28-07-2021, 12:09 AM
To było nawet dość zabawne. Avery próbował ujadać jak mały, rozjuszony ratlerek, którego tylko drażniono. I te wszystkie słowa! To, jak próbował nieudolnie odbijać piłeczkę! Och, nie z takimi graczami miała już do czynienia, i obelgi mogły spłynąć po niej jak po kaczce. Włącznie z przytykami, że miałaby się nie prowadzić jak należy. Kto jak kto, ale był ostatnią osobą, która powinna jej coś takiego wytykać.
— Nie wiem jak Ty, ale ja nie przesypiałam historii magii i magicznych rodzin – rzuciła, zerkając na niego nadal lekceważąco. – I może słaby ze mnie psycholog, ale wydaje mi się, że masz jakiś kompleks z wielkością swojego nazwiska – dorzuciła z bardzo wyczuwalnym podtekstem, gdy na jej wargach błąkał się szyderczy wręcz uśmieszek – skoro myślisz, że każda chciałaby je nosić.
W gruncie rzeczy, mimo iż Bianca była zaręczona, była dumna z nazwiska, które ona nosiła. Sforza brzmiało dumnie, niosło za sobą ogromną moc. Nie wstydziła się go – ale też nie miała zamiaru rozpowiadać wszystkim wokół, jak bardzo ono jest znaczące. O nie. Historia pokazała jej, że o wiele bardziej warte od słów są czyny. I to na nie stawiała.
Uniosła za to z niedowierzaniem brwi, kiedy opowiedział jej kompletnie alternatywną część historii. Pranie mózgu we Włoszech? Jemu zrobili pranie mózgu, i to naprawdę solidne, jeśli myślał, że jego dziadek, morderca, był skazany za niewinność.
Jasne. A wszyscy mugole i mugolacy, których zabił, sami podłożyli mu się pod różdżkę i popełnili zbiorowe samobójstwo.
— Wiesz co… - momentalnie szkoda jej było wręcz słów. Nawet mu trochę współczuła. – Ktoś, kto Ci sprzedał taką wersję historii, zrobił Ci okropną krzywdę. I nawet mi Ciebie trochę żal.
Stwierdziła, że nie ma sensu kopać się z koniem, a przede wszystkim – z niedouczonym głąbem. Nie wiedziała, kto mu wpoił taką wersję historii, ale kiedyś się to na nim odbije. W końcu odebranie błędów przodków odbierało również szansę wyciągnięcia z nich wniosków.
— Och, tak? – zapytała zaczepnie, powstrzymując śmiech. – To może mi powiesz, jak Wy, tutaj, w Wielkiej Brytanii, się prowadzicie? – mówiąc to, odepchnęła się od drzwi przedziału i podeszła bliżej, aby nachylić się nad nim nieco. – Na przykład opowiedz mi o tym trójkącie z Travers. A może to był już czworokąt? Braliście ją wszyscy na raz, czy każdy jeden po kolei? I przede wszystkim, tu, w Hogwarcie, czy pod jej dachem, z rodzicami w drugiej komnacie? – zapytała z bezczelnym uśmieszkiem błąkającym się na ustach. Ale to nie było jeszcze wszystko… - Ale przede wszystkim… - wyprostowała się, by skrzyżować ponownie ramiona pod biustem – czy Twoja mała siostrzyczka już wie o tym, jakim jej cudowny braciszek jest zboczeńcem? Czy nikt jej jeszcze nie zniszczył życia i nie wyjawił jej prawdy?
Miało zaboleć. Oj, miało. Ale to nie wszystko – miało też wzbudzić lęk, że ona o tym wiedziała. I nic nie powstrzymywało jej przed tym, aby w tym momencie nie pójść i nie oznajmić Aspasii Avery wieści, które najwidoczniej znał już każdy, oprócz niej samej. Ciekawa była, czy to z litości czy zniesmaczenia. Bo nie sądziła, że z sympatii do niej.
Jakby na znak, że naprawdę mogłaby to zrobić, przeszła o kilka kroków w stronę drzwi przedziału… nim postanowiła odwrócić się i usiąść na przeciwległym siedzisku. Leonardo, wyczuwając okazję, wskoczył jej na kolana i ułożył się wygodnie.
— Twoi koledzy, jak i zresztą Ty, nie jesteście w moim guście – dodała, rozpierając się wygodnie o siedzisko, oparcie i podłokietnik. Zarzuciła nogę na nogę, jedną wolną ręką głaszcząc śliskie futerko swojego kota. – Zanudziłabym się z Wami na śmierć – mówiąc to, wymownie zasłoniła usta, jakby miała zaraz ziewnąć. Może nawet to zrobiła. – Umiecie tylko szczekać, jak wszystkie małe kundle. Tacy jak Wy mogliby zachwycać tylko francuskie księżniczki. One lubią towarzystwo pudelków.
