśli ten żądny przygód kocur został na peronie, nie zobaczy go aż do Świąt. Albo dłużej! Nikt nie powiedział, że rodzice go znajdą. Przecież nawet nie wiedzą, że się zgubił!
Postanowiła więc zostawić rodzeństwo i przepchnąć się alejkami ekspresu, żeby zajrzeć do każdego możliwego przedziału. Niestety, w żadnym z nich nie zauważyła czarnej, puszystej plamy. Pomimo coraz mniejszych szans na odnalezienie, jej wrodzona determinacja nie pozwalała się poddać – i pomimo iż zbliżała się praktycznie do końca pociągu, brnęła dalej. Gdy trzeba będzie, przetrząśnie nawet lokomotywę!
Niespodziewanie, dostrzegła w jednym z przedziałów kręcącą się czarną plamkę. Cofnęła się aż i zatrzymała wzrok na niej. Ku jej uldze, okazało się, że to Leonardo, tuż przy stopach… Argosa Avery’ego. Że też musiał sobie wybrać właśnie jego, żeby się do niego połasić…
Otwierając przedział, miała już przeklinać w myślach tego wrednego kocura, kiedy dostrzegła, że… Leonardo wcale się nie łasił. Po prostu bezczelnie nasikał na buty Avery’ego!
Nie mogła się powstrzymać i wybuchła gromkim śmiechem, jedną z dłoni przytrzymując się drzwi od przedziału, a drugą łapiąc za brzuch. Jednak wychowała tego kocura lepiej, niż się spodziewała!
— Che bravo ragazzo! – wykrzyknęła pomiędzy salwami śmiechu, a Leonardo, dostrzegłszy ją, podszedł dumnie do jej stóp, aby otrzeć się o jej łydki. Bianca postanowiła go jednak zignorować, bo w jej głowie kręciło się znacznie więcej tekstów! – Nawet kot potrafi poznać paskudne buty, Avery, a Ty wciąż nosisz je jak ostatnie bezguście – stwierdziła, tym samym pokazując, że absolutnie brak jej instynktu samozachowawczego, gdyż Argos już w tym momencie widocznie ledwo pohamowywał swój gniew. Postanowiła jednak pomęczyć go jeszcze trochę i oparła się o drzwi przedziału nonszalancko, krzyżując ramiona pod biustem. – Powinieneś mu podziękować, wyświadczył Ci przysługę. Teraz je możesz bez wyrzutów sumienia wyrzucić i kupić jakieś porządne buty. Jeśli Cię nie stać, mogę Ci nawet pożyczyć kilka galeonów. Znaj moją dobroć – dorzuciła, nim ponownie zacisnęła wargi, bo cisnęła jej się na usta kolejna salwa śmiechu.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 0
Pieprzona Bianca Sforca. Właścicielką tego niewychowanego kota okazała się pieprzona Bianca Sforza, teraz stojąca w drzwiach przedziału i zaśmiewająca się wniebogłosy. Humor dziewczyny jedynie spotęgował wściekłość Argosa - nagle zechciał wygonić z przedziału nie tylko kota, ale i ją!
Mógł się spodziewać, że nie skończy się jedynie na śmiechu. Niepochlebne komentarze na swoich pięknych butów skwitował jedynie wywróceniem oczyma, kolejną głośnym "dobra, dobra...", ale komentarza o galeonach nie zamierzał tak zostawić. Nagle wstał, wyprostował się i spojrzał na nią z wyrazem twarzy niezwykle urażonego księcia.
— Nie wziąłbym od ciebie nawet złamanego knuta, Sforza! Zresztą, znając zwyczaje twojej rodziny, to wszystkie zostały komuś skradzione. Może tego nie wiesz, ale tutaj, w Wielkiej Brytanii, nie musimy posuwać się do głupich intryg, żeby zostać na szczycie. Wystarczy coś sobą reprezentować. — odparł chłodno i zlustrował ją od stóp do głów. W takich chwilach żałował, że nie miał się do czego u niej doczepić - zawsze ubierała się aż nazbyt perfekcyjnie, dbając nie tylko o dobór głównych części garderoby, ale i o dodatki. Nawet jej kot wyglądał tak jakby był jednym z jej akcesoriów - tak świetnie komponował się z jej ubraniami.
