Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Witrażowy Korytarz Miejsce setek świateł, niestety niezbyt długie, acz i tak miło przejść się tędy między zajęciami. Korytarz ten położony jest blisko głównych korytarzy między piętrami, przez co większość czasu i tu jest dość spory ruch, nie ma co liczyć na prywatność i spokój w czasie wolnym
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 137
11 wrzesnia; 10:30
W zasadzie na dzisiaj Miles nie planował nic poza nocną imprezą. No dobra, on raczej ogólnie nic nie planował, mistrz spontanicznego działania (i niedopowiedzialnego, o czym warto wspomnieć), jednak dzisiaj to w ogóle tak wcale! Nie wiedział co ze sobą zrobić. Myśląc już o nocnych harcach, zmierzał ku bibliotece poszukać weny czy coś. Dla wielu to nudne miejsce, dla niego wypełnione książkami, które w słowach chowają złoto. Aż dziwne, że z takim podejściem był Ślizgonem, ale mniejsza. Może to właśnie ta odpowiedzialaność go skreśliła.
A potem zobaczył Biancę. Od początku podobał mu się ten korytarz, ale nie spodziewał się jakim ta dziewczyna cud go zaleje uczuciem i inspiracją znikąd oczekiwaną. Jako osoba niezwykle wrażliwa artystycznie, aż zwolnił mocno kroku gdy jego oczy zalśniły jak same witraże. Patrzył na dumną sylwetkę, szlachetny krok, zmierzające ku niemu. Szła powoli, jako że oboje mieli teraz ogrom wolnego przed następnymi zajęciami i nigdzie biegać nie musieli. To tylko dodało scenie wydźwięku, gdy patrzył jak przez jej nieskazitelną, idealną buzię przechodzą kolory, każde możliwe, odbijające się z witraży. To dziwne jak nagle czas zwolnił gdy jej ciemne oczy napotkały jego.
Jako wizjoner, widział to wszystko bardzo wyraźnie i intensywnie. Czekoladowe włosy spływające niczym wodospady na jej wąskich ramionach. Pełne usta i zgrabny nos, bez skazy, przyjmujące na siebie niczym płótno te żywe, piękne kolory. Krok niemal królewski i duma sprawiające jakby sama była panią tego światła.
Zatrzymał się przed nią z miną pełną fascynacji i zachwytu widocznych nawet z daleka, po czym wyciągnął rękę, by ująć jej dłoń i nakrywając drugą. Pokręcił na bezdechu lekko głową.
- Bianca, moja bogini piękna, gdybyś tylko widziała co ja widzę. - Powiedział cicho, acz pewnie, po czym, naturalnie, musiał dodać wniosek tego wszystkiego: - Uczyń mi zaszczyt i pozwól się namalować, w świetle podobnym do tego, bowiem prezentujesz się w nim zjawiskowo.
I nagle wszyscy powinni wiedzieć dlaczego aktualnie z większością swoich modeli - lub nie - sypia.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 87
Piątek był dla niej dniem częściowo łaskawym, a częściowo też i nie. Z jednej strony – mogła się wyspać (i tak dnia dzisiejszego na przykład przegapiła śniadanie), z drugiej – jej lekcje ciągnęły się wręcz w nieskończoność i kończyła je bardzo późno, prawie o osiemnastej. Toteż z jednej strony lubiła ten dzień, z drugiej jednak nie.
Ubrana jeszcze wyjątkowo w jasnoniebieską, koronkową sukienkę oraz dżinsową kurteczkę, przemierzała niespiesznie kolejne korytarze zamku, w celu dotarcia do kuchni i podjedzenia czegoś skrzatom. Śniadania dzisiaj zjeść nie zdążyła, a czekały na nią dwa zielarstwa pod rząd, zanim doczekałaby się jakiegoś posiłku, a to by oznaczało praktycznie cztery godziny głodu… To nie był dobry pomysł.
Nie przejmowała się za bardzo mijanymi po drodze postaciami, toteż nie od razu zawiesiła spojrzenie na tej jednej, która akurat stała na drugim końcu witrażowego korytarza. Dopiero kiedy poczuła wwierajacy się wręcz w nią wzrok, spojrzała na chłopaka i… rozpoznała w nim Milesa. Jej usta wygięły się w delikatny łuk. I chociaż na początku myślała, że Ślizgon jedynie zaczepi ją na niezobowiązującą rozmowę, to jego mina… Cóż, jego mina zdecydowanie mówiła coś innego.
Gapił się na nią co najmniej, jakby właśnie zobaczył anioła zstępującego z niebios. Aż na chwilę odwróciła głowę, aby sprawdzić, czy przypadkiem nikt nie stoi za nią – Miles potrafił patrzeć na świat nieco inaczej, więc i może tym razem zobaczył coś, czego ona nie widziała?
Ale nie. Patrzył na nią. Potwierdził to jego dotyk, kiedy złapał ją za dłoń, nakrył drugą i kręcił głową tak, jakby właśnie zaparło mu dech w piersiach. A po chwili jego słowa…
Uśmiechnęła się z odrobiną rozczulenia. Zawsze podziwiała to, jak Miles potrafił patrzeć na świat. Różnili się od siebie tragicznie – ona była typem wojowniczki, on był artystą, ale nie uważała siebie za skończoną ignorantkę. Naprawdę imponowało jej spojrzenie na świat Villiersa, oraz przelanie tego spojrzenia na płótno. Gdyby mogła, pewnie zatrzymałaby dla siebie wszystkie swoje obrazy. Inna sprawa, że najczęściej nie miałaby gdzie ich powiesić, bo na znacznej większości była… naga.
