Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Komnata nauki Obszerna komnata będąca idealnym miejscem do nauki, czy to samotnie, czy w grupie. Znajdzie się tutaj miejsce dla każdego, bez obawy, że uczniowie zaczną sobie przeszkadzać. W chwili zajęcia miejsca na jednym z foteli, krzeseł czy kanap, na około tworzy się niewidoczna bariera tłumiąca wszelkie dźwięki z zewnątrz.
Za każde zaklęcie nauczone w tym miejscu każdy otrzymuje bonus w postaci +1 do danej umiejętności.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VII |
18 |
zamożny |
? |
Pióra: 0
5 września, godzina 16:59
Cały ten rok szkolny był jej dość… obojętny. Zaczął się, trudno. OWUTEMy za pasem, trudno. Nie martwiła się, bo wiedziała, że da radę – a tym bardziej wiedziała, że egzaminy te nie za bardzo przydadzą jej się dalej w życiu, bo i tak zamierzała dostać się na mugolski uniwersytet, a potem kopać w ziemi. I wykopywać historię czarodziejów. I potem spisywać ją na kartki i publikować w książkach. Ale, oczywiście, uczyła się też do egzaminów, bo chciała je zdać jak najlepiej – jej Krukońska ambicja jej nie pozwalała na lenistwo. Po prostu się nie stresowała.
Jedyne, co było odrobinę męczące, to wczorajsze spotkanie z Lucasem i odpowiadanie mu na pytania odnośnie jej matki – ale na szczęście dożyła dnia następnego i dzisiaj miała już spokój. Co więcej – mogłaby powiedzieć, że w całym zamku jest dziwnie cicho, jakby coś szykowało się do wyładowania atmosferycznego, gdyby Hogwart był pogodą. Dziwne. Ale nie narzekała. Było jej to na rękę.
Co prawda nie wiedziała, że tak będzie i wybrała możliwie najbardziej ciche miejsce w zamku na naukę zaklęć, ale to nie szkodziło. Lubiła tę komnatę, bo zawsze można było się tu skupić, a wiedza i umiejętności jakoś same wchodziły do głowy. Będzie musiała przyjść tu jeszcze kiedyś, bo zamierzała rozwinąć trochę bardziej swoje umiejętności i kiedyś nauczyć się wyczarowywać patronusa. Znanie magii pod kątem teoretycznym było ciekawe, ale o wiele lepsze było jednak jej praktykowanie.
Przyszła tutaj dosłownie parę chwil przed umówioną porą. Niedawno skończył się obiad, dlatego nie spieszyła się za bardzo i dała też Zanderowi chwilę na przetrawienie tego, co pewnie spożywał. O ile w ogóle był na posiłku, bo mogłaby przysiąc, że nie widziała go w Wielkiej Sali. Albo po prostu się minęli, tak się zdarza, szczególnie w weekendy.
Podeszła do jednego z regałów i wyciągnęła jakąś losową książkę, a następnie oparła się o ścianę i zaczęła czytać. Jakoś przynajmniej zabije czas oczekiwania na Krukona.
Ravenclaw |
0% |
Klasa VII |
18 |
średni |
Bi |
Pióra: 91
Zander cieszył się z powrotu do szkoły. Co prawda jego rodzice nie byli zadowoleni, że znowu pcha się do miejsca, które chciało napchać mu do głowy różnych, według nich, bzdur, niemniej on sam zaczął się już całkiem przyzwyczajać do tego, że magia może być użyteczna. Czy wiele razy sam nie skorzystał z niej w dobrym celu? Nie mógł udowodnić tego rodzinie, jeszcze nie teraz, ale kiedy tylko osiągnie pełnoletność… tylko czy pokazanie tego rodzicom nie wiązało się ze złamaniem zakazu o nie używanie czarów przy mugolach?
Miał czas, aby wszystko dokładnie przestudiować i dowiedzieć się dokładnie, czy pewne zakazy dotyczyły również rodziny i osób, które wiedziały o talencie, samemu go nie posiadając.
Póki co niemal każdą wolną chwilę spędzał w bibliotece albo Pokoju Wspólnym, ucząc się do zbliżających się egzaminów. Miał jasno wytyczony cel i chciał się do trzymać za wszelką cenę. Miał wiele do udowodnienia sobie, swoim rodzicom, jak również wszystkim osobom, które sądziły, że urodzeni w niemagicznych rodzinach powinni siedzieć w domu, a nie w Hogwarcie. Komentarze tego typu były dla niego paliwem, które wykorzystywał do motywowania samego siebie, kiedy wszystkie inne sposoby zawodziły. Czy w takim przypadku nie powinien być im wdzięczny?
Na dzisiaj umówił się z Shannon - dziewczyną z tego samego roku, z jego domu, z którą znał się niemal od początku szkoły, a która poniekąd wdrożyła go w te wszystkie magiczne bzdury, o których nie miał pojęcia w pierwszych latach nauki.
Wszystko wydawało się być idealne. Do czasu, aż po obiedzie (tak samo jak po śniadaniu i wczorajszej kolacji oraz połowie poprzedniego roku) nie dopadła go pewna dziewoja z Gryffindoru, która koniecznie chciała z nim porozmawiać, wymuszając na nim jakieś bardziej ustronne miejsce. Zaczynało go to denerwować, bo ledwo rozpoczął się nowy rok szkolny, a ta na nowo go atakowała, przytłaczając swoją obecnością.
Nic dziwnego, że się spóźnił. Na dodatek był w podłym nastroju. Jak miał się uczyć w takich warunkach?
-Cześć. Wybacz spóźnienie, drobne… nieporozumienia - mruknął, ostatecznie pojawiając się w sali.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VII |
18 |
zamożny |
? |
Pióra: 0
Shannon podniosła głowę dopiero, kiedy usłyszała głos Zandera. Książka nie była nawet za bardzo interesująca, ale i tak to było jedyne zajęcie, którym mogła wypełnić ten wolny czas, więc chyba wyłączyła się kompletnie z otoczenia. I z tego dziwnego letargu wyrwał ją właśnie Rivers.
Gdy podniosła wzrok i zarejestrowała, że Krukon już dotarł na miejsce, uśmiechnęła się nawet lekko i zatrzasnęła książkę, aby następnie odłożyć ją na miejsce. Niepotrzebnie przepraszał, nie była zła na spóźnienie. Chociaż z drugiej strony miał rację, rzadko jej się zdarzało być wyrozumiałą co do punktualności, więc przestała się temu dziwić. Skinęła jedynie głową na znak, że rozumie.
