01-08-2021, 04:43 PM
Po powrocie do dormitorium, miała autentycznie wszystkiego już dość. Toteż zrzuciła z siebie tylko ciuchy, ubrała lekką piżamę i zakopała się pod kołdrą, z nadzieją, że ból głowy zaraz jej przejdzie, a ona szybko zaśnie.
Nie udało jej się, bo zaraz koleżanka z dormitorium powiedziała, że niesie jej śniadanie od Ramseya. Bianca westchnęła tylko, wykopując się spod kołdry i puściła nieco nienawistne spojrzenie dziewczynie, kiedy ta stwierdziła, że słodkiego ma brata, skoro tak się troszczy. Tak, kurwa. Brata. Właśnie.
Mimo wszystko, spojrzawszy na tacę pełną jedzenia, poczuła wdzięczność. I drobne ukłucie wyrzutów sumienia, że tak na niego nawrzeszczała, a on, mimo wszystko, postanowił przytaszczyć jej przez siedem pięter tacę z jedzeniem. W zasadzie… nikt dla niej czegoś takiego jeszcze nie zrobił. A nawet jeśli, to nie przyniósł jej aż tyle. I pomyślał nawet o wodzie.
Westchnęła głęboko, i gdy wypiła jednym duszkiem całą szklankę wody, sięgnęła po specjalny papier, który za moment złożył się w samolocik i sam wyleciał z jej dormitorium, aby odszukać Ramseya. Nie napisała na nim wiele. Zwykłe grazie, jednakże nie miała teraz głowy do myślenia. Zjadła tylko śniadanie, które dla niej przyniósł, a przynajmniej jego część, i najedzona, z pełnym żołądkiem, położyła się spać.
Nie zeszła nawet na obiad. Gdy się przebudziła, dojadła resztę zimnego już śniadania, i spała dalej. Musiała być bardzo padnięta, bo kiedy wstała, była już godzina siódma, tylko wieczorem. Ale czuła się o niebo lepiej i nawet głowa jej nie bolała. Znalazła czas, aby ubrać się w końcu porządnie na kolację (czarne, materiałowe spodnie z wysokim stanem i szerokimi nogawkami zapinane ozdobnym paskiem, czerwony sweterek z długimi rękawami, aczkolwiek nieco odkrywający brzuch, do tego czarne czółenka na niewielkim obcasie i długie, złote kolczyki z drobnymi perełkami), rozczesała dokładnie włosy, nawet nałożyła lekki makijaż, głównie skupiając się na podkreśleniu oczu, zadbała jeszcze o świeższy oddech – i była nareszcie gotowa do opuszczenia dormitorium. Nareszcie była sobą i jutro nawet da radę przeżyć zajęcia!
Udała się na kolację, a po niej wyściubiła nos poza zamkowe drzwi. Dostrzegła kropelki deszczu na trawie, co aż za dobrze sugerowało jej, że cały dzień musiało padać. To w sumie nawet dobrze, że go przespała. I chociaż niebo nadal było zachmurzone, przez co było ciemniej niż normalnie o tej porze, nie przypuszczała, że może nagle lunąć. Poza tym, potrzebowała świeżego powietrza, dlatego udała się na krótki spacer po błoniach.
Bardzo krótki, bo jej zdolności meteorologiczne były na poziomie wręcz tragicznym. Pierwotnie kilka kropelek na jej twarzy, za chwilę zmieniło się w siąpiący drażniąco deszcz. Włosy, które ledwo co uczesała i ułożyła, zaczęły przesiąkać, a ona w dodatku ani nie miała parasola, ani nie znała żadnego zaklęcia, które mogłoby ją uchronić. Za daleko, żeby wrócić do zamku, dostrzegła zadaszenie nad drewnianym mostem i przyspieszyła kroku, aby się pod nim skryć.
Od razu poczuła ulgę. Z głośnym westchnięciem, oparła się przedramionami o balustradę i spojrzała w dal.
Wiele osób mogłoby dostać lęku wysokości – ale nie ona. Jej podobał się ten krajobraz. Może nieco dziki i bardziej ponury niż we Włoszech, jednakże miał w sobie coś urzekającego. I melancholijnego. Idealnie wpasowywał się w jej dzisiejszy nastrój…
Zamknęła oczy, wzdychając raz jeszcze. Poczuła, jak przez przemoczone ubrania zaczyna robić jej się zimno, toteż zsunęła nieco ramiona, aby objąć się i dodać sobie chociaż trochę ciepła.
Idealne zakończenie beznadziejnego dnia. Najlepiej będzie, jak jeszcze się po nim pochoruje.