Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Otwarty korytarz Jeden z korytarzy biegnących wzdłuż dziedzińca. Znajdujący się tu długi murek oddzielony kolumnami jest idealnym miejscem spotkań uczniów pragnących spędzić trochę czasu na świeżym powietrzu lecz zbyt leniwych, by całkiem opuszczać zamek. Wyjątkowo popularny w cieplejsze dni, w chłodne zaś zdaje się być niemal zapomniany, a przejście nim staje się jedynie koniecznością. Przeciekające w niektórych miejscach zadaszenie w deszczowe dni zapewnia darmowy prysznic, więc warto uzbroić się w parasol.
wtorek, 8 września 2020, 13:06
Jak można było tak zepsuć humor uczniom już podczas drugiego tygodnia nauki? Czym kierowała się nauczycielka eliksirów, kiedy dobierała ich w pary? Naprawdę, Kieran był przygotowany do ciężkiej pracy już od samego początku roku szkolnego - w końcu musiał osiągać odpowiednie wyniki - ale czemu to babsko musiało być takie złośliwe? Czy kiedykolwiek wyglądał, jakby dogadywał się z Biancą? Nie, nigdy. Nawet w okresie tego całego narzeczeństwa, które do tej pory sprawiało, że robiło mu się niedobrze, kiedy tylko poświęcał zbyt dużo czasu na myślenie o nim oraz potencjalnej przyszłości z Biancą... Może dobrze wyszło, może tak właśnie miało być. Fakt, rodzice wciąż nie byli przekonani, czy aby na pewno Ślizgon opanuje sytuację tym razem oraz czy to taka dobra zmiana narzeczonych, ale on był! W dodatku był zdeterminowany, aby udowodnić im, że cała sytuacja ma się świetnie. W końcu już teraz dogadywali się z Gemmą dużo lepiej, niż z tą całą Sforzą, z tym jej wybujałym ego, brakiem poczucia jakiejkolwiek odpowiedzialności, fałszywością, przebiegłością, niepotrzebną złośliwością i... Koniecznością wspólnego przygotowania eliksiru. Jeśli tylko tak nie zależałoby mu na ocenie, liczyłby że cała ta rozgrzana ciecz wybuchnie jej w twarz na jego oczach.
Chociaż w czasie, czy nawet po nieszczęsnych zajęciach eliksirów, Kieran nawet nie raczył obdarzyć jej spojrzeniem, doskonale wiedział, że w końcu nadejdzie moment, kiedy będzie musiał zamienić z nią parę słów, a następnie jeszcze trochę podczas warzenia i odwlekanie tego bardziej oznaczałoby tylko, że dłużej musiałby myśleć o Gryfonce... Wystarczy, że chyba po złości wybrała niemal wszystkie zajęcia, na które sam chciał chodzić.
Po obmyśleniu strategii na transmutacji, odnalazł ją wzrokiem i przyspieszył kroku po wyjściu z sali, by stoczyć walkę z tym smokiem.
- Hej, planujesz zająć się eliksirami, czy mam wolną rękę i w razie czego podpiszesz mi, że nie da się z tobą dogadać? - spytał chłodno, zrównując się z nią i mierząc ją wzrokiem.
Nie, nie spodziewał się cudów. Wiedział, że będą musieli spędzić dobrą godzinę w jednym pomieszczeniu, sami, przy jednym kociołku... Jakby dzielenie tej samej szkoły nie było wystarczająco złe.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 87
Co. Za. Koszmarny. Rok. Poważnie, czy oni wszyscy, do cholery, poupadali na głowę? Najpierw rodzice wyskoczyli z najdziwniejszym i najmniej spodziewanym narzeczeństwem życia, a teraz to. Nauczycielka eliksirów z jakiegoś względu uznała, że przebywanie z byłym narzeczonym będzie świetnym rozwiązaniem i na pewno nic złego się nie stanie. Na pewno!
Najwidoczniej chciała mieć jedno życie więcej na sumieniu.
Czy zamierzała ganiać za Roycem i pytać go, co dalej? Absolutnie nie. Im później się za to zajmie i im później będzie musiała oglądać jego szpetną gębę, tym lepiej. Dla niej. Dla świata. Dla szkoły. Dla wszystkich.
I miała szczerą nadzieję, że Ślizgon będzie tego samego zdania – niestety, mocno się pomyliła. Najwidoczniej zerwanie zaręczyn bardzo go zmieniło. Och, jak bardzo! Gdyby tylko miała lepszy humor, może nawet by mu to wypomniała.
W ty momencie jedynie spojrzała na niego co najmniej jak na dorodne smocze łajno na ładnym, puchowym dywaniku i czym prędzej odwróciła wzrok w obawie, że cofnie jej się śniadanie. A zamierzała właśnie pójść na lunch!
— Żebyś wszystko spieprzył i powiedział, że to moja wina, bo nie chciałam współpracować? – prychnęła tylko, celowo i bardzo perfidnie gapiąc się na tłum spieszących do Wielkiej Sali uczniów zamiast na niego. – Chyba sobie śnisz, jeśli myślisz, że zaufałabym Ci nawet w wyborze menu w Miodowym Królestwie, a co dopiero w samodzielnym zrobieniu projektu za nas obojga.
Dopiero po tych słowach na krótko zwróciła na niego wzrok i zmierzyła go lodowatym wręcz spojrzeniem.
Może w sumie miał rację. Im szybciej się z tym uwiną, tym będzie szczęśliwsza.
Nie dogadali się. Zresztą jak zwykle! Z tą dziewczyną było coś nie tak, a bariera w komunikacji między tą dwójką zdawała się tylko rosnąć. Wydawałoby się, że zerwanie oraz co za tym idzie znaczne ograniczenie spotkań i rozmów, sprawi, iż sytuacja się poprawi - w końcu czasem sama separacja wpływa korzystnie! Nic bardziej mylnego. Kieran był przekonany, że ani on, ani jego dzieci, ani nawet jego wnuki nie będą chciały mieć nic wspólnego ze Sforzami.
Brak zrozumienia ze strony Bianci w pierwszej kolejności sprawił, że Ślizgon uniósł brwi. Kolejnym ruchem było powolne pokręcenie głową na znak, że to kolejna z tych wielu sytuacji, kiedy do jej pustego łba nie dociera najprostszy komunikat.