Spojrzała więc na niego z odrobiną rozczulenia, a jej uśmiech znacznie poszerzył się, gdy prawił jej tak piękne komplementy. Wcale nie musiał prosić jej drugi raz, tyle że… był malutki problem.
— Wiesz, że zawsze z przyjemnością pozwolę Ci się namalować. Ile razy tylko byś zechciał – powiedziała, nie przebierając w podtekstach. Zmrużyła odrobinę oczy, po czym zbliżyła się do niego o krok, zmniejszając jeszcze bardziej dzielący ich dystans do… niemalże intymnego. – Ale mam zaledwie czterdzieści pięć minut do zaczęcia zajęć. Kończę je dopiero o osiemnastej… Czy Twoja wena może czekać aż tak długo? – zapytała, unosząc delikatnie brew.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 137
Pewną istotną i powtarzalną kwestią w malarstwie, jego w szczególności, była nagość. Od średniowiecza to była nieodzowna część twórczości większości najznamienitszych malarzy. Wielu jednak tego nie rozumiało, szczególnie w tej szkole ignorantów, i trwali w przekonaniu, że po to tylko akty malował, by się "na cycki napatrzeć", czy inne części ciała. Był oburzony, bo gdyby tak było, zwyczajnie by podrywał i flirtował tylko i wyłącznie, a potrafił, albo kupił kilka magazynów, co to za problem? Naturalnie, dla oka super przyjemne obrazy, ale ze sztuki nie należało sobie kpić, on był od tego szalenie daleko. Sztuka była ważna.
Bianca to rozumiała. Naturalnie, mieli też seksualne uniesienia między sobą, ale była to swobodna chęć, a nie dążenie poprzez malarstwo, ot co! Gdyby nie chciała i jedynie zgodziła się pozować, byłby z tym absolutnie więcej niż usatysfakcjonowany, i wciąż by niemal przed nią na kolana padał jako swoją ulubioną modelką. Jej pewność siebie, wiara w jego zdolności, ba, to, że w ogóle je doceniała! A przy tym była absolutnie wzorcem piękna i nie mógł powiedzieć żeby jej nie uwielbiał całkowicie, była jego osobistą muzą.
Jej odpowiedź co prawda nie była tą idealną, jaką by sobie wymarzył, ale i tak miał ochotę ją ucałować w nagrodę.
- Słońce, na ciebie moja wena poczeka tak długo, jak będzie trzeba, mimo że to rani moje pełne inspiracji serce. - Gdy się zbliżyła maksymalnie, objął ją lekko jednym ramieniem, wciąż nie puszczając drugą ręką jej dłoni. Wyglądali w zasadzie jakby mieli zamiar tańczyć walca, ale to nic. - Uczynisz mi tą przyjemność po kolacji? O dwudziestej w pracowni malarskiej?
Z doświadczenia wiedział, że kobietom proponuje się termin od razu. Po pierwsze, z reguł były niedecyzyjne, po drugie, lubiły gdy faceci byli, nawet jeśli same mogły przejąć inicjatywę. Czasem jednak dobrze jest nie musieć, a on zdawał się doskonale zdawać sprawę z tej kobiecej potrzeby. I męskiej też, o dziwo, tylko faceci jeszcze unosili się dumą i potrzebą dominacji, trzeba było wyczuć co akurat im pasuje.
- Oczywiście nie musisz się jakkolwiek szykować, i tak zawsze reprezentujesz sobą definicję urody doskonałej.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 87
Uśmiechnęła się, słysząc odpowiedź Milesa. Miała nadzieję taką uzyskać, bo chociaż dla niego i jego weny mogłaby sobie odpuścić kilka dzisiejszych zajęć i bezczelnie wagarować, to jednak nie chciała narobić sobie problemów już na samym początku roku szkolnego. Jeszcze zdąży, i to zapewne nieraz…
Na jej twarzy pojawił się nawet cień czułości, kiedy stwierdził, że jego serce czuje się zranione przez zielarstwo (wcale by się nie dziwiła, sama by czuła się zraniona!) i miała zamiar nawet w jakiś sposób go pocieszyć, kiedy sam objął ją ramieniem, drugą ręką wciąż trzymając jej dłoń. Uśmiechnęła się, układając własną dłoń na jego ramieniu, niby w przedziwnej, zastygłej w miejscu tanecznej pozie.
Nie musiał pytać dwukrotnie. Co prawda był dzisiaj piątek, a wczoraj dostała liścik od Ethana odnośnie dzisiejszego wyścigu w Zakazanym Lesie i nawet rozważała, żeby na niego pójść, może zaangażować się w mały zakładzik (chociaż gdyby ten samospalający się list ją jednak poparzył, na pewno by nie poszło, a Ethanowi dodatkowo by się oberwało), ale bardzo szybko przekalkulowała, że znacznie lepsza zabawa ją czeka, gdy spotka się z Milesem i pozwoli mu namalować upragniony obraz.
— Wiesz, że dla Ciebie zawsze znajdę czas – niemalże szepnęła, puszczając mu przy tym oczko i unosząc dłoń, aby podarować mu delikatny, zaczepny pstryczek w nos.
W następnej kolejności uniosła nieco ich złączone dłonie i obróciła się wdzięcznie, tanecznym krokiem, zupełnie jakby przed chwilą tańczyli ze sobą walca.
— Dzisiaj, dwudziesta, pracownia malarska. Twoje pełne inspiracji serce dość szybko znajdzie pocieszenie – mruknęła zalotnie, po czym posłała mu całusa i pomachała na odchodne, wyswabadzając dłoń z jego uścisku, i zmierzając nieco szybszym krokiem w stronę kuchni.
Miała dzisiaj mało czasu, trzeba było się pospieszyć.
z/t x2
|