Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
zamożny |
Homo |
Pióra: 159
Pokiwał głową, zgadzając się z Lucasem, który zgodził się z nim, incepcja. Ale no nie dało się ukryć, ot zwykły klucz. No nic, schował go znowu do torby przewieszonej przez ramię. Może później sprawdzi czy faktycznie otwiera coś, co jest zamknięte zaklęciem, ale póki co nie miał takiej potrzeby, w sumie był przekonany, że zapomni o nim do dnia następnego.
A widok zaskoczenia Lucasa jakoś tak był miły. Nie było to negatywne zaskoczenie, może dlatego, ale też po prostu fajnie czasem być jakoś nieprzewidywalnym, zrobić coś innego. Chociaż przez milisekundę przeszło mu przez myśl, że może nie będzie chciał, ale od razu to odrzucił, bo przecież wiedział, że chciał. I on też! Co prawda zdawało się, że żył w błędzie ostatnie... Dwa tygodnie? Ale to akurat cieszył się, że to był błąd, a nie rzeczywistość, nie miał zamiaru narzekać.
W ogóle w zasadzie było dużo miłego w tej chwili spędzonej razem, nawet to, że Lucas się z nim zgodził. Owszem, zgodził na coś, co było w jego interesie i w gruncie rzeczy jego pomysłem, ale z reguły i tak podkreślał, że to jego pomysł czy inicjatywa, zatem teraz wyszło jakoś mniej... Atakująco. Wręcz wcale!
- No patrz, ja też - rzucił z rozbawieniem, po czym z westchnieniem schował butelkę do torby. - No nic, najwyżej jak będzie mi zimno jak zwykle, będę mógł sobie wyobrażać, że tam w środku jest gorzej.
To chyba jest optymistyczna myśl? Chyba tak!
- O matko. - Rozejrzał się jakoś w poszukiwaniu weny jak Lucas go zapytał tak wprost, odchodząc kilka kroków niespiesznie od stoiska, bo inni ludzie napierali, chcąc zagrać, skoro oni skończyli. - Ee. Nie wiem, teraz? - To nie zdąży się zestresować... - Znaczy, możemy iść coś zjeść i... Nie wiem, potem się przejść jeszcze zobaczyć co się dzieje dookoła.
Gryffindor |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Homo |
Pióra: 228
- Ty jeteś durny - odpowiedział bardzo dojrzale, ale przynajmniej się nie bulwersował i na tym temat się skończył.
Na szczęście pokazał, że umie trafiać, choć nie tak dobrze jak się udało Valerianowi. Ale Hiro nie miał aż takiego farta w rzutkach! I tak dobrze, że w ogóle nagrody zdobywał. A zawziął się jak dzikus, ale z reguły jak coś sobie uwalił pod tą kopułą to już tam zostawało. Na przykład, że kogoś nie lubi, albo że widuje kogoś za często i trzeba się przypierdolić, albo że wolno mu więcej niż niektórym tylko dlatego, że umie się bić i ma za sobą całą zgraję jemu podobnych. Ale to takie tam przykłady.
Zatrzymał na nim na sekundę wzrok przy komentarzu o terroryzowaniu akromantuli, po czym parsknął głupio śmiechem. Nie pomyślał o tym w sumie, ale faktycznie. good point.
- Grzebałem, a nuż ma salamandrę w dupie. - Kolejna bardzo dojrzała odpowiedź, szczerze rozbawiona. A przynajmniej póki nie dostał drugiego pająka. Przewrócił oczami, jednak nie mógł się nie uśmiechać z załamanym rozbawieniem. Już nawet pogoda Valeriana była lepsza niż te pająki.
- Żebyś się nie zdziwił, zaraz będzie ich milion i podbijemy ten stragan. - Powiedział unosząc nieco palec da podkreślenia swoich słów. I zanim się obejrzał, Valerian poszedł. Zerknął ledwie za nim krótko, ale zaraz jego uwaga znowu była na rzutkach. W końcu miał zadanie, a Valerian pewnie po udowodnieniu swojej domniemanej racji się znudził i poszedł szukać Alice na przykład, albo kibla. Albo rozbić butelkę, w sumie to najbardziej prawdopodobna opcja...
- To ja jeszcze raz, będę grał do skutku - powiedział, kupując kolejną grę. To nic, że pan wydawał się nieco cierpiący, że utknął z nim na dłużej. Być może podsłuchał i dlatego gdy Hiro wygrał i przyszło do kolejnej nagrody, dał mu salamandrę. I fakt, że na początku aż się uśmiechnął z zachwytem, jednak gdy wziął ją do ręki, zdał sobie sprawę, że jest zimna. Sprawdził etykietkę.
- Ooo, to są dwie... - wymamrotał do siebie. - No cóż.
