15-09-2021, 05:07 PM
Może na początku dodał nie mówię tego w formie obrazy, aczkolwiek Bianca i tak ściągnęła nieco brwi, słysząc resztę jego wypowiedzi. Patrzyła na niego z lekkim wyczekiwaniem, aż rozwinie swoją myśli i albo zasłuży na soczystego focha, albo po prostu wymiga się od tego i zdąży naprawić swój błąd.
A ponieważ Miles był… cóż, po prostu Milesem, to była prawie pewna, że opcja numer dwa była bardziej realistyczna.
I faktycznie, była. Zaraz na jej wargach pojawiło się lekkie rozbawienie, a ona oparła się nieco lepiej, może z odrobiną nonszalancji o sofę, kiedy Villiers majstrował nadal przy szkiełkach.
— Myślałam już, że próbujesz mi zasugerować, iż jestem za głupia, żeby siedzieć w Twojej głowie – powiedziała dość bezpośrednio, unosząc kieliszek raz jeszcze, aby upić kolejny łyk. – Wtedy musiałabym się na Ciebie bardzo obrazić.
Co prawda Miles nadal był jej ulubionym artystą i w razie potrzeby dałaby się za niego pokroić – nie znaczyło to jednak, że był zupełnie bezkarny! Absolutnie! Jej sentyment do niego to jedno, ale pewne ustalone i nieprzekraczalne granice to drugie…
Z lekkim uśmiechem po kolejnym komplemencie odstawiła wino i poddała się grzecznie delikatnemu dotykowi Milesa, kiedy ustawiał ją w odpowiedniej pozie. Cóż, to były jedne z tych nielicznych sytuacji, kiedy pozwalała sobie dyktować jakiekolwiek warunki. Zwykle bywała bardziej… cóż… dominująca.
Zerknęła na niego kątem oka, kiedy zapytał ją o plany na dzisiejszy wieczór. Nie poruszyła się, doskonale wiedząc, jak ważne jest to dla Milesa, i jak bardzo mogłaby mu jakimś niechcianym ruchem zakłócić pracę albo wizję.
— Hmm… O ile kojarzę, Twój brat organizował dzisiaj wyścigi w Zakazanym Lesie – stwierdziła bez ogródek, bo przypuściła, że jako brat Ethana, Miles o tym doskonale wie. – Myślałam nawet, żeby na nie pójść… Chyba że masz dla mnie jakieś… ciekawsze plany – rzuciła, kiedy kącik jej ust wygiął się w delikatnym, zalotnym uśmiechu.
A ponieważ Miles był… cóż, po prostu Milesem, to była prawie pewna, że opcja numer dwa była bardziej realistyczna.
I faktycznie, była. Zaraz na jej wargach pojawiło się lekkie rozbawienie, a ona oparła się nieco lepiej, może z odrobiną nonszalancji o sofę, kiedy Villiers majstrował nadal przy szkiełkach.
— Myślałam już, że próbujesz mi zasugerować, iż jestem za głupia, żeby siedzieć w Twojej głowie – powiedziała dość bezpośrednio, unosząc kieliszek raz jeszcze, aby upić kolejny łyk. – Wtedy musiałabym się na Ciebie bardzo obrazić.
Co prawda Miles nadal był jej ulubionym artystą i w razie potrzeby dałaby się za niego pokroić – nie znaczyło to jednak, że był zupełnie bezkarny! Absolutnie! Jej sentyment do niego to jedno, ale pewne ustalone i nieprzekraczalne granice to drugie…
Z lekkim uśmiechem po kolejnym komplemencie odstawiła wino i poddała się grzecznie delikatnemu dotykowi Milesa, kiedy ustawiał ją w odpowiedniej pozie. Cóż, to były jedne z tych nielicznych sytuacji, kiedy pozwalała sobie dyktować jakiekolwiek warunki. Zwykle bywała bardziej… cóż… dominująca.
Zerknęła na niego kątem oka, kiedy zapytał ją o plany na dzisiejszy wieczór. Nie poruszyła się, doskonale wiedząc, jak ważne jest to dla Milesa, i jak bardzo mogłaby mu jakimś niechcianym ruchem zakłócić pracę albo wizję.
— Hmm… O ile kojarzę, Twój brat organizował dzisiaj wyścigi w Zakazanym Lesie – stwierdziła bez ogródek, bo przypuściła, że jako brat Ethana, Miles o tym doskonale wie. – Myślałam nawet, żeby na nie pójść… Chyba że masz dla mnie jakieś… ciekawsze plany – rzuciła, kiedy kącik jej ust wygiął się w delikatnym, zalotnym uśmiechu.