11-09-2021, 11:35 PM
Mruknęła jedynie słodko, czując zsuwającą się dłoń Mickeya na jej pośladek. Pozwoliła mu, a jakże, nawet nie miała nic przeciwko! Zmrużyła z czułością oczy – a jakby na znak, że wszystko to było jedynie niewinną zabawą, jakby za klapnięciem filmowego klapsa, od razu zmienił się nastrój między nimi, kiedy tylko sięgnęła po wino. Jeśli przed momentem byli flirtującą parą, tak teraz wyglądali zupełnie jak para kumpli, która przyszła się napić.
W zasadzie tym właśnie byli. A cała reszta – to dosłownie otoczka.
Zaśmiała się na słowa Cavingtona. W zasadzie zdążyła już odrobinkę zapomnieć, że Ślizgon nie przepadał do końca za alkoholem, ale specjalnie dla niej przyszedł dzisiaj się poświęcić. Kochany. Doceniała to, bardzo! Miała nadzieję, że nagrodą będzie wyjście z dzisiejszej imprezy najebanym do potęgi, ale z głupim uśmiechem przyklejonym na twarzy.
Wzniosła tak zacny toast, bo właśnie to miała w planach, a że przypadkiem jeszcze zauważyła, że pewien bardzo ładny kolega ściągał właśnie koszulkę… No co miała poradzić, miała oczy, gust też miała!
Mrugnęła nagle, kiedy Mickey pstryknął jej przed oczami, a dopiero za chwilę dotarł do niej sens słów przez niego przed chwilą wypowiedzianych. Uśmiechnęła się tylko, nieco przepraszająco, i upiła łyk wina, opiekłszy się biodrem o stolik.
— Nie wiem, czy w ogóle. Wiesz, po tych zaręczynach – westchnęła głęboko. No wiedziała, że przyszli tutaj po to, żeby to całe gówno odreagować, ale… co miała poradzić? – Cholera, nawet nie wiem, jak powinnam się w tej sytuacji zachować. Royce był kompletnie do bani, ale mimo wszystko starałam się być grzeczną narzeczoną…
Inna kwestia, że kiedy była zaręczona z Kieranem, to zwyczajnie jeszcze nie zakosztowała szalonego życia nastolatki, ani tym bardziej nie starała się patrzeć na innych chłopców pod kątem podoba mi się lub nie podoba mi się. W zasadzie, jak na nią, dość sporo czasu zajęło jej dojrzenie do decyzji, że życie jest po to, żeby z niego korzystać – a na świecie jest tylu ślicznych chłopców (i dziewcząt zresztą również!), że szkoda marnować sobie młodości na bycie tylko z jednym i… to wszystko. Nawet jeśli spośród swoich partnerów miała swoich ulubieńców.
— Za to teraz przypadł mi Ramsey. – Zamieszała winem w kieliszku, gapiąc się dość melancholijnie na stół. – No kocham go, ale to jest mój brat. Tak go widzę i nie sądzę, że kiedykolwiek spojrzę na niego inaczej. I nie wiem kompletnie, czy powinnam to wszystko olać i żyć jak dotychczas, czy ponownie zapiąć sobie jakiś cholerny pas cnoty i poucinać kilka znajomości…
Nie chciała. Przynajmniej jeszcze nie. W ogóle była wkurzona faktem, że rodzice jej nawet nie zapytali! Może by powinni, po tak nieudanej aranżacji jak ta z Roycem?
Miała właśnie upić ponownie łyk wina, kiedy niespodziewanie coś załaskotało ją koło tyłka. Odskoczyła niemalże jak oparzona, odwracając się w stronę wstającego z podłogi chłopaka, przy okazji nieco obcesowo przepychając Cavingyona i stając do niego tyłem (w tym momencie jej tyłek jednak był bezpieczniejszy po jego stronie i jakoś w tym temacie bardziej mu ufała), przy okazji rozlewając nieco dobrego wina na blat stołu.
