Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Pracownia malarska Dość duża komnata, choć nie wydaje się taka ze względu na panujący dookoła artystyczny nieład, będąca najzwyklejszą w świecie pracownią malarską. Można tu znaleźć wszystkie potrzebne przybory do malowania na płótnie - sztalugi, pędzle, paletki i inne akcesoria. Nawet farby są tu dostępne, choć jak każdy asortyment szkolny, raczej z niższej półki. W dwóch kątach pomieszczenia jest z kolei nieco pustego miejsca dla ewentualnych scenerii czy modeli.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 137
11 września; 20:00
Był naturalnie przed czasem, zwarty i gotowy. Ale fakt, że musiał sobie wszystko przygotować, zatem stanowisko pracy swojej, jak i Bianci. Miał konkretną wizję kolorystyczną. Zebrał wszystkie najżywsze farby, a dla Bianci przygotował kolorowe otoczenie i szale, również światło mające padać na jej twarz. Merlin wiedział skąd altualnie wziął kolorowe szkło, ale było tam, a on w gotowości w końcu czekał na dziewczynę.
Nie był naturalnie bez niczego. Nie godziło się przyjmować modelki jak na bazarze. Choć kanapę okrył miękkim kocem, i tak czekała na Biancę srebrna taca z dwoma kieliczkami czerwonego wina, winogronami i odzobą w postaci kandelabry z naturalnie zapalonymi świecami. I gdy tylko usłyszał naciskaną klamkę, rozpromienił się, podnosząc wzrok na ukazującą się jego oczom kobietę.
- Bianca, piękności, wszystko gotowe. Mam poczucie, że to będzie jedna z moich lepszych kreacji. - Inna sprawa, że zawsze miał takie poczucie. - Przygotowałem ci miejsce. - Podszedł do niej, by ucałować ją w grzbiet dłoni, a raczej zbliżyć krótko do niego usta, po czym poprowadził ją do kanapy.
- Wina? Czerwone, półwytrawne, dobry rocznik. - Złych nigdy nie przynosił, miał klasę.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 87
Dobrze wiedziała, iż Miles mówił, żeby się jakoś za specjalnie nie szykowała… ALE w jej przypadku nie było takiego określenia. To znaczy, oczywiście, że specjalnie nie będzie się ubierała, bo to by oznaczało, że na co dzień ubiera się beznadziejnie, prawda? No, jeśli wziąć pod uwagę szkolne mundurki, to tak, mogła się z tym zgodzić, ale poza zajęciami, kiedy mogła wskoczyć w cokolwiek tylko chciała – zdecydowanie nadrabiała.
Może nie do wszystkich mogła przypisać tę zasadę – nie wiedziała, dokąd dzisiaj zabierze ją wena jej ulubionego malarza – ale przygotowana była na to, iż tenże obraz może zaliczać się do tych, gdzie występuje… no cóż, może z jakąś szarfą, kawałkiem materiału, na pewno nie w ubraniu – toteż wybrała coś, co nie byłoby problematyczne, a jednocześnie pasowałoby do jej stylu ubioru. Tak też dzisiaj padło na lekką sukienkę sięgającą kolan, zapinaną od góry do dołu, z głębokim dekoltem, ładnym, koronkowym kołnierzykiem oraz mankietami zapinanymi na nadgarstki. Ładnie opinała jej talię, eksponowała biust, a na biodrach nieco się rozszerzała. Do tego dorzuciła parę białych balerinek, włosy pozostawiła rozpuszczone (Miles bardzo lubił jej włosy, a przynajmniej jeśli chodziło o ich malowanie, czy rozrzucenie na materiale i następnie namalowanie) i była gotowa, aby się z nim spotkać.
Zazwyczaj nie przykładała za bardzo uwagi, czy jest na czas czy też nie, ale nie inaczej było w przypadku Villiersa. Lubiła go, lubiła też pozować do jego obrazów. Zostawianie cząstki siebie tym artystycznym obiektom sprawiało jej naprawdę niemałą przyjemność i była pewna, że niejedna dama z rodu Sforzów byłaby z niej dumna. Nawet jeśli nie pozowały do obrazów nago.
A może pozowały, ale nikt nigdy ich nie znalazł. To też jest możliwe.
Ledwie nacisnęła klamkę, a poczuła delikatną woń palonych świec. Omiotła spojrzeniem dobrze znane jej pomieszczenie, a wzrok zatrzymała dopiero na srebrnej tacy, kieliszkami z winem oraz winogronami. Uśmiechnęła się nieco szerzej, zamykając za sobą drzwi. I pewnie by otworzyła usta, aby jakoś skomentować przygotowany wystrój, kiedy Miles doskoczył do niej niemalże natychmiast, w jednej chwili całując jej dłoń, w drugiej prowadząc do kanapy. Pozwoliła się zaprowadzić i usiadła na niej, zerkając na niego z iskierką zaintrygowania w oczach.
— Jeszcze chwila, a pomyślę, że chcesz mnie przekupić do czegoś… kontrowersyjnego – rzuciła zaczepnie, chociaż nie sądziła, że w tym, co robili, może być jeszcze więcej kontrowersji. – Wiesz, że dam się pokroić za dobre wino – dodała, jednocześnie dając mu subtelnie do zrozumienia, że bardzo chętnie się napije.
Najwidoczniej ta cecha była u nich wspólna. Oboje lubili dobre wina.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 137
Uśmiechnął się do niej szeroko na ostatnie zdanie, jakie wypowiedziała, po czym zostawiając ją na chwilę wygodnie siedzącą na kanapie, odszedł energicznie, by po sekundzie wręczyć jej kieliczek wina, ostrożnie, mimo dynamiki ruchów nie uroniwszy ani kropli. Nie był przecież sierotą. Sobie też oczywiście drugi kieliszek przywłaszczył, siadakąc obok niej, jednak dając jej troszkę miejsca między nimi, by nie czuła się nagabywana. Była damą, tak ją więc traktował. Żadnego bycia rozochoconym Januszem z szatni, choć jej aparycja zawsze sprawiała, że był ogromnie pełen podziwu.
- Generalnie mam taką wizję.
Bo zawsze opisywał to, co widział. Miał plan na obraz, albo pozę, albo zarys, i mówił czego oczekuje, bo raz, że przecież model musiał wiedzieć co robić, dwa, że zwyczajnie potrzebował się tym podzielić, a nie miał wielu osób, z którymi mógł o tym rozmawiać. Często mówił i tak, ale nie był głupi, wiedział, że nijak są zainteresowani. A tak bardzo potrzebował być zrozumianym... Bianca, choć nie była tak "podjarana" wszystkim, jak on, zdawała się wiele rozumieć. Odnajdowała się w jego sztuce i jego głowie, miała tam miejsce i wręcz stała się częścią jego cyklicznych kreacji.
- Dzisiaj, jak szłaś w świetle tych witraży, mój boże, zawsze jesteś piękna, ale aż przeszłaś samą siebie. I ta gra kolorów! I uderzyło mnie, jakby przenieść tą gamę na płótno. Na twarzy, mniej więcej do obojczyka. Mój pomysł: kolory w urodzie ludzkiej. Kobiecej, w przym przypadku, ale to zupełnie nowe ujęcie, zaufaj, jak będzie takie, jakie widzę, nie zawiedziesz się. Kto wie, może to akurat będziesz mogła zabrać na ścianę.
