28-07-2021, 02:18 PM
Bianca roześmiała się tylko głośno na stwierdzenie, że żaden Avery nie ma się czego wstydzić.
— Tak się tam pocieszacie? – spytała bezczelnie, nakręcając przy okazji na palec jeden z ciemnych kosmyków włosów. Ale poważnie, zachowanie Argosa bardzo przeczyło koncepcji, jakoby nie miał się czego wstydzić. Wręcz raczej zachowywał się, jakby chciał sobie coś wynagrodzić…
Ta rozmowa powoli zaczynała ją nudzić. Była trochę jak kopanie się z koniem. Albo walka ze świnią w błocie. Po jakimś czasie świni zaczyna się to podobać… A argumenty Argosa były ciągle dokładnie takie same. Przyjmował formę defensywną i marnie próbował się jej odgryzać. Ciągłe przypominanie jej, że jej przodkowie wcale nie są święci… Oczywiście, że nie byli! Powiedziałaby więcej. Nikt, kto obecnie jest u władzy, nie zdobył jej, będąc świętobliwym. Ani Sforzowie, ani Avery. To, że akurat ten Avery postanowił być na to głuchy i ślepy, nie znaczyło, że prawda była inna.
Dlatego nawet nie chciało jej się już odpowiadać na tę żałosną zaczepkę, bo i tak by do niczego nie doprowadziła.
Zaśmiała się tylko na kolejny komentarz, że we Włoszech takie zachowania na pewno są na porządku dziennym.
— Chyba powinnam wysłać sowę do Twoich rodziców, że przysypiałeś, ucząc się historii. Mylisz Sforzów z Borgiami.
To prawda, że Sforzowie nigdy nie należeli do cnotliwych, już sam założyciel mógł pochwalić się ośmiorgiem nieślubnych dzieci, jednakże dzikie orgie nadal należały do specjalizacji rodu Borgiów, szczególnie za czasów renesansu, kiedy Rodrigo bezpiecznie piastował urząd papieża i pozwalał na takie rzeczy.
Jego nagłe poruszenie sprawiło jej nie lada satysfakcję. Osiągnęła to, co chciała osiągnąć. I nie, nie zamierzała niszczyć małej Aspasii życia. Przynajmniej jeszcze. Nie, nie, o wiele zabawniejsze w tym momencie było zabawianie się jej bratem i jego nerwami. Znając tę jedną słabość, mogła manipulować nim jak marionetką. Może nawet mogłaby go zaszantażować…
Ale w tym momencie nie miała na to ochoty. Ani celu, żeby go wykorzystywać. Po prostu siedziała, z bardzo zadowoloną miną. Uniosła jedynie brwi, kiedy stwierdził, że sama szczeka, a niewiele robi. Naprawdę chciał, aby poszła krok dalej? Czy on także nie miał żadnego instynktu samozachowawczego? Znał ryzyko, przed chwilą o mało nie zszedł na zawał na myśl, że mogłaby pójść i znaleźć jego siostrę, i szepnąć jej coś na uszko…
Coś, co pewnie zniszczyłoby jej ślepą wiarę w niego.
Argos jednak nie dość, że ją nudził, to zaczął irytować. Jeśli taki był naprawdę, to współczuła wszystkim kobietom, które nabrały się na ten jego czar. Albo pieniądze. Pewnie bardziej to drugie, bo czaru nie miał za grosz. Znała wielu chłopaków z niearystokratycznych rodzin, którzy klasy mieli więcej niż on. I chociaż próbował ją wygonić, westchnęła głośno i nachyliła się ku niemu. Niezadowolony ze zmniejszenia przestrzeni Leonardo zeskoczył z jej kolan na siedzisko.
— Wiesz co, nie wiem, za kogo się uważasz, ale jeśli myślisz, że jesteś dżentelmenem z wielkiego rodu, to tylko chyba w oczach swojej mamusi. Nie wiem, czy powinnam nazwać Cię hipokrytą, szowinistą, idiotą czy spermiarzem. Mam wrażenie, że wszystkim na raz. Powinnam Ci pogratulować takiej mieszanki, bo jest spotykana niezwykle rzadko. I współczuję Twojej narzeczonej. Gdybyś szanował kobiety chociaż w połowie tak, jak szanujesz swoją siostrę, byłbyś naprawdę fajnym facetem, nie skończonym dupkiem jak teraz. – Stwierdziła, zabierając nogę ze swojej nogi i zamierzając już wstać, jednakże… Ponownie skierowała swój wzrok na niego. Niech uzna to za wyraz dobrej woli. – Powiem Ci coś, jak ostatni kłamca największej szumowinie. – Wskazała na niego palcem, jakby zamierzała mu coś wytłumaczyć. – Możesz okłamać każdą jedną osobę chodzącą po tej ziemi. Swojego ojca, matkę, kolegów, nauczycieli, kumpli z biura, szefa, każdego. Ale nigdy nie okłamuj osób, które Cię kochają, i które Ty kochasz. Bo kiedy świat obróci się przeciwko Tobie, one jako jedyne zostaną po Twojej stronie, żeby ratować Twoją zakłamaną dupę. Ale niech tylko stracą do Ciebie zaufanie, zdradź ich, a zostaniesz sam jak palec. I zginiesz. Uznaj to za przejaw mojej dobroci, a zrobić sobie z tą radą możesz co chcesz. Możesz sobie nią podetrzeć dupę, wszystko mi jedno – wzruszyła ramionami, po czym podniosła się i zabrała kota z siedziska. – Andiam, Leonardo. Sono annoiata, e qui non troveremo una buona compagnia.
Otworzywszy jedną ręką drzwi przedziału, rzuciła jeszcze tylko jedno spojrzenie na Argosa, nim postanowiła wyjść.
