Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Pokój Zachodni Pokój wzbudzający już na pierwszy rzut oka niezwykły poziom komfortu i domowego zacisza, a przynajmniej częstego wyobrażenia tego, jakie mogłoby ono być. Pomieszczenie jest w większości drewniane, z puchatym, ciemnym dywanem i stolikiem, na którym stoi wiecznie świeży, pachnący bukiet czerwonych kwiatów. Szeroki, wyłożony tapicerką parapet zdobi miejsce przy oknie wychodzące na zachód, dzięki czemu codziennie słońce chowające się za horyzontem oblewa pomieszczenie złotem promieni. Cudowne miejsce na oddech po nawet najbardziej stresującym dniu zajęć.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 87
7 września, godzina 17:36
Ktoś mógłby jej powiedzieć, że to jeszcze za wcześnie na takie rzeczy i powinna dać sobie jeszcze trochę czasu, ale nie chciała tego słuchać. Czuła się już na tyle dojrzała i doświadczona, aby zdecydować się na ten krok. Może trochę się bała, może była świadoma, że na początku nie będzie tak, jakby sobie tego wymarzyła, ale… w końcu trening czyni mistrza, prawda? Dlatego zadecydowała, że to już najwyższy czas, aby się na to odważyć.
Najwyższy czas, aby opanować zaklęcie Patronusa!
Wiedziała, że z grona jej znajomych tylko jedna osoba będzie do tego odpowiednia i zgodzi się bez chwili wahania. Noah, ze swoim zamiłowaniem do nieustannego poszerzania wiedzy i umiejętności, w tym przypadku był najlepszym kandydatem do tego zadania – i faktycznie, nie odmówił jej. Cóż, kiedy się z nim widziała, nie wyglądał najlepiej, ale miała nadzieję, że do poniedziałkowego popołudnia chociaż trochę mu się polepszy…
W razie czego załatwiła sobie wiadro (no dobra – tylko kilka tabliczek) czekolady. Wiedziała, że im się przyda, bo jak na tak wyczerpującą i trudną magię, potrzebowali energii. I cukru.
Mimo wszystko, była pozytywnie nastawiona, i nawet nucąc sobie antyfaszystowską pieśń włoskich partyzantów Bella Ciao, pospieszyła w umówione miejsce.
Oczywiście, to nie mogło być jakiekolwiek miejsce. Wystrojem także miało wprawiać ich w dobry nastrój i optymizm. Nie wiedziała, jak dla Noaha, ale dla niej wygląd pomieszczenia był niezwykle ważny. Przy braku estetyki zwyczajnie nie mogła się skupić.
Dostrzegłszy, że dotarła tutaj jako pierwsza, zostawiła tabliczki z czekoladą na stoliku, tuż obok pięknych, czerwonych kwiatów, a następnie usiadła na wyłożonym tapicerką parapecie.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 17
Nawet jeśli pierwsze dni września tego roku były wyjątkowo trudne, to nie zamierzał pogrążać się w ponurych nastrojach i melancholii, bo i jaki byłby z tego pożytek? Może i podróż nie przebiegła tak bezproblemowo, jak sobie zakładał, a następnie musiał znieść dość ciężką pełnię, ale nie znaczyło to, że chciał dać sobie za dużo czasu na regenerację.
Po powrocie do zamku próbował nadrobić jakiś materiał z zeszłego roku, ale przez pierwsze dwa dni było to wręcz niemożliwe. Miał jednak szczerą nadzieję, że po weekendzie będzie lepiej, bo też i na poniedziałek umówił się na wspólną naukę z Biancą. Zgodził się bez wahania na jej propozycję, nawet jeśli obawiał się mieć wiele trudności w praktycznym opanowaniu Patronusa. Im wyższa poprzeczka na początku roku, tym lepiej!
Niedziela niespodziewanie trochę poprawiła mu nastrój, więc kolejny tydzień zaczął z większą ilością energii, niż się spodziewał. Nadal niekoniecznie chętnie przebywał wśród ludzi i wciąż nie mógł w pełni skupić się na nauce, ale mimo wszystko czuł się lepiej, niż sam zakładał.