— Figlio di puttana! Cazzo! – krzyknęła, nie będąc pewną, czy jest bardziej wkurwiona na tego zboczonego debila, czy na fakt, że rozlał jej wino. Miała ochotę przywalić mu i go odepchnąć, ale ten już odskoczył na wystarczającą odległość, a ona z większym zainteresowaniem obejrzała plamę po alkoholu na blacie stołu. Cazzo, tyle dobrego alkoholu!
Dopiero kiedy gość wyjawił jej, że to był pomysł Alexa, podniosła wzrok na owego zleceniodawcę, mrużąc oczy. Okej, jeśli przed chwilą nawet miała na niego ochotę, to teraz jej przeszło. WYLAŁ JEJ, KURWA, WINO!
Odstawiła ostentacyjnie kieliszek, a potem jedną dłonią złapała chłopaka za koszulkę, aby drugą pogrozić mu paluszkiem niczym małemu dziecku.
— Gówno mnie obchodzi, co powiedział Twój kolega. Możesz mu przekazać, że jeśli nie ma odwagi sam zagadać do dziewczyny, to niech nie fatyguje swoich przydupasów. Oni pewnie chętnie sami dadzą mu dupy na jedno pstryknięcie.
Miała ochotę splunąć w twarz zarówno temu gówniakowi, jak i Alexowi, ale się powstrzymała. Nie będzie zniżała się do tego poziomu.
— I przekaż mu, że jeśli jeszcze raz odpierdoli coś takiego, sama przyciągnę go za kłaki i będzie zlizywał z blatu to wino. Zrozumiałeś? – uniosła brew, patrząc mu w oczy dla pewności, czy na pewno zrozumiał. – Ora vaffanculo, stronzo – syknęła, puszczając szmaty chłopaka i odpychając go lekko na znak, że z nim skończyła. – A jak Cię jeszcze raz na oczy zobaczę, to zapomnę o byciu damą i Ci wpierdolę.
Rzuciła jeszcze mordercze spojrzenie w stronę Alexa, zanim odwróciła się od niego, aby złapać za jakąś serwetkę i wytrzeć plamie po tak cudownym i cennym trunku.
— Wszędzie, gdzie się nie obrócę, tam znajdę debili, merda. Nawet w spokoju najebać się nie mogę, che imbecilli.
W zasadzie tym właśnie byli. A cała reszta – to dosłownie otoczka.
Zaśmiała się na słowa Cavingtona. W zasadzie zdążyła już odrobinkę zapomnieć, że Ślizgon nie przepadał do końca za alkoholem, ale specjalnie dla niej przyszedł dzisiaj się poświęcić. Kochany. Doceniała to, bardzo! Miała nadzieję, że nagrodą będzie wyjście z dzisiejszej imprezy najebanym do potęgi, ale z głupim uśmiechem przyklejonym na twarzy.
Wzniosła tak zacny toast, bo właśnie to miała w planach, a że przypadkiem jeszcze zauważyła, że pewien bardzo ładny kolega ściągał właśnie koszulkę… No co miała poradzić, miała oczy, gust też miała!
Mrugnęła nagle, kiedy Mickey pstryknął jej przed oczami, a dopiero za chwilę dotarł do niej sens słów przez niego przed chwilą wypowiedzianych. Uśmiechnęła się tylko, nieco przepraszająco, i upiła łyk wina, opiekłszy się biodrem o stolik.
— Nie wiem, czy w ogóle. Wiesz, po tych zaręczynach – westchnęła głęboko. No wiedziała, że przyszli tutaj po to, żeby to całe gówno odreagować, ale… co miała poradzić? – Cholera, nawet nie wiem, jak powinnam się w tej sytuacji zachować. Royce był kompletnie do bani, ale mimo wszystko starałam się być grzeczną narzeczoną…
Inna kwestia, że kiedy była zaręczona z Kieranem, to zwyczajnie jeszcze nie zakosztowała szalonego życia nastolatki, ani tym bardziej nie starała się patrzeć na innych chłopców pod kątem podoba mi się lub nie podoba mi się. W zasadzie, jak na nią, dość sporo czasu zajęło jej dojrzenie do decyzji, że życie jest po to, żeby z niego korzystać – a na świecie jest tylu ślicznych chłopców (i dziewcząt zresztą również!), że szkoda marnować sobie młodości na bycie tylko z jednym i… to wszystko. Nawet jeśli spośród swoich partnerów miała swoich ulubieńców.