No cóż! Na chwilę przeniósł spojrzenie z dziewczyny na buty, wyciągnął różdżkę, machnął nią i rzucił:
— Tergeo.
W jednej chwili znacząca buty substancja zniknęła, pozostawiając obuwie jak nowe. Zostało jeszcze jedno - usunięcie nieprzyjemnego zapachu, które wydzielał koci mocz. Wystarczyło znowu machnąć różdżką, tym razem posługując się nieco inną formułką.
— Nisi Fear.
I nagle wszystko było w porządku! Schował więc powoli różdżkę za pazuchę szaty i ponownie przeniósł wzrok na Sforzę, obdarzając ją szerokim uśmiechem.
— Wiesz, futro tego kota pasowałoby ci do koloru oczu. Może powinnaś coś z tym zrobić? — dodał uprzejmym tonem.
I wyglądał przy tym tak jakby wściekłość zupełnie z niego wyparowała. I rzeczywiście poczuł się jakoś tak lepiej! Może ten nagły wybuch złości był mu potrzebny?
— Zapraszam do środka, Lady Sforza. Na pewno pokonałaś dla mnie długą drogę, a trudy podróży dały ci w kość, ale nareszcie możemy spędzić razem trochę czasu... to jak, mogę oczekiwać jakichś miłosnych manifestów? Chyba właśnie z tego powodu tak zawzięcie mnie szukałaś? — wyszczerzył ząbki.
Kostka Tergeo: 6
Kostka Nisi Fear: 8
Zadanie: [4] It's a kind of magic
Uczestnicy: Bianca Sforza
Progress: Argos rzuca dwa pierwsze zaklęcia, zostaje mu jedno.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 87
Jej słowa zdecydowanie wywołały oczekiwaną reakcję. Uśmiechnęła się tylko szerzej, prezentując przy tym swoje doskonale równe, śnieżnobiałe uzębienie, kiedy patrzyła się, jak Argos wypruwa sobie flaki, żeby tylko jej dopiec. I to tylko tyle? Tylko tyle miał jej do zaoferowania, do zarzucenia? Musiał zdecydowanie przespać historię rodu Sforzów! Pominął zdobycie siłą Mediolanu, mnóstwo nieślubnych dzieci, rozwiązłość, okrutny temperament, wygnania, wtrącenia do lochów i inne takie… Straszliwe nudy!
Za to bardzo rozbawił ją komentarz, jakoby tutaj, w Wielkiej Brytanii, aby być na szczycie, nie trzeba posuwać się do intryg. Wystarczy coś sobą reprezentować. W tym momencie widziała Avery’ego jako niewinne, biedne dziecko, które naprawdę wierzy, że świat jest dobrym i bezpiecznym miejscem, a sukces osiąga się nie siłą i przebiegłością, lecz pięknym uśmiechem, ładnymi oczkami i szczerym, dobrym serduszkiem.
Czy on na pewno był potomkiem tych Averych? Jeśli tak, to nie wróżyła temu rodowi zbyt długiego przetrwania.
— Wystarczy coś sobą reprezentować, mówisz? Dajesz świetny przykład, Avery. W końcu Twój pradziadek wyłgał się od Azkabanu, a dziadek odsiedział wyrok za wspomaganie czarodziejskiego Hitlera i mordowanie, jak Wy to tutaj mówicie, szlam. Podczas gdy u nas, we Włoszech, Hitlera i Mussoliniego się pokonywało i miażdżyło. Ale masz rację. Na szali kradzież wersus nieuzasadniony masowy mord, to pierwsze jest zdecydowanie gorsze – dodała ze słyszalnym sarkazmem w głowie, oglądając, niby ze znudzenia, swoje paznokcie.
Tak samo nie zareagowała, kiedy wyciągnął różdżkę, żeby pozbyć się plamy i nieprzyjemnego zapachu kociego moczu. Nie zmieniło to jednak faktu – jego buty nadal pozostawały paskudne. Może nieco mniej lśniące po braku kałuży.
Uniosła na niego dopiero swoje spojrzenie, kiedy zasugerował, że futro kocura będzie pasowało do jej oczu.
— Właśnie o tym mówię. Jak to mówią, the seed is strong – dorzuciła, żeby jeszcze bardziej go podenerwować, przytykając przy okazji, że jest dokładnie taki sam jak jego pradziadek i dziadek razem wzięci.