Mrugnął do niej, po czym opijając wina mocny łyk, wstał, odstawiajac kieliszek na tackę i podchodząc do przygotowanego światła z witrażem, grzebiąc przy nim.
- Wygodnie ci?
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 87
Odebrała od niego kieliszek z winem. Przyjrzała mu się dokładnie, nieco zamieszała w kieliszku, aby delikatnie spłynęło po szkle, nim skosztowała, trzymając jeszcze przez chwilę w ustach, aby nie umknęła jej żadna nuta. Musiała przyznać, Miles naprawdę znał się na winach. To, które wybrał, było wręcz wyborne.
Pokiwała nawet głową z aprobatą, ale nie sądziła, aby Villiers to widział, kiedy właśnie usadawiał się niedaleko niej. Ona sama poprawiła się na kanapie, rozsiadając się nieco wygodniej i przyglądając się mu z zaciekawieniem. Oczekiwała, że za moment przedstawi jej swoją wizję na obraz, i nie zawiodła się.
Rozejrzała się dyskretnie po okolicy. Cóż, to wszystko wyjaśniało, skąd tutaj tyle kolorowych szkiełek. Miles najwidoczniej zamierzał spróbować odtworzyć ten widok, który dnia dzisiejszego go tak nawiedził i… Cóż, wierzyła, że obraz ten musiał być niesamowity. Niekoniecznie dlatego, że to akurat ona była modelem dla owego światła (chociaż odrobinę też), ale domyślała się, jak okiem artystycznym całość mogłaby wyglądać zupełnie cudownie. W końcu na tym polegało między innymi malarstwo – na kontrastach, na dostrzeganiu tego, czego zwykłe oko nie dostrzegało. A przynajmniej tak było w jej pojęciu.
— Brzmi pięknie – stwierdziła, mieszając w kieliszku wino raz jeszcze, zanim upiła jego łyk. – Nie mogę się doczekać, aż mi pokażesz swój efekt. Gdybym była legilimentem, włamałabym Ci się do głowy, aby to zobaczyć, ale… Spróbuję być jednak cierpliwa – mruknęła, dając do zrozumienia, że wcale cierpliwa nie bywała, ale dla niego się jednak postara.
Odprowadziła go spojrzeniem, odkładając za moment kieliszek z winem. Cóż, zapewne dzisiejszego wieczoru jeszcze nieraz zdążą zwilżyć wargi. Z ciekawością przyglądała się temu, co robił przy witrażach, cokolwiek tylko robił… Po czym uśmiechnęła się na jego pytanie.
— Wygodnie mi – odpowiedziała gładko. – Powiedz tylko, jak mam usiąść, w jaki sposób to światło wpływać będzie… najbardziej korzystnie, a jestem cała Twoja – mruknęła, puszczając mu oczko, choć nie była pewna, czy akurat to zauważył.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 137
Naturalnie, że wino było wyborne! Wybierał dla Bianci tylko najlepsze wina, byle chłamu za piątaka by jej nie dał... Zresztą, normalnie zawsze miał klasę z wyborem podobnych trunków, Bianca była jedynie na piedestale w jego hierarchii i najpewniej nie miał skrupółów przynosić jej produktów godnych jej królewskiej, perfekcyjnej aury. Z ledwie "dobrym" winem czyłby się jakby właśnie bezcześcił arcydzieło tanią farbą.
Zerkając co chwilę na dziewczynę, przestawiał szkiełka i rozświetlającą je lampkę tak, by kolory padały na jej twarz w odpowiedni sposób. Uśmiechnął się szeroko na słowa dziewczyny.
- Skarbie, absolutnie nie mówię tego w formie obrazy, ale nie sądzę żebyś dała radę się tam odnaleźć. - Stuknął lekko w swoją skroń. - Sam czasem mam z tym problemy. Poza tym, niektóre rzeczy smakują lepiej bez podjadania po drodze.
Mrugnął do niej, po czym odsunął się dwa kroki żeby ocenić czy efekt ustawiania oświetlenia mu odpowiada. Mimo generalnie swobody spotkania i lekkiej rozmowy, Miles zawsze bardzo poważnie traktował sam czas malowania i choć lubił się w trakcie podroczyć, pogadać, czasem pośmiać w granicach rozsądku, to jednak większość jego uwagi była na obrazie. To był jego świat, jego kredki, niemalże jak wpis do pamiętnika, mimo że przecież malował konkretną scenerię, nie zaś czysto zmyślony widok. A jednak w tych obrazach wkładał zawsze wszystko, co czuł i myślał, nawet jeśli miało formę koloru jedynie, czy konkretnego pociągnięcia pędzlem. To było wręcz... Terapeutyczne. Może dlatego tak niewiele widać było po nim stresu czy wszelkich niepewności? Po prostu stale je z siebie wylewał, dzięki czemu miał przestrzeń na więcej.
- Oczywiście, kto jak kto, ale ty kochanie nigdy nie zawodzisz. - Zapewnił z uśmiechem. Wtedy dopiero do niej podszedł, objaśniając po krótce i z pełną delikatnością i szacunkiem dla jej ciała ustawiajac odpowiednią pozycję, nie tylko w siadzie, ale i dopasowując ją do ustawionego witrażu. Dopiero gdy już był zadowolony z tego, co widzi, cmoknął Biancę krótko w policzek w formie... Cóż, może po prostu uwielbiając ją na tyle, by mieć potrzebę zrobienia tego, po czym wrócił do płótna, małymi kroczkami zabierając się za malowanie.
- Planujesz wieczorem coś czy raczej z ciszą nocną do spania? - Zagaił, w sumie trochę badając czy wie o wyścigach w lesie, czy nie. - Wieczorem później, mam na myśli. - Uzupełnił, bo przecież wieczór to był już, i właśnie on stał się jej planem.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 87
Może na początku dodał nie mówię tego w formie obrazy, aczkolwiek Bianca i tak ściągnęła nieco brwi, słysząc resztę jego wypowiedzi. Patrzyła na niego z lekkim wyczekiwaniem, aż rozwinie swoją myśli i albo zasłuży na soczystego focha, albo po prostu wymiga się od tego i zdąży naprawić swój błąd.
A ponieważ Miles był… cóż, po prostu Milesem, to była prawie pewna, że opcja numer dwa była bardziej realistyczna.
I faktycznie, była. Zaraz na jej wargach pojawiło się lekkie rozbawienie, a ona oparła się nieco lepiej, może z odrobiną nonszalancji o sofę, kiedy Villiers majstrował nadal przy szkiełkach.
— Myślałam już, że próbujesz mi zasugerować, iż jestem za głupia, żeby siedzieć w Twojej głowie – powiedziała dość bezpośrednio, unosząc kieliszek raz jeszcze, aby upić kolejny łyk. – Wtedy musiałabym się na Ciebie bardzo obrazić.