Na umówione miejsce przyszedł jak zwykle przed czasem, ale jak się okazało nie był wcale pierwszy. Już po wejściu do pomieszczenia poczuł zapach perfum Bianci i nie musiał się rozglądać, żeby odnaleźć ją wzrokiem. Uśmiechnął się subtelnie i zamknął za sobą drzwi z cichym trzaskiem.
- Musisz naprawdę poważnie podchodzić do nauki Patronusa, skoro przyszłaś tu tyle przed czasem. - Nie oceniał, ani nic jej nie zarzucał, ot, zagadnął przyjaźnie i w zadowoleniu, że ją widzi. - Jak ci minął dzień? - Podszedł do parapetu i przysiadł obok, zostawiając między nimi tyle przestrzeni, żeby nie poczuła się niekomfortowo. O ile w ogóle czułaby się niekomfortowo w jego towarzystwie, niejednokrotnie wtargnął w jej przestrzeń osobistą... cóż, intensywnie. Za jej zgodą, a nawet zachętą!
Zdecydowanie wyglądał lepiej, niż jak ostatnio rozmawiali. Wciąż miał blednące cienie pod oczami i nie emanował taką ilością energii, jak przez większość miesiąca, ale jednak tym razem zmęczenie nie odzwierciedlało się aż tak bardzo w spojrzeniu, uśmiechał się i nie był blady.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 87
Kiedy w otwierających się drzwiach komnaty dostrzegła Noah, uśmiechnęła się do niego na powitanie. Wyglądał o wiele lepiej, niż gdy go widziała ostatnim razem, chociaż miała świadomość, że nadal nie jest w najlepszej formie. Mimo wszystko dobrze było go widzieć. I mieć świadomość, że zaklęcie Patronusa nie wykończy go aż tak bardzo. Czytała, że na samym początku może być naprawdę okrutnie wymagające i męczące… a ona jednak nie chciałaby przyłożyć ręki do wykończenia Krukona.
— Nie, to chyba jednak współ-nauczyciel dodał mi motywacji – odparła mu z zadziornym uśmieszkiem i puściła oczko, śledząc jego kolejne kroki.
Jak jej minął dzień? Cóż, biorąc pod uwagę cały poprzedni tydzień i ogólną masakrę…
— Nawet całkiem spokojne. Strasznie to podejrzane. Czekam, aż coś pierdolnie znienacka, bo przecież w życiu nie może być zbyt spokojnie.
Mówiła to oczywiście tonem żartobliwym, ale jednak i tak przypuszczała, że niedługo coś w końcu się popsuje. Całe te wakacje to była jedna wielka porażka, a rok szkolny nie zaczął się wcale lepiej.
Uniosła nieco brew, widząc, jak Noah usadowił się w pewnej odległości od niej. Zważywszy na ich bliską relację, taki dystans zdawał jej się nieco dziwny. No ale…
— Boisz się, że nie powstrzymasz rączek zanim zaczniemy naukę? – Cóż, ona na pewno nie powstrzymała swojego języka przed komentarzem aż za bardzo nasyconym podtekstem. Jej uśmiech i nieco rozbawiony ton zdradzały, że jedynie się z chłopakiem droczyła. Ale powinien z drugiej strony wiedzieć, że nie należała do osób, które aż tak bardzo szanowały przestrzeń osobistą…
— A co u Ciebie? Na pewno będziesz w stanie się uczyć tego zaklęcia? Wyglądasz lepiej niż poprzednio, ale mimo wszystko, nie chciałabym Cię wysłać do skrzydła szpitalnego z wyczerpania. A już na pewno nie z powodu rzucania zaklęć – ściszyła nieco ton niemalże do konspiracyjnego szeptu i puściła mu po raz kolejny oczko.
Cóż, ona najwidoczniej była w nastroju. I to nawet niezłym, zważywszy na ostatnie okoliczności.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 17
Och, no to nie tak, że przeszkadzało mu siedzenie blisko Bianci, tyle razy byli znacznie bliżej i lubił ten brak przestrzeni osobistej, ale mimo wszystko… może jednak chociażby na początek nauki wypadało zachować jakieś pozory powagi i dystansu? Nie zakładał, że nagle rzucą się na siebie wygłodniale gdzieś w połowie, jego myśli w tej fazie księżyca były całkiem dalekie od takiej formy spędzania wspólnie czasu, ale mimo wszystko jest tylko facetem, gdyby tylko Sforza zechciała, to wystarczyło pociągnąć za odpowiednie sznureczki i Noah z pewnością by uległ.