- Nie. Żebym zrobił cały eliksir poprawnie i dał znać Edwards, że jesteś równie skora do współpracy, co zdolna i z pracy w parze wyszła samodzielna - wyjaśnił powoli, jakby mówił do małego dziecka, rozkładając przy tym ręce.
To chyba ona śniła, jeśli myślała, że zrobi cokolwiek za nią! Miałaby się lenić i podpisać pod wykonanym zadaniem? O nie, ona mogła mu co najwyżej podpisać karteczkę o tym, że jest problematyczną suką, która odmawia współpracy, tupie nóżką jak pięciolatka i odwala histerię na wiadomość, iż nie może wybrać sobie partnera do pracy... No dobrze, może byli w tym razem i oboje byli o krok od zrobienia awantury, którą Hogwart zapamiętałby na długo i nie byłoby co zbierać. Może nawet byli do siebie podobni w niektórych zachowaniach! Tylko że Kieran tego nie widział i biada każdemu, kto choćby spróbował mu to wytknąć...
- A na szczęście do Miodowego Królestwa możesz chodzić już całkiem sama - dodał w jasnym nawiązaniu do zerwania, które powoli okazywało się coraz bardziej zbawienne. - Tylko nie zapchaj się za bardzo z tej okazji... Jeszcze nie dasz rady się odgryźć
Chociaż rzucał złośliwości, jego ton stale był spokojny i choć chłodny, brzmiało to bardziej, jakby rozmawiał o pogodzie w bardzo neutralny sposób.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 87
Bianca zatrzymała się momentalnie w miejscu, czując, jak krew w niej zaczyna buzować. Okej, jeśli do tej pory próbowała być grzeczna i go kulturalnie po prostu olać, tak po takim tekście nie było nawet takiej opcji, żeby dalej kontynuowała tę strategię.
Obrzuciła go lodowatym spojrzeniem z góry na dół… a potem zrobiła pełną zrozumienia minę i aż teatralnie pacnęła się w czoło.
— Ach, no tak. Wybacz, zapomniałam, że jesteś teraz ulubieńcem profesorów. Szkoda tylko, że nie miałam okazji tego zapamiętać z chwil, kiedy faktycznie jeszcze musiałam się tym interesować – syknęła dość ironicznie, ale z jak ogromną satysfakcją, kiedy wytykała mu nagłą przemianę.
Miała ochotę posunąć się dalej i zasugerować, że musiało wydarzyć się coś naprawdę wielkiego, skoro nastąpiła w nim tak wielka przemiana… Że nagle zaczął się jeszcze bardziej przykładać do nauki i zdawał się bardziej przywiązywać wagę do obowiązków szlacheckich… I inne takie…
Ale postanowiła sobie darować. Była pewna, że i tak załapał, o co jej chodziło.
Prychnęła jedynie na kolejny komentarz, ruszając z powrotem w dalszą drogę. Miała nadzieję, że może chociaż zgubi się po drodze.
— Mogę przytyć nawet i dwadzieścia kilo, a Twój takt pozostanie nadal na poziomie żabiego skrzeku – rzuciła sarkastycznie, po czym obrzuciła go dokładnym, oceniającym spojrzeniem. – A jak jesteśmy w temacie, nie za dużo przesiadujesz nad książkami? Nie odłożyło Ci się czasem nic? – uniosła brew, znacząco patrząc na jego brzuch przykryty szkolnym mundurkiem. Potem zerknęła na jego twarz i odwróciła z powrotem wzrok.
Jeszcze by uznał, że gapienie się na niego jej się podoba. Mógłby sobie to tylko wyśnić.
— Jak chcesz zrzucić parę kilo, to zapraszam na trening codziennie rano – dodała niby troskliwym tonem, po czym rzuciła: - O ile dasz radę doczłapać się z lochów na błonia.
Ślizgon niechętnie zatrzymał się o dwa kroki przed nią i zwrócił ku niej wzrok. Naprawdę nie mogli załatwić tego szybko i bezboleśnie? Najlepiej za pomocą możliwie najkrótszych komunikatów! Tak, chcę zatruć ci życie wspólnym projektem albo nie, odmawiam jakiejkolwiek współpracy. Dalej zakładając, że była zainteresowana pozytywną oceną, data i godzina. Dosłownie tyle by wystarczyło! Ale nie, musiała ciągnąć to w nieskończoność, jak typowa baba. Zadał jedno proste pytanie, a ona wywlekała niepotrzebnie kolejne pięć niepotrzebnych wątków o wspólnym motywie pod tytułem "nienawidzę cię" - z pełną wzajemnością. Dobrze, może troszeczkę sam ją sprowokował, ale z Biancą nie dało się rozmawiać inaczej. Nawet w czasie tego całego narzeczeństwa.
- Dobrze było interesować się czymkolwiek, prawda? Człowiek pozbawiony zainteresowań brzmi dosyć przykro - tu również zmierzył ją krótko wzrokiem, na wypadek gdyby nie było jasne, że to właśnie ona była tym przykrym przypadkiem. Bo czym ona mogła się teraz interesować? Jak odstawić się na każde najmniejsze wydarzenie, czy spotkanie co najmniej tak, jakby wybierała się na bankiet? Nie było czym się chwalić.
- Wybacz, może faktycznie to, że zniżam się do poziomu rozmówcy jest pewnym błędem - odparł bez najmniejszego zawahania.
Wszelkie złośliwości przychodziły mu z łatwością, ale te dedykowane dla Gryfonki? Musiał powstrzymywać się, by nie wylać z siebie zbyt wielu na raz.
- Trochę za późno na tę troskę, nie sądzisz? Zresztą wystarczy mi żebyś to ty albo doczłapała się nad kociołek, albo rzuciła jasnym spierdalaj. A poplotkujesz z kimś, kto chce albo musi cię słuchać. W razie wątpliwości, nie jestem żadną z tych osób.
Oczywiście każda z jej złośliwości była absolutnie jasna i doskonale wiedział do czego pije... Wiele kosztowało go, aby nie dać się sprowokować, choć nie zdradzał tego w żaden sposób, efektywnie i niezmiennie skrywając się za chłodem. Przecież nie będzie jakkolwiek naprowadzał na to, że powoli stawał się bezużyteczny w swojej rodzinie, że od ich rozstania wszystko wydawało się walić, a konkurencja w postaci licznego rodzeństwa wcale nie pomagała. Ale przecież był w trakcie naprawiania wszystkiego, co Bianca do tej pory zepsuła! Co więcej, tym razem nie było szans, aby się wtrąciła... Prawda?
