27-07-2021, 01:52 AM
Doprawdy nie rozumiał skąd ten sarkazm w ich wypowiedziach. Przez moment spoglądał to na jedną, to na drugą Gryfonkę, jakby oczekiwał czegoś więcej, jakiegoś rozwinięcia wypowiedzi, jakiegoś chociażby "prozę", którego po prawdzie nawet nie wymagał. Nic, tylko ironia i sugestie! No nie, nie było im do twarzy z takimi minami... Ale może po kolei.
W końcu zatrzymał wzrok na Harper i uśmiechnął się nieco szerzej - czarujący uśmiech numer dwa - wyprostował się nieco bardziej i westchnął krótko.
- Właściwie przyszedłem wcześniej, bo miałem dziwne przeczucie, że złapię cię tutaj przed czasem - w momencie, jak padło słowo "cię", spojrzał na Kaię z lekkim skinieniem i uniósł brwi odrobinę - ... ale może to poczekać, jeśli obydwie mnie potrzebujecie. - Rozłożył nieco ramiona w geście mającym niewerbalnie przekazać "oto jestem, wasz zbawca w najciemniejszej godzinie potrzeby!". Zaraz sięgnął po swoją różdżkę, która do tej pory spoczywała w tylnej kieszeni spodni, ale nie zabrał się do rzucania zaklęcia tak od razu.
- Ten sarkazm był zbędny, przecież wiesz, że nie odmówiłbym pomocy. Nawet nie wymagam oklepanego "proszę". - Posłał Kai niby urażone spojrzenie, w którym bez przerwy igrały typowe dla Cavingtona błyski niewzruszonej radości i poczucia wspaniałości. Kto, jak kto, ale właśnie panienka Harris powinna wiedzieć, że Mickey pomoże kobiecie w potrzebie! Tym bardziej, jeśli miało to też znaczyć, że zostanie bohaterem ratującym imprezę.
- Nie spodziewałbym się, że żadna z was nie zna Muffliato. Jakbyście potrzebowały pomocy w nauce, to nie krępujcie się, wiecie gdzie mnie znaleźć. - Posłał obydwóm dziewczynom wspaniałomyślny uśmiech, zmierzył jeszcze odstawioną Harper wzrokiem, pokiwał z aprobatą głową, po czym odwrócił się w kierunku drzwi. Zamknął je, a następnie wycelował w nie różdżką.
- Muffliato - Zdawało się, że zaklęcie wsiąkło w drzwi, bo jakiekolwiek szmery dobiegające z korytarza całkowicie ucichły. Zadowolony z efektu Mickey uśmiechnął się triumfalnie i odwrócił w kierunku Gryfonek. - Nie ma za co, odrobicie w naturze.
Muffliato - 5
W końcu zatrzymał wzrok na Harper i uśmiechnął się nieco szerzej - czarujący uśmiech numer dwa - wyprostował się nieco bardziej i westchnął krótko.
- Właściwie przyszedłem wcześniej, bo miałem dziwne przeczucie, że złapię cię tutaj przed czasem - w momencie, jak padło słowo "cię", spojrzał na Kaię z lekkim skinieniem i uniósł brwi odrobinę - ... ale może to poczekać, jeśli obydwie mnie potrzebujecie. - Rozłożył nieco ramiona w geście mającym niewerbalnie przekazać "oto jestem, wasz zbawca w najciemniejszej godzinie potrzeby!". Zaraz sięgnął po swoją różdżkę, która do tej pory spoczywała w tylnej kieszeni spodni, ale nie zabrał się do rzucania zaklęcia tak od razu.
- Ten sarkazm był zbędny, przecież wiesz, że nie odmówiłbym pomocy. Nawet nie wymagam oklepanego "proszę". - Posłał Kai niby urażone spojrzenie, w którym bez przerwy igrały typowe dla Cavingtona błyski niewzruszonej radości i poczucia wspaniałości. Kto, jak kto, ale właśnie panienka Harris powinna wiedzieć, że Mickey pomoże kobiecie w potrzebie! Tym bardziej, jeśli miało to też znaczyć, że zostanie bohaterem ratującym imprezę.
- Nie spodziewałbym się, że żadna z was nie zna Muffliato. Jakbyście potrzebowały pomocy w nauce, to nie krępujcie się, wiecie gdzie mnie znaleźć. - Posłał obydwóm dziewczynom wspaniałomyślny uśmiech, zmierzył jeszcze odstawioną Harper wzrokiem, pokiwał z aprobatą głową, po czym odwrócił się w kierunku drzwi. Zamknął je, a następnie wycelował w nie różdżką.
- Muffliato - Zdawało się, że zaklęcie wsiąkło w drzwi, bo jakiekolwiek szmery dobiegające z korytarza całkowicie ucichły. Zadowolony z efektu Mickey uśmiechnął się triumfalnie i odwrócił w kierunku Gryfonek. - Nie ma za co, odrobicie w naturze.
Muffliato - 5