Czymś, czym ją zaskoczył, było zaproszenie do środka. Uśmiechnęła się z rozbawieniem, a potem nawet się zaśmiała na taką propozycję. Brzmiał jak ostatni desperat!
— Aż tak bardzo cierpisz na brak kobiecego towarzystwa, Avery? Co się z Tobą stało? Takie problemy w tak młodym wieku? – zapytała bezczelnie, doskonale świadoma, po jak grząskim gruncie działa. – A gdzie się podziała Twoja mała siostrzyczka, hm? Nawet ona już nie chce dotrzymywać Ci towarzystwa? – dorzuciła jeszcze, nadal przyglądając się nieco lekceważąco swoim paznokciom. – To strasznie przykre. W zasadzie naczelny casanova Slytherinu, wszystkie kobiety jego, nagle został bez ani jednej towarzyszki. Musisz czuć się bardzo… samotny. – Spojrzała na niego, ale jeśli myślał, że w jej oczach znajdzie współczucie, bardzo się mylił. Bianca bawiła się w najlepsze. – Nic dziwnego, że desperacją trąci od Ciebie na kilometr.
Zastanawiała się, czy już powinna się zawijać, czy jeszcze trochę poczekać i go pognębić.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 0
Argos - choć wydawał się jedynie kolejnym hodowanym przez rodzinę arystokratą - faktycznie był tylko głupim i niezwykle naiwnym dzieciakiem. W jakimś stopniu zdawał sobie z tego nawet sprawę, a mimo to nigdy nie próbował nic z tym faktem zrobić. Zawsze tylko wykonywał polecenia rodziny, nie do końca potrafiąc odnaleźć swoje miejsce w świecie i wmawiając sobie, że wpajane mu wartości są jedynymi słusznymi.
Na słowa o dziadku zareagował głośnym śmiechem, brzmiącym tak szczerze i radośnie, że osoby postronne mogłyby uznać, iż Bianca właśnie skończyła opowiadać jakiś świetny żart. Przyzwyczaił się już do zaczepek dotyczących jego rodziny - w erze, w której przeważała niezdrowa tolerancja wobec brudnych, spotykał się z tym wyjątkowo często.
— Widzę, że dużo wiesz o mojej rodzinie, Sforza. Czyżbysz czaiła się na moje nazwisko? Cóż, na pewno znaczy więcej od twojego. — wyszczerzył ząbki, po chwili kręcąc jednak głową i wykrzywiając buźkę w grymasie zwątpienia. — Szkoda tylko, że wygadujesz totalne głupoty. Nieuzasadniony masowy mord? U was, we Włoszech, muszą robić wam niezłe pranie mózgu... Mój dziadek faktycznie odsiedział wyrok, jednak - jak się szybko okazało - niesłusznie. A ty, jako Sforza, powinnaś być ostatnią osobą opowiadającą o takie oszczerstwa. No, ale hipokryzję chyba macie w genach. — wzruszył ramionami. Nie dbał o winy swoich dziadków - pan ojciec twierdził, że działali w dobrej sprawie, że byli niezrozumiani, ale na pewno mieli dobre intencje. I tego się trzymał.
Kolejne słowa skwitował wywróceniem oczami.
— Och, daj spokój, Sforza... Nie każda propozycja wspólnego spędzania czasu musi kończyć się tym, co ciągle chodzi ci po głowie. Rozumiem, że nie prowadzisz się jak prawdziwej damie przystało, ale mogłabyś chociaż udawać. A może tak się u was prowadzicie? Właściwie to wcale bym się nie zdziwił. — odparł.
Dopiero na wzmiankę o siostrze zareagował nieco żywiej. Wyprostował się jeszcze bardziej niż powinien, a oczy zabłysły mu jak u jastrzębia - zupełnie jakby był wyczulony na każde słowo dotyczące Aspasii. Bo w sumie to był! Nie miał jednak czasu tego przeanalizować, bo Bianca kontynuowała gadkę, tym razem dotykając tematu jego samotności. Nagle zdał sobie sprawę, że rzeczywiście był trochę samotny - pod koniec szóstej klasy pozbył się większości znajomych, niemal w całości poświęcając się nauce. I chyba najbardziej w tym wszystkim bolało go to, że we wszystkim uświadomiła go pieprzona Bianca Sforza.
No, kompletnie wybiła go z rytmu!