Co prawda Miles nadal był jej ulubionym artystą i w razie potrzeby dałaby się za niego pokroić – nie znaczyło to jednak, że był zupełnie bezkarny! Absolutnie! Jej sentyment do niego to jedno, ale pewne ustalone i nieprzekraczalne granice to drugie…
Z lekkim uśmiechem po kolejnym komplemencie odstawiła wino i poddała się grzecznie delikatnemu dotykowi Milesa, kiedy ustawiał ją w odpowiedniej pozie. Cóż, to były jedne z tych nielicznych sytuacji, kiedy pozwalała sobie dyktować jakiekolwiek warunki. Zwykle bywała bardziej… cóż… dominująca.
Zerknęła na niego kątem oka, kiedy zapytał ją o plany na dzisiejszy wieczór. Nie poruszyła się, doskonale wiedząc, jak ważne jest to dla Milesa, i jak bardzo mogłaby mu jakimś niechcianym ruchem zakłócić pracę albo wizję.
— Hmm… O ile kojarzę, Twój brat organizował dzisiaj wyścigi w Zakazanym Lesie – stwierdziła bez ogródek, bo przypuściła, że jako brat Ethana, Miles o tym doskonale wie. – Myślałam nawet, żeby na nie pójść… Chyba że masz dla mnie jakieś… ciekawsze plany – rzuciła, kiedy kącik jej ust wygiął się w delikatnym, zalotnym uśmiechu.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 137
Nie miał pojęcia, że z początku Bianca może odebrać jego słowa w ten sposób. Może dlatego gdy o tym wspomniała, wyglądał na równie oburzonego, co ona mogła być, przykładając sobie dłoń do piersi jakby to ona jego zraniła, a nie przypadkiem i prawie on ją.
- Skarbie, miłości moja, przecież jak mógłbym? Nikt nie jest bez wady, ale inteligencji nigdy w życiu bym ci nie odmówił. - Zerknął na nią przy tym z uśmieszkiem nagle absolutnie jednoznacznym. - Zresztą, nie wiem czego bym ci odmówił.
I faktycznie, kto jak kto, ale Bianca była w hierarchii Milesa absolutnie na piedestale, niepodzielnym, najwyższym. Uwielbiał ją całym sobą, wszystko w niej. Nie był w niej zakochany, to było najciekawsze w tym wszystkim. On zwyczajnie miał do niej słabość i uchyliłby dla niej nieba jakby mógł, acz przy tym nie miał do niej uczuć większych niż romantyzm, jaki mieli do tej pory - swobodne flirty i seks. Widać tylko do takiej relacji się Miles nadawał obecnie, nienawidził wizji przywiązania do jednej osoby i wyznawał po prostu zasadę swobody duszy i ciała. Przekładając na język przyziemny i ludzki, nie należał do nikogo i niezależnie od stopnia zbliżenia, pozwalał sobie na wszystko z każdym, z kim miał ochotę i możliwość. Nie zawsze chodziło jedynie o seks. Czasem o flirt, albo ukradkowe spojrzenia, albo po prostu uśmiechy, które pobudzały inspirację i pewien sposób postrzegania kogoś a la romantycznie. Erotycznie, nigdy blisko miłości. Niektórzy po prostu nie byli stworzeni do tego, jego zdaniem, i nie sądził by sam był osobą skorą do zakochania i bycia lojalnym. To brzmiało jak ograniczenie, granice, mury. Jak zamknięcie, przy czym absolutnie nienawidził poczucia klatki. Dbał bardzo, by tego nie zaznać.
Uśmiechnął się lekko, wyraźnie bardziej już skupiony na obrazie i tworzeniu niż tylko i wyłącznie jej. Tak, tylko sztuka sama w sobie mogła być wyżej niż Bianca.
- Tak, też miałem się wybrać. W zasadzie jestem zobowiązany, w końcu to mój brat. Raz, że szkoda jakby było mało osób ostatecznie, dwa, że złapał mnie na hazard. - Wzruszył lekko ramieniem, zaraz jednak na sekundę dłużej zatrzymał spojrzenie na dziewczynie. - Kusisz... - mruknął pod nosem. A jednak brat. Ethan był dla niego naprawdę ważny, tak samo jak siostra, tak samo rodzina, jak każdy inny w tej uprzedzonej rodzinie. Tak jakby nikomu tam nie zdarzył się romans, oh błagam. - Ewentualnie możesz wybrać się ze mną, zgarniemy fortunę, z moją charyzmą i twoją inteligencją, a potem wrócimy to uczcić. - Mrugnął do niej z uśmieszkiem, mimo to nie przerywając naturalnie malowania.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 87
Spojrzała na niego z odrobiną rozbawienia i odrobiną rozczulenia, kiedy tak teatralnie złapał się za pierś, jakby właśnie przeżywał największy dramat wszechczasów. Uwielbiała go. Naprawdę go uwielbiała. Może nie był typem chłopaka, z którym łączyłaby ją romantyczna więź, ale Miles w całej swojej osobie był tak bardzo nietypowy, że nie potrafiła nie darzyć go sympatią. Sposób, w jaki się zachowywał, w jaki traktował ją, jakby była jego osobistą boginią – to wszystko szalenie jej się w nim podobało, co niejednokrotnie przeradzało się w cielesne uniesienia i… za to w sumie również go uwielbiała.
Może nieco traktowała go jak osobistą maskotkę – może wiedziała też, że dla niej Miles był w stanie nawet dać się pokroić, gdyby sobie tego zażyczyła. Zapewne gdyby była Kleopatrą i zażyczyła sobie następnego dnia jego śmierci, tuż po miłości uprawianej wraz z nią przez jedną noc, poszedłby na ten układ. Na szczęście, nie była Kleopatrą, ani wcale nie chciała się go pozbywać. Nie chciała również wykorzystywać jego słabości… za bardzo. Bywały sytuacje, w których się o to pokusiła, zupełnie nieszkodliwe na dalszą metę, ale gdyby tylko ktoś go zranił, natychmiast poszłaby temu komuś wpierdolić, bez ostrzeżenia, bez namysłu. Uwielbiała go, pozwalała mu się malować i poniekąd uważała, że znajdował się pod jej osobistą opieką. A Bianca zawsze dzielnie broniła swoich.
Wysłuchała go w skupieniu. Och, czyli Miles jednak wiedział o wyścigu zorganizowanym przez jego brata – dobrze. Ale czy chciała na niego pójść? Teraz, kiedy w perspektywie miała wieczór spędzany razem z Milesem…
To była bardzo ciężka decyzja!
Tym bardziej, gdy dostrzegła sposób, w jaki na nią spojrzał, zatrzymując na niej spojrzenie przez jedną chwilę.
Uśmiechnęła się z delikatną satysfakcją – zaraz jednak westchnęła, ja kompletnie bezradna dziewczynka niezadowolona z decyzji, która została podjęta bez jej udziału.
— Och, nie wiem, czy dam radę aż tyle wytrzymać, w końcu cierpliwość nigdy nie była moją najsilniejszą stroną…
W tym akurat nie kłamała – nigdy nie była cierpliwa, zawsze chciała mieć wszystko na już. A w przypadku Milesa prawdopodobieństwo sukcesu małego szantażyku wynosiło prawie sto procent.