Uśmiechnął się rozbawiony na jej komentarz i na moment spuścił wzrok między nich, jakby mierząc tę odległość i oceniając, czy jednak nie przesadził.
- Przezorny zawsze ubezpieczony. Niezależnie od tego kiedy przestaniesz powstrzymywać rączki, może chociaż na początku utrzymujmy pozory osób poważnie podchodzących do nauki. - On zawsze poważnie podchodził do nauki, ale nie odmówi sobie przecież żartowania. Podsunął się kilka centymetrów bliżej i pochylił odrobinę w kierunku Gryfonki. Uśmiechnął się lekko i uniósł brwi w pytającym geście, czy taka odległość ją zadowala.
- Nie martw się, zaklęcie nie wykończy mnie tak, jak ostatni tydzień. Całe szczęście już minął, więc jak najbardziej pora skupić się na nauce. Patronus to dobry początek na rozruszanie się. Poza tym w takim towarzystwie łatwiej o pozytywne myśli. - Miał nadzieję, że nie mówi tylko o sobie! On zawsze cieszył się jej towarzystwem i miał nadzieję, że z jej strony było podobnie. - Hm, co do innego powodu wyczerpania… jestem w całkiem niezłej formie, byłoby to wyzwaniem! - Nie, nie rzucał jej tego wyzwania w tej chwili. Ale może na później? Może na za kilka dni? Może na ten moment, kiedy wpadną na siebie na korytarzu i samo jedno spojrzenie będzie wystarczyło żeby zrozumieć niewypowiedziane pytanie i zachętę drugiego?
Wyprostował się, tym samym odrobinę odsuwając. Wyciągną różdżkę i żeby oficjalnie rozpocząć sesję nauki zaklęcia, podjął pierwszą próbę, skupiając się na tym, jak miło spędzali sobie razem czas w przeszłości. Najwyraźniej “miło” to za mało, żeby wyczarować choćby cień patronusa. Westchnął tylko ze zrezygnowaniem i wyciągnął z torby podręcznik, żeby móc podeprzeć się jednak teorią.
I tak nie spodziewał się zbyt szybkich - jeśli w ogóle - efektów.
Kostka: 4
Postęp: 0/5
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 87
Mogłaby prychnąć z rozbawieniem na komentarz Noah, ale wiedziała, jak Krukon bardzo poważnie podchodził do nauki. W sumie poniekąd właśnie dlatego uznała go za najlepszego kompana do wspólnego poćwiczenia, a w zasadzie przyswojenia zaklęcia bardzo trudnego i zaawansowanego. Mogła dość lekko podchodzić do nauki jako takiej ogółem, ale miała upatrzony konkretny cel na przyszłość i do niego zamierzała dążyć. A tak się składało, że po drodze bardzo miało jej się przydać zaklęcie Patronusa. Na pewno będzie dodatkowym atutem, gdy już będzie zdawała egzaminy na staż aurorski.
Jednakowoż idealny kompan miał się okazać również doskonałym rozpraszaczem, bo do nikogo nie trzymała tak wielkiego sentymentu jak do tego konkretnego Krukona – a że ich, hm, zażyłość nadal istniała i miała się całkiem dobrze, to trzymanie rączek przy sobie może okazać się niemałym wyzwaniem…
— Hm, to już postęp. Przyznajesz sam przed sobą, że to wszystko skończy się zapewne w jeden sposób – rzuciła w komentarzu, przyglądając się z ciekawością, jak zmniejszał dzielącą ich odległość. Z uśmiechem pełnym satysfakcji, również nachyliła się w stronę Krukona i na jego pytający ruch brwi, musnęła nosem czubek jego noska w zaczepnym geście, nim puściła mu dodatkowo oczko.
Jej mina odrobinkę się zmieniła, kiedy stwierdził, że jego tydzień był znacznie cięższy niż rzucanie wyczerpującego zaklęcia.
— Powinnam spytać, co się stało? – zapytała już teraz, przechylając lekko głowę. Może nie była najlepszym rozwiązaniem problemów, a przynajmniej nie takich, które wymagały słów pocieszenia i dyplomacji, ale i tak, jako że lubiła Noah, przynajmniej postarałaby się go wysłuchać. O ile chciałby jej opowiedzieć, co się działo.
