22-07-2021, 11:23 PM
Kochał Quidditcha na równi z tenisem. I kochał tę adrenalinę, która pompowana była przez całe ciało wraz z krwią, kiedy tylko dosiadał miotły. Nie ważne przeciwko komu był to mecz, liczyło się żeby wygrać i przy okazji dobrze się bawić.
A w każdym razie to on miał takie podejście, niestety nie wszyscy członkowie drużyny je podzielali. A już tym bardziej kiedy mecz miał być przeciwko Gryfonom - z jakiegoś durnego historycznego powodu odwiecznym wrogom Ślizgonów.
Kapitan drużyny miał dość interesującą taktykę, która zakładała eliminowanie graczy czerwonych pojedynczo, i miało to być zadanie właśnie pałkarzy. W tym samym czasie ścigający mieli strzelać bramki, mając niemalże wolne pole do popisu, bo pałkarze przeciwników powinni bronić swoich przed atakami. I wszystko byłoby całkiem okej, każda strategia dobra, jeśli prowadzi do wygranej, gdyby nie nadmiernie agresywna forma aplikacji.
Pierwszym celem miała być jedna ze ścigających - cała trójka była dobra i zagrażająca, ale to tę najczęściej atakującą bramki mieli wyeliminować najszybciej, jak to możliwe. Mickey oczywiście rzetelnie wykonywał polecenia kapitana i kilkakrotnie doprowadził do sytuacji, gdzie Kaia musiała przekazać kafla, ale to bardzo nieczyste zagranie drugiego z pałkarzy sprawiło, że dziewczyna spadłą z miotły i musiała zostać zniesiona z boiska.
Cóż, gorsze faule się zdarzały nawet w szkolnych meczach. Tym razem to zupełnie inny faktor sprawił, że Cavington poczuł po prostu zniesmaczenie. Nie dość, że dziewczyna oberwała wyjątkowo nieczysto, to przynajmniej połowa drużyny zielonych nie tylko pochwaliła takie zagranie, ale jeszcze na dodatek naśmiewali się z jej miny, kiedy leciała twarzą w kierunku murawy. To było po prostu... totally dick move. Tego nie potrafił poprzeć, chociaż jego reputacja aroganta mogłaby sugerować coś innego.
Nie przebrał się nawet ze stroju sportowego, jedynie zostawił w szatni pałkę, miotłę i zdumioną drużynę po jego komentarzu "NOT cool, dude", po czym udał się do Skrzydła Szpitalnego w celu, hm, przeprosin. Nawet nie w imieniu drużyny, bo tamci mieli to pewnie w dupie, ale osobiście nie spodobało mu się jak potraktowali innego gracza - w dodatku dziewczynę! - i chciał okazać choć odrobinę wsparcia i sportowego zachowania, którego zabrakło innym Ślizgonom.
Wszedł do Skrzydła, jak Kaia jeszcze była nieprzytomna. Nie chciał siedzieć jak kołek przy jej łóżku i czekać na jej ocknięcie, więc podszedł do okna będącego nieco w bok od Gryfonki i przysiadłszy na parapecie, zaczął zdejmować ochraniacze będące częścią stroju do gry.
Jak był akurat w momencie ściągania drugiego przedramiennika, usłyszał za sobą szelest szpitalnej pościeli i jęk, sugerujący poruszenie dziewczyny. Spojrzał w jej kierunku kontrolnie i akurat trafił na moment jak zapadała się w poduszkę. Uśmiechnął się nieznacznie pod nosem, czując pewien rodzaj ulgi, że odzyskała przytomność.
- Za kilka godzin będziesz jak nowonarodzona. - Zgarnął zdjęte ochraniacze i podszedł do jej łóżka. Nie za blisko, ale na tyle, żeby mogła go widzieć bez nadmiernego przekręcania głowy. Nie spytał czy bardzo ją boli, bo to odmalowało się na jej twarzy bardzo wyraźnie. Wręcz sam się lekko skrzywił, jakby empatycznie poczuł to, co musiała czuć ona.
A w każdym razie to on miał takie podejście, niestety nie wszyscy członkowie drużyny je podzielali. A już tym bardziej kiedy mecz miał być przeciwko Gryfonom - z jakiegoś durnego historycznego powodu odwiecznym wrogom Ślizgonów.
Kapitan drużyny miał dość interesującą taktykę, która zakładała eliminowanie graczy czerwonych pojedynczo, i miało to być zadanie właśnie pałkarzy. W tym samym czasie ścigający mieli strzelać bramki, mając niemalże wolne pole do popisu, bo pałkarze przeciwników powinni bronić swoich przed atakami. I wszystko byłoby całkiem okej, każda strategia dobra, jeśli prowadzi do wygranej, gdyby nie nadmiernie agresywna forma aplikacji.
Pierwszym celem miała być jedna ze ścigających - cała trójka była dobra i zagrażająca, ale to tę najczęściej atakującą bramki mieli wyeliminować najszybciej, jak to możliwe. Mickey oczywiście rzetelnie wykonywał polecenia kapitana i kilkakrotnie doprowadził do sytuacji, gdzie Kaia musiała przekazać kafla, ale to bardzo nieczyste zagranie drugiego z pałkarzy sprawiło, że dziewczyna spadłą z miotły i musiała zostać zniesiona z boiska.
Cóż, gorsze faule się zdarzały nawet w szkolnych meczach. Tym razem to zupełnie inny faktor sprawił, że Cavington poczuł po prostu zniesmaczenie. Nie dość, że dziewczyna oberwała wyjątkowo nieczysto, to przynajmniej połowa drużyny zielonych nie tylko pochwaliła takie zagranie, ale jeszcze na dodatek naśmiewali się z jej miny, kiedy leciała twarzą w kierunku murawy. To było po prostu... totally dick move. Tego nie potrafił poprzeć, chociaż jego reputacja aroganta mogłaby sugerować coś innego.
Nie przebrał się nawet ze stroju sportowego, jedynie zostawił w szatni pałkę, miotłę i zdumioną drużynę po jego komentarzu "NOT cool, dude", po czym udał się do Skrzydła Szpitalnego w celu, hm, przeprosin. Nawet nie w imieniu drużyny, bo tamci mieli to pewnie w dupie, ale osobiście nie spodobało mu się jak potraktowali innego gracza - w dodatku dziewczynę! - i chciał okazać choć odrobinę wsparcia i sportowego zachowania, którego zabrakło innym Ślizgonom.
Wszedł do Skrzydła, jak Kaia jeszcze była nieprzytomna. Nie chciał siedzieć jak kołek przy jej łóżku i czekać na jej ocknięcie, więc podszedł do okna będącego nieco w bok od Gryfonki i przysiadłszy na parapecie, zaczął zdejmować ochraniacze będące częścią stroju do gry.
Jak był akurat w momencie ściągania drugiego przedramiennika, usłyszał za sobą szelest szpitalnej pościeli i jęk, sugerujący poruszenie dziewczyny. Spojrzał w jej kierunku kontrolnie i akurat trafił na moment jak zapadała się w poduszkę. Uśmiechnął się nieznacznie pod nosem, czując pewien rodzaj ulgi, że odzyskała przytomność.
- Za kilka godzin będziesz jak nowonarodzona. - Zgarnął zdjęte ochraniacze i podszedł do jej łóżka. Nie za blisko, ale na tyle, żeby mogła go widzieć bez nadmiernego przekręcania głowy. Nie spytał czy bardzo ją boli, bo to odmalowało się na jej twarzy bardzo wyraźnie. Wręcz sam się lekko skrzywił, jakby empatycznie poczuł to, co musiała czuć ona.