12-09-2021, 10:26 AM
No tak, w zasadzie mogła się spodziewać, że Mickey nie będzie ogarniał, o co chodziło w tych narzeczeństwach i małżeństwach. A tłumaczenie mu, że chodziło o zwykły biznes jakoś tak jej nie pasowało… Ale w jej rodzinie taka była prawda. Jej ojciec został wydany za tę konkretną kobietę, bo do ich rodziny należało Castello Sforzesco – teraz nareszcie siedziba trafiła z powrotem do Sforzów. Ottaviano natomiast, na przykład, miał przedłużyć ród, a ona… cóż, miała być dobrą inwestycją, podobnie jak Chiara. W tym momencie dobrą inwestycję widzieli w Ramseyu, bo przedłużenie rodu, który praktycznie wymarł, na pewno nie zostałoby im zapomniane. Małżeństwa pieczętują sojusz na zawsze, a wychowanie? Kto będzie za kilkaset lat pamiętał, że Sforzowie wychowywali małego Carrowa? Na drzewie genealogicznym ich na pewno nie będzie.
Skinęła głową na słowa Mickeya. No tak, to nie był ich świadomy wybór. Na pewno nie jej. Została postawiona przed faktem dokonanym, humor jej się dzięki temu zjebał, tym bardziej, że Ramsey cały czas chciał z nią porozmawiać, a jej jakby nagle skończyły się tematy do rozmowy.
W zasadzie to, o czym mówił Cavington… miało sens. Ona niczego nie obiecywała, nie chciała tego związku, a na samą myśl, że miała chociażby randkować z Ramseyem, czy nie wiadomo co, nieco ją mdliło. Może minimalnie mniej niż jak pomyślała o randce z Roycem, ale nadal!
No i miał rację – nikt tutaj (może poza praktycznie wszystkimi uczniami Hogwartu) nie wiedział, co robiła, jak, gdzie i z kim. Nikt jej z tego nie rozliczał w domu. Poza tym, nawet jej rodzina zasłynęła na kartach historii z kontrowersji, nieczystych zagrań i mnóstwa kochanków czy kochanek. Sam Muzio miał żonę, ale poza tym – swoją ulubioną kochankę i dzieci z tego związku nawet zostały uznane.
— W sumie to masz rację – przyznała po chwili namysłu. Nie, żeby nie podobał jej się taki tok myślenia, ale… cholera. Okej, jeśli się w kimś zakocha, to zostawi cały swój styl życia i poświęci się związkowi. Ale czy do tej pory była tak porządnie zakochana?
Chyba nie.
Uśmiechnęła się pod nosem do kieliszka wina, odpowiadając:
— Chyba że pas cnoty na całe małżeństwo z bratem – rzuciła, bo naprawdę, nie wyobrażała sobie tego.
Temat nie zdążył rozwinąć się bardziej, bo zaraz nastąpiła cała ta akcja z cholernym zboczeńcem, który został przysłany przez Alexa, ale przede wszystkim ROZLAŁA WINO! No cholera jasna, tyle dobrego trunku!
Na szczęście Mickey zrozumiał jej małą tragedię bez dodatkowych słów, bo kiedy ona ścierała alkohol ze stołu, ten napełnił jej kieliszek. Uniosła go od razu do ust i przechyliła odrobinę, kompletnie nieprofesjonalnie, ale smak wina od razu poprawił jej humor i sprawił, że ciśnienie z niej zeszło. Och, jak dobrze!
Wywróciła oczami, a potem rzuciła:
— To ciasteczko, które sam byś brał, przysłało przydupasa, żeby pocałował mnie w dupę – wyjaśniła pokrótce.
A po chwili dość wymownej ciszy parsknęła śmiechem, bo dotarło do niej, jak bardzo niedorzecznie do brzmiało. Gesù!
Na fali śmiechu dodała jeszcze:
— W życiu nie powiem już nikomu, żeby pocałował mnie w dupę, bo jeszcze to, kurwa, zrobi.
Naprawdę, co ludziom może przyjść do tego chorego, popierdolonego łba, to było wręcz niewiarygodne!
Raczej nie pociągnęłaby tematu, ale i tak z lekkim zaskoczeniem (choć zdecydowanie lepszym humorem) zerknęła na niziutką dziewczynę zachodzącą od tyłu Mickeya. Była całkiem ładniutka, a we włosach wyróżniało się różowe pasemko. Chociaż co do jej stylu ubierania miałaby kilka zastrzeżeń.