Uniosła brwi w geście lekkiego zaskoczenia, ale zaraz na jej ustach pojawił się szeroki, pełen satysfakcji uśmiech.
— Nigdy nie mów nigdy – dodała dość tajemniczym tonem, bo zdecydowanie odebrała jego słowa jako zapowiedź stawianego przed nią wyzwania.
Na szczęście Noah przynajmniej starał się być rzeczowy, i chociaż zaklęcie mu nie wyszło, sama postanowiła sięgnąć po różdżkę, aby rzucić zaklęcie. Które również nie wyszło. I jeśli przed chwilą miała zamiar nieco podroczyć się z nim odnośnie wyciąganego już w pośpiechu podręcznika, tak teraz sama zerknęła na stronice książki.
— W zasadzie nie wiem, czy wyczytasz tam coś jeszcze, czego byśmy nie wiedzieli – mruknęła pod nosem, będąc prawie pewną, że trzeba było znaleźć po prostu wystarczająco silne wspomnienie… i popracować nad własną wprawą. W końcu oboje wiedzieli, że Patronus to niełatwa sztuka.
Kostka: 1
Postęp: 0/5
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 17
Przewrócił lekko oczami, śmiejąc się nieznacznie na wydechu pod nosem.
- Jeśli miałby spojrzeć na nasze wszystkie spotkania sam na sam statystycznie, to raczej mamy niewielkie szanse na to, że to dzisiejsze zakończy się w inny sposób. Opanowawszy zaklęcie, czy też nie. - Wcale nie zakładał, że się w jeden sposób skończy! Ale z pewnością brał taką ewentualność pod uwagę, no bo... cóż, faktycznie te przypuszczalne statystyki na to by wskazywały. I pełnia wcale niekoniecznie miała tu wiele do gadania.
Posyłając jej wdzięczne za troskę, ale uspokajające spojrzenie, pokręcił lekko głową. Trochę wewnętrznie się zestresował, bo nigdy nie lubił poruszania - choćby na odległość - tematu związanego jakkolwiek z pełnią, ale też nie mógł wszystkich pytań uniknąć.
- Nie ma się czym martwić. Chyba każdy z nas ma czasem trochę gorszych dni. I obniżoną odporność. - Nie lubił kłamać, nawet bardzo, ale nie miał w tym wypadku wyjścia. Dlatego starał się jak najszybciej temat odsunąć. Uśmiechnął się dlatego znowu do Bianci i ponownie pochylił w jej kierunku odrobinkę. - Ale dziękuję za troskę, dobrze wiedzieć, że moje samopoczucie nie jest ci obojętne. - Puścił do niej oko, bo już znacznie bezpieczniej czuł się na tych dwuznacznych torach rozmowy, na jakie wkroczyli wcześniej. To rzucanie jej wyzwania zdecydowanie było w tym momencie wybawieniem.
- Może nic nowego nie wyczytamy, ale czasem nawet samo spojrzenie w treść podręcznika wpływa na podświadomość... przynajmniej taką zależność zauważyłem u siebie. - Po przebiegnięciu wzrokiem objaśnień odnośnie Patronusa, wybrał inne wspomnienie, które uważał za co najmniej radosne i spróbował rzucić zaklęcie. Niestety, bezskutecznie i tym razem. - Hm, najwyraźniej nie w tym przypadku.
Kostka: 4
Postęp: 0/5
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 87
Z ust Bianci wyrwał się tylko krótki śmiech, gdy usłyszała wspaniałe podsumowanie Noah. I miał rację. Zresztą, sama też to widziała. Kiedy spotykali się sam-na-sam, to, cóż… rzadko kończyło się to w inny sposób.
I wcale jej to nie przeszkadzało. Do Noah miała swoisty sentyment. Poza tym było w nim coś takiego… słodkiego. Ale też odrobinę, zaskakująco, agresywnego. Nie umiała tego odgadnąć, ale wiedziała, że ją to w nim pociągało.
Chociaż, pociągało ją w nim bardzo wiele rzeczy.
Ale o czym to oni…
Ach, tak.
Noah wyglądał dziś dość blado. I zmrużyła nieco oczy, gdy wspomniał o obniżonej odporności. Czuł się chory? Niby dni robiły się faktycznie coraz chłodniejsze, ale to raczej nie był jeszcze sezon na chorowanie…
— Jeśli czujesz się źle, możemy pójść do skrzydła szpitalnego.