Rzuty na zakłócenia:
1. 8
2. 6
3. 5
4. 9
5. 8
Rzut na trafienie:
1. 1 + 2 = 3
2. 10 + 2 = 12
3. 8 + 2 = 10
4. 3 + 2 = 5
5. 8 + 2 = 10
Rzut na nagrodę: 7. Pluszowa salamandra zmieniająca kolory
Nagroda specjalna: nie
zakup rozliczony i dodany do kuferka
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 76
Nie widział, że Valerian jest niedaleko, ani że go zauważył. A już tym bardziej, że zdecydował się porzucić kumpla i przyjść do niego. A doceniłby! A przynajmniej bardziej, bo i tak się ucieszył (choć nijak było to widać), że Gryfon zagadał. Zawsze się z tego cieszył. Przeniósł na niego wzrok, rozchylając usta i nawet miał coś powiedzieć, ale wtedy dotarły do niego słowa Valeriana. Nadal z niego rozchylonymi ustami spojrzał na tornado, chłopaka, tornado, po czym nieznacznie wyciągnął je w jego stronę.
- Chcesz? Ale jakby kto pytał to wyprę się wiedzy o istnieniu tego.
Bo przecież nie podłoży za niego głowy na podołek. Ale nie mógł powiedzieć by nie był ciekawy tego, jakiego wyboru czasu i miejsca Valerian by dokonał, jak i czy by zrobił to tak, by miał czyste łapki. Oczywiście, tornado to poważna sprawa, ale czy martwił się o zdrowie i bezpieczeństwo innych? Nie.
- Też grałeś w coś czy dopiero przyszedłeś?
Jakoś nie założył, że Valerian wcale w nic by nie zagrał. Głównie dlatego, że skoro nawet on, największy buc wokoło, skusił się na ten jeden los, to z pewnością Valerian też, i to na nie jeden. Ale warto zapytać! Przy tym też przyszło mu do głowy, że skoro są tu razem i aktualnie odnaleźli się w tym mrowisku ludzi, to może warto się gdzieś przejść. Wstrzymał się jeszcze jednak z propozycją, chcąc wyczuć czy Valerian ma w ogóle jakieś plany.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 62
Lucas przekrzywił jeszcze głowę patrząc na butelkę.
- Albo zatrzymasz do końca roku szkolnego i zrobisz zimę na środku błoni, jak już będzie za gorąco?
To chyba bardziej optymistyczne! W końcu to świetne zastosowanie. Jasne, pracownicy Skrzydła Szpitalnego dziwiliby się, dlaczego dzieciarnia nagle przychodzi przeziębiona, ale czego się nie robi za chwilę ochłody w gorące dni. Ale teraz, to nie. Teraz faktycznie śnieg byłby bezużyteczny.
Uśmiechnął się lekko, podążając tempem narzuconym przez Yannisa w tym samym kierunku. A jednak mimo wszystko nie spodziewał się, że czas na randkę mieli mieć teraz! Nawet nie zdążył zastanowić się nad kolejnym ruchem, kiedy spojrzał w dół, oceniając, czy aby na pewno wygląda wystarczająco porządnie na randkę... Z jakiegoś powodu było to dla niego istotne. Nieważne, że widywali się dzień w dzień i to nawet w najgorszym dla siebie momentach - tuż przed zaśnięciem, lub tuż po przebudzeniu... Albo w ten niezręczny moment, kiedy reszta wstawała, a Lucas orientował się, że zjebał, bo nie spał całą noc. Tak, wtedy musiał wyglądać najgorzej.
Teraz było... Ok. Da radę.
- Ee... - zawahał się, kiedy jeszcze docierało do niego to, czego nie słuchał. Po chwili jednak wyłapał kontekst. Jedzenie. - Jasne, a jesteś teraz głodny? Chyba tam dalej miało być coś z jedzeniem.
On jakoś nie odczuwał głodu... A może to ekscytacja zmieszana ze stresem mu przeszkadzała.
Gryffindor |
25% |
Klasa VI |
16 lat |
b. ubogi |
? |
Pióra: 108
Czy chciał tornado, które mógłby rzucić kiedyś komuś pod nogi? Albo wrzucić do jakiejś sali tuż przed lekcją, żeby się nie odbyła? Albo wtoczyć do Wielkiej Sali podczas jakiegoś posiłku? A może do biblioteki? Gabinetu nielubianego profesora? Oczywiście, że wziął butelkę bez zawahania.
- Jakby kto pytał? - spytał marszcząc lekko brwi i kręcąc przy tym głową.
Po co ktoś miałby pytać. Zwłaszcza, że Valerian nie planował być przyłapany.
- Cokolwiek z tym zrobię, nikt nie będzie wiedział, że to ja.
Zaraz zamilkł na chwilę w zastanowieniu.
- No, chyba że będę tego chciał, ale wtedy się nie wygada, bo dostanie wpierdol, czy coś - sprostował wzruszając ramionami.