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 87
— W tym Ci muszę przyznać rację. Człowiek pozbawiony zainteresowań brzmi bardzo przykro – odparła bez ogródek i wsparła ramiona o biodra, unosząc znacząco brew ku górze. Jeśli chciał ją obrazić, to musiał się bardziej postarać. A zdawałoby się, że po tylu latach wspólnej męczarni powinien ją chociaż trochę znać! – Tym lepiej, że nie ma tutaj nikogo takiego.
Potem nawet ją rozbawił. Zdecydowanie popracował nad ciętym językiem, teraz nawet brzmiał całkiem interesująco. I musiała to przyznać z ciężkim sercem! Gdyby to nie był Kieran, na pewno by pochwaliła.
— Ciężko jest zniżać się komuś, kto już leży na ziemi – odbiła jedynie piłeczkę, odwracając od niego wzrok, jakby przestał ją interesować. Przynajmniej do czasu, kiedy stwierdził, że wcale nie musi jej słuchać.
— Tutaj się mylisz, mój drogi. Może nie chcesz słuchać, ale musisz. Przynajmniej przez czas najbliższego projektu. – Rzuciła mu spojrzenie w stylu i co mi zrobisz?, po czym kontynuowała, twierdząc, że wystarczy już tej zabawy w kotka i myszkę. Gdzie oboje mieli być i kotkiem, i myszką. Przyjemności zostawią sobie na później. – Wiem, że nie możesz się doczekać randki ze swoją ex, więc będę na tyle miła, że nie pozwolę Ci czekać. Dzisiaj po południu jestem wolna. Wymyśl godzinę i miejsce, zaskocz mnie czy coś – machnęła lekceważąco ręką.
Chociaż przypuszczała, że już samo wspomnienie, jakoby miałaby być to randka, albo go rozbawi, albo wkurwi. Obie wersje nie były wcale takie złe.
- W takim razie gratuluję, że ci się odmieniło - rzucił sucho.
Cóż poradzić, nie poznali się najlepiej i miało to wyraźny wpływ na ich relację. Kieran szczerze widział do tej pory w Biance osobę pozbawioną zainteresowań. No, może poza wkurzaniem go przy dosłownie każdej możliwej interakcji. Zupełnie jakby nie należało wciskać komuś narzeczonych, w szczególności w zbyt młodym wieku... W dodatku w wieku, w którym dziewczyny były nudne, i beznadziejne, i kto by się w ogóle-...! A nie, u Kierana ten wiek po prostu zdawał się jeszcze nie minąć. Ciekawe, w czym rzecz...
- A jednak czego się nie robi dla eks narzeczonej - odparł, skinąwszy na nią głową.
Ale przecież nie przyszedł tu wcale jej podogryzać. Naprawdę chciał się dogadać tak, aby interakcja nie trwała dłużej niż musiała.
Westchnął na wspomnienie o randce. Nie, na pewno się na to nie wkurzył... I może nawet rozbawiłby go ten komentarz, gdyby nie to, że faktycznie musiał zarezerwować dla niej jakąś godzinkę swojego czasu. Rozbawienie zostawiał raczej na moment, kiedy eliksir mógłby wybuchnąć jej w twarz. Oczywiście nie zamierzał wcale go sabotować, ale miło byłoby to zobaczyć.
- Wyrobisz się na czternastą? - spytał rzeczowo, jednak zaraz musiał dodać jeszcze trochę ironii. - Bo ja na przykład nie mogę się już doczekać.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 87
Prychnęła jedynie na jakże wyszukaną odpowiedź. A pomyśleć, że przed chwilą mogła być nawet pod wrażeniem, że wyostrzył mu się cięty język! Najwidoczniej to była tylko chwila mocy, którą poczuł w gębie i nic więcej. Szkoda było sobie nawet strzępić język, więc nie podjęła się już rozwlekania tego tematu. Tym bardziej, że ona też miała już ochotę sobie pójść i nie psuć sobie humoru.
Zamyśliła się przez chwilę, analizując swój plan dnia dzisiejszego. W zasadzie przed czternastą był lunch, na który się spieszyła, a potem już nie miała zajęć, więc… Tak, im wcześniej, tym lepiej będzie dla nich wszystkich. Oby tylko to przeżyć.
— Za dziesięć czternasta – zarządziła. Dała sobie pół godziny na lunch, potem jeszcze jakieś dwadzieścia na wspinaczkę do Pokoju Wspólnego Gryfonów i przebranie się ze szkolnego mundurka w coś normalniejszego. – Na czwartym piętrze jest komnata, która już wygląda jak rupieciarnia – stwierdziła. Miała co prawda zwalić całą pomysłowość na Kierana, ale chyba szybciej będzie, jeśli sama coś wymyśli. – Bardziej się jej zniszczyć już chyba nie da, więc idealna lokacja dla Ciebie – stwierdziła, przynosząc ciężar ciała na jedną nogę. – Jak nie wiesz, gdzie to jest, to zaczekaj przy schodach na czwartym piętrze. Już się nie mogę doczekać – rzuciła jeszcze na do widzenia. – Na razie!
Unosząc dłoń ku górze, w geście pożegnania, po czym pomaszerowała w stronę Wielkiej Sali. W gruncie rzeczy w nosie miała, czy to miejsce mu się podobało czy też nie, jej się nie podobał w ogóle pomysł robienia eliksiru. Ale skoro musieli…
z/t
Uniósł brwi na zarządzoną przez nią godzinę, jednak skinął głową.
- Skoro aż tak musisz postawić na swoim, chociaż się nie spóźnij.
Nie miał zamiaru udawać, że ta godzina mu nie pasuje, ale nie miał zamiaru pozostawić jej niemalże władczego jego zdaniem tonu bez komentarza.
Zaraz pokiwał ponownie głową na propozycję miejsca.
- Fakt, agresja rośnie w miarę spędzonego z tobą czasu. Wydawało mi się, że to obustronne, ale może tylko ty mnie wkurwiasz, nie na odwrót - odparł spokojnie, wzruszając przy tym ramieniem i nie zaszczycając jej już nawet spojrzeniem.
Ot, patrzył przed siebie, jakby szli obok przypadkiem. Oby to był przypadek, a nie złośliwość Edwards...
