03-08-2021, 12:15 AM
- Kiepsko świadczy o mnie punktualność? Nie spodziewałem się, że lubisz buntowników spóźniających się dla zasady. - Zupełnie nie zrażony tym, że pewnie próbowała mu dopiec, z uśmiechem odbił się od ściany i ruszył za nią w kierunku... właściwie nie miał pojęcia gdzie idą, ale najwyraźniej Harper miała już jakiś cel wybrany. Tym lepiej.
Zrównał z nią krok, jak tylko doszli do schodów prowadzących na piętro. Chociaż szedł równolegle z nią, to jednak trzymając odrobinę dystansu, w razie jakby przypadkiem zamachnęła się i przypadkiem chciała trafić w niego.
- Oho, czyżbyś dostała niestrawności po lunchu, że taka jesteś humorzasta? Ominął cię deser? A może to te dni? Holender, mogłem wziąć ze sobą czekoladę żeby mieć cię czym pacyfikować zanim wejdziesz w pełny tryb Harpii z Gryffindoru. - Pokręcił lekko głową niby to z niezadowoleniem dla swojego niedopatrzenia, ale na jego ustach wciąż błąkał się niezmienny uśmiech zadowolenia z samego siebie. Tym bardziej był zadowolony, że udało mu się prowokować Brooks tymi komentarzami. Sprawiało mu dziwną satysfakcję to wbijanie jej szpilek tak skutecznie, że nie mogła tego ignorować.
Spacer po pierwszym piętrze nie zajął im dużo, bo zaraz niedaleko schodów Harper skręciła w stronę drzwi sali, którą zdarzyło mu się odwiedzić kilkakrotnie. Nie na zajęcia z chóru, bynajmniej. Przez to też nie mógł powstrzymać krótkiego, rozbawionego prychnięcia.
- Wiesz, Brooks, wiedziałem że chcesz mnie mieć tylko dla siebie, ale nie sądziłem, że wybierzesz do tego najbardziej odosobnione i nieuczęszczane poza zajęciami miejsce. Aż tak nie chcesz, żeby ktokolwiek nam przeszkodził? - Spojrzał na Gryfonkę z jakąś dozą złośliwości w uśmiechu, sugestywnie dwukrotnie poruszając brwiami.
Wszedłszy nieco głębiej do sali, odstawił kociołek i odłożył swoją torbę na jedną z ławek. Nie będzie przecież sterczał jak słup soli i bez sensu trzymał wszystko w rękach, kiedy może z tymi rękami robić dużo ciekawsze rzeczy... I to wcale nie takie, o jakie w tej chwili większość osób by go posądziła. Aczkolwiek w razie jakby jednak ktoś do sali wszedł, mógł nadal okazję wykorzystać, żeby dać gapiom materiał do plotek, którymi on się nie przejmie, ale Harper pewnie tak.
Zrównał z nią krok, jak tylko doszli do schodów prowadzących na piętro. Chociaż szedł równolegle z nią, to jednak trzymając odrobinę dystansu, w razie jakby przypadkiem zamachnęła się i przypadkiem chciała trafić w niego.
- Oho, czyżbyś dostała niestrawności po lunchu, że taka jesteś humorzasta? Ominął cię deser? A może to te dni? Holender, mogłem wziąć ze sobą czekoladę żeby mieć cię czym pacyfikować zanim wejdziesz w pełny tryb Harpii z Gryffindoru. - Pokręcił lekko głową niby to z niezadowoleniem dla swojego niedopatrzenia, ale na jego ustach wciąż błąkał się niezmienny uśmiech zadowolenia z samego siebie. Tym bardziej był zadowolony, że udało mu się prowokować Brooks tymi komentarzami. Sprawiało mu dziwną satysfakcję to wbijanie jej szpilek tak skutecznie, że nie mogła tego ignorować.
Spacer po pierwszym piętrze nie zajął im dużo, bo zaraz niedaleko schodów Harper skręciła w stronę drzwi sali, którą zdarzyło mu się odwiedzić kilkakrotnie. Nie na zajęcia z chóru, bynajmniej. Przez to też nie mógł powstrzymać krótkiego, rozbawionego prychnięcia.
- Wiesz, Brooks, wiedziałem że chcesz mnie mieć tylko dla siebie, ale nie sądziłem, że wybierzesz do tego najbardziej odosobnione i nieuczęszczane poza zajęciami miejsce. Aż tak nie chcesz, żeby ktokolwiek nam przeszkodził? - Spojrzał na Gryfonkę z jakąś dozą złośliwości w uśmiechu, sugestywnie dwukrotnie poruszając brwiami.
Wszedłszy nieco głębiej do sali, odstawił kociołek i odłożył swoją torbę na jedną z ławek. Nie będzie przecież sterczał jak słup soli i bez sensu trzymał wszystko w rękach, kiedy może z tymi rękami robić dużo ciekawsze rzeczy... I to wcale nie takie, o jakie w tej chwili większość osób by go posądziła. Aczkolwiek w razie jakby jednak ktoś do sali wszedł, mógł nadal okazję wykorzystać, żeby dać gapiom materiał do plotek, którymi on się nie przejmie, ale Harper pewnie tak.