Dopiero po fakcie zastanowił się, czy powinien mówić podobne rzeczy przy Peterze. Jeszcze niedawno bardziej się hamował, jednak powoli czuł się przy nim coraz bardziej swobodnie... Pytanie co on na to, dlatego też Valerian popatrzył na niego badawczo.
- A, tak. Loteria i rzutki. Dwa razy - wskazał przy tym kolejno na stoisko loterii, a następnie rzutek. - W tym za pierwszym razem miałem pięć na pięć celnych strzałów.
I był z tego cholernie dumny... Ktoś jeszcze mógłby.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
zamożny |
Homo |
Pióra: 159
W zasadzie to nie była zła myśl, jak na dworze jest milion stopni to zima się potrafiła zamarzyć każdemu. Nawet nie jako miesiące pizgawicy, ale jako taki ot jeden dzień czy nawet chociaż pół kiedy można by na chwilę odetchnąć... Pokiwał głową z aprobatą.
- No, zachowam na lato, dobry pomysł. Reszta wokół będzie nam zazdrościć.
A to nawet lepsza motywacja! Same plusy, już trudno z przeziębieniem, jak durny wierzył, że na pewno nic by mu nie było. W rzeczywistości byłby chory na sto procent, ale wierzył!!!
Potem jednak zawahał się czy jego spontaniczna propozycja była dobrym trafem. Wydawało mu się, że w sumie poza brakiem czasu na zbytnie zestresowanie się, jarmark po prostu jest ciekawszy niż szkoła i to będzie fajna odmiana, ale jak tak Lucas się zawiesił, to już nie był aż tak pewien. Przyglądał mu się w chwili poszukiwania jakie emocje nim targają, a widząc jak popatrzył po sobie... Aż się lekko uśmiechnął, zwracając wzrok przed siebie.
- Dobrze wyglądasz.
To miał być komplement, jak i odpowiedź na niezadane mu pytanie. A jednak starał się bardzo być mniej niezręcznym czy dziwnym niż na ich pierwszej randce oraz trochę się odkuć po ostatnich dwóch tygodniach gdy był pewien, że zjebał całkowicie. Może nawet to ta wizja smutnego końca zanim coś się na dobre zaczęło jakoś dodała mu odwagi, na chwilę. Pomijając momenty spontanicznych rumieńców, które przeklinał i których nienawidził, bo czuł się jak ostatnia sierota i jeszcze burak do tego.
- Trochę, generalnie nie jakoś mocno, ale chętnie coś bym zjadł dobrego, nie ukrywam. Nie mam pojęcia co tam w ogóle serwują, ale możemy przejść się i sprawdzić.
I miał nadzieję, że nie wpaść na ich znajomych, którzy by zniszczyli ich randkę swoją obecnością.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 62
No dobrze... Randkować zaczęli, a kolegowali się już wcześniej. To znaczy, mieli swoje wzloty i upadki w tej relacji i zdaje się, że tych drugich było więcej, a więc zdarzało się, że upadali coraz głębiej i głębiej. Ale kolegowali się! Mimo to fakt, iż Yannis postanowił zawrzeć go w planie z głupią śnieżycą, głupio go ucieszyło. Nie musiał mówić, że reszta będzie im zazdrościć. Wystarczyło podkreślić, że wszyscy będą zazdrościć jemu. A jednak może planował spędzić z nim odległe letnie popołudnie? Przemilczał jednak tę kwestię, na rzecz aktywnego przejścia w temat randki.
Tu jednak speszył się na moment, kiedy Yannis odpowiedział mu dosłownie na to, o czym myślał. A chciał dyskretnie sprawdzić, czy nadaje się dziś na randkę! Z pewnością ubrałby się inaczej, gdyby wiedział, ale... Ale to teraz nieważne. Teraz chciał wybrnąć. Bez przemyślenia, od razu, żeby wyszło naturalnie.
- Ee... Tak, wiem.
Naturalnie...
- Dobra, to sprawdzimy co mają, znajdziemy coś dobrego, zjemy... Fajnie jakbyśmy dali radę zajść potem na tamte stoiska, chyba jest coś z rzadkimi książkami? - nakreślił im szybko plan, po czym mogli ruszyć w stronę strefy gastronomicznej.
z/t: Lucas i Yannis
Gryffindor |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Homo |
Pióra: 228
Naturalnie póki nie wygrał chociaż jednej nagrody, Hiro miał zamiar wydać wszystkie swoje pieniądze, jeśli było trzeba, na tym stoisku jedynie. Był zdeterminowany, niemal zdesperowany żeby wygrać swoją salamandrę, już nawet nie musiał smoka. Czy chcał smoka? Absolutnie tak, pokochał go jak tylko zobaczył. Ale salamandra była pierwsza i chciał ją, tą grzejącą. Nie żeby ta zmieniająca kolor była jakaś gorsza, ale po prostu chciał żeby grzała jak jest zimno, a nie żeby wiedział, że jest zimno. Jak było zimno, wiedział o tym, a już tym bardziej jak było gorąco. Po co mu dodatkowo informacja o tym?