— Nie jestem na tyle zdesperowany, żeby się tobą zainteresować, kochana. Zbyt łatwa zdobycz zazwyczaj nie smakuje zbyt dobrze... — odpowiedział w końcu. — A teraz pokaż, że masz w sobie coś z damy, zabierz tego pchlarza i znajdź sobie jakąś atrakcję. Jeśli chcesz, to później mogę porozmawiać z kolegami... może któryś się na ciebie skusi. — dokończył. Ostatecznie zaś odwrócił od niej wzrok i bezceremonialnie rozłożył się na siedzeniach, przymykając przy tym oczy. Czas na sen!
Zadanie:[4] It's a kind of magic
Uczestnicy: Bianca Sforza
Progress:Uzupełnij w przypadku zadań, które mają etapy i/lub trwają kilka postów
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 87
To było nawet dość zabawne. Avery próbował ujadać jak mały, rozjuszony ratlerek, którego tylko drażniono. I te wszystkie słowa! To, jak próbował nieudolnie odbijać piłeczkę! Och, nie z takimi graczami miała już do czynienia, i obelgi mogły spłynąć po niej jak po kaczce. Włącznie z przytykami, że miałaby się nie prowadzić jak należy. Kto jak kto, ale był ostatnią osobą, która powinna jej coś takiego wytykać.
— Nie wiem jak Ty, ale ja nie przesypiałam historii magii i magicznych rodzin – rzuciła, zerkając na niego nadal lekceważąco. – I może słaby ze mnie psycholog, ale wydaje mi się, że masz jakiś kompleks z wielkością swojego nazwiska – dorzuciła z bardzo wyczuwalnym podtekstem, gdy na jej wargach błąkał się szyderczy wręcz uśmieszek – skoro myślisz, że każda chciałaby je nosić.
W gruncie rzeczy, mimo iż Bianca była zaręczona, była dumna z nazwiska, które ona nosiła. Sforza brzmiało dumnie, niosło za sobą ogromną moc. Nie wstydziła się go – ale też nie miała zamiaru rozpowiadać wszystkim wokół, jak bardzo ono jest znaczące. O nie. Historia pokazała jej, że o wiele bardziej warte od słów są czyny. I to na nie stawiała.
Uniosła za to z niedowierzaniem brwi, kiedy opowiedział jej kompletnie alternatywną część historii. Pranie mózgu we Włoszech? Jemu zrobili pranie mózgu, i to naprawdę solidne, jeśli myślał, że jego dziadek, morderca, był skazany za niewinność.
Jasne. A wszyscy mugole i mugolacy, których zabił, sami podłożyli mu się pod różdżkę i popełnili zbiorowe samobójstwo.
— Wiesz co… - momentalnie szkoda jej było wręcz słów. Nawet mu trochę współczuła. – Ktoś, kto Ci sprzedał taką wersję historii, zrobił Ci okropną krzywdę. I nawet mi Ciebie trochę żal.
Stwierdziła, że nie ma sensu kopać się z koniem, a przede wszystkim – z niedouczonym głąbem. Nie wiedziała, kto mu wpoił taką wersję historii, ale kiedyś się to na nim odbije. W końcu odebranie błędów przodków odbierało również szansę wyciągnięcia z nich wniosków.
— Och, tak? – zapytała zaczepnie, powstrzymując śmiech. – To może mi powiesz, jak Wy, tutaj, w Wielkiej Brytanii, się prowadzicie? – mówiąc to, odepchnęła się od drzwi przedziału i podeszła bliżej, aby nachylić się nad nim nieco. – Na przykład opowiedz mi o tym trójkącie z Travers. A może to był już czworokąt? Braliście ją wszyscy na raz, czy każdy jeden po kolei? I przede wszystkim, tu, w Hogwarcie, czy pod jej dachem, z rodzicami w drugiej komnacie? – zapytała z bezczelnym uśmieszkiem błąkającym się na ustach. Ale to nie było jeszcze wszystko… - Ale przede wszystkim… - wyprostowała się, by skrzyżować ponownie ramiona pod biustem – czy Twoja mała siostrzyczka już wie o tym, jakim jej cudowny braciszek jest zboczeńcem? Czy nikt jej jeszcze nie zniszczył życia i nie wyjawił jej prawdy?