Ale dopiero kiedy wspomniał o nieporozumieniu, przyjrzała mu się nieco lepiej. Wyglądał na totalnie wyczerpanego i wypranego z jakiejkolwiek siły czy woli do jakiejkolwiek aktywności. W jaki sposób on w takim stanie chce się nauczyć zaklęć?
— Właśnie widzę, że wyglądasz, jakby przegoniło Cię stado centaurów – skomentowała jego niezbyt energiczny wygląd i odeszła od ściany, aby podejść nieco bliżej chłopaka. – Jesteś pewny, że chcesz się uczyć zaklęć w takim stanie?
Ravenclaw |
0% |
Klasa VII |
18 |
średni |
Bi |
Pióra: 91
Nawet, jeśli chciał, nie zawsze potrafił zrozumieć motywy niektórych osób. Czy jeśli ktoś nie wykazywał zainteresowania drugą stroną, nie znaczyło to, że nie jest… zainteresowany? Krukon za wszelką cenę próbował przypomnieć sobie, czy kiedykolwiek zrobił dla Gryfonki coś, co kazałoby jej go prześladować, ale poza tym, że był zwyczajnie miły, nie robił niczego ponadprogramowego. Czy właśnie bycie sobą sprawiło, że teraz miał kłopoty, które mu ciążyły? Czekał tylko na moment, aż pójdzie do łazienki, a w sedesie będzie czekała na niego ta panna.
Westchnął, czując wewnętrznie narastającą irytacją. Nie potrzebował rozpraszaczy w takiej postaci; miał na głowie ważne egzaminy. Już teraz czuł się pozbawiony siły, a rok szkolny dopiero się zaczął.
Liczył, że nauka z koleżanką pozwoli mu oderwać myśli i zapomnieć o nieprzyjemnym incydencie. Musiał zająć głowę czymś znacznie bardziej pożytecznym, niż obecnością dziewczyny działającej mu na nerwy. Ile można było przed nią uciekać? Może powinien pokusić się o rzucenie jakiejś klątwy? Nie był tego typu człowiekiem, ale czasami człowiek musiał uciekać się do sposobów, których normalnie nie akceptował.
-Uwierz mi, za stado centaurów byłbym wdzięczy - odpowiedział, uśmiechając się do niej lekko, kiedy podeszła. Musiał wyglądać okropnie, skoro postanowiła to skomentować. - Zdecydowanie. Muszę głowę zająć czymś innym, bo już wystarczająco czasu tracę. Może ty mi powiesz, co niektóre osoby mają w głowie zakłócając czyjś spokój - stwierdził. No ostatecznie Shannon była dziewczyną, więc może chociaż trochę przybliży mu rozumowanie tej płci, bo czasami nawet Zander wymiękał.
-Wybrałaś coś?
Ravenclaw |
75% |
Klasa VII |
18 |
zamożny |
? |
Pióra: 0
Uniosła nieco brew, kiedy stwierdził, że stado centaurów byłoby znacznie milej widziane. Zaintrygowało ją to w zasadzie. Może rzadko kiedy angażowała się w czyjeś problemy, ale ten przypadek zdawał jej się interesujący, przynajmniej na pierwszy rzut oka.
Przynajmniej dopóki Zander nie powiedział co-nieco na temat swojego dzisiejszego samopoczucia.
Shannon westchnęła głęboko i wywróciła odrobinę oczami. Nie dlatego, że problem Zandera był jakiś idiotyczny – po prostu zaledwie wczoraj miała taką właśnie sytuację. I też zastanawiała się, dlaczego padło na nią. Znaczy – wiedziała, dlaczego. Ale dlaczego? Było tyle innych osób do nękania, a ostatecznie historia magii i tak mało kogo interesowała w Hogwarcie…
Jednak nawet jeden natręt wystarcza, żeby zepsuć dzień.
— Powiem Ci, co mają w głowie – stwierdziła, krzyżując ramiona pod biustem. – Nic nie mają. Liczą się tylko ich egoistyczne potrzeby, a Ty masz im służyć w ramach zabawki – dodała z lekkim tonem irytacji i machnęła tylko ręką, odchodząc nieco dalej, aby się nie denerwować. Nie po to się tu spotkali.
Kiedy zapytał, czy coś wybrała, zerknęła na niego powątpiewająco.
— Miałam zamiar pouczyć się zaklęcia Patronusa. Myślałam, że też będziesz chciał, ale to strasznie wymagające zaklęcie i na pewno nie wykonasz go w tym stanie. A ja nie mam ochoty wynosić Twoich zwłok – dodała, unosząc kącik ust, jakby w geście rozbawienia. – Może czyjeś inne tak, ale Ty mi jeszcze nie podpadłeś. Więc jest coś, czego Ty byś się chciał pouczyć? Może ja coś umiem i mogłabym Cię poinstruować lepiej.
Na pewno umiała to w teorii. Czy w praktyce – to już inna para kaloszy.
Ravenclaw |
0% |
Klasa VII |
18 |
średni |
Bi |
Pióra: 91
Zander nie nawykł narzekać. Niemal zawsze wszelkie problemy trzymał dla siebie uważając, że inni nie musieli o nich wiedzieć. Dzięki temu nie dawał im czegoś, co mogliby wykorzystać przeciwko niemu w chwili, w której zapewne najmniej by się spodziewał.
Bywały jednak dni, kiedy zwyczajnie nie dało się wszystkiego dla siebie zatrzymać. Frustracja wylewała się z człowieka ze wszystkich stron, ostatecznie przedostając się na rozmówcę. Dzisiaj padło na Shannon, z którą był umówiony. Nigdy specjalnie nie rozmawiali o problemach, ale kto wie, może o to właśnie chodziło? Że była osobą, która co najwyżej wysłucha i puści w niepamięć, zamiast zachować na czarną godzinę, wykorzystując w akcie zemsty.
Uniósł lekko brwi, słysząc słowa koleżanki. Nie spodziewał się tak ostrego tonu, który jawnie sugerował, że sama miała jakieś nieprzyjemne przeżycia. Chyba oboje mieli do czynienia z osobami, z którymi zdecydowanie zadawać się nie chcieli.