Salamandra na pewno będzie już jego i wyląduje w pokoju snując się bez sensu, za to Hiro był dość zdesperowany żeby dalej kupować losy i próbować. Więc kupił, zagrał, i nie wygrał absolutnie nic tym razem.
Rzuty na zakłócenia:
1. 6
2. 7
3. 7
4. 8
5. 4
Rzut na trafienie:
1. 1 + 2 = 3
2. 2 + 2 = 4
3. 9 + 2 = 11
4. 8 + 2 = 10
5. 5 + 2 = 7 - 1 = 6
zakup rozliczony / nic do kuferka
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 162
Czasem dobrze było odetchnąć, a jarmark był do tego idealną okazją! W dodatku jasne było, że nie wybierze się tam samotnie. Chyba tylko całkowite przegrywy tak robiły! Philip jednak miał to szczęście, że nie musiał nawet daleko szukać. Wystarczyli współlokatorzy z dormitorium. To znaczy, jeden z nich to jego brat, ale ten też się nada... Zwłaszcza że chyba ostatnio jak nigdy potrzebowali chociaż trochę wspólnych aktywności.
W pierwszej kolejności trafili na loterię, która pozornie zdawała się być najmniej obleganym stoiskiem... Może dlatego, że tu tylko jeden los przypadał na osobę. Zdaje się, że przy innych niektórzy uparcie starali się wygrać upragnioną nagrodę, w kółko próbując zbić baloniki, czy wyciągnąć upragnioną nagrodę szponem.
Ale wszystko po kolei. Może i do tego dojdą.
On póki co otrzymał... Pogodę w butelce. Nawet ciekawe. Od razu spojrzał ku Ianowi.
- Zajebiście, będę musiał to kiedyś wypróbować. Jako ty, oczywiście - rzucił, machając lekko butelką gdzieś na wysokości ich ramion.
Jakoś na tym etapie nawet nie udawał dobrego prefekta... Przynajmniej nie przed Ianem, czy Mickey'im. Oni raczej nie mieli go wsypać. Jednemu się to zwyczajnie nie opłacało, a drugiemu... Nie, żadnemu z nich się to nie opłacało.
- To co dalej? - zapytał dopiero po zerknięciu na ich (niestety dużo fajniejsze...) nagrody i zaczął rozglądać się za jakimiś grami, w których dla odmiany to on miałby mieć więcej szczęścia.
W dodatku zdaje się, że po ostatnim czasie szczęście, to coś czego bardzo potrzebował.
Nagroda w loterii: 16 (16 PF)
rozliczone i dodane do kuferka
Slytherin |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
? |
Pióra: 78
Nie skorzystać z możliwości wyjścia do Hogsmeade byłoby zawsze grzechem. A już tym bardziej byłoby grzechem nie pojawić się na jarmarku, który zawsze oferował dużo ciekawsze atrakcje, niż zwyczajne co miesięczne snucie się po uliczkach i tak dobrze już znanego miasteczka. Chociaż Mickey oczywiście zamierzał spędzić większość czasu ze swoją dziewczyną, to też wiedział doskonale, że Laurel potrzebowała czasu dla siebie przed wyjściem. Dlatego umówił się z nią na nieco późniejszą porę, a zamek opuścił razem z bliźniakami, których zwyczajnie lubił.
Nie powinno nikogo dziwić, że ich pierwszym celem były stoiska z różnymi grami - dla Mickey'ego to przystanek obowiązkowy, lubi przecież wygrywać! Poza tym może nawet uda mu się wygrać coś, co mógłby podarować Laurel, przecież jest wzorowym chłopakiem, który troszczy się o swoją dziewczynę! Ale żeby nie szastać pieniędzmi na darmo i nie wyjść z zupełnie niczym, swoją dzisiejszą przygodę z hazardem chłopcy zaczęli od loterii. Doskonały wybór, świetna rozgrzewka.
Jak już przyszło do odebrania nagród, spojrzał na tę jedną smętną butelkę z pogodą, jaką dostał Philip, a następnie na swój znacznie pokaźniejszy zestaw.
- Nikt nie będzie podejrzewał przykładnego prefekta. To wygodne mieć "złego bliźniaka". - Zaśmiał się krótko, jednokrotnie, przez nos, jednak dziękując losowi, że nie ma bliźniaka. Taki bliźniak mógłby próbować odbierać mu tron szkolnej gwiazdy sportu, a tego Mickey bardzo by nie chciał.
Rozejrzał się po innych stoiskach z grami, skoro loteria i tak więcej nie mogła im zaoferować.
- Wyścigi gumochłonów brzmią jak coś, co z pewnością chcielibyśmy zobaczyć. - Brzmiało ekscytująco! Jeszcze nie wiedzieli, że to wyścigi w jedzeniu sałaty...