Miało zaboleć. Oj, miało. Ale to nie wszystko – miało też wzbudzić lęk, że ona o tym wiedziała. I nic nie powstrzymywało jej przed tym, aby w tym momencie nie pójść i nie oznajmić Aspasii Avery wieści, które najwidoczniej znał już każdy, oprócz niej samej. Ciekawa była, czy to z litości czy zniesmaczenia. Bo nie sądziła, że z sympatii do niej.
Jakby na znak, że naprawdę mogłaby to zrobić, przeszła o kilka kroków w stronę drzwi przedziału… nim postanowiła odwrócić się i usiąść na przeciwległym siedzisku. Leonardo, wyczuwając okazję, wskoczył jej na kolana i ułożył się wygodnie.
— Twoi koledzy, jak i zresztą Ty, nie jesteście w moim guście – dodała, rozpierając się wygodnie o siedzisko, oparcie i podłokietnik. Zarzuciła nogę na nogę, jedną wolną ręką głaszcząc śliskie futerko swojego kota. – Zanudziłabym się z Wami na śmierć – mówiąc to, wymownie zasłoniła usta, jakby miała zaraz ziewnąć. Może nawet to zrobiła. – Umiecie tylko szczekać, jak wszystkie małe kundle. Tacy jak Wy mogliby zachwycać tylko francuskie księżniczki. One lubią towarzystwo pudelków.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 0
Bianca była straszną suką, ale jednocześnie - gdzieś pod powłoką tej nieznośnej i kapryśnej laski - naprawdę charyzmatyczną dziewczyną: na tyle charyzmatyczną, że nawet kłócąc się z nią miał ochotę szczerze się roześmiać. Na przykład rozbawił go tekst związany z wielkością nazwiska, który - choć chyba powinien go obrazić - okazał się niezwykle zabawy.
— Myślę, że żaden Avery nie ma się czego wstydzić. — odpowiedział krótko. Czy nie miał racji? Już pomijając oczywiste podteksty, to istniało na świecie naprawdę niewiele rzeczy, których by się wstydził, a na pewno nie zaliczało się do nich nazwisko! Pewnie przeciętny nastolatek wstydziłby się dziadka mordercy, ale Argos się do tego grona nie zaliczył - on go dodatkowo bronił, ślepo wierząc w jego niewinność. No, ale zachowując taką postawę miał okazję pośmiać się z ludzi, którzy twierdzili, że dopieką mu przy wypominaniu grzechów przodków. Nie tym razem. On czerpał z tego dziwną satysfakcję! Zachowywał się tak jakby ci przodkowie rzeczywiście mu imponowali!
— Krzywdę? Ja się czuję bardzo dobrze. A ty chyba zainteresowałaś się moimi przodkami na tyle mocno, że zapomniałaś o przewinieniach swoich... — odparł na jej następną wypowiedź. O ile nieustannie wybielał dziadka i pradziadka, to doskonale wiedział, że każda czystokrwista rodzina miała sobie wiele do zarzucenia, szczególnie jeśli nazywali się Sforzami!
Podeszła bliżej i nagle poczuł się dziwnie, jakby zmniejszenie dystansu w jakimś stopniu go zdekoncentrowało. I chyba tak właśnie było, bo przez cały czas myślał jedynie o tym, że Bianca zaraz wybuchnie śmiechem i opuści przedział, być może zapominając przy tym o kocie, bo chyba tak właśnie o niego dbała! Ale nie! Na razie toczyła tę swoją grę i chyba dobrze się bawiła, szczególnie wypominając mu głupie wybryki z przeszłości.
Cóż, zabawa z Travers może i nie była specjalnie chwalebnym dokonaniem, ale nie przypuszczał, że aż takim, by ktokolwiek jeszcze o tym pamiętał. No cóż - miał nauczkę. Niektóre rzeczy powinno trzymać się w sekrecie, nawet jeśli w danej chwili chcesz podzielić się tym z całym Pokojem Wspólnym.
— Och, przestań udawać, że jest to dla ciebie tak szokujące... założę się, że we Włoszech podobne zachowania są na porządku dziennym. — odparł.
No, ale nagle przesadziła. Wspomnienie Aspasii, na dodatek w takim kontekście, jakby automatycznie poderwało go do góry. Gdyby na miejscu Sforzy stał ktokolwiek inny, to pewnie by się tym w ten sposób nie przejął, ale... no właśnie. To była Bianca Sforza. Pieprzona Bianca Sforza. Ta dziewczyna zwyczajnie nie znała granic: jeśli chciała coś zrobić, to po prostu to robiła, nie przejmując się ewentualnymi szkodami. I chyba to go właśnie tak przeraziło.