Spojrzała na niego spod długich rzęs tak słodkim spojrzeniem, że miód przy tym wydawał się okrutnie gorzki, po czym zatrzepotała kokieteryjnie rzęsami. I musiała się bardzo powstrzymywać, żeby z minki bezradnej dziewczynki nie wyszła pełna dzikiej satysfakcji, pewności i flirtu mina bezkompromisowej kokietki.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 137
Nietypowy to bardzo dobre określenie. Miles był zwyczajnie oderwany od rzeczywistości w większości czasu, czasem przez "testowanie życia", co było tłumaczeniem skłonności do używek, czasem przez zwyczajne roztrzepanie i "napad weny twórczej", a czasem po prostu był chaotycznym sobą i zwykle miał na coś lub kogoś fazę. Albo po porstu Bianca była w pobliżu, z niewyjaśnionego powodu naprawdę był oszalały na jej punkcie i absolutnie nie nazwałby tego miłością. Tylko pojawia się pytanie skąd takie uwielbienie? A kto go wie, Miles nawet sam nie znał ścieżek swojego umysłu.
Co prawda cieszył się, że nie była Kleopatrą i nie chce skrócić go o głowę, czy to teraz czy zaraz, ale fakt, że jakby przyszło co do czego, może i by wiele dla niej zrobił, nadstawił za nią policzek, pierś czy generalnie po prostu tak, dał się za nią pokroić. Może to uwielbienie do kobiet ogólnie, do ludzi też, a może po prostu miała w sobie to coś. Mniejsza, była ekstra i Miles ją doceniał.
Fakt, że nie była cierpliwa, wiedział to. Raczej nie pozwalał jej czekać, a jeśli nie miał wyjścia, dokładał wszelkich starań by było to naprawdę krótkie i możliwie "bezbolesne" czekanie. Teraz nie byłoby to krótkie czekanie i szczerze bez wielkiego wysiłku ta kobieta go urabiała jak ciasto. Na jego usta wpłynął nieco szerszy uśmiech gdy pewnymi ruchami mieszał pigmenty farb i malował sprawnie, pochłonięty w swojej wizji. Gdy spojrzała na niego z tym błyskiem zadziorności w oku, absolutnie będąc w całej swojej okazałości najwspanialszą kreacją pod słońcem, czuł jakby się roztapiał pod jej względami.
- Z drugiej strony, szkoda byłoby tak bezwzględnie wszystkich ograć, biednych amatorów, i odebrać im całą zabawę hazardu tylko dlatego, że zjawiło się dwoje zawodowców. - Dodał po chwili z uśmiechem, najwyraźniej tłumacząc samego siebie przed Ethanem już teraz. - Sama twoja obecność już rozproszyłaby wszelkie skupienie wszystkich obecnych, jestem przekonany. Zawsze rozprasza, prawda? - Tonem oczywistości, zerkając na nią w trakcie malowania. Coś na policzku go załaskotało więc smyrnął się trochę niedbale, umazując się pomarańczową farbą troszkę. Nie wiedział o tym, ale w sumie raczej rzadko wiedział o podobnych śladach farb na sobie, i zwykle jakimś cudem je miał, nawet jak nie malował danego dnia. Dziwne...
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 87
Jej uśmiech nieznacznie się poszerzył. Nie wiedziała, czy bardziej tłumaczył się przed nią, czy przed sobą samym… ale uważała to za tragicznie urocze. To, jak bardzo nie chciał jej zawieść… no i nie chciał dać jej czekać. Być może wiedział, że może mu zrobić na złość, potem się rozmyślić i pójść prosto do dormitorium – prawie na pewno by tak zrobiła (chyba że wróciłaby w dobrym humorze), ale domyślała się, że chodziło o coś więcej niż zwykłą obawę przed utratą towarzystwa.
Zarzuciła nogę na nogę, kiwając lekko głową na potwierdzenie jego słów.
— Dajmy dzieciakom się trochę zabawić. Nam na razie wystarczy pieniędzy – rzuciła, puszczając mu oczko. Bądź co bądź, oboje nie pochodzili z biednych rodzin. I jeszcze sobie dorabiali hazardem.
Ale na pytanie, które pierwotnie wzięła za retoryczne, uśmiechnęła się nieco szerzej.
Czy wszystkich jej obecność rozpraszała – tego by nie powiedziała. Znalazłoby się kilku, którzy zignorowaliby ją, albo chociażby staraliby się ją zignorować. Miles był inny i za dobrze wiedziała, że gdziekolwiek by się nie pojawiła, jego uwaga koniec końców i tak spoczęłaby na niej. Chociażby lasem biegło stado nagich striptizerek.
— Nie wiem. Jest bardzo wiele osób, które mnie nie lubi – rzuciła i westchnęło głęboko, jakby faktycznie sympatia wobec niej była jej cierniem w boku i nie mogła przez nią spać. – Z Tobą czuję się inaczej.
Na Milesa zawsze mogła liczyć. Miles uwielbiał ją. Uwielbiała Milesa.
Szczególnie, gdy podczas malowania zamyślił się i umorusał w farbie.
Jakkolwiek nie przepadała za nieeleganckim wyglądem, nawet po treningu pędziła prosto pod prysznic, bo czuła się źle i zdecydowanie brzydko, tak takie plamy dodawały Ślizgonowi uroku, musiała to przyznać. Sam był jak takie żywe dzieło sztuki.
Wsparła się ramionami z tyłu, tym razem celowo łamiąc polecenia Milesa i wychodząc z narzuconej pozy. Niech się trochę napracuje, żeby ją zmusić do powrotu. Może odrobinę się przybliży…
Uwielbiała się z nim droczyć.
— Jeszcze chwila, a sam skończysz jako obraz – rzuciła z zaciekawieniem i przechyliła lekko głowę, kiwając przy tym zalotnie stópką. – Nie, żebym miała coś przeciwko. Przyjemnie się na Ciebie patrzy.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 137
W sumie tłumaczył się przed obojgiem, choć nie był w pełni tego świadomy. Potrzebował jakoś po prostu swoją myśl podeprzeć argumentem, mniejsza kto miałby takowy usłyszeć, może faktycznie on sam, i z tym on sam czuł się pewniej. Szczególnie łatwo przychodziło mu to gdy chodziło o Biancę. Nie musiała "próbować" owijać go sobie wokół palca, ani próbować go zmanipulować. Starczyło, że była, a on był jej, bo ją uwielbiał, jako kobietę, jako swoją muzę, jako kochankę.
- Tak, a rozrywkę możemy sobie zapewnić każdą inną. - Dodał z przekonaniem, uśmiechając się nieco jak puściła do niego oczko. Damn, this woman. Uniósł brwi na jej koljne słowa, absolutnie nie wyobrażając sobie co za szaleniec bezguściem będący miałby niby jej nie lubić i za co. Do niego jakoś to nie docierało.
- Może dlatego, że ja doceniam cię tak, jak powinno się ciebie doceniać, trzeba być zupełnym ignorantem żeby nie. - Szerszy uśmiech. - Poza tym jestem zwyczajnie wysokiej jakości towarzystwem. - Dodał zupełnie widać sobie nie ujmując.
Na chwilę znowu skupił się na obrazie, przynajmniej póki nie poruszyła się, nieco zmieniając pozycję i tym samym kolory na swojej twarzy. Zamarł z pędzlem przy płótnie, zatrzymując na niej spojrzenie. Miał na uwadze, że Bianca nie robi nic, co byłoby przypadkowe czy tym bardziej nieprzemyślane. Była bardzo... Zorganizowana. Taktyczna, każdy jej ruch i słowo to była strategia. Przynajmniej tak sądził Miles, choć przy tym jakoś wcale mu to nie przeszkadzało w uwielbieniu wobec niej.