Nagroda w loterii: 58 (13PF)
rozliczone i dodane do kuferka
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Homo |
Pióra: 118
Ian cieszył się z e wspólnego czasu z bratem. Naturalnie. Micky też był spoko, ale jako że z Philipem ostatnio mieli niemały kryzys, jakoś tak lepiej się czuł, że mogli spędzić razem trochę więcej czasu, jak kiedyś, zanim zaczął nagle odwalać i ukrywać przed nim rzeczy. Czekał przy tym żeby najpierw obaj towarzysze wylosowali swoje. Na stwierdzenie Philipa parsknął cicho, krótko.
- No pewnie, ty nie możesz stracić odznaki, to nam obu jest nie po drodze - zauważył z rozbawieniem, ale też tonem pewnej oczywistości. Bo obaj korzystaali z tej odznaki!
Wtedy sięgnął po swoją nagrodę, na chwilę milknąc kiedy czytał co właściwie trzyma w dłoniach. A wtedy podniósł wzrok na Philipa i zaraz Mickey'go z jawną ekscytacją.
- Yooo, no i wyjebane w najbliższy egzamin z czegokolwiek, nawet nie wiem.
Czy był zmartwiony, że nie miał pojęcia już teraz co się dzieje na jakich zajęciach? Nie. A teraz wręcz czuł się jak na wakacjach, zupełne rozluźnienie. Trzymał cudowne rozwiązanie w dłoniach, czemu miałby się denerwować? Schował pióro od razu do plecaka, żeby nie było, że mu zabiorą czy coś. No i był leniwy, po chuj miał trzymać.
- Złego bliźniaka? No ciekawe, ja nie wiem po czym w ogóle ktokolwiek wnioskował, że Philip jest "dobrym bliźniakiem", to jest dopiero tajemnica.
Rozejrzał się za gumochłonami, o których wspomniał mickey i nawet podążył od razu w tamtym kierunku.
- Jeśli da się coś wygrać to mnie nie trzeba dra razy powtarzać - rzucił, zbliżając się żeby zobaczyć co aktualnie się tam dzieje i na czym polegają zawody.
Nagroda w loterii: 1 (10PF)
rozliczone i dodane do kuferka
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Ubrania na pierwszy dzień jarmarku wybrała już we czwartek. Była podekscytowana faktem, że w końcu, w końcu!, miała szansę spędzić z bratem dużo, dużo czasu. Odkryła przez te wszystkie tygodnie co minęły od rozpoczęcia roku szkolnego, że podział na domy miał dodatkową wadę o jakiej wcześniej nie pomyślała: wiele trudniej było tak po prostu pójść do Pascala. Zbiorcze dormitoria Beauxbatons sprawiały, że uczniowie znali się o wiele lepiej. Łatwiej było zapukać i poprosić, by ktoś wywołał go z głębi chłopięcych kwater. Nie sądziła nawet w sumie, że trafią do innych domów - nie zastanawiała się nad tym zanadto przed przybyciem do Hogwartu. Tiara przydziału ich rozdzieliła, wrzuciła do domów tradycyjnie ze sobą wojujących, i rozdzielonych piętrami i piętrami wędrówki.
Słowem: tęskniła. Dziwnie było umawiać się z nim na spotkanie poprzez sowią pocztę. Jakby mieszkali na dwu różnych skrajach państwa.
Dlatego, wybierając w swojej ekscytacji ciuchy, wzięła pod uwagę nie tylko pogodę - zapowiadane piętnaście stopni Celsjusza i chmurne niebo - ale także względną anonimowość. Ciemne kolory, mało nagości skóry; wszystko by nie zwracać na siebie nadmiaru uwagi mogącej ściągnąć nieproszonych adoratorów podczas czasu zarezerwowanego dla rodziny. Zebrała włosy w koński ogon, któremu paroma kobiecymi sztuczkami nadała dodatkowej objętości, i przewiązała jego podstawę białą jedwabną apaszką. Drobny kontrast między bladym blondem a bielą sprawiał, że włosy wyglądały na nieco bardziej złociste.
Cała granatowo-biało-czarna, praktycznie bez makijażu, dotarła na jarmark.
Oczywiście sekcja z grami przyciągnęła ją od razu, wręcz jak magnes przyciąga opiłki żelaza, i równie oczywiście Oriane nie czuła się zmartwiona tym zboczeniem z drogi - bo spotkać się w sumie mieli w wejściu na jarmark. Wiedziała, że brat, nie znalazłszy jej w umówionym miejscu, będzie wiedział dokładnie gdzie jej szukać.
Wędrowała od stoiska do stoiska, zadowolona, że kuglarze je prowadzący nie zwracali na nią większej uwagi; nawet jeśli przyciągał ich wilowaty urok, zaraz wracali do rzeczywistości obsługiwania osób aktualnie chcących grać. Nie było czasu na gapienie się w kierunku skromnie, choć elegancko, ubranej dziewczyny zdającej się jedynie przeglądać listy potencjalnych nagród.