Drgnął więc, gdy tylko ruszyła w stronę drzwi przedziału - odprowadził ją niespokojnym wzrokiem, uspokajając nerwy dopiero wtedy, gdy ta nagle zajęła miejsce. Sam przysiadł, choć tym razem dziwnie sztywny, wyraźnie zbity z tropu.
Trzymaj nerwy na wodzy. Pan ojciec uczył go, że nigdy nie należy reagować gwałtownie, więc zamierzał chociaż udawać opanowanego. Inna sprawa, że niestety nie wychodziło mu to zbyt dobrze, co towarzyszka mogła zaobserwować. Wystarczyło spojrzeć na drżące, zaciśnięte w pięści dłonie czy napięte mięśnie. I pomyśleć, że wystarczyło wspomnieć o jego siostrze! Tyle trzeba, żeby wytrącić z równowagi dziedzica tych Averych.
Siedział tak w ciszy - wzrok miał wbity w oparcie siedzenia naprzeciwko, choć przez cały czas słuchał wywodu nastolatki.
— Ja też wolę francuskie księżniczki, nie niewychowane włoskie damulki. — parsknął, po czym wysłuchał jej dalszej wypowiedzi. — Zresztą, do tej pory sama tylko szczekałaś, a mało robiłaś... — wyrzucił, gryząc się nagle w język, bo brzmiało to tak jakby ją do czegoś podpuszczał. A trzeba zaznaczyć, że miał też czego się obawiać! Wiedział, że w każdej chwili może wstać i znaleźć jego siostrę. A jednak jakoś nie potrafił ugryźć się w język!
— Zresztą, twoja rodzina musi darzyć cię wielkim szacunkiem, skoro postanowili wydać cię za jednego z tych znienawidzonych pudelków. Wiesz już kiedy wygonią cię z domu? Przedtem przydałoby się trochę popracować nad twoim językiem, bo z takim zachowaniem niewielu z tobą wytrzyma. — dorzucił. Bianca mogła wierzyć w sobie w co zechce - nawet w to, że osiągnie sukces, ale na Wyspach większość czystokrwistych rodzin traktowało kobiety jak bezmyślne maszynki do rozrodu. I ona pewnie nie była wyjątkiem. No, chyba że zamierzała ratować się temperamentem! Albo trafiła na nieco mniej konserwatywną rodzinę. W każdym razie życzył jej związku z przedstawicielem możliwie najgorszego rodu - może to by ją utemperowało?
— Swoją drogą, termin mojego zaproszenia minął. Możesz już grzecznie opuścić przedział i zająć się wychowywaniem pchlarza. Może jeśli w końcu uda ci się wychować kota, to poradzisz sobie też z dziećmi?
Zadanie: [4] It's a kind of magic
Uczestnicy: Bianca Sforza
Progress: jeszcze brak
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 87
Bianca roześmiała się tylko głośno na stwierdzenie, że żaden Avery nie ma się czego wstydzić.
— Tak się tam pocieszacie? – spytała bezczelnie, nakręcając przy okazji na palec jeden z ciemnych kosmyków włosów. Ale poważnie, zachowanie Argosa bardzo przeczyło koncepcji, jakoby nie miał się czego wstydzić. Wręcz raczej zachowywał się, jakby chciał sobie coś wynagrodzić…
Ta rozmowa powoli zaczynała ją nudzić. Była trochę jak kopanie się z koniem. Albo walka ze świnią w błocie. Po jakimś czasie świni zaczyna się to podobać… A argumenty Argosa były ciągle dokładnie takie same. Przyjmował formę defensywną i marnie próbował się jej odgryzać. Ciągłe przypominanie jej, że jej przodkowie wcale nie są święci… Oczywiście, że nie byli! Powiedziałaby więcej. Nikt, kto obecnie jest u władzy, nie zdobył jej, będąc świętobliwym. Ani Sforzowie, ani Avery. To, że akurat ten Avery postanowił być na to głuchy i ślepy, nie znaczyło, że prawda była inna.
Dlatego nawet nie chciało jej się już odpowiadać na tę żałosną zaczepkę, bo i tak by do niczego nie doprowadziła.