-Pomyśleć, że życie byłoby zdecydowanie przyjemniejsze, gdyby niektóre osoby zwyczajnie nie istniały. Albo miały cokolwiek w głowie, dzięki czemu dałyby spokój tym, którzy nie chcą się z nimi zadawać - westchnął. Może powinien umówię tamtą pannę z jakimś swoim kolegą? Tylko czy chciał któregoś na to skazywać?
-Może być Patronus, bo prawdę powiedziawszy żadne inne zaklęcie do głowy mi nie przychodzi. Poza Bombardą, ale je mam opanowane. Będziemy się uczyć Patronusa z myślą, że jednak żadnych zwłok nie będzie - uśmiechnął się lekko. Wymagające zaklęcie, ale był na takim poziomie, że już dawno powinien się tego nauczyć. Nigdy jednak nie miał szczególnej okazji. - Kto ci podpadł, co? Wydajesz się być nabuzowana, może nawet bardziej, niż ja.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VII |
18 |
zamożny |
? |
Pióra: 0
Ach, tak, jakże wspaniały byłby świat bez wszystkich wrzodów na tyłku i much brzęczących koło ucha! No cudownie, żyć nie umierać, szkoda tylko, że życie nie funkcjonuje wcale na wspaniałych zasadach i w większej części jest pasmem cierpienia przemieszanego z frustracją i wkurwieniem.
Najwidoczniej ona była w podobnym nastroju, jak i on, chociaż była zdecydowanie mniej wyczerpana. Może dlatego, że udało jej się dostatecznie szybko ewakuować i nabrać trochę siły.
Pokręciła jednak głową na pomysł z Patronusem. Nie, nie. Mogła być wredną suką, ale nad znajomymi, którym nie życzyła źle, nie zamierzała się pastwić. I może w praktyce nie potrafiła jeszcze zastosować tego zaklęcia, ale wyryła cały podręcznik na pamięć i doskonale znała wszystkie efekty uboczne. Nie zamierzała wykończyć tutaj Zandera.
— Mówię Ci, w Twoim stanie to jest kiepski pomysł – stwierdziła, może bez jakiejś większej czułości w głosie, ale na pewno mając w intencji troskę o zdrowie i dobro Riversa. – Jak już umiesz Bombardę, to możemy się pouczyć jej ekstremalnej wersji. Kto wie, może nam to nawet psychicznie pomoże?
Wyładowanie się nawet na kilku meblach w komnacie mogło okazać się bardzo oczyszczającym przeżyciem, więc w sumie to nie był wcale taki zły pomysł. Dopiero kiedy Zander zapytał ją, kto jej podpadł, machnęła tylko ręką.
— Remington wczoraj za mną łaził i mnie denerwował pytaniami. Przyznaję, chłopak jest bystry, ale nie ma ani krzty instynktu samozachowawczego, czy czegokolwiek innego, żeby odpuścić, kiedy ktoś nie chce rozmawiać. – Westchnęła głęboko. – Powiedz mi lepiej, kto Tobie podpadł. Musiał Cię wymęczyć lepiej niż mnie wczoraj.
Ravenclaw |
0% |
Klasa VII |
18 |
średni |
Bi |
Pióra: 91
- Daj spokój, Shannon. Poradzę sobie z zaklęciem Patronusa. No bo na dobrą sprawę co takiego może mi się stać? Przy każdym zaklęciu może nie wypalić, więc jaka różnica, którego będziemy się uczyć. A patronus brzmi naprawdę dobrze - powiedział, zerkając na nią. Rozumiał jej punkt widzenia i może gdyby się poważnie zastanowił, dostrzegłby, że dziewczyna ma rację, ale aktualnie Zander był w takim stanie, że jak się uparł, to koniec. Gdyby nie wkurzyła go tamta dziewczyna, która totalnie nie rozumiała, kiedy człowiek mówił jej by dała mu spokój, sytuacja byłaby inna. - Jesteś pewna, że nauka mocniejszej wersji jest dobrym pomysłem w zamkniętym pomieszczeniu? Stawiam, że dyrekcja nie byłaby zadowolona, gdybyśmy rozwalili sufit - zaśmiał się cicho. Po raz pierwszy od jakiegoś czasu, bo do tej pory do śmiechu nijak mu nie było. Nie lubił niektórych sytuacji, a ta jedna zdecydowanie była mało komfortowa. Jak pokazać pannie, że zupełnie się nią nie jest zainteresowanym? Może powinien zacząć udawać geja? W mugolskim świecie to zawsze skutkowało, a biorąc pod uwagę, że natura ludzi w obu rzeczywistościach nie różniła się tak bardzo, mogłoby wypalić. Tylko weź tu znajdź kogoś, kto chciałby udawać jego partnera.
- Zadawał aż takie pytania, czy po prostu to nie był twój dzień na rozmowę? - zainteresował się. Skupienie na problemach drugiej osoby mogło odciągnąć go od jego własnych, bo aktualnie jego myśli były prawdziwym, mało pozytywnym, chaosem. - Widzisz? To jest właśnie to o czym mówię. Ludzie zupełnie nie rozumieją, kiedy człowiek nie ma ochoty z nimi przebywać. Pchają się niczym jakiś taran - skomentował, ponownie się irytując. - Może to zabrzmi dla ciebie śmiesznie, ale nie daje mi spokoju pewna panna. Pojawia się dosłownie wszędzie. WSZĘDZIE. Cud, że jej głowa nie zaczęła wystawać z kibla, kiedy do niego chodzę, chociaż stawiam, że niedługo na to wpadnie - skrzywił się na samą myśl.
- Dobra, ale może skupmy się na zaklęciu, bo chyba nie spotkaliśmy się, żebyś wysłuchiwała o tym wszystkim - uśmiechnął się lekko. Nie zasługiwała na to, by jeszcze przypadkiem Zander się na nią zdenerwował.
- Expecto Patronum! - machnął różdżką, z której poszło kilka niewielkich iskier. - Hm… nie do końca o to chodziło, ale zawsze coś.
Kostka: 6
Próby: 1/5
Ravenclaw |
75% |
Klasa VII |
18 |
zamożny |
? |
Pióra: 0
Widać, Zander był równie uparty, co i sama Shannon, i w tym wypadku albo mogli przerzucać się argumentami w nieskończoność, albo ktoś musiał ustąpić. Dlatego puściła mu tylko pełne powątpiewania spojrzenie, wsparła dłonie pod boki, ale nie odniosła się już w żaden sposób do jego dam sobie radę. Teoretycznie miał rację – każde zaklęcie mogło nie wypalić, w każdym przypadku mogło skończyć się to źle, ale magia, której mieli się dzisiaj uczyć, była bardzo trudna i zaawansowana.