- Nie no, zniszczona sala w Hogwarcie. Oczywiście, że wiem, gdzie to. Jedna, jedyna w swoim rodzaju, nie da się przeoczyć - mruknął ironicznie, licząc że zrozumie, iż spotkają się właśnie przy schodach.
Na pożegnanie z kolei nawet nie odpowiedział jej w żaden sposób. Po części dlatego, że... Cóż, szedł dalej za nią. To chyba oczywiste, że szli w tym samym kierunku! Niemniej lepiej tak, niż jakby mieli być zmuszeni do rozmowy w dalszej drodze.
z/t
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
17 września; 17:15
W sumie już od kilku dni Romilly próbował jakoś... Zebrać się na odwagę żeby zrobić ktok ku Saoirse. Nie taki dosłowny, bo gadali dość często jak na jego standardy, ale choć ostatnio przy zabawie kartami z Nico uznał, że będzie się trzymał z daleka od Puchonki, bo nie zaśługuje na nią i generalnie naubliżał sobie samemu tylko w głowie i nic więcej, to ostatecznie nie potrafił ot odpuścić. Może dlatego, że dawała mu nadzieję na bycie lepszym, może dlatego, że bywał samolubny i to był tego pewnego rodzaju przykład. Ale jednak nie chciał tego tak zostawiać, bo za każdym razem jak rozmawiali, zdawał sobei sprawę na ile lubi i wręcz potrzebuje jej obecności, na ile nawet głupoty, o których bywało, że gadała, nie tylko go nie irytowały, ale słuchał ich z przyjemnością, ciesząc się, że w ogóle chce mu o nich opowiadać. Cieszyły go małe gesty, to jak była pozytywna, ciepła i przede wszystkim jak traktowała go jako równego sobie, nie oceniała go tak krytycznie, jak on sam siebie oceniał. Mimo że miałaby do tego pełne prawo. Czuł się przy niej jakoś tak... Lepiej, jakby sam był kimś więcej niż sądził do tej pory.
Dlatego ostatecznie, choć po kilku dniach wewnętrznego zagrzewania siebie do walki i zrobienia tego kroku, cholernie stresującego, podszedł do Saoirse, z sercem na ramieniu i żołądkiem w gardle, łapiąc ją akurat jak była sama.
- Hej, co robisz? - zagadnął luźno, czując jak stres zaczyna go jednak przyduszać. A tak się przygotowywał... Nie wiedział o tym, ale tylko mu włosy pociemniały do czegoś pomiędzy granatem a szarym, ciemnym i ładnym, ale będącym właśnie barwą w jego przypadku odpowiadającą za stres.
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Według Saoirse Romilly był... Inny. Ale nie inny w taki sposób, by miała uważać go za kogoś nierównego sobie. W dodatku ona akurat widziała w tym słowie jedynie jego pozytywne znaczenie. Był inny, a więc intrygujący, wyjątkowy, miał nietypową dla niej perspektywę i lubiła go słuchać, nawet jeśli nie zgadzali się ze sobą w paru kwestiach... To znaczy od czasu kiedy ich rozmowy zaczęły przypominać, cóż, rozmowy - czyli obustronną wymianę zdań. Właściwie cieszył ją ogromnie każdy raz, kiedy to on wychodził z inicjatywą - kiedy zaczynał rozmowę, miał ochotę usiąść z nią na lekcję, albo jakiś czas temu kiedy dał jej ciasteczka! Gdyby ktoś powiedział jej w zeszłym roku, że ich relacja tak ewoluuje, chyba by nie uwierzyła. Miała nadzieję mieć w nim dobrego znajomego, ale teraz zdawało się, że stają się czymś więcej...
Przyjaciółmi...?
Siedziała akurat na jednym z murków korytarza i nie zwróciła uwagi... No tak, często nie zwracała uwagi na to, co działo się wokół niej. Ale dlatego często spotykały ją tak miłe niespodzianki! Jak ta teraz. Najpierw podniosła pytający wzrok z książki na niego, jednak bardzo szybko uśmiechnęła się szeroko na jego widok.
- O, hej!
Przekrzywiła na moment głowę patrząc na jego włosy, jednak nie skomentowała zmiany wyglądu. Była to tylko jedna z jego intrygujących cech, ale przecież nie będzie za każdym razem zachwycać się na głos...
- Ee... W sumie przeglądałam, co mamy jeszcze z astronomii i nie wiem, pewnie za jakiś czas pójdę jeszcze do dormitorium się zdrzemnąć, no bo jednak zawsze na zajęciach nie mogę wysiedzieć i szczerze, to nie ogarniam, o co chodzi...
No właśnie, a tego bardzo w sobie nie lubiła. Skrzywiła się nawet lekko.
- I w sumie raczej nie wezmę astronomii na przyszły rok, ale chyba wolę w tym roku jakoś tak bardziej wiedzieć, co się tam dzieje, a nie pamiętam nic z zeszłego roku. Znaczy, super, to nawet brzmi trochę ciekawie... Może? Czasami? Tylko co z tego, jak połowę lekcji wolałabym być w łóżku. No to nawet te poranne lekcje nie są takim problemem, a wiesz, właściwie przez wakacje też się odzwyczaiłam od wstawania. No bo to zależało od dnia i co akurat robiłam, czasem wstałam o piątej, innym razem w południe i teraz jakoś ciężko mi się przestawić, zwłaszcza jak mamy tą cholerną lekcję w środku nocy, wiesz? Bo wtedy następnego dnia znowu dobrze byłoby spać do, nie wiem, dziesiątej? Ale to niekoniecznie jest opcją, mogliby to przeorganizować.
To o czym ona mówiła? Zmarszczyła na moment brwi, starając się przypomnieć, o co pytał. Po chwili wreszcie uniosła podręcznik, który trzymała w ręce.
- No, więc trochę patrzyłam na to, co było w zeszłym roku... - dodała dużo ciszej niż poprzedni wywód.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Ze wszystkich relacji, jakie miał w swoim życiu Romilly, faktycznie przyjaciółką tylko Saoirse by nazwał. Nico był dziwnym kumplem, który nie czaił aluzji niechęci do rozmowy i żył nieco w swoim świecie, ale ostatecznie był nieszkodliwy. Aspasia była od niedawna w sumie jego koleżanką i narzeczoną, ale w sumie nie myślał raczej o niej w tej kategorii, nawet ze sobą nie rozmawiali i miał cichą nadzieję, że ostatecznie albo znajdą jej kogokolwiek innego, albo coś się podzieje, że po prostu ten związek nie wypali. Nawet jeśli ostatnio zaczęli się dogadywać i zdawało się, że mają szansę nie nienawidzić siebie nawzajem przez całe życie.