Hm. Oriane zdecydowanie najbardziej liczyła na sakiewkę bez dna. Zauważyła jednak, że większość z gier polega na uśmiechu Fortuny, nie zakładała więc wygranej. Wolała pozytywnie się dać zaskoczyć niż nieprzyjemnie rozczarować.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Stragany z grami. Oczywiście, że to tutaj będzie największa liczba osób.
Stała właśnie przed stoiskami, a jej rozlatane oczy skakały pomiędzy jednym, drugim, a trzecim szyldem. Loteria. Baloniki. Wyścig? Szpon. Szpon? Jak na wesołych miasteczkach?
O wow.
Szybka kalkulacja oszczędności i opłacalności. Szpon jest najtańszy, ale najmniejsza szansa. Baloniki to większe możliwości, ale jej refleks woła o pomstę do nieba. Loteria jest droga, ale każdy los wygrywa. Cholera, ile chcesz wydać na gierki?
Mimo wszystko najbardziej kusił ją szpon i baloniki. I o ile szpon nie był dla niej zaskoczeniem- znała mniej więcej jego obsługę- tak nie była stuprocentowo pewna, czy rozumie zasady baloników.
Dlatego stanęła sobie z boku, by dobrze widzieć jak ludzie grają w tę grę.
Nagrody wydawały się ciekawe. Ot, wygrane w grze na jarmarku.
Jej uwagę natomiast zwróciła grupa chłopaków, z których jeden, uparcie, próbuje coś wygrać. Najwyraźniej coś konkretnego- ma w końcu już kilka nagród w rękach, a nadal walczy.
W jakiś sposób to bawiło, w jakiś smuciło, a w jakiś napawało szacunkiem- niemniej jednak, gdy tym razem nie wygrał nic zachichotała cichutko, mając nadzieję że jej nie słyszał.
Czyli po prostu rzucasz? Tylko że magią? Może warto spróbować?
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 162
Położył rękę na sercu w odpowiedni na słowa Mickey'ego - tak dla odpowiedniego podkreślenia wzniosłości.
- Dokładnie tak, ale pamiętajmy, że otrzymanie odznaki mnie odmieniło. To znaczy, nigdy nie spadłem tak nisko jak Ian - tu zabrał rękę, by tym razem położyć dłoń bratu na ramieniu. - Ale teraz wiem, ile osób na mnie liczy. Że to co robię jest ważne... Warte poświęcenia...
Nie, absolutnie w to nie wierzył, jednak pokiwał jeszcze głową na znak zgody z samym sobą.
- No i łażenie po nocy, i łazienka prefektów są spoko.
Tak, zdaje się, że to jedyne realne powody, dla których jeszcze chciało mu się udawać przykładnego ucznia. To i straszenie niektórych szlabanami, czy ujemnymi punktami... Nawet jeśli czasem nie działało.
Z drugiej strony, o ile na początku szczerze cieszył się z odznaki i pewnej wyższości nad Ianem, zdążyło mu to przejść. Nie robiłoby mu najmniejszej różnicy, gdyby nagle z jakiegoś bzdurnego powodu odebrali mu status prefekta i wręczyli go jego bratu. To znaczy, temu właściwemu bratu. Jednak wkurzanie przykładnego, milutkiego Sherlocka, który mimo nieskazitelnej reputacji odznaki nie otrzymał - i Philip w swojej złośliwości liczył, że tak zostanie - było na wagę złota.
Na słowa Iana wzruszył jednak ramionami.
- Urok osobisty?
Szczerze nie wiedział, jaki plan stał za osobą, która wyznaczyła go na to stanowisko, ale nie zamierzał się z tym kłócić i tłumaczyć, że to nie najlepszy wybór.
Słysząc o wyścigach gumochłonów, zmarszczył lekko brwi, starając sobie wyobrazić, jak właściwie mogłyby się ścigać... Ta myśl była wystarczająco zachęcająca.
- One nie są jakieś... Wolne? Chyba, że im coś dali, żeby popierdalały.
Wszystko wyjaśniło się już przy stoisku, gdzie wyobrażenie popierdalających gumochłonów umarło. Miały jeść... Sałatę? Naprawdę? To tyle? Jednak już tu byli, a Philip zaplanował spróbować każdej gry co najmniej po razie.
- Dobra, biorę tamtego - ogłosił, wskazując na losowego gumochłona, który okazał się być Killerem. A przynajmniej tak był podpisany. - Wykończy tę sałatę... Najwyraźniej.
Wybrany gumochłon: Killer...
Bonus: brak
rozliczone
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Tak, nie ma co się wahać. Raz kozie śmierć.
A tu śmierć jej nie grozi, co najwyżej ośmieszenie się. Łagodny wyrok.