— Ale nie myśl, że będę wlokła Cię do skrzydła szpitalnego, jak się wykończysz – stwierdziła śmiertelnie poważnym, prawie urażonym tonem, chociaż prawda była taka, że nawet gdyby sobie coś zrobił albo coś mu się stało, i tak by ściągnęła pomoc.
Może wydawała się powierzchownie niewzruszoną i nieczułą ścianą, ale tę grupkę, która zaskarbiła sobie jej sympatię, otaczała szczerą troską i opieką. A akurat Zander zaliczał się do tej niezbyt licznej grupki.
Za to słysząc jego śmiech, nawet lekko się uśmiechnęła. Przynajmniej dopisywał mu humor. To dobrze, może nie będzie tak źle. Może da się to jeszcze jakoś optymistycznie podciągnąć i uratować.
Westchnęła głęboko, kiedy powrócił temat Lucasa. Naprawdę była tym gościem zmęczona i miała nadzieję nie spotkać go już nigdy więcej… Co było dość nierealne, zważywszy na to, że był Krukonem i jednak w tej wieży mieszkał.
— Zdecydowanie zadawał takie pytania.
Pytał w końcu o to, co pisała, a to było jednoznaczne z natychmiastowym podniesieniem jej ciśnienia. Shannon zwyczajnie nie chciała rozmawiać o tym, co pisała w wolnym czasie i nikt nie miał prawa tego czytać. Tym bardziej zarozumiały Krukonik…
Ach, szkoda w ogóle o tym myśleć!
Spojrzała z lekkim zaskoczeniem na Zandera, kiedy ten wyjawił jej własny problem. Hm, ze wszystkiego, o czym myślała, nie spodziewała się natrętnej adoratorki.
— Bardziej bym się martwiła, żeby nie dolała Ci gdzieś amortencji… - mruknęła, zanim zdołała zorientować się, jak to fatalnie zabrzmiało. Mrugnęła natychmiast oczami. Cholera, jeszcze brakuje, aby wpędziła Zandera w paranoję, i żeby przestał jeść i pić w strachu, że go jakaś dziewczyna upije eliksirem miłosnym… - Znaczy, nie, zapomnij o tym, to durny pomysł. – Westchnęła głęboko. No pięknie, zamiast pomóc, to zapewne tylko pogorszyła sprawę. – Myślałeś o tym, w jaki sposób można było się jej pozbyć? I daj spokój, po to się ma znajomych, żeby im powiedzieć, co Ci leży na sercu.
Może to były dość rzadkie słowa z jej strony, a tym bardziej nieoczekiwane, ale naprawdę się starała. Starała się pomóc tym najbliższym, gdy mieli jakiś problem. A że przeczytała znaczną większą część ksiąg w bibliotece (albo tak jej się tylko zdawało), często mogła poratować jakąś radą…
Akurat podręcznika jak dać kosza dziewczynie jeszcze w rękach nie miała.
Popatrzyła, jak Zander rzucał zaklęcie. Wydobyło się z różdżki kilka iskier. Od razu pomyślała o tym, że może jego wspomnienie nie było do końca silne, ale… cholera, kiedy tak myślała, ona również nie miała silnych i szczęśliwych wspomnień. Co miała przywołać? Pierwszy dzień w szkole?
— Expecto Patronum. – Zdecydowała się zaryzykować, ale kompletnie nic się nie stało.
Zamknęła oczy i westchnęła cicho.
To będzie cięższe niż przypuszczała. A już się nastawiała na cholernie ciężką pracę…
Kostka: 2
Ravenclaw |
0% |
Klasa VII |
18 |
średni |
Bi |
Pióra: 91
- Taka z ciebie koleżanka, że mnie tu zostawisz na pastwę losu? - uśmiechnął się lekko z rozbawieniem. Może kiedy skupi się na nauce, jak również na rozmowie z koleżanką, nie będzie myślał o tym, że pewne uciążliwe dziewczę czyha gdzieś na niego, kiedy nieświadomy będzie zmierzał czy to do łazienki, czy sali lekcyjnej. Uzbrojenie się w jakiś amulet ochronny zaczynało być coraz to ciekawszym pomysłem. - Spokojnie, Shannon. Wiem, że się martwisz, ale niepotrzebnie. Jestem Krukonem, nic nie będzie w stanie rozproszyć mnie w czasie nauki - dodał. Szkoda, że w jego głosie nie było takiego przekonania, jakie próbował tam wcisnąć, starając się oszukać zarówno dziewczynę, jak i siebie. Plus za próbę, podobno to zawsze się liczy.
- Następnym razem rzuć na niego klątwę. Przynajmniej przestanie mówić na chwilę. Albo naślij na niego stado chochlików kornwalijskich. Potrafią być upierdliwe - podrzucił. Nie był wielkim fanem zemsty, nie lubiąc tracić na nią czasu, jednak niekiedy bywały takie sytuacje, że człowiek ledwo się powstrzymywał. Gdyby nie to, że jego “przeciwnikiem” była dziewczyna, zapewne inaczej rozwiązałby sytuację. Czy naprawdę musiał być aż takim dżentelmenem? Momentami nienawidził w sobie tego, że był tak wierny swoim własnym zasadom i posiadał coś takiego jak sumienie.
- Myślałem o tym kilka razy. Kiedyś próbowała mi wcisnąć jakieś czekoladki, ale udało mi się wykręcić. Naprawdę sądzisz, że byłaby zdolna dolać to gdziekolwiek? - zerknął na nią, wzdychając. Co ludzie mieli w głowie, by innych zmuszać do swojego towarzystwa. Przecież jak ktoś nie chciał z nami przebywać, nie było siły, która zatrzymałaby daną osobę na dłużej. Zander, który wcześniej niczego do owej dziewczyny nie miał, teraz zwyczajnie nie mógł na nią patrzeć. Odpychała go swoim zachowaniem, zamiast przyciągnąć, do czego ewidentnie zmierzała. - Patrząc na to, co wyprawia, pomysł durny wcale nie jest. Nic mnie nie zdziwi. Myślałem, ale niczego nie wymyśliłem. To taki typ, na którego słowa nie działają. Ani jawne pokazywanie, że ma się jej dość - odpowiedział. Nawet przestał być dla tamtej dziewczyny miły. Co jeszcze miał zrobić? Wydrzeć się na nią przy innych, by dotarło do niej, że zwyczajnie w świecie ma jej dość? Brzmiało jak plan, który nijak do Riversa nie pasował.