Byłaby gotowa rzucić wszystko, włącznie z ambicjami i zaklęciami, gdyby faktycznie tego od niej potrzebował. Cóż, Biance można było zarzucić wiele, ale na pewno nie to, że zostawiała swoich na lodzie. Nieważne, kim był, jeśli mogła nazwać go swoim, stawała za nim jak lwica i starała się być zawsze wtedy, kiedy potrzebował.
Być może dlatego tym razem na dwuznaczną prowokację odpowiedziała uprzejmym uśmiechem i tylko posłała mu ledwie widocznego buziaka w powietrzu.
Wzruszyła lekko ramieniem i zaczekała, aż Noah wyczyta coś z podręcznika. Ona tak nie uważała, nie było tak w jej przypadku, ale nie zamierzała się kłócić. Machnęła różdżką zaraz po nim, ale również nic się nie stało. Chociaż tym razem nie była nawet zaskoczona, bo humor nieco jej się podminował przez jego stan zdrowia czy samopoczucie.
Westchnęła cicho i oparła się bokiem o ścianę.
— Może mamy za słabe wspomnienia.
Kostka: 1
Postęp: 0/5
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 17
Przez moment skupiony na próbie rzucenia zaklęcia nie spoglądał na koleżankę, ale jej sugestia wycieczki do Skrzydła Szpitalnego wywołała nieco szerszy uśmiech... czegoś pomiędzy rozbawieniem i rozczuleniem. Spojrzał na nią spod nieco opuszczonej głowy, zanim całkiem odwrócił twarz w jej kierunku.
- Szkoda tracić czas na bezsensowne wyprawy po eliksir pieprzowy, który mógłbym przygotować sobie sam... gdyby był w ogóle potrzebny. - Czy faktycznie mógłby, czy też nie, Noah raczej nie miał w zwyczaju porywania się na jakiekolwiek medyczne wspomaganie zdrowia... przynajmniej już nie. W pierwszych latach nauki, kiedy wciąż był chorowitym i zasmarkanym dzieciakiem z praktycznie zerową odpornością, to był stałym bywalcem punktu medycznego, ale odkąd stało się co się stało... nie, nie potrzebował żadnej pomocy pielęgniarskiej. Jeśli by poszedł, to chyba tylko dla świętego spokoju i żeby uspokoić Biancę. - Chyba po prostu potrzebuję porządnego snu. I odrobiny relaksu, chociaż na to nie ma zbytnio czasu, przed nami egzaminy końcowe... - Zawahał się na pół sekundy, wpatrując w Gryfonkę troszkę intensywniej. - ... chociaż bez wątpienia czasem przyda się trochę odstresowania. - Nawet nie starał się ukryć sugestii, chociaż ta mogła być zrozumiana przez Biancę, bo nie raz zdarzało im się odstresowywać wspólnie.
Odchrząknął krótko po tym, jak dziewczyna posłała mu ten ledwo widoczny buziaczek i skupił znowu swoją uwagę na nauce. Po jej nieudanej próbie i on ponownie spróbował rzucić zaklęcie... znowu z nijakim skutkiem.
- Albo po prostu nie dokopaliśmy się do tego najbardziej skutecznego. Może myślimy zbyt powierzchownie? Albo... hm, albo poświęcamy tym wspomnieniom za mało uwagi? - Spojrzał na nią unosząc lekko brwi, chcąc tym samym nieco podnieść ją na duchu. - Nie oszukujmy się, Bianca, póki co chyba i moja i twoja uwaga nie skupia się w pełni na nauce... - No nie będą przecież hipokrytami udającymi, że jest inaczej!
Kostka: 4
Postęp: 0/5
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 87
Noah był uparty, a Bianca mogła tylko westchnąć. No, znaczy, mogła próbować zawlec go do skrzydła szpitalnego siłą, ale… Noah był dorosły. I nie był materiałem na matczyne opiekowanie się. Znajdowała sobie obiekty do roztoczenia wobec nich opieki, ale do nich nie należał siedzący tutaj właśnie Krukon. W zasadzie, przekopując wspomnienia, znalazłoby się takie jedno, w którym to on opiekował się nią…
Niewielki cień odrobinę rozmarzonego uśmiechu przebiegł przez jej twarz, nim zdołała powrócić do rzeczywistości i zareagować w jakikolwiek na kolejne, podszytą zresztą bardzo podobną tematycznie sugestią…
I nagle uśmieszek stał się szerszy i bardziej szelmowski, a Bianca zarzuciła nogę na nogę i odrobinę odchyliła się od niego, jakby chciała mu się lepiej przypatrzyć i ocenić, czy faktycznie jest dobrym materiałem na wspólne odstresowanie.