Niech sobie robi, co chce.
— Tak się tam pocieszacie? – spytała bezczelnie, nakręcając przy okazji na palec jeden z ciemnych kosmyków włosów. Ale poważnie, zachowanie Argosa bardzo przeczyło koncepcji, jakoby nie miał się czego wstydzić. Wręcz raczej zachowywał się, jakby chciał sobie coś wynagrodzić…
Ta rozmowa powoli zaczynała ją nudzić. Była trochę jak kopanie się z koniem. Albo walka ze świnią w błocie. Po jakimś czasie świni zaczyna się to podobać… A argumenty Argosa były ciągle dokładnie takie same. Przyjmował formę defensywną i marnie próbował się jej odgryzać. Ciągłe przypominanie jej, że jej przodkowie wcale nie są święci… Oczywiście, że nie byli! Powiedziałaby więcej. Nikt, kto obecnie jest u władzy, nie zdobył jej, będąc świętobliwym. Ani Sforzowie, ani Avery. To, że akurat ten Avery postanowił być na to głuchy i ślepy, nie znaczyło, że prawda była inna.
Dlatego nawet nie chciało jej się już odpowiadać na tę żałosną zaczepkę, bo i tak by do niczego nie doprowadziła.
Zaśmiała się tylko na kolejny komentarz, że we Włoszech takie zachowania na pewno są na porządku dziennym.
— Chyba powinnam wysłać sowę do Twoich rodziców, że przysypiałeś, ucząc się historii. Mylisz Sforzów z Borgiami.
To prawda, że Sforzowie nigdy nie należeli do cnotliwych, już sam założyciel mógł pochwalić się ośmiorgiem nieślubnych dzieci, jednakże dzikie orgie nadal należały do specjalizacji rodu Borgiów, szczególnie za czasów renesansu, kiedy Rodrigo bezpiecznie piastował urząd papieża i pozwalał na takie rzeczy.
Jego nagłe poruszenie sprawiło jej nie lada satysfakcję. Osiągnęła to, co chciała osiągnąć. I nie, nie zamierzała niszczyć małej Aspasii życia. Przynajmniej jeszcze. Nie, nie, o wiele zabawniejsze w tym momencie było zabawianie się jej bratem i jego nerwami. Znając tę jedną słabość, mogła manipulować nim jak marionetką. Może nawet mogłaby go zaszantażować…
Ale w tym momencie nie miała na to ochoty. Ani celu, żeby go wykorzystywać. Po prostu siedziała, z bardzo zadowoloną miną. Uniosła jedynie brwi, kiedy stwierdził, że sama szczeka, a niewiele robi. Naprawdę chciał, aby poszła krok dalej? Czy on także nie miał żadnego instynktu samozachowawczego? Znał ryzyko, przed chwilą o mało nie zszedł na zawał na myśl, że mogłaby pójść i znaleźć jego siostrę, i szepnąć jej coś na uszko…
Coś, co pewnie zniszczyłoby jej ślepą wiarę w niego.
Argos jednak nie dość, że ją nudził, to zaczął irytować. Jeśli taki był naprawdę, to współczuła wszystkim kobietom, które nabrały się na ten jego czar. Albo pieniądze. Pewnie bardziej to drugie, bo czaru nie miał za grosz. Znała wielu chłopaków z niearystokratycznych rodzin, którzy klasy mieli więcej niż on. I chociaż próbował ją wygonić, westchnęła głośno i nachyliła się ku niemu. Niezadowolony ze zmniejszenia przestrzeni Leonardo zeskoczył z jej kolan na siedzisko.
— Wiesz co, nie wiem, za kogo się uważasz, ale jeśli myślisz, że jesteś dżentelmenem z wielkiego rodu, to tylko chyba w oczach swojej mamusi. Nie wiem, czy powinnam nazwać Cię hipokrytą, szowinistą, idiotą czy spermiarzem. Mam wrażenie, że wszystkim na raz. Powinnam Ci pogratulować takiej mieszanki, bo jest spotykana niezwykle rzadko. I współczuję Twojej narzeczonej. Gdybyś szanował kobiety chociaż w połowie tak, jak szanujesz swoją siostrę, byłbyś naprawdę fajnym facetem, nie skończonym dupkiem jak teraz. – Stwierdziła, zabierając nogę ze swojej nogi i zamierzając już wstać, jednakże… Ponownie skierowała swój wzrok na niego. Niech uzna to za wyraz dobrej woli. – Powiem Ci coś, jak ostatni kłamca największej szumowinie. – Wskazała na niego palcem, jakby zamierzała mu coś wytłumaczyć. – Możesz okłamać każdą jedną osobę chodzącą po tej ziemi. Swojego ojca, matkę, kolegów, nauczycieli, kumpli z biura, szefa, każdego. Ale nigdy nie okłamuj osób, które Cię kochają, i które Ty kochasz. Bo kiedy świat obróci się przeciwko Tobie, one jako jedyne zostaną po Twojej stronie, żeby ratować Twoją zakłamaną dupę. Ale niech tylko stracą do Ciebie zaufanie, zdradź ich, a zostaniesz sam jak palec. I zginiesz. Uznaj to za przejaw mojej dobroci, a zrobić sobie z tą radą możesz co chcesz. Możesz sobie nią podetrzeć dupę, wszystko mi jedno – wzruszyła ramionami, po czym podniosła się i zabrała kota z siedziska. – Andiam, Leonardo. Sono annoiata, e qui non troveremo una buona compagnia.
Otworzywszy jedną ręką drzwi przedziału, rzuciła jeszcze tylko jedno spojrzenie na Argosa, nim postanowiła wyjść.
Niech sobie robi, co chce.