Starał się skupić myśli na czymś bardziej przyjemnym, szukając tych szczęśliwych. Czuł się rozproszony, to pewne, ale gdzieś tam w pamięci pojawiały się obrazy, które sprawiały, iż na sercu robiło mu się cieplej.
- Expecto Patronum - ponownie różdżką machnął i ponownie wydobyło się kilka iskiej, chociaż znacznie bledszych, niż poprzednio.
Kostka: 5
Próby: 2/5
Ravenclaw |
75% |
Klasa VII |
18 |
zamożny |
? |
Pióra: 0
— Chcesz sobie zrobić krzywdę na własne życzenie, a ja mam jeszcze wokół Ciebie za to skakać? – odgryzła mu się, chociaż na jej wargach błąkał się lekki uśmieszek. W rzeczy samej, gdyby faktycznie zdarzyłoby się, że Zander gorzej się poczuł, albo… jeszcze coś innego, po solidnym opierdolu w końcu wezwałaby pomoc albo zawlokła go sama do skrzydła szpitalnego. Po drodze zapewne opierdoliłaby go z góry do dołu raz jeszcze, ale faktem było, iż by go nie zostawiła. – Bycie Krukonem nie daje bonusa do wytrzymałości – dorzuciła tylko dość sceptycznie, ale już nie zamierzała się z nim wykłócać.
Uparł się, że pozostaną przy Patronusie – no to niech pozostaną. Byłoby cudownie, gdyby dzisiaj udało im się nauczyć tego zaklęcia… tylko że w tym wszystkim Shannon nie pomyślała o tym, jakie szczęśliwe wspomnienie mogłoby go wyczarować. Może żadne? Może nie było jej dane zobaczyć cielesnej formy patronusa… nigdy?
To dość dołująca myśl, że Twoje życie nie jest wystarczająco szczęśliwe…
Uśmiechnęła się pod nosem, słysząc sugestię kolegi. Cóż, fakt, to była bardzo ciekawa myśl i Shannon zapewne miałaby nawet odrobinę frajdy, kiedy zakleiłaby Lucasowi usta, czy coś jeszcze innego… Ale z drugiej strony, naprawdę nie chciała zniżać się do takiego poziomu. Kto wie, komu by nakablował potem.
— Taaak, ale wiesz… chwila frajdy dla mnie, potem tygodnie problemów, gdyby do kogoś z tym poszedł – westchnęła, wywracając oczami. Bo naprawdę na ostatnim roku nie chciało jej się już szarpać ze szkolnymi formalnościami, punktami, szlabanami… Chyba była już na to za stara i wolała przetrzymać skakanie kilku podlotków, zamiast się z nimi tarzać w błocie.
Pytanie Zandera nieco ją zestresowało – głównie dlatego, że sama zasugerowała mu, że takie dziewczyny mogą być nieobliczalne. A skoro już raz próbowała wcisnąć mu jakieś czekoladki, to bardzo wiele wskazywało na to, że panna była bardzo zdesperowana i skłonna sięgnąć po wszelakie środki, aby swój cel osiągnąć, niekoniecznie siląc się na zdobycie uwagi Zandera w sposób naturalny.
Milczała jeszcze przez chwilę. Nie chciała mu odpowiadać, że tak, ta dziewczyna była nieobliczalna i powinien naprawdę się martwić, bo sądząc po jej zachowaniu, wystarczyła chwila utraty czujności, a moment później robiłby do niej maślane oczy i twierdził, że to miłość jego życia. Ale tak się przecież nie dało żyć! Nie chciała go straszyć, ale nie chciała też, aby padł ofiarą jakiejś zdesperowanej panienki, na którą, podobnież, nie działały ani słowa, ani jawny brak zainteresowania nie działają, ale…
— Więc może jawne pokazanie, że ma konkurencję? – wpadło jej nagle do głowy, podnosząc wzrok na Zandera. Cóż, ten plan też miał kilka luk… - Może to nie zadziałać, ale z drugiej strony, jeśli zobaczy, że masz już dziewczynę, będzie miała nie tylko Ciebie do zdobycia, ale też rywalkę do pozbycia się, a to wymaga trochę więcej pracy niż podesłanie pudełka czekoladek. Plus, jeśli dziewczyna ma kompleksy, konkurentka może uderzyć w jej słaby punkt, może zacząć się z nią porównywać aż ostatecznie dojdzie do wniosku, że wielu rzeczy jej brakuje. Gorzej jednak, jeśli ma wybujałe ego, wtedy stwierdzi, że ta dziewczyna to jakaś pomyłka i zasługujesz na kogoś lepszego. Tak czy inaczej, w pierwszym przypadku odpuści, w drugim skupi się na pozbyciu konkurentki, a to może okazać się zbyt wymagające jak na jej umiejętności.
W końcu flakonik amortencji był, paradoksalnie, dość łatwo dostępnym eliksirem, pod bardzo różnymi postaciami… ale jak pozbyć się całej osoby? Czekoladki wywołujące pryszcze to trochę za mało, a Zander byłby skończonym imbecylem, gdyby po czymś takim zostawił dziewczynę, to raczej nie było w jego stylu. Nie mogłaby sięgnąć też po żadną truciznę, bo przecież nie zabiłaby tej osoby, chyba że była psychopatką – ale psychopaci byli inteligentni, a w tym przypadku oskarżenie od razu padłoby na nią.
Tak czy inaczej zdawało jej się, że natrętna wielbicielka będzie na straconej pozycji.
Przyglądała się postępom Riversa – cóż, przed chwilą marudziła, że może być mu ciężko wykonywać to zaklęcie, a teraz radził sobie o wiele lepiej od niej, bo kolejna próba rzucenia przez nią Patronusa spełzła na niczym i Shannon zaczynała się frustrować. Nie tak to sobie wyobrażała.
