24-06-2024, 01:26 AM
To paradoksalnie nienaturalne zachowanie Brooks budziło tylko coraz większy niepokój Mickey'ego. Unikała konfrontacji i wytknięcia mu czegokolwiek? To było martwiąco niepodobne do niej! Drgnął, jakby w chęci ruszenia za nią, kiedy tylko się odwróciła, ale nieoczekiwany dźwięk dobiegający z zaciemnionego kąta zwrócił jego uwagę - w tej chwili bardzo wyczuloną na wszelkie nieoczekiwane odgłosy. Zauważył wychodzący z kąta kształt, postać. Zdecydowanie zbyt dużą, żeby mogła faktycznie skutecznie ukryć się w tamtym cieniu i pozostać przez nich niezauważoną. Już miał zapytać o co chodzi i kim ta nieznana mu osoba jest, kiedy stało się znowu coś wyjątkowo zaskakującego - Harper cofnęła się gwałtownie na tyle, że wpadła na niego w nieuwadze. Wytchnęło mu to odrobinę powietrza z płuc, bo nawet niezbyt mocne uderzenie ciała odebrał dość boleśnie. Ale nie myślał o tym, bo po krótkim spojrzeniu na profil Gryfonki mógł stwierdzić, że jest przestraszona, a źródłem strachu jest ten rosły mężczyzna. Czyżby go znała? Coś jej zrobił? Niezależnie od tego, co Brooks o nim myślała, Mickey był bardzo wyczulony na krzywdę kobiet, szczególnie na tę celową krzywdę spowodowaną przez mężczyzn. W automatycznym odruchu, sprawnie i jakby mięśnie znały takie ruchy, zagarnął Harper jednym ramieniem w pasie i przesunął za siebie, robiąc krok przed nią i całkowicie zasłaniając sobą, stając pomiędzy nią i nieznaną postacią.
- Ki~ - Urwał w pół słowa, bo zanim w ogóle zdążył zadać pytanie ostrym tonem, postać... zniknęła? Za to przeraźliwy huk wypełnił korytarz na równi z dymem i podnoszącym się pyłem, a ściany zdawały się walić. Tylko że nie były kamienne, a... drewniane? Coś tu nie grało. To było tak podobne do tego, co wczoraj Cavington przeżył na boisku, że aż krew mu się w żyłach zmroziła, że oto znowu znajduje się w miejscu, gdzie zaraz wszystko się na nich zawali.
I wtedy coś w głowie kliknęło.
Pospiesznie wyciągnął różdżkę i bez większego zastanowienia wycelował przed siebie, krzycząc może nawet przesadnie głośno:
- Riddikulus! - na co walące się ściany jakby... spowolniły i wszystko teraz działo się w slow motion, huk zaczął brzmieć jak wuwuzela, a dym zaczynał skrzyć się niczym brokat i konfetti.
Spojrzał przez ramię na Gryfonkę.
- Harper, to tylko bogin! - Może gdyby nie okoliczności, to Brooks mogłaby się zdziwić, że została nazwana po imieniu.
Kostka: 7
Bogin: 7/50
- Ki~ - Urwał w pół słowa, bo zanim w ogóle zdążył zadać pytanie ostrym tonem, postać... zniknęła? Za to przeraźliwy huk wypełnił korytarz na równi z dymem i podnoszącym się pyłem, a ściany zdawały się walić. Tylko że nie były kamienne, a... drewniane? Coś tu nie grało. To było tak podobne do tego, co wczoraj Cavington przeżył na boisku, że aż krew mu się w żyłach zmroziła, że oto znowu znajduje się w miejscu, gdzie zaraz wszystko się na nich zawali.
I wtedy coś w głowie kliknęło.
Pospiesznie wyciągnął różdżkę i bez większego zastanowienia wycelował przed siebie, krzycząc może nawet przesadnie głośno:
- Riddikulus! - na co walące się ściany jakby... spowolniły i wszystko teraz działo się w slow motion, huk zaczął brzmieć jak wuwuzela, a dym zaczynał skrzyć się niczym brokat i konfetti.
Spojrzał przez ramię na Gryfonkę.
- Harper, to tylko bogin! - Może gdyby nie okoliczności, to Brooks mogłaby się zdziwić, że została nazwana po imieniu.