Saoirse to była z kolei też zupełnie inna kategoria i tak, nazwałby ją przyjaciółką. Choć może samo określenie nie było dla niego z reguły znaczące i może niewiele wiedział o działaniu przyjaźni, ale wydawało mu się, że to chyba jest to, jeśli już.
Słuchał Saoirse z lekkim uśmiechem, zawieszając na niej wzrok. Spodziewał się poniekąd, że jak Puchonka zacznie mu cokolwiek opowiadać, to będzie długa i wyczerpująca odpowiedź. Ale kiedyś z uwagi na to nie zadałby pytania żeby nie musieć jej słuchać, teraz zadawał je sam z siebie i czerpał przyjemność z tego, że nie tylko po prostu lubił to jak oddawała się cała opowieści, choć chaotycznie, ale i doceniał, że chciała mu cokolwiek mówić i nie zniechęcała się jego oszczędnym odpowiedziom. Z reguły mało kto w ogóle wysilał się z mówieniem mu czegokolwiek, uznając, że i tak ma to gdzieś. W sumie często nawet miał.
W miarę jak mówiła, w sumie mniej skupiał się na tym, co mówi, ale jak mówi, na jej gestykulacji, na tym jak układają się jej włosy i jak ogromne i błękitne są jej oczy. Pochłaniał jej energię i uwielbiał to jak żywa zawsze była, nawet jak opowiadała o czymś tak błachym jak astronomia. Na chwilę nawet zapomniał przez to o tym, że się stresuje, a jego granatowe włosy pojaśniały nieco w stronę granatowego przeplatanego z różem, związanym z zupełnie innym uczuciem.
- Nieludzka pora na astronomię, to prawda. - Zgodził się spokojnie, lekko skinąwszy głową. - Chociaż jakbym się zdrzemnął przed, to już nie ma szans żebym wstał, nie mówiąc o ogarnianiu o czym jest mowa.
Bo z reguły w sumie był zamułem totalnym, z zaspania najczęściej. Jeśli akurat brał eliksir, jaki pielęgniarka mu dawała, to był zamułem ogólnie, totalnym kretynem, tak uważał, i nie ogarniał choćby wyspał się cały dzień i był na nogach ledwie od godziny. Teraz co prawda przyjmując ten pieprzony eliksir, chwilowo był "na zejściu", zatem przynajmniej nie wykazywał intelektu małpy.
- A masz jakieś plany na ten weekend? W sensie, bo jest wyjście do Hogsmeade, zakładam, że się wybierasz? - Here we go...
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Zmarszczyła na moment brwi. Czy ona wstanie po takiej drzemce? Nie no, nie mogłoby być gorzej niż przy wstawaniu rano... Przekrzywiła na moment głowę i zaraz pokręciła nią lekko.
- Nie no, jak już, to może po lekcji nie chciałoby mi się spać... Co też w sumie brzmi trochę jak problem, ale no, zobaczymy jak wyjdzie. Bo serio, z zeszłego roku na przykład? Nie pamiętam nic.
A może nie powinna się przyznawać? Może to jednak głupio... Wszyscy w końcu byli w tej samej sytuacji i jakoś mało kto marudził. Nawet jak już marudzili, okazywało się, że mają pojęcie o tym, co działo się na zajęciach, a ona? Ona miała problemy nawet w ciągu dnia. W sumie mogłoby wyjść tak, że nikt nie wziąłby jej na poważnie właśnie przez to.
- Ale to w sumie nie aż taki problem i zobaczymy, pewnie wystarczy się bardziej postarać i skupić i tyle - zreflektowała się po chwili na ten moment wymuszając uśmiech.
Tak, teraz było naprawione.
- No tak - odparła od razu na jego pytanie. - W sumie jak zawsze, no bo ile można gnić w szkole? Znaczy, ok, to niby pierwszy miesiąc, tak? Ale jak puszczają nas ogólnie raz w miesiącu, to aż szkoda byłoby nie skorzystać. I niby nic takiego nie potrzebuję, ale nawet sam fakt, żeby się przejść i po sklepach, i przespacerować... Też pewnie idziesz?
Może brzmiało to ze strony Romilly'ego jak wprowadzenie do zaproszenia, ale w gruncie rzeczy to tylko ona zawsze go wszędzie ciągała. Pytała, dokąd idzie, czy nie chce wyjść na spacer i przecież w lato umówili się na Pokątną... A teraz on miałby przejąć tę rolę? Nie, to nie brzmiało jak on. Może dlatego nie wpadła od razu na właściwy trop.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
On w sumie nie czepiał się tak jak inni tego, że bywała mocno roztrzepana. Znaczy teraz już nie. Kiedyś faktycznie jej przygadywał i trochę sam był sobie winny, że teraz niekoniecznie potrafiła przy nim pozwolić sobie na pełną swobodę tego, co mówiła. On też nie zawsze zauważał w ogóle, że się powstrzymuje albo ogólnie coś jest nie tak. Bardziej było do w zasadzie dostrzegalne w momentach gdy mówiła coś, po czym wpadała w ciąg tłumaczenia się i zmieniania zeznań. I teraz pewnie by Romilly zwrócił na to uwagę, gdyby nie to, że był zupełnie rozproszony stresem i determinacją zaproszenia Saoirse na randkę.
- Ja też niewiele, ale inna sprawa, że w zasadzie też nieszczególnie mnie to interesuje, byle zdać. Nic i tak z tym potem nie zrobię, to bez sensu tracić czas i przestrzeń w głowie na pierdoły do zapomnienia jak tylko skończy się rok.
Bo faktycznie, był ambitny, ale jednak też był realistą. Nie będzie kuł wszystkiego jak leci jak Krukoni, którzy gubili często jego zdaniem granicę między tym, co potrzebują wiedzieć, a tym, co tylko zabiera im we łbach przestrzeń i w szkole czas wolny, po to by nigdy w życiu im się nie przydało w przyszłości. Astronomia na przykład? Wiedział, że nie było nic, co by chciał robić, co by miało obejmować tą wiedzę. Więc nawet nie starał się wynieść więcej niż absolutnego minimum, a bardziej przykładał się do zajęć ważnych. Ona, na tyle, na ile wiedział o jej pragnieniach mniejszych czy większych, też astronomię mogła sobie wsadzić.
