08-08-2021, 02:45 PM
Nie dziwiło go to, że Kaia wcale niekoniecznie wierzyła w jego dobre intencje. Jakoś nigdy się nie kumplowali, więc i skąd miała wiedzieć, że autentycznie istnieje Ślizgon nie zawsze zgadzający się ze ślizgońskimi metodami dążenia do celu? Okej, sam często oszukiwał i szukał sposobu na zdobycie zamierzonego celu jak najmniejszym nakładem pracy, ale kiedy przychodziło do sportu, to respektował sportowe zachowanie i zdrową konkurencję. Miał swoje wybujałe ego i dumę, ale miał też kodeks i honor, które nie pozwalały na pewne niegodne zachowania.
Uśmiechnął się lekko do samego siebie, jak w końcu zdobył jej uwagę na tyle, że porzuciła stuprocentowo wrogie nastawienie. Tak było dużo łatwiej rozmawiać i faktycznie miał szansę na przedstawienie swojej postawy w całej tej sytuacji.
Wzruszył ramionami, kiedy Kaia wprost zapytała, czy sugerował sabotaż własnej drużyny. Nie powinien tego przyznawać na głos, bo w ciągu ostatnich pięciu lat zdążył nauczyć się, że w Hogwarcie nie tylko ściany mają uszy, a plotki podróżują dużo szybciej niż świstokliki, ale jakieś małe ryzyko mógł przecież podjąć.
- Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. - Nie potwierdził bezpośrednio jej przypuszczeń, ale też im nie zaprzeczył. Natomiast uśmiechnął się odrobinę szerzej. - Przynależność do drużyny, która stosuje nieczyste zagrywki wobec innych zawodników, niekoniecznie mieści się w moim pojęciu honorowej gry. Nie tylko Gryfoni potrafią być szlachetni, Harris. - Może i na pierwszy (oraz drugi, trzeci i wiele kolejnych) rzut oka Mickey nie wyglądał na osobę szlachetną, ale miał swoje momenty rycerskości. Może nawet nadawałby się na Gryfona, gdyby nie jego inne cechy wyraźnie widoczne na co dzień.
- W każdym razie nie musisz się martwić o ten mecz, został przeniesiony na najbliższy pasujący termin. Masz czas na rekonwalescencję. Rozmawiałem z pielęgniarzem i mówił, że jutro będziesz jak nowo narodzona. - Przeprosił, wyraził swoją postawę wobec jej sytuacji i zagrywek ślizgonów, więc nie chciał naruszać jej przestrzeni prywatnej w nadmiarze. Jeszcze przed chwilą chciała mu skakać do gardła, więc nawet jeśli odrobinę zmienił jej zdanie na swój temat, to miała prawo nie chcieć jego towarzystwa. Nie skierował się jeszcze do wyjścia, ale odwrócił się odrobinę tak, jakby za moment miał wykonać odpowiedni krok i zostawić ją samiusieńką w Skrzydle Szpitalnym.
Uśmiechnął się lekko do samego siebie, jak w końcu zdobył jej uwagę na tyle, że porzuciła stuprocentowo wrogie nastawienie. Tak było dużo łatwiej rozmawiać i faktycznie miał szansę na przedstawienie swojej postawy w całej tej sytuacji.
Wzruszył ramionami, kiedy Kaia wprost zapytała, czy sugerował sabotaż własnej drużyny. Nie powinien tego przyznawać na głos, bo w ciągu ostatnich pięciu lat zdążył nauczyć się, że w Hogwarcie nie tylko ściany mają uszy, a plotki podróżują dużo szybciej niż świstokliki, ale jakieś małe ryzyko mógł przecież podjąć.
- Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. - Nie potwierdził bezpośrednio jej przypuszczeń, ale też im nie zaprzeczył. Natomiast uśmiechnął się odrobinę szerzej. - Przynależność do drużyny, która stosuje nieczyste zagrywki wobec innych zawodników, niekoniecznie mieści się w moim pojęciu honorowej gry. Nie tylko Gryfoni potrafią być szlachetni, Harris. - Może i na pierwszy (oraz drugi, trzeci i wiele kolejnych) rzut oka Mickey nie wyglądał na osobę szlachetną, ale miał swoje momenty rycerskości. Może nawet nadawałby się na Gryfona, gdyby nie jego inne cechy wyraźnie widoczne na co dzień.
- W każdym razie nie musisz się martwić o ten mecz, został przeniesiony na najbliższy pasujący termin. Masz czas na rekonwalescencję. Rozmawiałem z pielęgniarzem i mówił, że jutro będziesz jak nowo narodzona. - Przeprosił, wyraził swoją postawę wobec jej sytuacji i zagrywek ślizgonów, więc nie chciał naruszać jej przestrzeni prywatnej w nadmiarze. Jeszcze przed chwilą chciała mu skakać do gardła, więc nawet jeśli odrobinę zmienił jej zdanie na swój temat, to miała prawo nie chcieć jego towarzystwa. Nie skierował się jeszcze do wyjścia, ale odwrócił się odrobinę tak, jakby za moment miał wykonać odpowiedni krok i zostawić ją samiusieńką w Skrzydle Szpitalnym.