Zaśmiała się tylko na kolejny komentarz, że we Włoszech takie zachowania na pewno są na porządku dziennym.
— Chyba powinnam wysłać sowę do Twoich rodziców, że przysypiałeś, ucząc się historii. Mylisz Sforzów z Borgiami.
To prawda, że Sforzowie nigdy nie należeli do cnotliwych, już sam założyciel mógł pochwalić się ośmiorgiem nieślubnych dzieci, jednakże dzikie orgie nadal należały do specjalizacji rodu Borgiów, szczególnie za czasów renesansu, kiedy Rodrigo bezpiecznie piastował urząd papieża i pozwalał na takie rzeczy.
Jego nagłe poruszenie sprawiło jej nie lada satysfakcję. Osiągnęła to, co chciała osiągnąć. I nie, nie zamierzała niszczyć małej Aspasii życia. Przynajmniej jeszcze. Nie, nie, o wiele zabawniejsze w tym momencie było zabawianie się jej bratem i jego nerwami. Znając tę jedną słabość, mogła manipulować nim jak marionetką. Może nawet mogłaby go zaszantażować…
Ale w tym momencie nie miała na to ochoty. Ani celu, żeby go wykorzystywać. Po prostu siedziała, z bardzo zadowoloną miną. Uniosła jedynie brwi, kiedy stwierdził, że sama szczeka, a niewiele robi. Naprawdę chciał, aby poszła krok dalej? Czy on także nie miał żadnego instynktu samozachowawczego? Znał ryzyko, przed chwilą o mało nie zszedł na zawał na myśl, że mogłaby pójść i znaleźć jego siostrę, i szepnąć jej coś na uszko…
Coś, co pewnie zniszczyłoby jej ślepą wiarę w niego.
Argos jednak nie dość, że ją nudził, to zaczął irytować. Jeśli taki był naprawdę, to współczuła wszystkim kobietom, które nabrały się na ten jego czar. Albo pieniądze. Pewnie bardziej to drugie, bo czaru nie miał za grosz. Znała wielu chłopaków z niearystokratycznych rodzin, którzy klasy mieli więcej niż on. I chociaż próbował ją wygonić, westchnęła głośno i nachyliła się ku niemu. Niezadowolony ze zmniejszenia przestrzeni Leonardo zeskoczył z jej kolan na siedzisko.
— Wiesz co, nie wiem, za kogo się uważasz, ale jeśli myślisz, że jesteś dżentelmenem z wielkiego rodu, to tylko chyba w oczach swojej mamusi. Nie wiem, czy powinnam nazwać Cię hipokrytą, szowinistą, idiotą czy spermiarzem. Mam wrażenie, że wszystkim na raz. Powinnam Ci pogratulować takiej mieszanki, bo jest spotykana niezwykle rzadko. I współczuję Twojej narzeczonej. Gdybyś szanował kobiety chociaż w połowie tak, jak szanujesz swoją siostrę, byłbyś naprawdę fajnym facetem, nie skończonym dupkiem jak teraz. – Stwierdziła, zabierając nogę ze swojej nogi i zamierzając już wstać, jednakże… Ponownie skierowała swój wzrok na niego. Niech uzna to za wyraz dobrej woli. – Powiem Ci coś, jak ostatni kłamca największej szumowinie. – Wskazała na niego palcem, jakby zamierzała mu coś wytłumaczyć. – Możesz okłamać każdą jedną osobę chodzącą po tej ziemi. Swojego ojca, matkę, kolegów, nauczycieli, kumpli z biura, szefa, każdego. Ale nigdy nie okłamuj osób, które Cię kochają, i które Ty kochasz. Bo kiedy świat obróci się przeciwko Tobie, one jako jedyne zostaną po Twojej stronie, żeby ratować Twoją zakłamaną dupę. Ale niech tylko stracą do Ciebie zaufanie, zdradź ich, a zostaniesz sam jak palec. I zginiesz. Uznaj to za przejaw mojej dobroci, a zrobić sobie z tą radą możesz co chcesz. Możesz sobie nią podetrzeć dupę, wszystko mi jedno – wzruszyła ramionami, po czym podniosła się i zabrała kota z siedziska. – Andiam, Leonardo. Sono annoiata, e qui non troveremo una buona compagnia.