Kostka: 3
Progress: 0/5
Ravenclaw |
0% |
Klasa VII |
18 |
średni |
Bi |
Pióra: 91
- Nie powiesz mi, że nie chciałabyś zostać bohaterką. Ludziom zależy na tym, by mieć grono fanów, jak również dług wdzięczności u innych. Zawsze mogłabyś go wykorzystać - uśmiechnął się do niej. Być może właśnie tego potrzebował. Spokojniej, niezobowiązującej rozmowy, która odciągnęłaby jego myśli od Gryfonki, która potrafiła wyskoczyć z każdego miejsca. Dobrze, że nie dzielił z nią domu, bo wtedy pewnie przyłaziłaby również do jego sypialni. - Być może, chociaż to zależy. Z pewnością jesteśmy bardziej odporni psychicznie, niż reszta - zażartował. Nie chciał, by się martwiła, czy w ogóle przesadnie skupiała na jego samopoczuciu. Nie o to chodziło, aby nagle wpłynął swoim samopoczuciem na kogoś innego. Fakt, że sam miał skoszony dzień nie znaczył, że jego rozmówca, do tego miły, powinien współdzielić to wszystko.
- Nie poszedłby. Wiesz, duma i w ogóle. Pomyśl - jak zareagowaliby jego koledzy, zakładając, że jakichś ma, gdyby dowiedział się, że pokonała go dziewczyna. Jeszcze w taki sposób - uśmiechnął się do niej. Był pewien, że tak by się to skończyło. Co prawda istniało prawdopodobieństwo, że później Lucas by się mścił, ale przynajmniej chwilowo Shannon miałaby spokój i mogła w ciszy skupić się na własnych sprawach. Ach, ile sam Zander by dał za takie momenty, o które nie musiałby uparcie walczyć. Szkoła miała być podobno fajnym miejscem, a póki co stanowiła prawdziwą walkę o przetrwanie.
Spojrzał na koleżankę, lekko brwi unosząc w akcie zdziwienia. Konkurencja? Brzmiało rozsądnie, ale miał pewne obawy.
- Nie sądzisz, że konkurencja sprawiłaby, że walczyłaby jeszcze bardziej i jeszcze mniej moralnie? Już teraz przesadza, a obecność drugiej osoby mogłaby sprawić, że pozbyłaby się wszelkich hamulców - zauważył. Nie do końca znał rozumowanie dziewcząt, więc nie mógł mieć pewności, że byłoby tak, jak powiedział. Może widząc konkurencję odpuściłaby? - Może łatwiej byłoby udawać, że jestem gejem? Gorzej jeśli jest na tyle walnięta, że uznałaby, że mnie nawróci - westchnął.
Tak skupił się na tych myślach, że następna próba rzucenia zaklęcia nie wyszła mu wcale. Mógł się tego spodziewać, ostatecznie jego nastrój nie był idealny do nauki, co nie znaczyło, że chciał się poddawać.
Kostka: 1
Próby: 2/5
Ravenclaw |
75% |
Klasa VII |
18 |
zamożny |
? |
Pióra: 0
Prychnęła pod nosem, pokręciła głową i, jakby tego wszystkiego było za mało, machnęła jeszcze ręką.
— Grono fanów zostawię mojej matce. Już i tak ja się muszę z nimi borykać zamiast niej – wywróciła oczami. No bo to było jednak męczące! Robienie czegoś dla ludzi, a raczej nauki było super, zasilające skrytkę bankową pieniądze też, bo można było je wydać na następne badania. Ale cały ten tabun ludzi marudzący o autograf i dopytujący o szczegóły?! Co za bezsens! Marnotrawienie energii! – Zdecydowanie wolałabym, żebyś jednak się sam ogarnął i nie musiał mieć długu wdzięczności u mnie – dodała kąśliwie, dźgając czukiem różdżki powietrze i unosząc lekko brwi. – Nie masz pojęcia, co mogłoby mi przyjść do głowy i jak mogłabym go wykorzystać – dorzuciła tajemniczo, chociaż uśmiech na jej wargach zdradzał, że cały czas mówiła to w formie żartu i nie zamierzała wykorzystywać jego niedoli.
Chociaż…
Wywróciła oczami na jego kolejne słowa.
— Gdyby tylko to było prawdą – rzuciła z cichym westchnięciem, aż zbyt dobrze wiedząc, że nie odnosiło się to za bardzo do rzeczywistości. Doskonale wiedziała, że bardziej odporny psychicznie był ten, który był głupszy. Bo zwyczajnie niczym się nie przejmował i w większej części nie rozumiał problemów. W Ravenclawie było ciężko jednak znaleźć takie osoby.
Chociaż, gdyby się uparła, kilka by na pewno wskazała…
Zaśmiała się na samą myśl wyśmiania Remingtona przez kolegów. O ile jakichś miał, jak zauważył Zander. Cóż, na ten temat nie powinna żartować, bo sama nie trzymała wokół siebie wianuszka znajomych – aczkolwiek celowo i było jej z tym naprawdę dobrze. Przynajmniej jej czas nie był marnotrawiony na jakieś bzdury, a mogła poświęcić go naprawdę ważnym i wartościowym osobom. Albo czynnościom. Albo obu.
Zostawiła już jednak ten temat, bo zdawał się on nie tylko wkurzający, ale już coraz mniej aktualny. Towarzystwo Riversa skutecznie poprawiało jej humor. Całe szczęście, bo sądziła, że urodziny będzie miała kompletnie zmarnowane na bezsensownym wkurzaniu się na kretynów.
Zmarszczyła brwi, kiedy Zander wypowiedział mniej więcej te same wątpliwości, które chodziły jej po głowie. No cóż, podejmując tę opcję, istniało ryzyko, że dziewczyna byłaby bardziej zawzięta… ale na pewno bardziej skupiłaby się na swojej rywalce, odpuszczając nieco Riversowi. O to chyba chodziło, nie?
Chociaż plan z udawaniem homoseksualisty nie brzmiał wcale tak źle, gdyby nie… no właśnie.
— Albo to… albo miałaby na Ciebie oko przez kilka następnych miesięcy, i gdyby zobaczyła, że chodzisz z jakąś dziewczyną, wróciłaby. I dodatkowo byłaby wkurzona – wskazała czubkiem różdżki na niego, kręcąc lekko głową. – Wkurzonej dziewczynie da radę tylko inna dziewczyna. Wasz męski kodeks honorowy nie pozwala na brutalne traktowanie kobiet. Co innego, kiedy chodzi o nas.