— Nie wiem jak Ty, ale ja nie przesypiałam historii magii i magicznych rodzin – rzuciła, zerkając na niego nadal lekceważąco. – I może słaby ze mnie psycholog, ale wydaje mi się, że masz jakiś kompleks z wielkością swojego nazwiska – dorzuciła z bardzo wyczuwalnym podtekstem, gdy na jej wargach błąkał się szyderczy wręcz uśmieszek – skoro myślisz, że każda chciałaby je nosić.
W gruncie rzeczy, mimo iż Bianca była zaręczona, była dumna z nazwiska, które ona nosiła. Sforza brzmiało dumnie, niosło za sobą ogromną moc. Nie wstydziła się go – ale też nie miała zamiaru rozpowiadać wszystkim wokół, jak bardzo ono jest znaczące. O nie. Historia pokazała jej, że o wiele bardziej warte od słów są czyny. I to na nie stawiała.
Uniosła za to z niedowierzaniem brwi, kiedy opowiedział jej kompletnie alternatywną część historii. Pranie mózgu we Włoszech? Jemu zrobili pranie mózgu, i to naprawdę solidne, jeśli myślał, że jego dziadek, morderca, był skazany za niewinność.
Jasne. A wszyscy mugole i mugolacy, których zabił, sami podłożyli mu się pod różdżkę i popełnili zbiorowe samobójstwo.
— Wiesz co… - momentalnie szkoda jej było wręcz słów. Nawet mu trochę współczuła. – Ktoś, kto Ci sprzedał taką wersję historii, zrobił Ci okropną krzywdę. I nawet mi Ciebie trochę żal.
Stwierdziła, że nie ma sensu kopać się z koniem, a przede wszystkim – z niedouczonym głąbem. Nie wiedziała, kto mu wpoił taką wersję historii, ale kiedyś się to na nim odbije. W końcu odebranie błędów przodków odbierało również szansę wyciągnięcia z nich wniosków.
— Och, tak? – zapytała zaczepnie, powstrzymując śmiech. – To może mi powiesz, jak Wy, tutaj, w Wielkiej Brytanii, się prowadzicie? – mówiąc to, odepchnęła się od drzwi przedziału i podeszła bliżej, aby nachylić się nad nim nieco. – Na przykład opowiedz mi o tym trójkącie z Travers. A może to był już czworokąt? Braliście ją wszyscy na raz, czy każdy jeden po kolei? I przede wszystkim, tu, w Hogwarcie, czy pod jej dachem, z rodzicami w drugiej komnacie? – zapytała z bezczelnym uśmieszkiem błąkającym się na ustach. Ale to nie było jeszcze wszystko… - Ale przede wszystkim… - wyprostowała się, by skrzyżować ponownie ramiona pod biustem – czy Twoja mała siostrzyczka już wie o tym, jakim jej cudowny braciszek jest zboczeńcem? Czy nikt jej jeszcze nie zniszczył życia i nie wyjawił jej prawdy?
Miało zaboleć. Oj, miało. Ale to nie wszystko – miało też wzbudzić lęk, że ona o tym wiedziała. I nic nie powstrzymywało jej przed tym, aby w tym momencie nie pójść i nie oznajmić Aspasii Avery wieści, które najwidoczniej znał już każdy, oprócz niej samej. Ciekawa była, czy to z litości czy zniesmaczenia. Bo nie sądziła, że z sympatii do niej.
Jakby na znak, że naprawdę mogłaby to zrobić, przeszła o kilka kroków w stronę drzwi przedziału… nim postanowiła odwrócić się i usiąść na przeciwległym siedzisku. Leonardo, wyczuwając okazję, wskoczył jej na kolana i ułożył się wygodnie.
— Twoi koledzy, jak i zresztą Ty, nie jesteście w moim guście – dodała, rozpierając się wygodnie o siedzisko, oparcie i podłokietnik. Zarzuciła nogę na nogę, jedną wolną ręką głaszcząc śliskie futerko swojego kota. – Zanudziłabym się z Wami na śmierć – mówiąc to, wymownie zasłoniła usta, jakby miała zaraz ziewnąć. Może nawet to zrobiła. – Umiecie tylko szczekać, jak wszystkie małe kundle. Tacy jak Wy mogliby zachwycać tylko francuskie księżniczki. One lubią towarzystwo pudelków.