Otworzywszy jedną ręką drzwi przedziału, rzuciła jeszcze tylko jedno spojrzenie na Argosa, nim postanowiła wyjść.
Niech sobie robi, co chce.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 0
Wszystkiego było za dużo. Wzmianka o Aspasii tak bardzo zbiła go z tropu, że ciągle o niej myślał, nawet kiedy słuchał Sforzy. Czy naprawdę była w stanie posunąć się do zniszczenia światopoglądu niewinnej piętnastolatki? Trochę go to martwiło.
A na pewno martwiło bardziej niż półżartobliwa opcja poinformowania właścicieli Perły o rzekomych brakach w wiedzy ich syna.
— Wątpię, że przejęliby się brakiem wiedzy na temat jakiegoś przeciętnego włoskiego rodu. — odparł, oczywiście nie mając racji, bo pewnie by się wkurzyli! Zresztą, doskonale pamiętał trwającą kawał czasu lekcję o Sforzach! Trzeba przyznać, że choć państwo Avery zdecydowanie bardziej przykładali wagę do rodów pochodzących z wysp brytyjskich, najczęściej o zbliżonych poglądach do poglądów Averych, to mimo wszystko wymagali od latorośli znajomości i innych nazwisk, nie pomijając nawet Longbottomów.
— Ojej, cóż za wyszukane obelgi... — westchnął, gdy wymieniała wszystkie słowa, które najwidoczniej miały go obrazić, a w rzeczywistości w jakimś stopniu go znudziły. Choć sam Avery był przekonany, że wygaduje głupoty, to osoba postronna, przynajmniej w lekkim stopniu znająca Argosa, pewnie przyznałaby jej rację. Hipokrytą był na pewno, i to pewnie większym niż cały Hogwart razem wzięty! Szowinistę pewnie w jakimś stopniu z niego zrobiono, choć dżentelmenem bywał naprawdę często! Idiotą chyba po prostu się urodził, bo tylko taki wierzyłby w wszelkie głupoty wygadywane przez ojca, ale.... — Hej, nie jestem spermiarzem! — wybuchł nagle, bo to właśnie ta część najbardziej go poruszyła. Dopiero po chwili zrozumiał, że zamiast zaprzeczyć wszystkiemu, zaprzeczył tylko tej części, więc odchrząknął i kontynuował temat. — To znaczy... idiotą też nie. No i szowinistą. Jeśli chodzi o hipokrytę, to możemy dyskutować, ale skłaniałbym się ku temu, że jednak nim nie jestem. — kiwnął głową, jakby tym głupim gestem próbował przekonać się do własnych racji. Co się z nim w ogóle działo? Czy to ta wzmianka o Aspasii zbiła go z tropu? Czuł się kompletnie ogłupiały, jakby nie do końca docierało do niego, co ta Sforza do niego wygaduje.
Potem chyba już na dobre się zirytowała, bo wskazała na niego palcem i rozpoczęła nieco dłuższy wywód. Choć przez cały czas patrzył na nią ze znudzeniem, to w rzeczywistości z każdym słowem musiał się zgodzić! Właściwie to nawet - może jak już zostanie sam i odpocznie - nad wszystkim się głębiej zastanowi. Na razie jednak nie zamierzał dawać jej tej satysfakcji i znowu jedynie wzruszył ramionami.
— Cóż to za czcze gadanie, Sforza? A myślałem, że to ja przesadziłem mówiąc, że tutaj wystarczy coś sobą reprezentować. Może jeszcze powiesz mi, że liczy się siła przyjaźni i miłości? — parsknął. — W każdym razie... życzę ci miłego dnia. Niech prawda będzie z tobą... — dorzucił tylko. Nie zamierzał powstrzymywać jej przed opuszczeniem przedziału, bo i tak już zepsuła mu humor! No i ten głupi kocur! Po co w ogóle przywlokła go do Hogwartu?
Następnie - gdy już, i o ile wyszła - rzucił na drzwi zaklęcie, które miało zapewnić mu spokój. Pytanie tylko czy zadziałało? Nie zamierzał tego sprawdzać, mając jedynie nadzieję, że już nikt nie spróbuje zakłócić jego spokoju.
— Colloportus.
z/t x2
Kostka: 5
Zadanie: [4] It's a kind of magic
Uczestnicy: Bianca Sforza
Progress: 3 / 3 zaklęcia rzucone, zakończone.
|