02-08-2021, 11:47 PM
Niektórzy skończyli wczorajszą imprezę stosunkowo wcześnie, ale inni balowali do białego rana. Mickey zdecydowanie należał do tej drugiej grupy. Spora część nocy zniknęła gdzieś w ciemnych czeluściach umysłu, tym bardziej, że wbrew pozorom wcale tak dużo nie pijał, więc i głowę miał słabą. Pamiętał picie wina z Biancą i chyba to go tak poskładało, że teraz miał dziury w pamięci. Całe szczęście w końcu wydostał się z tej ciemności i ostatnie kilka godzin pamiętał może aż za dobrze. Nadal czuł się pijany, kiedy około szóstej rano zaczął schodzić z siódmego piętra z zamiarem przewietrzenia się przed śniadaniem. Zajęło mu to więcej czasu niż normalnie, bo przez zawroty głowy i podwójne widzenie kilkakrotnie pomylił schody. Jak już docierał do parteru, zaczął odczuwać pierwsze oznaki kaca - powoli rosnący ból głowy, nieznośną suchość w gardle i fizyczne zmęczenie.
Ale nadal nie zamierzał opuścić śniadania.
A przed śniadaniem szybkiego otrzeźwienia umysłu na świeżym powietrzu, wciąż był na to czas.
Z ogromnym ziewnięciem wyszedł w końcu z zamku i dopiero wtedy zorientował się, że poranek był deszczowy. Niekoniecznie mu to przeszkadzało, nawet przyjął to z lekkim westchnieniem ulgi, bo orzeźwiało dodatkowo. Miał w planie krótką przechadzkę po dziedzińcu i może jakiś krótki odpoczynek gdzieś pod dachem (zmęczyła go ta noc i ten spacer na dół!), ale dobiegające z jednej strony glosy - zbyt głośne w tej chwili, żeby mógł je zignorować - zwróciły jego uwagę. Skrzywił się, bo poczuł nieprzyjemny ból pod czaszką, który wzrastał z każdym niekoniecznie zrozumiałym słowem padającym z oddalonej grupki i już-już miał odwrócić się na pięcie i wrócić do zamku, kiedy jego wzrok przykuł pewien niepasujący do rozbawionych głosów szczegół.
Grupka roześmianych uczniów stała na tyle blisko, że mógł zauważyć stojącą pośród nich dziewczynę. Otoczyli ją niczym wataha wilków i zaczepiali, chociaż Flora próbowała się od nich oddalić. Momentalnie zapomniał o chęci powrotu do cichego wnętrza zamku i bez zastanowienia skierował się w kierunku tych kilku osób, wśród których rozpoznał przynajmniej dwie. Zdążył usłyszeć parę ostatnich niemiłych komentarzy rzuconych w stronę Puchonki i wywołało to w nim nagły wzrost złości. Przeginali, i to nie tylko faktem żartowania z czyjegoś pochodzenia, ale w ogóle zaczepianiem zupełnie nie przeszkadzającej nikomu dziewczyny, która nawet w żaden sposób ich nie prowokowała. Jej jedynym zawinieniem tutaj była jej wyjątkowość, której te półgłówki nawet nie starały się zrozumieć.
- Przynajmniej się myją, ty nawet nie wiesz co to kąpiel. - Podszedł do delikwentów od tyłu, więc nie zauważyli jego obecności dopóki się nie odezwał. I chyba ich zaskoczył. - Co jest, Smith, boisz się zaczepiać równych sobie, więc popisujesz się przed kolegami atakując niegroźne dziewczyny? A może to był twój pomysł? - Wszedł pomiędzy nich i odwrócił się tak, że zasłonił sobą stojącą nieruchomo Florę i spoglądał po kolei na każdego z tych ignorantów, co to uważają się za lepszych od innych. - Tacy jesteście mocni w gębie, to może pogadajcie sobie ze mną? Z chęcią wysłucham waszych niewybrednych komentarzy. - Był przekonany, że nawet na granicy pijaństwa i kaca byłby w stanie ich wszystkich położyć na łopatki - lata machania rakietą i pałką do Quidditcha dały mu z pewnością przewagę w celnym wymierzaniu mocnych ciosów. A łeb takich patafianów niewiele różnił się od tłuczka, w końcu z nich też tłuki.
Ale nadal nie zamierzał opuścić śniadania.
A przed śniadaniem szybkiego otrzeźwienia umysłu na świeżym powietrzu, wciąż był na to czas.
Z ogromnym ziewnięciem wyszedł w końcu z zamku i dopiero wtedy zorientował się, że poranek był deszczowy. Niekoniecznie mu to przeszkadzało, nawet przyjął to z lekkim westchnieniem ulgi, bo orzeźwiało dodatkowo. Miał w planie krótką przechadzkę po dziedzińcu i może jakiś krótki odpoczynek gdzieś pod dachem (zmęczyła go ta noc i ten spacer na dół!), ale dobiegające z jednej strony glosy - zbyt głośne w tej chwili, żeby mógł je zignorować - zwróciły jego uwagę. Skrzywił się, bo poczuł nieprzyjemny ból pod czaszką, który wzrastał z każdym niekoniecznie zrozumiałym słowem padającym z oddalonej grupki i już-już miał odwrócić się na pięcie i wrócić do zamku, kiedy jego wzrok przykuł pewien niepasujący do rozbawionych głosów szczegół.
Grupka roześmianych uczniów stała na tyle blisko, że mógł zauważyć stojącą pośród nich dziewczynę. Otoczyli ją niczym wataha wilków i zaczepiali, chociaż Flora próbowała się od nich oddalić. Momentalnie zapomniał o chęci powrotu do cichego wnętrza zamku i bez zastanowienia skierował się w kierunku tych kilku osób, wśród których rozpoznał przynajmniej dwie. Zdążył usłyszeć parę ostatnich niemiłych komentarzy rzuconych w stronę Puchonki i wywołało to w nim nagły wzrost złości. Przeginali, i to nie tylko faktem żartowania z czyjegoś pochodzenia, ale w ogóle zaczepianiem zupełnie nie przeszkadzającej nikomu dziewczyny, która nawet w żaden sposób ich nie prowokowała. Jej jedynym zawinieniem tutaj była jej wyjątkowość, której te półgłówki nawet nie starały się zrozumieć.
- Przynajmniej się myją, ty nawet nie wiesz co to kąpiel. - Podszedł do delikwentów od tyłu, więc nie zauważyli jego obecności dopóki się nie odezwał. I chyba ich zaskoczył. - Co jest, Smith, boisz się zaczepiać równych sobie, więc popisujesz się przed kolegami atakując niegroźne dziewczyny? A może to był twój pomysł? - Wszedł pomiędzy nich i odwrócił się tak, że zasłonił sobą stojącą nieruchomo Florę i spoglądał po kolei na każdego z tych ignorantów, co to uważają się za lepszych od innych. - Tacy jesteście mocni w gębie, to może pogadajcie sobie ze mną? Z chęcią wysłucham waszych niewybrednych komentarzy. - Był przekonany, że nawet na granicy pijaństwa i kaca byłby w stanie ich wszystkich położyć na łopatki - lata machania rakietą i pałką do Quidditcha dały mu z pewnością przewagę w celnym wymierzaniu mocnych ciosów. A łeb takich patafianów niewiele różnił się od tłuczka, w końcu z nich też tłuki.