W sumie to nie był od razu pewien o co jej chodzi z tym komentarzem. Zmarszczył brwi w niewinnej niewiedzy, nie poczuł tej farby przecież. Jednak gdy dodała dalsze słowa zanim dopytał czy wpadł na to, że chyba mu grozi, jego twarz rozjaśnił uśmiech zadowolenia. Uniósł nieco brodę i powoli, niemal leniwym krokiem, wciąż trzymając w dłoni pędzel z czerwoną farbą, po czym będąc krok przed nią, uklęknął na jedno kolano, opierając rękę z pędzlem na drugiej, zgiętej w kolanie nodze.
- Najdroższa, zobowiązuję się wynagrodzić ci siedzenie i pozowanie, nie tylko dobrym winem, ale potrzebuję byś jeszcze chwilę wytrzymała. Zapewniam, że dla mnie utrzymanie dystansu jest... - Zastanowił się, niby lekko nachylając się pod wpływem myśli, po czym złożył lekki pocałunek na jej kolanie. - Wymagającym wyzwaniem, co tylko przypieczętowuje decyzję o odpuszczeniu sobie ostatecznie jakiegoś durnego wyścigu i zamiast tego... - Wstał niespiesznie, nieco się nachwylając ku Biance. - Radość twoim nieocenionym towarzystwem. Dolać Pani wina?
Pytanie zadał z uśmieszkiem zadziornym, już mniej niewinnym, gdy patrzył jej w oczy niemalże z sercami w swoich oczach, jakby tylko to było możliwe.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 87
Jej uśmiech poszerzył się znacznie, gdy jej przytaknął. Tak, była bardzo zadowolona z takiego obrotu spraw. Tego, że Miles ostatecznie sam przekonał siebie, że jednak woli zostać tutaj, z Biancą, malując obrazy… tak, też… No i przede wszystkim – mieli dla siebie cały wieczór. Cały wieczór na, jak to ujął Miles, zapewnianie sobie rozrywek. Każdej innej rozrywki. Prawdopodobnie oboje wiedzieli, jaka rozrywka kryje się pod każdą inną, ale… tak brzmiała bardziej tajemniczo. Intrygująco.
Miles był intrygujący. Był jej, bądź co bądź, ulubionym artystą. Jedynym, który patrzył na nią jak na chodzącą boginię – choć nie miała pojęcia, czym takim go zachwyciła – oraz tym, który jej przy okazji nie osaczał. Wiedziała, jak artyści potrafili tracić głowę dla swoich muz, poświęcać im życie, pragnąć ich jedynie dla siebie… Miles był zupełnie inny. Nie starał się wchodzić jej na głowę, a nawet wręcz przeciwnie. Dawał jej tyle swobody, ile tylko chciała. Mogła robić, co tylko zapragnęła. I ogólnie. I też z nim.
Był jedynym w swoim rodzaju. Czułym, delikatnym. A przede wszystkim – tym, który nigdy żadnym słowem jej nie obraził.
Czemu rodzice, szukając narzeczonego, który by ją szanował, postawili na Ramseya? Nawet on nie szanował jej tak, jak robił to Miles. W zasadzie nikt tak jej nie szanował – bo nikt inny nie wznosiłby dla niej ołtarza, gdyby tylko sobie tego zażyczyła.
Uśmiechnęła się do niego słodko, kiedy sam wypowiadał jej myśli na głos. No, mniej więcej takie myśli. Bo wydawało jej się, że Miles wystawał zdecydowanie poza normę.
— Och, jesteś – przytaknęła mu z przyjemnością. Gdyby było inaczej, nie próbowałaby go za wszelką cenę zatrzymać dla siebie dzisiejszego wieczoru.
Miles bardzo szybko dostrzegł jej zmianę pozycji. I bardzo szybko zareagował dokładnie tak, jak chciała. Może z odrobinę większą ekspresją, niż sobie wyobrażała, ale to tylko dodawało całej scenie odrobiny… pikanterii?
Uważnie śledziła, jak zbliżał się do niej. Z każdym jego krokiem czuła, jak atmosfera między nimi gęstniała, a jej uśmiech mimowolnie poszerzał się. Przyglądała mu się z zaintrygowaniem, również wtedy, kiedy przed nią uklęknął i składał niebywałe obietnice, wraz z pocałunkiem.
Przybliżyła się odrobinę, wierzchem dłoni przejechała po jego policzku, a następnie ujęła jego podbródek. Nachyliła się odrobinę, pomiędzy ich twarzami pozostawiając naprawdę niewielką przestrzeń, a kiedy ich usta prawie się stykały, szepnęła:
— Poproszę.
I z wyraźnym uśmiechem satysfakcji podała mu prawie pusty kieliszek po winie. Odsunęła się nieznacznie, mrużąc z wyraźnym zadowoleniem oczy. Ich mała gra podobała jej się coraz bardziej.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 137
Naturalnie mogli być bezpośredni i nazywać rzeczy po imieniu. Jednak nie byli prostymi ludźmi, spotkał się artysta z boginią, dwie osoby wymagające od życia i otoczenia więcej niż oferowano, biorący więcej i w sposób, jaki sami chcieli. Miles pragnął sprawiać, że wszystko jest ciekawsze, lepsze, podnioślejsze, że było po rpostu niczym dzieło sztuki, a nie ot zamalowane płótno bez miejsca na wyobraźnię. Tajemniczość, intrygujące określenia i niejednoznaczny język, lub kreatywnie jednoznaczny chociaż, zwracał na takie rzeczy uwagę. I uwielbiał Biancę między innymi za to, jak łatwo przychodziło jej wchodzić do jego światka i podejmować ten sposób rozmowy, zupełnie bez wysiłku, jakby go rozumiała i widziała rzeczy niemal tak, jak on sam. Może nie tak skrajnie, bo jednak był dzikusem, ale większość zupełnie za nim nie nadążała i nie rozumiała co też mu po głowie biega. Ona zdawała się mimo wszystko dobrze go odczytywać i wiedzieć jak z nim rozmawiać.
Patrzył jej w oczy gdy się zbliżała i czuł jak jego serce nieco gubi rytm. Może kogoś innego by przerażał poziom uwielbienia i oddania, jaki Miles czuł do Bianci, może też uznałby to za niezdrowe, on jednak nie tylko nie myślał o tym w ten sposób, ale zaakceptował i świadomie przyjął fakt, że ta kobieta omotała jego umysł już dawno temu. Ba, zasługiwała na to żeby w ten sposób się do niej odnosić! Zasługiwała na całe złoto i dobro tego świata, Miles był o tym przekonany.
Powiódł wzrokiem do ust Bianci, nabierając więcej powietrza w płuca. Już nawet zapomniał o wyścigu, trudno, jaki wyścig, co. Gryfonka odsunęła się nieznacznie, podając mu kieliszek, który Miles nawet od niej wziął, choć nie odwrócił nawet na sekundę wzroku od jej twarzy. Na jego usta wpłynął lekki uśmieszek, odrobinę tylko głupawy, bo go omotała zupełnie.