Mrugnęła do niego porozumiewawczo i sama, zaraz po nim, spróbowała raz jeszcze rzucić zaklęcie – ale i tym razem bez większego skutku. Z końca różdżki wyleciały tylko małe snopki białego dymku.
— Dlatego wydaje mi się, że udawanie związku brzmi z tego wszystkiego najlepiej. Chociaż jest w cholerę ryzykowne… ale jeśli się uda, to najlepszy sposób, żeby się pozbyć tej natrętnej adoratorki.
Kostka: 4
Próby: 0/5
zt przedawnienie
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
21 Października, środa; 15:00
Po lekcjach, z pełnym od lunchu żołądkiem i po krótkim odpoczynku, Zosia postanowiła że sprawdzi salę, o której słyszała od innych uczniów- podobno w jakiś sposób działa w nim obszarowe zaklęcie wpływające na słuch.
O tyle ciekawiło to Zosię, że już od dłuższego czasu zastanawiała się nad zaklęciem, które mogłoby działać jako zaklęcie tłumaczące słowo mówione.
Bo, w całym tym magicznym światku Zośkę zawsze zastanawiała jedna, zasadnicza rzecz- jest tak dużo różnych (naprawdę r ó ż n y c h) zaklęć- wymiotowanie ślimakami, zmiana kolorów włosów czy zmienianie w kaczkę; ale nikt, zupełnie nikt, nie wpadł wcześniej na zaklęcie tłumaczące?
Cóż, być może dlatego, że z jakiegoś powodu, w obliczu świata dążącego coraz bardziej do globalnej wioski, nikt jeszcze nie zastanowił się nad tym, że jednak będzie potrzebował kontaktu z ludźmi innych kultur? A może ktoś próbował, ale było to na tyle trudne że nikomu nie wyszło?
Zosia miała zamiar się przekonać tego na własnej skórze. I to właśnie od dziś, oficjalnie.
Więc powodem wybrania tej sali była nie tylko czysta chęć nauki (w tym przypadku- zaklęć które uważała że mogą pomóc jej w tworzeniu jej autorskiego zaklęcia) ale też swego rodzaju zbadaniu jak potencjalnie jej zaklęcie mogłoby działać. Ze względu na to, że wstępny koncept już miała, chciała go teraz doszlifować, szukając swego rodzaju "kotwic" w już istniejących zaklęciach. I jedną z takich kotwic właśnie miała być sala, w której postawiła pierwsze, nieśmiałe kroki.
Na wstępie od razu, ku swojemu zdziwieniu- cóż, no słyszała ludzi. Cicho, bo jednak była to sala do nauki, i jak już ktoś tu przyszedł to jednak raczej starał się mniej bądź bardziej uczyć. Więc czy może informacje które miała były błędne?
Westchnęła cicho i rozglądnęła się po sali, szukając miejsca. Przy ścianie zobaczyła niezajęty krąg z kilku foteli, który akurat był nieokupowany. Ruszyła więc w jego stronę, zastanawiając się nad kolejnymi krokami.
Jednak w momencie gdy usiadła na jednym z foteli, nagle zrobiło się dziwnie cicho. Przez chwilę nawet myślała że może coś się stało, i wszyscy, jak jeden mąż, zamilkli z jakiegoś powodu.
Ale nie. W sali nie zmieniło się zupełnie nic. Widziała jak niektórzy nadal się uczą, a ci co uczyli się w grupach rozmawiali ze sobą.
Podniosła się z krzesła. Dźwięki wróciły.
Usiadła na krześle. Cisza.
Dziwne - pomyślała, drapiąc się po głowie. Czyli cisza działa tylko, gdy siedzisz? Ale z drugiej strony ludzie uczący się w grupach słyszeli siebie nawzajem? Czyli rzeczywiście, działało to w jakiś sposób obszarowo.
Na tę realizację Zosia uśmiechnęła się pod nosem i szybko wyciągnęła swój notes, skrobiąc coś szybko. Kolejna kotwica znaleziona. To już całe dwie.
Koncept zaklęcia był stosunkowo klarowny. W założeniu miał działać niejako jak Sonorus- przyłożenie do gardła różdżki sprawiałoby, że osoby w zasięgu słuchu słyszałyby wypowiadane słowa w swoim języku. Czyli wiedziała, że można już ingerować zaklęciem w głos, oraz że można wpływać na słuch osób na danym obszarze (jak ten fotel, na którym właśnie siedziała.)
Teraz zostało jej dowiedzieć się więcej na temat zaklęcia Muffliato (narzucanie słyszanych rzeczy "ofiarom" zaklęcia) oraz Loguntus tergo (zmiana wypowiadanych słów bez kontroli osoby mówiącej). I tego ostatniego Zośka miała zamiar właśnie uczyć się w tym momencie. Czemu akurat nauczyć? Wolała wiedzieć, jak działają takie zaklęcia.
Tworzenie autorskich zaklęć
Etap I - Koncept zaklęcia
1/2
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Problem z nauką zaklęć w przypadku Zosi był taki, że nigdy nie wiedziała, od czego tak naprawdę zacząć. Z jednej strony zaklęcia wydawały jej się czymś czysto praktycznym, do czego należy się przyłożyć bardziej w kwestii treningu niżli standardowego kucia na blachę, ale z drugiej strony wydawać by się mogło, że jednak było to coś, co należy najpierw odpowiednio zbadać.
Dlatego na fotelu, który właśnie okupowała, rozłożone miała kilka książek, zeszytów, notatek, próbując do tematu podejść od każdej strony, wyglądając przy tym jak dziecko na tylnym siedzeniu auta podczas rodzinnej podróży autem na wakacje z gór nad morze w '89.
Uczyła się bowiem tego zaklęcia sama, więc nie było komu wyjaśnić jej niuansów takich jak ruch różdżki czy intonacja. A z książki to nie to samo.
Jakby, próbował ktoś z was kiedyś uczyć się migowego z książki? Zośka próbowała. Nie jest to zbyt łatwe. Nauka czegokolwiek bazującego na ruchu i wypowiedzi ze źródeł pisanych nie jest najbardziej intuicyjne.
Intuicyjne czy nie, należy próbować. Po kilku minutach przeczytaniu dokładnie wszystkiego, co miała pod ręką na temat zaklęcia, wzięła głęboki oddech, zamachnęła się różdżką i powiedziała:
- Loguntus tergo...!