Zapłaciła za rzutki, i gdy miała je już w ręce poczuła dziwny stres. Czy ją samą, przed chwilą, nie rozbawiło to, jak chłopak obok sobie nie radził.
Bo to było śmieszne. Ale nie on był śmieszny, tylko sytuacja. Bo to nadal loteria, jak każda gra tutaj.
Głęboki oddech, skupienie. Pierwszy rzut.
Udało jej się trafić. Co prawda ledwo, ale balonik pękł.
Drugi strzał.
Nie trafiła. Cholera, to nie jest łatwe- pomyślała, mimo że wiedziała o tym od samego początku.
Trzeci strzał- Trafienie. Wspaniale.
Tak samo czwarty, co prawda nie idealny, ale tu nie chodzi o styl, a o to że pękło.
Ostatni, oczywiście, musiała zmaścić. Ale hej, ma 3 trafienia! Coś wygrała!
- Jaki kolor salamandry?- zapytał sprzedawca, wskazując na dostępne kolory.
Czyli wygrała salamandrę? Taką pluszową? Ale fajnie!
- Oh! Um, tą szkarłatną poproszę!- odpowiedziała Zosia, wlepiając wzrok w intensywnieczerwoną salamandrę. Miała piękny odcień, aż żal było jej nie wybrać.
Gdy chwyciła salamandrę w dłonie zauważyła, że jest ciepła. Z ciekawości przeczytała etykietkę. Czyli ona ogrzewa. Nieźle.
Rzuty na zakłócenia:
1. 4
2. 1
3. 10
4. 4
5. 1
Rzut na trafienie:
1. (10 + 1 refleks) - 1 = 10
2. 3 + 1 refleks
3. 7 + 1 refleks = 8
4. (8 + 1 refleks) - 1 = 8
5. 9 + 1 refleks
Rzut na nagrodę: 8. Ciepła pluszowa salamandra
Nagroda specjalna: nie
rozliczone i dodane do kuferka
Gryffindor |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Homo |
Pióra: 228
Hiro dalej męczył się w swoim prywatnym piekle. Chciał koniecznie tą pieprzoną salamandrę, ale gdy się na to pisał, nie sądził, że faktycznie skończy z armią pająków. Jednak nie można było mu odmówić determinacji czy motywacji, wielu już dawno by się poddało, a on brnął uparcie!
Przy kolejnej nieudanej próbie, bo trafił tylko dwa razy, a raz rzutka nawet nie pofrunęła tylko spadła smętnie na blat, już miał w sobie żądzę mordu. Absolutnie frustracja już zaczęła mocno się go czepiać i miał ochotę wywalić tym balonikom bombardę i dostać wszystko. Jakoś łatwiej by było gdyby po prostu mógł zagrozić panu od loterii i dostać co sobie zażyczy. Niestety nie było tak łatwo jak nie raz w szkole, a on musiał grać fair.
Dziewczyny obok nawet nie zawuażył, a przynajmniej nie zwrócił na nią uwagi póki nie wug==ygrała, a facet nie wskazał jej ognistych salamander. Hiro rozłożył ręce w pretensji, patrząc na typa.
- No to jest chyba jakiś żart - rzucił z pretensją, na co posyłając mu ponure, mało przejęte spojrzenie, loteriarz wzruszył ramieniem.
Może jednak mógłby mu nakopać? Komuś chętnie by posłał kilka.
- Ty, w ogóle kim ty jesteś, oddawaj tą salamandrę - fuknął agresywnie na dziewczynę, wytykając ją palcem w powietrzu. Jak raz zby się Valerian przydał to go nie ma, co za frajer.
Rzuty na zakłócenia:
1. 1
2. 2
3. 6
4. 8
5. 2
Rzut na trafienie:
1. 0
2. 3 + 2 = 5 - 1 = 4
3. 9 + 2 = 11
4. 6 + 2 = 8
5. 5 + 2 = 7 - 1 = 6
Rzut na nagrodę: -
Nagroda specjalna: nie
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 76
Peter wzruszył ramieniem, opuszczając rękę i ponownie będąc bez niczego. Ale jakoś mu to nie przeszkadzało, i tak po cholerę mu ta pogoda? A jak Valerian miał mieć z niej użytek, w zasadzie też chętnie chciał zobaczyć jaks się sprawdzi i czy zrobi to umiejętnie.
- Ktokolwiek, jeśli zostaniesz przyłapany albo jeśli ktoś zapyta.
Za to, co robił gang Valeriana też w końcu nie odpowiadał, a miał wrażenie, że to banda idiotów. Valerian też się troszkę wpisywał będąc z nimi, ale w pojedynkę robił już dużo lepsze wrażenie.