- Jak sobie życzysz.
Wstał zatem, przechodząc dwa kroki obok by dolać jej wina. Wrócił oddając jej kieliszek, jednak dopiero po sekundzie kolejnej wrócił do swojego stanowiska. Nagle jego obraz wydał się nie dość dobry i zaczął wprowadzać pewne poprawki, żeby jakkolwiek lepiej oddawały co chciał Biance przekazać. Skupiony był jak nigdy, bo pragnął przy tym jak najszybciej wynagrodzić Gryfonce czas spędzony w samotności na kanapie.
- Mam szczerą nadzieję, że efekt naszej pracy cię usatysfakcjonuje. - Powiedział, zerkając na Biancę co chwilę, zdeterminowany. Gdzieś po drodze nie wiedział sam kiedy, gdy przetarł czoło grzbietem dłoni, zostawił kolejny niewielki ślad farby. Widać sam zaczyna wyglądać jak obraz przed nim...
Dłuższy czas już malował, a teraz gdy jego ruchy jeszcze zostały pod wpływem inspiracji i może zniecierpliwienia, przyspieszone i mniej ostrożne, sam obraz ostatecznie został niedługo ukończony. I gdyby tylko miał na to czas, przestrzeń i brak samonarzuconej presji, to by go pieścił i poprawiał do białego rana, ale ostatecznie udało mu się uchwycić mniej więcej to, co miał w głowie. I w końcu odłożył pędzel do kubeczka z wodą, paletę, i skinął sam do siebie głową, podpierając się pod boki. Spojrzał na Biancę z uśmiechem.
- Koniec. Chcesz zobaczyć, najdroższa? - Nawet prawie był z siebie dumny!
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 87
Już jakiś czas temu zauważyła to u Milesa. Patrzył na nią jak mały szczeniaczek pierwszy raz widzący i poznający otaczający go świat. Zachwyconymi oczętami chłonął wszystko, co tylko znalazło się przed nimi.
Różnica była taka, że oczy Milesa szybko traciły ten blask i zainteresowanie, gdy ich wzrok padał w nieco innym kierunku. Schlebiało jej to. Cholernie jej to schlebiało. Może czasami nawet, ale tylko troszkę, wykorzystywała ten bijący od niego zachwyt… Jednakże o wiele częściej służył jedynie do pieszczenia jej ego. I upewnienia się, że cokolwiek się stanie, po swojej stronie, bezwarunkowo, będzie miała Milesa.
Prawdopodobnie jakaś inna suka na jej miejscu próbowałaby go omotać. W takim stanie Miles był osłabiony, bardziej podatny na manipulację, na każdy szantaż, jaki tylko by sobie wymyśliła, w jakimkolwiek celu. W takim stanie uzyskałaby od niego wszystko, czego by tylko zapragnęła, a on z wdzięcznością, że może jej służyć, oddałby jej wszystko. Jednakże Bianca miała też jedną, bardzo ważną cechę. Była honorowa. W takich momentach była honorowa. I od dziecka uczono jej obrony nie tylko siebie, ale również innych.
Więc gdyby którakolwiek (albo którykolwiek) chciała wyrządzić krzywdę Milesowi, wyrwałaby jej własnoręcznie kłaki.
Odebrała od niego napełniony kieliszek wina i z uśmiechem powróciła do poprzedniej pozy. Przynajmniej na tyle, na ile jej pamięć mięśniowa pozwoliła ją odtworzyć. Popijając trudnek, zatopiła się w kolejnych, niekonkretnych, myślach. Umknęło jej nawet wyrażenie nadziei, iż obraz jej się spodoba. Nie zauważyła nawet, jak maznął się po raz kolejny farbą. Jedynie popijała co jakiś czas wino. Obiecała siedzieć grzecznie – i siedziała grzecznie do samego końca.
Ocknęła się, jak odczarowana, kiedy Miles wypowiedział to finalne słowo koniec.
Dopiero wtedy podniosła na niego wzrok i spojrzała na niego z mieszanką rozczulenia i rozbawienia, widząc kolejną plamę po farbie, tym razem na jego czole. Wyglądał uroczo.
Podnosząc się z tapczanki, wzięła ze sobą i kieliszek wina, i kilka gron winogrona, po czym stanęła u boku Milesa, specjalnie opierając się o niego bokiem.
Rzuciła okiem na obraz, jakby faktycznie była największym znawcą malarstwa. Nie uważała się za takiego, chociaż widziała już bardzo wiele obrazów, przede wszystkim autorstwa Milesa. Wszystkie były piękne. W głowie nie mieściło jej się, jak można potrafić własnoręcznie namalować takie dzieła.
Chociaż z drugiej strony, Miles pewnie to samo myślałby o Biance i jej pasji do walki mieczem.
Przez chwilę zastanawiała się, co powinna powiedzieć. Mogła użyć jakiegoś kąśliwego komentarza, który podbudowałby nastrój. Lecz w tym momencie była o wiele bardziej zachwycona obrazem przedstawiającym ją w zupełnie innym świetle. Lub też kilku światłach. Była o wiele bardziej oszołomiona sposobem, w jaki Miles patrzył na świat. Chyba nawet mu trochę tego zazdrościła.
— Piękne – zdecydowała się w końcu na rozbrajającą szczerość, zwracając ku niemu głowę i upijając łyk wina. – Samo wypowiadanie tego, co ma się w głowie, jest sztuką, lecz przedstawienie tego na płótnie… - Z nieco szerszym uśmiechem uniosła dłoń i wsunęła pomiędzy jego wargi zabrane wcześniej grono winogrona. – Twój sposób patrzenia na świat od zawsze mnie intrygował – niemalże szepnęła, jakby prawiła mu jedno z bardziej intymnych wyznań, jakie przyszło jej wypowiadać. Następnie przysunęła się i podarowała mu krótki pocałunek w policzek. Farba na nim zdążyła już praktycznie zaschnąć, ale i tak na jej wargach zostały ukruszone ślady koloru.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 137
Miles z kolei wydawał się niewinny i łagodny, faktycznie też unikał konfliktów fizycznych, bo nie uważał tego za potrzebne. W sumie, trwał w przekonaniu, że siłą jest dyplomacja, a z pięściami to się rzucają ci, co nie mają argumentów i nie wiedzą co powiedzieć. Mimo to nie był też sierotą zupełną i choć stronił od przemocy bardzo mocno, to gdyby ktokolwiek zagroził Biance czy zranił ją, jakkolwiek, osobiście by rozszarpał delikwenta na strzępy.
Widząc, że Bianca odpłynęła w pewnym momencie zupełnie, cudownie zamyślona, nie przeszkadzał jej i malował w milczeniu. Może lepiej, bo szybciej jakoś to szło, aczkolwiek miał tylko nadzieję, że o czymkolwiek się jej przyszło zamyślić, nie było to nic złego. I w końcu gdy skończył, ocknęła się i wyglądała w sumie jakby żadne chmury nie wisiały nad jej piękną głową, co z pewnością go nieco uspokoiło.