I nic. Null. Figa. Ani grama czegokolwiek. Jakby coś błysnęło, zaklekotało, albo zrobiło chociaż "puff!" jak z poduszki pierdziuszki to wiedziałaby, że było cokolwiek.
- Dlaczego to jest takie trudne? - zapytała cicho sama siebie, spoglądając z frustracją na podręczniki. Chwyciła jeden z nich i zaczęła przeglądać strony, szukając jakiejś wskazówki, która mogłaby jej pomóc. Była zdeterminowana, by opanować to zaklęcie, nawet jeśli miałoby to zająć tygodnie.
Czy jest to zaklęcie, którego będzie używać? Raczej nie. Mówienie od tyłu nie było ani pomocne, ani szczególnie dotkliwe, więc raczej nie będzie to zaklęcie używane zbyt często. Ale było jej potrzebne. Czuła, że znając je, może być krok bliżej do przełomu w jej próbach wytworzenia zaklęcia.
Wydając cichy westchnienie frustracji, Zosia spojrzała na podręcznik leżący na podłokietniku fotela. Z kartki do kartki przelatywała wzrokiem po raz kolejny, upewniając się, że wszystko robiła poprawnie. "Może problem leży w mojej intonacji?" - pomyślała. Choć w tym przypadku powodów niepowodzenia mogło być naprawdę wiele.
Rzut kostką: 1
Postęp: 0/5
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Mimo początkowej porażki, Zosia starała się zachować zimną krew. Niby wiedziała, że nauka to proces, ale oh bogowie, jak ona nie lubiła, gdy jej nie wychodziło. Każda kolejna próba była dla niej nie tylko testem umiejętności, ale także próbą cierpliwości. Dziś jednak postanowiła być lepszym człowiekiem. Wzięła głęboki wdech, starając się opanować póki co lekką, ale powoli narastającą w niej frustrację.
"Od początku," pomyślała, koncentrując się na każdym szczególe. Wdech. Ruch różdżki. Intonacja. Magiczne ege-szege. Wydech. Wszystko musiało być perfekcyjne, aby zaklęcie zadziałało tak, jak powinno. Jeszcze raz, powoli przestudiowała wszystkie kroki w podręczniku. Jak tak dalej pójdzie, to jeszcze kilka razy i wykuje to na pamięć. I może to był klucz do sukcesu? Zośka miała pamięć dobrą, ale niezbyt trwałą jeśli chodzi o formułki, więc szczerze liczyła, że może jednak nie.
Wzięła kolejny wdech, chwytając różdżkę nieco pewniej, mentalnie przygotowując się do kolejnej próby.
- Loguntus tergo! - wypowiedziała zaklęcie ponownie, machając różdżką.
I cyk. Coś się stało. Zosia poczuła wibracje magii- mocne, wyraźne, ale nadal coś brakowało. Nadal coś było nie tak. Był potencjał, ale brak wykonania.
- To... coś nowego - powiedziała Zosia cicho, uśmiechając się pod nosem.
Krukonka nie miała może do końca pojęcia, co się wydarzyło, ale wiedziała, że pomimo bycia daleko od pełnego sukcesu, to było to na stan obecny wystarczające — insynuowało to bowiem kroki w dobrą stronę. Wreszcie widziała postęp.
Najwyraźniej dziś życie postanowiło potraktować Zośkę sinusoidą zdarzeń. Wychodzi na to, że można się było spodziewać dziś tak zwanego "na przypale albo wcale". Nie, żeby Zośce to jakoś przeszkadzało. Natomiast coraz bliżej zbliżała się do kolejnego punktu w zabawie.
Gra w sapera. Albo gra w statki. Tak mniej więcej można by teraz nazwać proces dedukcji Zośki. Bo coś wyszło. Coś zaskwierczało, zamigotało, już się Zosia witała z gąską. Teraz tylko dowiedzieć się, co było tym razem dobre, a co całkowicie nie tak.
Spojrzała na swoje notatki i zaczęła analizować każdy krok jeszcze raz, tym razem zwracając szczególną uwagę na detale, które mogły umknąć jej uwadze. Wmawiała sobie, że to tylko kwestia czasu, zanim opanuje to zaklęcie. Wzięła kolejny głęboki wdech, gotowa do kolejnej próby.
Rzut kostką: 6
Postęp: 1/5
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Kolejne podejście.
Próbą dedukcji tym razem postanowiła inaczej zaintonować zaklęcie- bo może to było coś, co nie wychodziło.
Niestety, książki nie dawały jej zbyt wiele informacji na temat sposobu wypowiadania i tak, nieco egzotycznie brzmiącego zaklęcia. A dziwne znaczki, które miały być prawdopodobnie fonetycznym sposobem zapisu ułatwiającym ten proces dla osób anglojęzycznych może i był cenny, ale mało wartościowy w momencie gdy próbuje go rozszyfrować osoba mówiąca po angielsku na co dzień stosunkowo od niedawna.
Ale, jak nie spróbuje to się nie dowie. Dlatego Zośka odchrząknęła, przeprostowała się, i spróbowała rzucić zaklęcie ponownie.
- Loguntus tergo!
Coś jej chyba nie szło.
Bo jak inaczej nazwać to, że po raz kolejny, po wypowiedzeniu zaklęcia nie wydarzyło się nic? Najwyraźniej jej gra w statki nie poszła jej tak, jak powinna tym razem.
- No by to jasny ch... - zaklęła pod nosem w rodzimym języku, gdy jej kolejna próba okazała się porażką.
Wzięła głęboki wdech, po czym westchnęła ciężko, próbując opanować narastające uczucie zniechęcenia. Zawsze wiedziała, że nauka magii to proces pełen wzlotów i upadków, ale szczególnie teraz, kiedy coś już jej wyszło, nieudane próby wydawały się jeszcze bardziej irytujące.
Czyli, to chyba nie wypowiedź. Może ruch?- pomyślała, wertując strony ksiąg, by dowiedzieć się o tym elemencie zaklęcia jak najwięcej. Zatrzymała się na jednej stronie, która szczegółowo opisywała ruchy różdżki wymagane do poprawnego rzucenia zaklęcia. Zosia przyjrzała się ilustracjom przedstawiającym spiralne i precyzyjne ruchy, które wydawały się kluczowe dla sukcesu. Szkoda tylko, że uczyła się ich z nieruchomych ilustracji ze starej książki.
Rzut kostką: 1
Postęp: 1/5
|