- To też jest jakaś opcja perswazji - skomentował Peter, w zasadzie nie przejmując się tym, że Valerian widać lubił grozić ludziom. Mało jeszcze chłopak wiedział o środkach perswazji samego Petera, i wcale ostatecznie tak nie odbiegali od siebie nawzajem. Różnica polegała na tym, że Valerian bywał agresywny wobec tych, którzy nie znaczyli dla niego wiele lub czegokolwiek nawet, a Peter przeciwnie, w ten sposób kontrolował swoje relacje. Nie miał ich obecnie wiele zatem...
Spojrzał na rzutki, przy których było kilkoro ludzi. Zaraz jednak wrócił wzrokiem do Valeriana, kiwając głową z uznaniem.
- Brawo, i co wygrałeś?
Był nawet ciekawy, chociaz z uwagi, że to szkolny jarmark, poniekąd, to spodziewał się czegoś gównianego.
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Na krzyk wzdrygnęła się, mocniej przytulając pluszaka, jednocześnie odwracając się w kierunku źródła hałasu.
Źródłem okazał się chłopak, którego obserwowała jeszcze kilka chwil temu. Wskazywał na nią palcem i był wyraźnie niepocieszony faktem, że wygrała.
A może nie faktem, że wygrała, tylko co wygrała?
Spojrzała na swoją cieplutką, szkarłatną Salamandrę.
- Oh.
Westchnęła. Czyli to ją próbował tak desperacko zdobyć?
Spojrzała w szklane oczy swojej pluszowej salamandry. Gdyby ona wiedziała, jak wielkim obiektem pożądania się stała.
Mogła zrozumieć jego gniew. Szczególnie, że drugi raz pod rząd nie zdobył nic. Wcześniej, patrząc na jego nagrody, zdobył salamandrę zmieniającą kolor i kilka pajączków. Gdyby jej zależało na czymkolwiek tak bardzo z tych straganów, to pewnie też byłaby niepocieszona- może nawet zła, jak on.
Lekki strach ustąpił łagodnemu uśmiechowi, gdy wysunęła w kierunku chłopaka ręce, trzymające salamandrę.
- Proszę. Bo ty ją chciałeś, no nie?
Gryffindor |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Homo |
Pióra: 228
Spodziewał się strachu i rzucenia w niego salamandrą by uciec dzikim pędem w tłum ludzi, albo waleczności i bójki, bo to też się zdarzało. Nie był dżentelmanem, był w stanie pobić się z babą. Ba, w jego gangu były dwie baby i nie miały nic wspólnego z niewinnością. Czego się nie spodziewał, to uśmiechu i bycia ugodową. Aż zgłupiał, ignorując nadal zaalarmowanego właściciela stoiska, który też gotów był jakoś przerwać ten konflikt.
- ... Serio? - Aż nawet ton jego głosu złagodniał w zaskoczeniu, a ręka z uniesionym palcem nieco obniżyła się między nimi. - Ee... Tak.
Ale teraz to aż mu głupio było. Nigdy nie było mu głupio jak się do kogoś przywalał! Ale cholera, to w ogóle niestandardowa sytuacja. Schemat jak z drapieżnikiem i ofiarą, gdzie uciekająca ofiara zagrzewała do ataku, ale jak odwróciła się i stawiła czoła, nagle drapieżnik zbaraniał i nie wie co z tym zrobić.
- Um, mam dwie akromantule, które chodzą, może chcesz w zamian jedną? Albo salamandrę, co zmienia kolory? - Niby też była fajna, ale jakoś nie robiła na nim takiego wrażenia. A chciał jakoś też wyrównać ich poziom, bo no, głupio...
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Nienawidzi krzyku. I naprawdę szczerze się go boi.
Ale pracuje nad tym, jak i pracuje nad sobą. A że niejako rozumiała złość chłopaka, to nie uczuła urazy. W sumie, to nawet się do nie bała za bardzo.
Chyba go zdziwiła. Nie, ona na pewno go zdziwiła- widziała to po jego twarzy. Nawet ton głosu mu się zmienił.
Chyba...liczył na bójkę?
- Brzmisz na zaskoczonego. Albo zawiedzionego. Wiesz, jak chciałeś się o nią bić czy coś, to możemy zagrać w kciuki dla zasady. Ale, wolałabym wymianę - dodała z szerokim uśmiechem, ruszając trzymają salamandrą, bo mimo wszystko dalej jej nie wziął.
Tylko, co w zamian. Zośka, patrz jaki wybór!
Z jednej strony miała też salamandrę. Długiego pluszaka zmieniającego kolory. Dobrze by się do niego tuliło podczas snu.
Z drugiej jednak strony mamy pluszową akromantulę, pająka wielkości Chihuahuy. Wyglądał niemal jak żywy- bardzo efektowny. A do tego chodził za swoim właścicielem. Jak fajnie!
- Chętnie przygarnęłabym akromantulę, jeśli to nie problem - odpowiedziała ciszej, patrząc na pluszowego pająka.
Oh, the places we will go!
|