- Albo zdać na minimum i nie martwić na zapas. - Dopowiedział do jej podsumowania z lekkim uśmiechem, szczerym w porównaniu do niej.
Pokiwał na jej dalszą odpowiedź głową, w pełni się zgadzając. Poza Miodowym, które musiał obowiązkowo odwiedzić, w sumie też szedł głównie dla samej wyprawy, zmienić nieco otoczenie, zobaczyć coś innego niż codziennie. Zaznać cywilizacji, świata zewnętrznego, a nie tylko ciągle te same twarze. Bez obrazy dla twarzy, ale to po prostu było odświeżające.
- Tak, pewnie wykupię pół Miodowego jak zwykle, zresztą faktycznie dobrze jest zmienić otoczenie. - Zamilkł na chwilę, próbując zachować zupełny spokój choć stresował się jak diabli. To głupie, tyle razy razem chodzili na spacery, co było w tym innego? Ale było, w sumie, i jednak widać robiło to ogromną różnicę w momencie kiedy nawet na zwykłe wyjścia koleżeńskie Romilly zwyczajnie nie zapraszał. Jak się zdarzyło, to było dziwne i dla niego, i dla strony przeciwnej. Włosy też znowu zaczęły bujać się między granatowym a ciemnym różem, wpadając jednak bardziej w nocne nieboskłony. Dobrze, że nic nie wiedział, bo by pewnie w ogóle stchórzył i się wycofał w zażenowaniu samym sobą.
- Tak sobie pomyślałem, że też lubisz słodycze więc moglibyśmy ewentualnie iść razem jeśli nie umówiłaś się z nikim innym jeszcze? - Zawsze wypowiadał się składnie i przemyślanie, ale to zdanie... Invalid. Odchrząknął, na chwilę odwracając wzrok. - Znaczy, jeśli chcesz. Na lody moglibyśmy też iść, póki jest w miarę ciepło.
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Więc Romilly właśnie zdecydował się powiedzieć jej, że jej starania były bezsensowne i... Cóż, miał w tym trochę racji, ale cholera! Był wrzesień! Miała motywację, by radzić sobie jak najlepiej i tego chciała się trzymać. Chciała udowodnić, przede wszystkim sobie, na ile ją stać. I jasne, do połowy października na pewno by jej przeszło, ale Ślizgon podkopywał jej próby stanowczo za wcześnie.
- Chyyyba masz rację... - mruknęła niechętnie, w chwilowym niezadowoleniu, nawet na moment krzywiąc się leciutko. - Ale wiesz, no nic, chuj, spróbuję, zobaczymy co z tego będzie, no bo jakby nie zaszkodzi spróbować, a to też nie tak, że będę przez to jakoś zawalać inne rzeczy. Po prostu skoro już i tak mamy to, znaczy astronomię, to fajnie byłoby cokolwiek kojarzyć. Zwłaszcza, że, może ty akurat masz zupełnie inaczej, ale jak chodzę na wróżbiarstwo, to mamy czasem jakieś nawiązania i kurwa, fajnie byłoby cokolwiek z tego rozumieć, bo akurat wróżbiarstwo jest już w sensownych godzinach i jest ciekawsze, no bo jednak zajebiście jest wiedzieć, czego masz się spodziewać i może mniej więcej kiedy. Tylko chyba też nie jestem z tego jakaś najlepsza, ale no... Raczej nie będzie ze mnie wróżbitki, ale chyba... No, powiesz że to głupie, ale chyba chciałabym wziąć wróżbiarstwo też na kolejne lata, żeby po prostu umieć te wszystkie rzeczy. Niby jest też kółko oddzielnie i pewnie profesor też by mnie przyjął bez kontynuowania przedmiotu, ale... W sumie nie wiem. Nie wiem, nie myślałam jeszcze o tym aż tyle, szczerze mówiąc. Może to głupie.
Kiedyś nie obchodziło jej, co Ślizgon o niej myślał i mówił. Uważała też, że były to dwie niespójne ze sobą rzeczy. Mówił same złośliwości, ale to chyba do wszystkich, a myślał... Nigdy nie wiedziała, co myślał. Aż wreszcie, gdy stał się milszy, zaczęła się przejmować. Zaczęła czuć potrzebę tłumaczenia mu się z każdej bzdury, żeby tylko nie uznał, że jednak nie jest warta relacji z nim. Naprawdę go lubiła. Za to jego matka pierwszego września dała jej do zrozumienia, że według niej - i zapewne reszty jego rodziny - faktycznie nie jest tego warta. Nie chciała o tym myśleć, ale czasem to do niej wracało.
A gdyby tylko mogła wiedzieć, że chodziło o randkę... Gdyby Romilly dał jej jakikolwiek sygnał, przez który mogłaby cokolwiek podejrzewać! Ale nie. Nie zrobił tego. Zapraszał ją zupełnie tak, jak ona zapraszała go na spacery, czy też zakupy w Londynie. A przecież to nie były randki. Jeśli tylko okazałoby się, że tak wyglądają randki oraz zapraszanie na nie, szybko okazałoby się - i byłoby to niepokojące - że ma bardzo bogate życie romantyczne. Co jak co, ale o tym chciałaby wiedzieć jako pierwsza.
Uśmiechnęła się i zmarszczyła lekko brwi, gdy zaczął mówić. I jakoś myślami zatrzymała się na pierwszym zdaniu - wstępie do zaproszenia.
- No tak, ale kto nie lubi słodyczy?
Były takie osoby, ale Saoirse albo ich nie znała, albo nie wiedziała o nich tak okropnej rzeczy, albo może zwyczajnie im nie wierzyła. Wszyscy lubili słodycze. Bez wyjątku.
- Ale spoko, możemy się przejść, skoro i tak oboje idziemy, to chyba głupio byłoby skończyć tak, że szliśmy-... By-... - zajęło jej chwilę, by wpaść na odpowiednie słowo, ale liczyła, że Ślizgon nie zdecyduje się tego skomentować. - Ee... Szlibyśmy... Tak, głupio, jeśli byśmy szli obok siebie tak przypadkiem i zupełnie tak jakbyśmy się nie znali, i to w to samo miejsce, bez sensu.
Właściwie sądziła, że Romilly pytał akurat ją, bo... Może nie miał z kim iść? Może była po prostu tą jedyną osobą, którą mógł właściwie poprosić o towarzystwo?