Zaraz jednak zmarszczyła brwi i rzuciła przelotne spojrzenie na Alexa siedzącego nieco dalej, bo zdawało jej się, że już tą dziewczynę widziała, i to właśnie siedzącą obok niego… Aczkolwiek nie dałaby sobie ręki uciąć, bo po pierwsze, była wkurwiona, po drugie, była zajęta ofukiwaniem spojrzeniem Dickmana, inne cizie jej w tamtej chwili nie obchodziły.
Skinęła głową na słowa Mickeya. No tak, to nie był ich świadomy wybór. Na pewno nie jej. Została postawiona przed faktem dokonanym, humor jej się dzięki temu zjebał, tym bardziej, że Ramsey cały czas chciał z nią porozmawiać, a jej jakby nagle skończyły się tematy do rozmowy.
W zasadzie to, o czym mówił Cavington… miało sens. Ona niczego nie obiecywała, nie chciała tego związku, a na samą myśl, że miała chociażby randkować z Ramseyem, czy nie wiadomo co, nieco ją mdliło. Może minimalnie mniej niż jak pomyślała o randce z Roycem, ale nadal!
No i miał rację – nikt tutaj (może poza praktycznie wszystkimi uczniami Hogwartu) nie wiedział, co robiła, jak, gdzie i z kim. Nikt jej z tego nie rozliczał w domu. Poza tym, nawet jej rodzina zasłynęła na kartach historii z kontrowersji, nieczystych zagrań i mnóstwa kochanków czy kochanek. Sam Muzio miał żonę, ale poza tym – swoją ulubioną kochankę i dzieci z tego związku nawet zostały uznane.
— W sumie to masz rację – przyznała po chwili namysłu. Nie, żeby nie podobał jej się taki tok myślenia, ale… cholera. Okej, jeśli się w kimś zakocha, to zostawi cały swój styl życia i poświęci się związkowi. Ale czy do tej pory była tak porządnie zakochana?
Chyba nie.
Uśmiechnęła się pod nosem do kieliszka wina, odpowiadając:
— Chyba że pas cnoty na całe małżeństwo z bratem – rzuciła, bo naprawdę, nie wyobrażała sobie tego.
Temat nie zdążył rozwinąć się bardziej, bo zaraz nastąpiła cała ta akcja z cholernym zboczeńcem, który został przysłany przez Alexa, ale przede wszystkim ROZLAŁA WINO! No cholera jasna, tyle dobrego trunku!
Na szczęście Mickey zrozumiał jej małą tragedię bez dodatkowych słów, bo kiedy ona ścierała alkohol ze stołu, ten napełnił jej kieliszek. Uniosła go od razu do ust i przechyliła odrobinę, kompletnie nieprofesjonalnie, ale smak wina od razu poprawił jej humor i sprawił, że ciśnienie z niej zeszło. Och, jak dobrze!
Wywróciła oczami, a potem rzuciła:
— To ciasteczko, które sam byś brał, przysłało przydupasa, żeby pocałował mnie w dupę – wyjaśniła pokrótce.
A po chwili dość wymownej ciszy parsknęła śmiechem, bo dotarło do niej, jak bardzo niedorzecznie do brzmiało. Gesù!
Na fali śmiechu dodała jeszcze:
— W życiu nie powiem już nikomu, żeby pocałował mnie w dupę, bo jeszcze to, kurwa, zrobi.
Naprawdę, co ludziom może przyjść do tego chorego, popierdolonego łba, to było wręcz niewiarygodne!
Raczej nie pociągnęłaby tematu, ale i tak z lekkim zaskoczeniem (choć zdecydowanie lepszym humorem) zerknęła na niziutką dziewczynę zachodzącą od tyłu Mickeya. Była całkiem ładniutka, a we włosach wyróżniało się różowe pasemko. Chociaż co do jej stylu ubierania miałaby kilka zastrzeżeń.
Zaraz jednak zmarszczyła brwi i rzuciła przelotne spojrzenie na Alexa siedzącego nieco dalej, bo zdawało jej się, że już tą dziewczynę widziała, i to właśnie siedzącą obok niego… Aczkolwiek nie dałaby sobie ręki uciąć, bo po pierwsze, była wkurwiona, po drugie, była zajęta ofukiwaniem spojrzeniem Dickmana, inne cizie jej w tamtej chwili nie obchodziły.