16-06-2025, 11:54 AM
Lekcja ONMS
ZAKOŃCZENIE
ZAKOŃCZENIE
Październikowa pogoda jest, mimo wszystko pogodą kapryśną- ale czy nie można tak nazwać każdej pogody w dzisiejszych czasach? Mrozy w jesień, gorąc na wiosnę, lato któremu bliżej do jesieni, a do tego angielski deszcz do którego już każdy się przyzwyczaił.
Dlatego, gdy pierwsze krople deszczu spadły na gromadę uczniów, mało kto się przejął. Ot, kolejny kapuśniaczek, jakich wiele na tej szerokości geograficznej.
Jednak po pierwszej kropli nadeszła druga, po drugiej trzecia, a po trzeciej od razu pięć kolejnych- i tak, w ciągu kilku minut umiarkowany jesienny dzień zmienił się w szarawą, chłodną ulewę która nie tylko coraz bardziej moczyła uczniów (którzy i tak w większości starali się nie ruszać by nie spłoszyć nieśmiałów) ale też po chwili i same nieśmiałki- które, mimo zachęty w postaci smakołyków wolały się skryć przed deszczem i porywistym wiatrem.
Profesor Lane westchnął pod nosem, może nie zaskoczony ale nadal nieco zawiedziony. Pogoda wszak nie wskazywała na takie warunki, a to pokrzyżowało mu jednak plan na dzisiejszą lekcję. Cóż, przynajmniej uczniom udało się choć na chwilę zobaczyć nieśmiałki.
- Dobrze moi drodzy, chyba jednak musimy przerwać naszą lekcję w terenie - zaczął po chwili, nakładając ponownie zaklęcie na kufer - Nieśmiałki nieśmiałkami, ale jednak wolałbym byście nie dostali zapalenia płuc w taką pogodę.
Deszcz zacinał coraz mocniej, zmieniając okolicę, która jeszcze kwadrans temu była miejscem obserwacji magicznych stworzeń, w grzęzawisko błota i zrezygnowania. Uczniowie zaczęli poruszać się niespokojnie, cicho komentując swoje przemoczone peleryny i nieudane próby nakłonienia nieśmiałków do wyjścia. Kilka osób próbowało jeszcze wypatrzyć choć jedną parę listkopodobnych uszu wśród korzeni, ale nawet to wydawało się teraz bezcelowe.
- Tak jak ustaliliśmy na początku semestru- nie gubimy się, nie rozmawiamy z niczym po drodze, nie zbaczamy z trasy. I proszę, jak już wejdziemy do zamku - nie zostawiajcie błota w korytarzach, bo Payton nie da mi spokoju. - rzucił z ironicznym uśmiechem.
Uczniowie zachichotali, a potem - mimo pogody - zaczęli się zbierać do marszu. Niektórzy z rozczarowaniem, inni z ulgą, że nie będą musieli dłużej udawać zainteresowania, które już dawno odpłynęło z pierwszą falą deszczu.
Lane zatrzymał się na moment, spoglądając jeszcze raz na konary powalonego drzewa. Pośród deszczu i szarości dostrzegł niewyraźny ruch - podłużna głowa, para maleńkich oczu i listki imitujące uszka - jeden z nieśmiałków wychylił się niepewnie, jakby ciekaw, czy lekcja naprawdę się skończyła.
Profesor uśmiechnął się pod nosem i skinął delikatnie głową w stronę stworzenia, zanim odwrócił się, by dołączyć do uczniów.
- Nie martw się, wrócimy. I tym razem przyniosę więcej korników. - mruknął cicho, choć wiedział, że nieśmiałek raczej nie zrozumie. Ale w takich chwilach to wcale nie było najważniejsze.
Deszcz padał nieprzerwanie, ale zamek majaczył już w oddali, a ciepłe światła w oknach obiecywały herbatę, ogień w kominku i opowieści o stworzeniach, które być może - następnym razem - dadzą się podejść nieco bliżej.
Wszyscy uczestnicy / ztDlatego, gdy pierwsze krople deszczu spadły na gromadę uczniów, mało kto się przejął. Ot, kolejny kapuśniaczek, jakich wiele na tej szerokości geograficznej.
Jednak po pierwszej kropli nadeszła druga, po drugiej trzecia, a po trzeciej od razu pięć kolejnych- i tak, w ciągu kilku minut umiarkowany jesienny dzień zmienił się w szarawą, chłodną ulewę która nie tylko coraz bardziej moczyła uczniów (którzy i tak w większości starali się nie ruszać by nie spłoszyć nieśmiałów) ale też po chwili i same nieśmiałki- które, mimo zachęty w postaci smakołyków wolały się skryć przed deszczem i porywistym wiatrem.
Profesor Lane westchnął pod nosem, może nie zaskoczony ale nadal nieco zawiedziony. Pogoda wszak nie wskazywała na takie warunki, a to pokrzyżowało mu jednak plan na dzisiejszą lekcję. Cóż, przynajmniej uczniom udało się choć na chwilę zobaczyć nieśmiałki.
- Dobrze moi drodzy, chyba jednak musimy przerwać naszą lekcję w terenie - zaczął po chwili, nakładając ponownie zaklęcie na kufer - Nieśmiałki nieśmiałkami, ale jednak wolałbym byście nie dostali zapalenia płuc w taką pogodę.
Deszcz zacinał coraz mocniej, zmieniając okolicę, która jeszcze kwadrans temu była miejscem obserwacji magicznych stworzeń, w grzęzawisko błota i zrezygnowania. Uczniowie zaczęli poruszać się niespokojnie, cicho komentując swoje przemoczone peleryny i nieudane próby nakłonienia nieśmiałków do wyjścia. Kilka osób próbowało jeszcze wypatrzyć choć jedną parę listkopodobnych uszu wśród korzeni, ale nawet to wydawało się teraz bezcelowe.
- Tak jak ustaliliśmy na początku semestru- nie gubimy się, nie rozmawiamy z niczym po drodze, nie zbaczamy z trasy. I proszę, jak już wejdziemy do zamku - nie zostawiajcie błota w korytarzach, bo Payton nie da mi spokoju. - rzucił z ironicznym uśmiechem.
Uczniowie zachichotali, a potem - mimo pogody - zaczęli się zbierać do marszu. Niektórzy z rozczarowaniem, inni z ulgą, że nie będą musieli dłużej udawać zainteresowania, które już dawno odpłynęło z pierwszą falą deszczu.
Lane zatrzymał się na moment, spoglądając jeszcze raz na konary powalonego drzewa. Pośród deszczu i szarości dostrzegł niewyraźny ruch - podłużna głowa, para maleńkich oczu i listki imitujące uszka - jeden z nieśmiałków wychylił się niepewnie, jakby ciekaw, czy lekcja naprawdę się skończyła.
Profesor uśmiechnął się pod nosem i skinął delikatnie głową w stronę stworzenia, zanim odwrócił się, by dołączyć do uczniów.
- Nie martw się, wrócimy. I tym razem przyniosę więcej korników. - mruknął cicho, choć wiedział, że nieśmiałek raczej nie zrozumie. Ale w takich chwilach to wcale nie było najważniejsze.
Deszcz padał nieprzerwanie, ale zamek majaczył już w oddali, a ciepłe światła w oknach obiecywały herbatę, ogień w kominku i opowieści o stworzeniach, które być może - następnym razem - dadzą się podejść nieco bliżej.