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Nie chciał jej demotywować! Raczej jedynie wesprzeć w tym, że jeśli jej to nie interesowało to mogła odpuścić jeśli chciała i nie było w tym nic złego. I w sumie też miała trochę racji, jakoś też trzeba było zdać i teoretycznie fajnie mieć ambicję na coś więcej. On po prostu w tym przypadku nie miał tej ambicji, jak i wyrzutów sumienia z tym związanych.
- Jeśli cię to interesuje to nie jest głupie. A na decyzję co dalej masz jeszcze czas. - On co prawda już wszystko wiedział, ale głównie dlatego, że po prostu już zdecydował jaki konkretny zawód będzie chciał kiedyś wykonywać i wywiedział się co do tego potrzebuje, głównie od innych członków rodziny. Ale zdawał sobie sprawę, że był raczej jednym z niewielu i nie uważał by taki pośpiech był konieczny. Prędzej on zwyczajnie ma farta, że nie musi się nad tym zastanawiać.
Za to nad formułowaniem zdań powinien myśleć zdecydowanie więcej. Jego zdaniem naturalnie w oczywisty sposób zasugerował randkę, był niemal pewien, że to jasne. Jednak słuchając z sercem i żołądkiem na ramieniu odpowiedzi Saoirse, po chwili dopiero umarł wewnętrznie zdając sobie sprawę, że dziewczyna zupełnie nie załapała. Cholera, dlaczego to było takie trudne? Może on po prostu się nie nadawał... Ale jak nie teraz to kiedy? Czuł, że ma na to idealny moment, są sami, jest okazja, no łatwiej nie będzie. Tym bardziej biorąc pod uwagę, że w Hogsmeade mają dużo rzeczy do roboty, a w szkole musiałby dodatkowo wymyśleć co też mogliby aktualnie robić poza... Chodzeniem. Albo siedzeniem. Nauką. Nie, tu nie ma co robić, co byłoby ciekawe dość by wykazać się jakkolwiek.
- Tak, tak... - Nabrał powietrza głębiej, zbierając się w sobie. Cholera, totalnie się czuł jakby miał zaraz stracić tu przytomność jak ostatni frajer. I po co mu to było? - Tylko raczej miałem na myśli konkretnie spotkanie się żeby iść gdzieś razem, we dwoje, i miło spędzić trochę więcej czasu...
Popatrzył na nią uważnie, trochę znacząco, chociaż w sumie nie był pewien czy to dość... Jasne. Ale może? Trochę aż chamsko gapił się czekając czy zrozumie, nie zdając sobie sprawy z tego, że i jego brązowe oczy zaczęły połyskiwać tak jakby czerwono granatowymi refleksami. Zrozum mnie, babo.
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Mimo wszystko skrzywiła się delikatnie, krążąc jeszcze chaotycznymi - czyli takimi, jak zwykle - myślami po temacie.
- No mam. Tylko, że wiesz, ja wiem, że nie będzie ze mnie wróżbity, ani nic takiego, po prostu zdaje mi się to ciekawe, wiesz, poznawanie jakiegoś nawet kawałeczka przyszłości? - odparła, wzruszając ramionami. - Nie wiem, nieważne, zobaczymy, co będzie. I tak jak na przykład zawalę w tym roku, bo będą trudniejsze rzeczy, a przecież już się zaczynają, to nawet nie będę miała dylematu, no bo nie wzięliby mnie tak czy inaczej. I zawsze zostaje jednak to kółko, to tak bez zobowiązań. W sumie może właśnie dlatego profesor je zrobił, bo jednak przygotowania do egzaminów, a zwykłe takie hobbystycznie zajmowanie się tym wszystkim, to dwie różne rzeczy... Chociaż nie wiem, czy to tak do końca akurat hobby, raczej po prostu fajnie móc coś zobaczyć, przewidzieć i potem jest trochę łatwiej. Na przykład któregoś roku koleżanka... To chyba była trzecia klasa? No. Przepowiedziała mi, że kot mi spierdoli. A może to był początek czwartego roku? W każdym razie faktycznie była taka szansa, no bo mamy takie małe okna tuż przy suficie, nie? W sensie, może nie przez cały Pokój Wspólny, ale są takie pojedyncze-... Wy nie macie właściwie okien, nie? Bo chyba nawet nie byłoby gdzie, to za głęboko? Czy raczej macie taki wysoki sufit?
Kompletnie zagubiła gdzieś historię o kocie... Jednak ta i tak zmierzała do happy endu.
Niemniej zresztą zagubiła się w tym, czego chciał od niej Romilly. Rozumiała, że właśnie starał się coś sprostować, jednak absolutnie nie miała pojęcia, do czego zmierzał. Zmarszczyła więc brwi, patrząc na niego nieco uważniej i układając sobie w głowie, co właśnie mu powiedziała i w jaki sposób sprowokowała taką reakcję.
- No... Tak, właśnie... - zakłopotała się na chwilę. - A jak ja powiedziałam? Znaczy, sorry, bo czasem jak mówię więcej, czasem mi się... Zdarza...
Zacięła się ledwie na chwilę, po czym na jej twarzy znów pojawił się uśmiech i wytknęła Ślizgona palcem ostrzegawczo.
- Tak, czasem, nawet nic nie mów! Przecież jakby co, to cię słucham i co najmniej wtedy milczę, ok? Ale chodzi mi, że jak tak gadam, to czasem może mi coś... Umknie? - rozłożyła tu ręce i uśmiechnęła się do niego przepraszająco. - No bo tak, razem. W sensie, ee... Nie zapraszałabym nikogo więcej, wiem że mógłbyś... No bo nie lubisz tłumów?
Zaraz jeszcze utkwiła zagubiony wzrok w jego oczach, które jak zauważyła, zaczęły dziwnie połyskiwać... Nie do końca wiedziała też, co mogło to znaczyć. Chyba nie robił tego celowo?
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Słuchał jej całego wywodu jak zwykle z uwagą. Może nie z zainteresowaniem jak na zawodach, ale po prostu bybł dobrym słuchaczem i nawet jak rozwijała się na pozornie mało istotny temat, lubił jej słuchać i był zainteresowany każdym takim wywodem. Głównie też dlatego, że to wiele o niej mówiło, mimo wszystko, jak i czerpał dziwny rodzaj komfortu z tych monologów. Nie wiedział sam dlaczego, po prostu tak było.