Był. Zdecydowanie był.
Problem polegał na tym, że to on za moment mógł chcieć zawlec ją do skrzydła szpitalnego, gdyby tylko zobaczył kilka drobnych siniaczków po ostatniej przygodzie z Dickmanem, małe pamiątki, które jej zostawił. Nie przypuszczała, że inni chłopcy będą zazdrośni, ale raczej… mogą się zmartwić.
Relacja z Dickmanem, tak ociekająca niechęcią, czasem może pogardą, na pewno agresją, dawała im zastrzyk napięcia, którego nie było w żadnej innej jej relacji. Była na swój sposób wyjątkowa, nawet jeśli kurewsko pokręcona. Każdy inny jej partner zastanowiłby się dwa razy, czy aby na pewno nie robił jej krzywdy. Ale nie Alex. No cóż.
Skłamałaby, gdyby powiedziała, że momentami jej to cholernie nie pociągało. W końcu z jakiegoś powodu nadal była w tym układzie i nie zdzielała go po mordzie, odpychając od siebie i sycząc. Przyzwalała mu na to wszystko.
Problem polegał na tym, że Noah mógłby się odrobinkę zmartwić, gdyby to zobaczył…
Czy była to gra warta ryzyka?
W lekkim zastanowieniu, rzuciła zaklęcie dość od niechcenia. Oczywiście nie wyszło. Ale chyba przestała już udawać, że jej faktycznie zależy…
Zamiast tego przejechała delikatnie stópką po łydce Noah, odchylając lekko głowę i uśmiechając się szerzej. Zdecydowanie bardziej zalotnie.
— Opowiedz mi, na czym skupia się twoja uwaga, Noah.
I tak im nie wychodziło to zaklęcie.
Niech chociaż wieczór skończy się… przyjemnie.
Kostka: 3
Postęp: 0/5
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 17
Naprawdę miał poważne chęci względem nauczenia się zaklęcia Patronusa. I również entuzjazm, który towarzyszył mu przez dziewięćdziesiąt dziewięć procent czasu poświęconego na chłonięcie wiedzy. Ale im dłużej siedzieli tutaj z Biancą i obydwoje bezskutecznie próbowali rzucić zaklęcie... to nie tak, że się zdemotywował, po prostu był coraz bardziej świadom, że nie poświęca wystarczająco uwagi nauce. I nie poświęci. A w każdym razie nie w tej chwili, kiedy po naprawdę męczącej pełni miał okazję na chwilę o niej zapomnieć i nie czuć się winnym tego, co wyciągnęła z niego niefortunność daty przed kilkoma dniami.
Powoli opuścił rękę z różdżką na parapet, z rosnącym na ustach uśmiechem przyglądając się stopie Bianci, tak beztrosko przesuwającej się po jego łydce. Zagryzł na moment własne wargi, podnosząc na nią spojrzenie nieco z ukosa. Zamknął podręcznik z cichym, przytłumionym tompnięciem.
- Zdecydowanie nie na wspomnieniach. Znacznie ciekawsza w tej chwili jest teraźniejszość, niż potencjalnie najprzyjemniejsze momenty przeszłości. - Odsunął książkę gdzieś w bok, zaraz obok niej odkładając też swoją różdżkę. Nie było sensu próbowanie, jeśli wiedział, że się na tym nie skupi. - A może po prostu podświadomość sugeruje mi stworzenie nowych szczęśliwych wspomnień... - Ręka, która przed chwilą usunęła podręcznik i różdżkę poza zasięg obecnego zainteresowania, przesunął niby mimochodem, leniwie, w kierunku siedzącej i tak blisko Bianci, aż samym palcem - niby zupełnie przypadkiem - musnął jej udo tuż nad miejscem, gdzie noga opierała się o siedzisko.
/zt wszyscy - przedawnienie
|