Zatrzymał na niej wzrok, chcąc złapać każdy fragment emocji gdy oceniała jego dzieło. Naturalnie uważał, że mógł zrobić je lepiej i nigdy nie był w pełni zadowolony ze swoich kreacji, jednak mimo to miał nadzieję, że się jej spodoba. I widać było, że dobrze wykonał swoje zadanie. Uśmiechnął się nieco, poruszony jej słowami. Ona po prostu rozumiała sztukę. Nie tworzyła jej, ale rozumiała wiele z tego, czym aktualnie była sztuka i z czego wynikał trud pracy z nią. Była idealna po prostu, aż nadal czasem go to szokowało.
Powoli przeżuł wsunięte mu do ust winogrono, pochłonięty jej bliskością, spojrzeniem, jak i słowami, tak pięknymi i w punkt tego, co najbardziej do niego przemawiało. Jeśli chciało się ująć go za serce, komplementy dotyczące jego kreatywności czy talentu czy "innego spojrzenia na świat" były drogą prostą i zapewniającą sukces, urabiało go to jak masło.
Spojrzał na jej usta po tym jak złożyła pocałunek na jego policzku. W pierwszej chwili nie zajarzył aż, by dopiero po sekundzie zmarszczyć brwi i sięgnąć do swojego policzka. Yep, uwalony farbą. I tak całe życie, nie był fanem kąpieli w farbach, chociaż tak by wielu pewnie podejrzewało.
- Schlebiasz mi. - Powiedział, posyłając jej lekki uśmiech i unosząc dłoń by kciukiem delikatnie zabrać kawałeczki farby z ust Bianci. - Mam jednak bardzo silne wrażenie, że akurat Ty w dużej mierze też widzisz to co ja, choć może nie dokładnie tak samo.
Odsunął się tylko żeby zmyć z policzka farbę, i z dłoni, i z czoła... Zerkał przy tym na Biancę, ale był głupio w dyskomforcie, gdy ona była taka perfekcyjna i bez skazy, a on... Cóż, prezentował się przy niej jak niechluj. I dopiero jak już był czysty, podszedł do Bianci by objąć ją w talii pewnym gestem, jednak wciąż odpowiednio delikatnym, tak jak obchodzi się z porcelaną.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 87
Z lekkim zaskoczeniem spojrzała na unoszącą się dłoń Milesa i palce, które przejechały po jej wargach. Normalnie uznałaby to za pewien rodzaj zabawy, ale tym razem chyba coś wycierał… Faktycznie, całowała jego umazany farbą policzek i pewnie odrobina odbiła się na jej ustach. Kompletnie jej to nie przeszkadzało.
Z zaintrygowaniem spojrzała na jego twarz, prosto w jego oczy. To ciekawe, że Miles odnosił takie wrażenie, kiedy Bianca pojęcie o sztuce miała praktycznie zerowe… Znaczy, jako krytyk, może by się nadała. Ale nie miała pojęcia o procesie tworzenia, o tym, co dzieje się w głowie artysty, kiedy zasiada do płótna i zaczyna tworzyć to, co widzi albo własnymi oczami, albo oczami własnej wyobraźni.
W przypadku Milesa były to też oczy pełne uwielbienia.
Niechętnie puściła go, gdy odszedł od niej kawałek. Westchnęła cicho, odprowadzając go spojrzeniem.
— Może to dlatego, że znamy się już dobre kilka lat? – zagadnęła, przyglądając się przy tym jego plecom i zsuwając wzrok niżej, co rozjaśniło nieco jej uśmiech… - Sama nie wiem, ale powiedziałabym, że chociaż znamy się już tyle czasu, Twoje myśli to dla mnie nadal kopalnia pełna intrygujących sekretów.
Wrócił do niej, kiedy jego twarz ponownie błyszczała czystością. Pokręciła delikatnie głową, gdy objął ją w talii pewnym gestem, a ona automatycznie przysunęła się bliżej, kładąc wolną dłoń na jego ramieniu, w drugiej wciąż trzymając kieliszek z resztką wina.
Nachyliła się ku niemu, jednakże minęła jego wargi, przesunęła nosem po policzku, aby zbliżyć się do jego ucha i wyszeptać ciepło:
— Nawiasem mówiąc, podobałeś mi się z farbą na twarzy.
Owiewając ciepłym oddechem jego ucho, złożyła lekki pocałunek na jego płatku, nim odsunęła się nieznacznie, by z uśmiechem spojrzeć mu w oczy.
Starał się przy niej zawsze być nieskazitelny, w najlepszej, najbardziej idealnej formie. Ale nie musiał taki być. Chociaż jego wyglądowi nie mogła nic zarzucić, podobał jej się również z bardzo wielu innych względów. I chciała, aby wiedział, że nie musi być zawsze perfekcyjny. Na przykład…
— Ups – szepnęła, gdy niespodziewanie dłoń jej lekko drgnęła, a kropelki wina rozlały się na jej białej, krótkiej sukience. Kompletnie się nie przejmowała, że ta może już nie zejść. – Jestem strasznie niezdarna… Podobam Ci się teraz mniej?
Nie musiał odpowiadać, wiedziała, co powie. Ale chciała też osiągnąć zupełnie inny cel.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 137
Może to te kilka lat, może to dlatego, że wierzył w ponadprzeciętną inteligencję Bianci. A może po prostu ją idealizował i jakby miała artystycznie zeza rozbieżnego, i tak by powtarzał, że ona wie i rozumie więcej niż inni, przez sam fakt bycia sobą. Obejrzał się na nią z lekkim uśmiechem, choć krótko.
- Może tak. W końcu kto z kim przystaje... - Tylko w różne strony to działało, akurat tu jakby się miał zastanowić, to chyba by nie wiedział, w końcu był kobieciarzem (i nie tylko), wierny tylko sobie, lojalny wobec siebie, blabla... A potem Bianca przechodziła obok i wszystko brało w łeb. I kto tu kogo zmieniał?
- Sam fakt, że odbierasz mój styl bycia jako intrygujące sekrety, a nie sny szaleńca, wiele dla mnie znaczy.
I wiele przy okazji mówi o tym na ile Bianca jest w stanie otworzyć się na pewne sfery, w których mogła nie czuć się może jakoś super komfortowo, ale przynajmniej próbowała, nie uznając, że to głupie i bez sensu. Nie znosił takiego podejścia, jakby bolało chociaż szczere spróbowanie zrozumienia otaczającego ich świata, jak można celowo, świadomie wybierać bycie kretynem? UGH. Ale mniejsza.
Przyglądał się jej, absolutnie urzeczony jej bliskością, spojrzeniem, delikatnym dotykiem, choć wcale nie niewinnym. Czuł jak jego serce nieco mocniej uderza gdy jej usta przesunęły się po jego skórze leciutko. Chcicę można mieć na każdego, ale ta kobieta, ona ujmowała też jego umysł, duszę, i absolutnie upijał się jej obecnością za każdym razem, jak w ogóle przebywali razem, nawet jak tylko na rozmowie czy samym pozowaniu - bądź co bądź nie każde ich spotkanie kończyło się seksem. Chociaż w jego przypadku to też wiele mówi...