Nie wiedział jednak też dlaczego w ogóle starał się robić coś, czego nie potrafił. Nie był stworzony do przyjaźni ani koleżeństwa, a co dopiero do romantyzmów? Bardzo chciał i starał się, ale nie wychodziło. Może to kwestia stresu ogólnie. Może tego, że pamiętał mimo wszystko "przepowiednię" Nico by nie być bezpośrednim, bo Saoirse się przerazi. Może w ogóle nie powinien tego słuchać? A też trochę tym się zasłaniał, bo ciężko przychodziło mu zapraszanie wprost na randkę. Ba, miał przecież nadal problemy żeby wprost proponować ot czas wspólny i raczej albo starał się nakierować Saoirse na taki pomysł, albo był smutny, że nie wstrzelił się odpowiednio, jak ostatnio ze spacerem, gdy kiblował nad jeziorem w kryzysie. Zawsze pasowało mu bycie odizolowanym, zamkniętym na wszystkich, chłodnym, samym ze sobą. Było to w pewien sposób łatwe, bo nie prowokowało stresu zwalenia relacji, skoro ich nie było. Teraz było mu lepiej, teoretycznie, bo bardzo dużo dobrego czerpał z relacji z Puchonką. Mimo to dochodził teraz do momentu kiedy absolutnie nie był gotowy na dalsze kroki i choć bardzo, bardzo chciał, czuł dziwną blokadę przed pewnymi rzeczami. Na przykład przed zaproszeniem na randkę ot zwyczajnie, wprost. Tłumaczył sobie, że przecież go nikt nie zabije, a jednak bał się cholernie odrzucenia, wyśmiania, utraty tego, co teraz z Saoirse miał.
Ledwo powstrzymał sfrustrowane westchnienie gdy Saoirse wyraźnie nie tylko nie zrozumiała przekazu, ale odebrała to jako niby wyrzut, że coś sama powiedziała nie tak. Odwrócił na chwilę wzrok, wstrzymując powietrze na kilka sekund, po czym pokiwał głową, posyłając jej wymuszony, krótki uśmiech.
- Tak, nieszczególnie. - Zgodził się sztywno, choć starał się brzmieć łagodnie. Wyszło... Dość łagodnie, ale raczej w jego stylu, też dość chłodno, nie zdawał sobie z tego jednak sprawy. - To fajnie. We dwoje raźniej. - Czy coś... Sam nie wiedział nawet czemu pieprznął taką głupotę skoro raz, że zawsze chodził sam i jakoś mniej raźno mu nie było, dwa... Nie no, po prostu stres już go zjadł i miał wrażenie, że to jakaś parodia, on był parodią, to już doprawdy żałosne, to tylko jedno pytanie!
Spuścił na chwilę wzrok, ot tak bez powodu, jednak zamarł gdy zobaczył opadający na jego ramiona kosmyk ciemnogranatowych włosów, prostych, za długich jak na niego. I jak tylko po sekundzie dotarło do niego, że znowu to zrobił i najpewniej Saoirse miała niemały pokaz jakiegoś pojebania w związku z frustracją, aż dość energicznie wstał.
- No dobra, to potem dogadamy gdzie się widzimy. A teraz lecę i... Tak. - o czym obrócił się na pięcie i zaczął pospiesznie odchodzić, jeszcze po kilku długich krokach, sięgając do kosmyka i dla pewności sprawdzając czy na pewno to nie jest blond loczek. Nichuja nie był. Nawet nie wiedział co to było, jebane pasemka? Zorzę sobie dojebał? Co za wstyd. Chociaż zaraz jego włosy pociemniały do czerni, ale naprawdę nie chciał nawet się domyślać co się działo gdy nie miał pojęcia o przemianach. Zaczął jedynie szukać gorączkowo w torbie podręcznego lusterka, chcąc sprawdzić co aktualnie się podziało. Bo skąd miałby wiedzieć?
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Nadal czuła, że coś jej umknęło, że coś było nie tak... Najgorsze, że faktycznie tylko tym bardziej czuła, że powiedziała coś nie tak. A może za bardzo patrzyła to na jego włosy, to na oczy zmieniające kolor? Może przez to poczuł się urażony? Może nie powinna... Czy odebrał jej spojrzenie jako oceniające? Stała tak chwilę z plątaniną myśli i nieprzyjemnym uczuciem gdzieś w brzuchu, związanym z podejrzeniem, że właśnie sprawił mu przykrość. Może powinna była zamknąć się dużo wcześniej i ostrożniej dobierać słowa? Teraz brzmiał jakby żałował, że w ogóle gdzieś ją zapraszał.
Stała tak patrząc za nim pytająco parę sekund, kiedy starała sobie wszystko ułożyć w głowie, a następnie chwilę zawahała się przy myśli, czy powinna za nim iść. Co jeśli wycofywał się, bo miał mieć jeden z tych swoich również niezrozumiałych dla niej ataków agresji? Ale przecież wtedy tym bardziej potrzebowałby pomocy... A jeśli to nie to, może powinna po prostu przeprosić? Przeprosić i podkreślić, że jeśli się rozmyślił, to w sumie nie jest nijak zobowiązany wybierać się z nią... Nigdzie. Nawet jeśli chętnie wybrałaby się z nim do Hogsmeade.
- Ej, czekaj! - krzyknęła wreszcie za nim podbiegając, by zaraz chwycić go za rękę.
A jednak była tu całkowicie gotowa na to, że może spróbować ją odepchnąć, albo może krzyknie na nią, bo zdawał się być zły...
- Wiesz, przepraszam, ja serio nie wiem, co powiedziałam nie tak, ale jakby... Jak dasz mi znać, no to będę bardziej ostrożna, czy coś? Albo może źle się zrozumieliśmy, nie wiem? - zaczęła patrząc na niego, po czym spuścił wzrok na ich ręce. - Albo jeśli jakoś dziwnie spojrzałam, czy coś? Że się gapiłam? Ale to bez powodu, po prostu-...
Po prostu trudno było czasem nie reagować na drobne zmiany w jego wyglądzie. Ale może była w tym zbyt ostentacyjna? To właśnie dlatego nie patrzyła teraz mu w twarz wcale... Na wypadek, gdyby miał jeszcze bardziej się obrazić.
- Po prostu chodzi o to, że nie chciałam cię urazić?
|