— Za to teraz przypadł mi Ramsey. – Zamieszała winem w kieliszku, gapiąc się dość melancholijnie na stół. – No kocham go, ale to jest mój brat. Tak go widzę i nie sądzę, że kiedykolwiek spojrzę na niego inaczej. I nie wiem kompletnie, czy powinnam to wszystko olać i żyć jak dotychczas, czy ponownie zapiąć sobie jakiś cholerny pas cnoty i poucinać kilka znajomości…
Nie chciała. Przynajmniej jeszcze nie. W ogóle była wkurzona faktem, że rodzice jej nawet nie zapytali! Może by powinni, po tak nieudanej aranżacji jak ta z Roycem?
Miała właśnie upić ponownie łyk wina, kiedy niespodziewanie coś załaskotało ją koło tyłka. Odskoczyła niemalże jak oparzona, odwracając się w stronę wstającego z podłogi chłopaka, przy okazji nieco obcesowo przepychając Cavingyona i stając do niego tyłem (w tym momencie jej tyłek jednak był bezpieczniejszy po jego stronie i jakoś w tym temacie bardziej mu ufała), przy okazji rozlewając nieco dobrego wina na blat stołu.
— Figlio di puttana! Cazzo! – krzyknęła, nie będąc pewną, czy jest bardziej wkurwiona na tego zboczonego debila, czy na fakt, że rozlał jej wino. Miała ochotę przywalić mu i go odepchnąć, ale ten już odskoczył na wystarczającą odległość, a ona z większym zainteresowaniem obejrzała plamę po alkoholu na blacie stołu. Cazzo, tyle dobrego alkoholu!
Dopiero kiedy gość wyjawił jej, że to był pomysł Alexa, podniosła wzrok na owego zleceniodawcę, mrużąc oczy. Okej, jeśli przed chwilą nawet miała na niego ochotę, to teraz jej przeszło. WYLAŁ JEJ, KURWA, WINO!
Odstawiła ostentacyjnie kieliszek, a potem jedną dłonią złapała chłopaka za koszulkę, aby drugą pogrozić mu paluszkiem niczym małemu dziecku.
— Gówno mnie obchodzi, co powiedział Twój kolega. Możesz mu przekazać, że jeśli nie ma odwagi sam zagadać do dziewczyny, to niech nie fatyguje swoich przydupasów. Oni pewnie chętnie sami dadzą mu dupy na jedno pstryknięcie.
Miała ochotę splunąć w twarz zarówno temu gówniakowi, jak i Alexowi, ale się powstrzymała. Nie będzie zniżała się do tego poziomu.
— I przekaż mu, że jeśli jeszcze raz odpierdoli coś takiego, sama przyciągnę go za kłaki i będzie zlizywał z blatu to wino. Zrozumiałeś? – uniosła brew, patrząc mu w oczy dla pewności, czy na pewno zrozumiał. – Ora vaffanculo, stronzo – syknęła, puszczając szmaty chłopaka i odpychając go lekko na znak, że z nim skończyła. – A jak Cię jeszcze raz na oczy zobaczę, to zapomnę o byciu damą i Ci wpierdolę.
Rzuciła jeszcze mordercze spojrzenie w stronę Alexa, zanim odwróciła się od niego, aby złapać za jakąś serwetkę i wytrzeć plamie po tak cudownym i cennym trunku.
— Wszędzie, gdzie się nie obrócę, tam znajdę debili, merda. Nawet w spokoju najebać się nie mogę, che imbecilli.