24-08-2021, 10:15 PM
To w sumie ciekawe, jak bardzo adrenalina potrafiła człowieka otrzeźwić. Co prawda nie wypił wiele - a przynajmniej z tego co pamiętał, bo w pewnym momencie film urywał się bardzo brutalnie i nie miał pojęcia co działo się przez kilka godzin - ale nie będąc przyzwyczajonym do nawet średnich ilości alkoholu, skutki odczuwał bardzo wyraźnie i z pewnością niebawem również boleśnie, kiedy kac uderzy. Na szczęście na tę chwilę, pod wpływem adrenaliny, myślał tak jasno, jakby właśnie miał rozegrać mecz finałowy Wimbledonu. Ku własnej uciesze najwyraźniej wcale fizycznie nie prezentował się jakby tak było, ale to dawało mu element zaskoczenia, jakby jednak ci kretyni zdecydowali się na niego rzucić.
Ale tego nie zrobili. Jedynie zaczęli się odgrażać.
- Jasne, zapraszam, nie mogę się doczekać. But I won't be holding my breath.- Posłał im na odchodne sarkastyczny uśmiech, wyraźnie ostatnim zdaniem kpiąc z nich. Cóż innego miał zrobić? NA takich mocnych w gębie cwaniaczków nie było innej rady. Sam bójki wszczynać nie zamierzał, ale z pewnością skutecznie obroniłby siebie. I przy okazji Florę, która uniknęłaby dalszych szyderstw i miała okazję na ucieczkę, bo byliby za bardzo zajęci nim. Ale obyło się bez takich rzeczy.
- Zgadzam się, stacza się odkąd pozwala się takim pacanom na bezkarne chodzenie po korytarzach. - Odpowiedział na ostatnią zaczepkę głośno, ale wcale nie musiał zostać usłyszany. Jak tylko zniknęli z pola widzenia, odetchnął powoli, schował różdżkę i odwrócił się do Puchonki, żeby przyjrzeć się jej ze zmartwieniem.
- W porządku? Już sobie poszli, możesz wrócić do... cokolwiek robiłaś. - Pochylił się odrobinę, żeby spojrzeć w jej twarz w tej chwili skierowaną do ziemi.
Poczuł, jak adrenalina zaczyna odpuszczać, a wraz z nią wracają silniejsze zawroty głowy. No ładnie, teraz efekty pijaństwa dawały o sobie znać ze zdwojoną siłą! Zachwiał się odrobinę, ale udało mu się jednak zachować pion. Przetarł nieco niezdarnie oczy, starając się zminimalizować wrażenie wirowania całego otoczenia, ale nie przyniosło pożądanego efektu.
I zupełnie znienacka poczuł jak oblały go zimne poty, jednocześnie uderzył gorąc i przeraźliwy chłód. Żołądek wywinął nieprzyjemnego fikołka i chyba zdecydował się na oddanie tego, czym go dzisiaj poczęstowano.
- Przepraszam na chwilę... - PRzysłaniając usta dłonią wydukał słabo przeprosiny, chwiejnie odszedł od Flory dwa kroki, wsparł się jedną ręką o murek, po czym zgiąwszy się w pół malowniczo wypuścił dorodnego pawia. Leć, ptaszyno!
Ale tego nie zrobili. Jedynie zaczęli się odgrażać.
- Jasne, zapraszam, nie mogę się doczekać. But I won't be holding my breath.- Posłał im na odchodne sarkastyczny uśmiech, wyraźnie ostatnim zdaniem kpiąc z nich. Cóż innego miał zrobić? NA takich mocnych w gębie cwaniaczków nie było innej rady. Sam bójki wszczynać nie zamierzał, ale z pewnością skutecznie obroniłby siebie. I przy okazji Florę, która uniknęłaby dalszych szyderstw i miała okazję na ucieczkę, bo byliby za bardzo zajęci nim. Ale obyło się bez takich rzeczy.
- Zgadzam się, stacza się odkąd pozwala się takim pacanom na bezkarne chodzenie po korytarzach. - Odpowiedział na ostatnią zaczepkę głośno, ale wcale nie musiał zostać usłyszany. Jak tylko zniknęli z pola widzenia, odetchnął powoli, schował różdżkę i odwrócił się do Puchonki, żeby przyjrzeć się jej ze zmartwieniem.
- W porządku? Już sobie poszli, możesz wrócić do... cokolwiek robiłaś. - Pochylił się odrobinę, żeby spojrzeć w jej twarz w tej chwili skierowaną do ziemi.
Poczuł, jak adrenalina zaczyna odpuszczać, a wraz z nią wracają silniejsze zawroty głowy. No ładnie, teraz efekty pijaństwa dawały o sobie znać ze zdwojoną siłą! Zachwiał się odrobinę, ale udało mu się jednak zachować pion. Przetarł nieco niezdarnie oczy, starając się zminimalizować wrażenie wirowania całego otoczenia, ale nie przyniosło pożądanego efektu.
I zupełnie znienacka poczuł jak oblały go zimne poty, jednocześnie uderzył gorąc i przeraźliwy chłód. Żołądek wywinął nieprzyjemnego fikołka i chyba zdecydował się na oddanie tego, czym go dzisiaj poczęstowano.
- Przepraszam na chwilę... - PRzysłaniając usta dłonią wydukał słabo przeprosiny, chwiejnie odszedł od Flory dwa kroki, wsparł się jedną ręką o murek, po czym zgiąwszy się w pół malowniczo wypuścił dorodnego pawia. Leć, ptaszyno!