Gdy się odsunęła, mogła napotkać jego spojrzenie jakby tylko ona w ogóle istniała, a obraz, farby, wszystko inne było gdzies indziej, jakby właśnie na chwilę wyhodowali własny kawałek wszechświata. Damn this woman! Zanim odpowiedział, Bianca niespodziewanie odrobinę zalała się winem. Inna sprawa, że najchętniej od razu by ją wytarł, pomógł, pomoc od ręki. Inna, że Bianca nie była niezdarna i Miles bardzo dobrze o tym wiedział. Nie zalałaby się winem ot tak, ona nigdy nie robiła rzeczy ot tak. Tylko potwierdziły to jej słowa, na które przez rozchylone nikle usta wciagnął powietrze powoli, patrząc jej w oczy.
- Nie jesteś, a podobałabyś mi się nawet jakbyś była ubabrana w błocie od stóp do głów. - Powiedział szczerze, cicho, unosząc wolną dłoń żeby założyć jej delikatnie włosy za ucho. - Ale myślę, że doskonale to wiesz. - Dodał po czym nieco ciszej, gładząc palcami jej nieskazitelną skórę na linii szczęki i policzkach.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 87
Skwitowała jego słowa jedynie uśmiechem. Fakt, dla niektórych wyobraźnia Milesa mogła zdawać się szaleństwem. Jakże nudne musiało być życie tych osób, kiedy brakowało w niej krztyny tak naturalnej magii jak wyobraźnia! Bądź co bądź, siła umysłu zaskakiwała przez cały czas. Zarówno w logicznym i strategicznym myśleniu, jak w jej przypadku, oraz w wyobraźni, jak w przypadku Milesa.
To zabawne. Dwie różne, a jednak doskonale dopełniające się połówki. I potrafiły się ze sobą doskonale dogadać. Niesamowite.
Roześmiała się, słysząc jego słowa. A w zasadzie to nie słowa przyniosły jej rozbawienie, a wyobrażenie, które za nimi podążyło. Otóż słyszała, że kąpiele błotne są bardzo zdrowe na skórę, wręcz regenerujące. Słyszała również, że w niektórych bagnach, w błocie, można było zrobić mumię i ciało było doskonale zachowane. To chyba potwierdzało zdrowotne właściwości błota. Ale i tak wyobrażając sobie scenerię, w której ona była zanurzona od stóp do głów i cała brązowa na twarzy, i Milesa, który siedział przy niej i patrzył na nią z takim samym uwielbieniem, chciało jej się śmiać. Chyba przez irracjonalność całego obrazu.
Bo co do nieprzemijalności uczuć Milesa była niemalże pewna. Skoro od lat się nic w tym temacie nie zmieniło, już raczej się nie zmieni. A przynajmniej dopóki nie pozna bardziej zjawiskowej kobiety od niej. W szkole już na takie wybryki były marne szanse.
Przymknęła oczy z przyjemnością, gdy zaczesywał jej włosy za ucho, a następnie pieścił dotykiem skórę na jej twarzy. Miles był tak cholernie subtelny, że było to praktycznie niesamowite. Kolejna niesamowitość w postaci Villiersa. Znała go tak długo, a wciąż nie mogła się nadziwić jego delikatności, gdy przechodziło do bardziej prywatnego, choć nie była to dobra nazwa, kontaktu.
— Nie kuś mnie, bo jeszcze kiedyś to przetestuję – mruknęła, zbliżając się ku niemu. Mogło to brzmieć i jak groźba, i jak wyzwanie jednocześnie. Nie miała nic przeciwko żadnemu z podejść, choć… szczególnie temu drugiemu.
Z delikatnym uśmiechem ujęła jego dłoń we własną i skierowała ją nieco niżej, po swojej szyi, muskając obojczyk, następnie ku dekoltowi, konkretnie – ku guzikowi sukienki.
W końcu poplamione ubrania nie nadawały się już do noszenia. Prawda?
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 137
Uśmiechnął się nieco szerzej na jej śmiech, zwyczajnie ciesząc się na ten dźwięk. Lubił jak się śmiała, pomijając chęć utrzymania jej stale w jak najlepszym nastroju, zwyczajnie podobał się mu i jakoś tak czerpał przyjemność z tego jak się śmiała. Albo uśmiechała, albo mówiła. Albo milczała. W ogóle Bianca to było bardzo dużo przyjemności i komfortu, a mogła nawet jedynie stać obok i nawet z nim nie rozmawiać.
Irracjonalne może, ale prawdziwe! Gdyby nawet była pokryta faktycznie po czubek głowy błotem, Miles nadal by ją uwielbiał. Innego słowa by nie użył, bo pewnych deklaracji po prostu nie wygłasza, nie stosuje, unika wręcz, ale chyba nie było tajemnicą dla nikogo, że Bianca była w oczach Milesa... Cóż, wyjątkowa conajmniej. I traktował ją zdecydowanie lepiej i inaczej niż każdą inną osobę. Zresztą, przykładem był dzisiejszy wieczór gdzie bezczelnie wystawił brata dla niej właśnie. Dla nikogo innego by nie wystawił! W KAŻDYM RAZIE.
Zatrzymał wzrok na jej oczach gdy się zbliżyła. Bywał bardzo mocno rozproszony, chaotyczny, ciężko było mu skupić się na jednej rzeczy na raz, ale ona robiła to jednak po mistrzowsku. Czy naprawdę nic w tej kobiecie nie było negatywnego? Tak zupełnie? Bogowie. Nie odpowiedział, po części, bo na chwilę był typowym facetem, któremu kobieta zrobiła z mózgu sianko i tylko coś tam zatrzeszczało, a po części przez jej gest sugerująccy jasno jej oczekiwania, zresztą podobne do jego nadziei. Uśmiechnął się lekko, po części dwuznacznie, a po części troszkę uderzony gorącem. Zawsze w takich momentach i tylko z nią, po prostu nagle robiło mu się gorąco i tak... Inaczej. Przejmował się, no jasne, to bogini, musiało być dla niej idealnie! Tylko dlatego, stresik, na pewno. Za jej sugestią zaczął powoli odpinać guziki sukienki, jeden za drugim. Niespiesznie jak dzikus jakiś, ale z szacunkiem i odpowiednią delikatnością. Pewnością, tak! Ale nie był desperatem, a podobnym sytuacjom, uniesieniom, zawsze nadawał głębię, uważał to za coś ważnego, z każdym w sumie. Nie zawsze było to coś "ważnego i rzutującego na całe jego życie", raczej w zasadzie nigdy, ale uważał, że każda chwila w życiu, każdy moment, tchnienie, wszystko było ważne i zaniedbywanie tego było nie na miejscu. Dlatego i teraz czcił czas, jaki mieli, relację, jaką wypracowali. Czcił ich uczucia, emocje. Był artystą! Naturalnie, że wyhodował w sobie ogromną wrażliwość na wszystko dookoła.
Gdy sukienka Bianci opadła do kostek, Miles nie odwracając wzroku od jej oczu, zniżył twarz by silnym ruchem wziąć ją na ręce, ujmując pod plecami i pod kolanami, i przeniósł na wcześniej zajmowaną przez nią sofę. Posadził ją na niej, również nogami na siedzisku, ostrożnie, po czym sam uklęknął nad nią, wspierając się na kolanie przy jej biodrze by pocałować ją namiętnie, zupełnie nie tak delikatnie, jak ją nosił.
|