25-09-2021, 05:37 PM
— Chcesz sobie zrobić krzywdę na własne życzenie, a ja mam jeszcze wokół Ciebie za to skakać? – odgryzła mu się, chociaż na jej wargach błąkał się lekki uśmieszek. W rzeczy samej, gdyby faktycznie zdarzyłoby się, że Zander gorzej się poczuł, albo… jeszcze coś innego, po solidnym opierdolu w końcu wezwałaby pomoc albo zawlokła go sama do skrzydła szpitalnego. Po drodze zapewne opierdoliłaby go z góry do dołu raz jeszcze, ale faktem było, iż by go nie zostawiła. – Bycie Krukonem nie daje bonusa do wytrzymałości – dorzuciła tylko dość sceptycznie, ale już nie zamierzała się z nim wykłócać.
Uparł się, że pozostaną przy Patronusie – no to niech pozostaną. Byłoby cudownie, gdyby dzisiaj udało im się nauczyć tego zaklęcia… tylko że w tym wszystkim Shannon nie pomyślała o tym, jakie szczęśliwe wspomnienie mogłoby go wyczarować. Może żadne? Może nie było jej dane zobaczyć cielesnej formy patronusa… nigdy?
To dość dołująca myśl, że Twoje życie nie jest wystarczająco szczęśliwe…
Uśmiechnęła się pod nosem, słysząc sugestię kolegi. Cóż, fakt, to była bardzo ciekawa myśl i Shannon zapewne miałaby nawet odrobinę frajdy, kiedy zakleiłaby Lucasowi usta, czy coś jeszcze innego… Ale z drugiej strony, naprawdę nie chciała zniżać się do takiego poziomu. Kto wie, komu by nakablował potem.
— Taaak, ale wiesz… chwila frajdy dla mnie, potem tygodnie problemów, gdyby do kogoś z tym poszedł – westchnęła, wywracając oczami. Bo naprawdę na ostatnim roku nie chciało jej się już szarpać ze szkolnymi formalnościami, punktami, szlabanami… Chyba była już na to za stara i wolała przetrzymać skakanie kilku podlotków, zamiast się z nimi tarzać w błocie.
Pytanie Zandera nieco ją zestresowało – głównie dlatego, że sama zasugerowała mu, że takie dziewczyny mogą być nieobliczalne. A skoro już raz próbowała wcisnąć mu jakieś czekoladki, to bardzo wiele wskazywało na to, że panna była bardzo zdesperowana i skłonna sięgnąć po wszelakie środki, aby swój cel osiągnąć, niekoniecznie siląc się na zdobycie uwagi Zandera w sposób naturalny.
Milczała jeszcze przez chwilę. Nie chciała mu odpowiadać, że tak, ta dziewczyna była nieobliczalna i powinien naprawdę się martwić, bo sądząc po jej zachowaniu, wystarczyła chwila utraty czujności, a moment później robiłby do niej maślane oczy i twierdził, że to miłość jego życia. Ale tak się przecież nie dało żyć! Nie chciała go straszyć, ale nie chciała też, aby padł ofiarą jakiejś zdesperowanej panienki, na którą, podobnież, nie działały ani słowa, ani jawny brak zainteresowania nie działają, ale…
— Więc może jawne pokazanie, że ma konkurencję? – wpadło jej nagle do głowy, podnosząc wzrok na Zandera. Cóż, ten plan też miał kilka luk… - Może to nie zadziałać, ale z drugiej strony, jeśli zobaczy, że masz już dziewczynę, będzie miała nie tylko Ciebie do zdobycia, ale też rywalkę do pozbycia się, a to wymaga trochę więcej pracy niż podesłanie pudełka czekoladek. Plus, jeśli dziewczyna ma kompleksy, konkurentka może uderzyć w jej słaby punkt, może zacząć się z nią porównywać aż ostatecznie dojdzie do wniosku, że wielu rzeczy jej brakuje. Gorzej jednak, jeśli ma wybujałe ego, wtedy stwierdzi, że ta dziewczyna to jakaś pomyłka i zasługujesz na kogoś lepszego. Tak czy inaczej, w pierwszym przypadku odpuści, w drugim skupi się na pozbyciu konkurentki, a to może okazać się zbyt wymagające jak na jej umiejętności.
W końcu flakonik amortencji był, paradoksalnie, dość łatwo dostępnym eliksirem, pod bardzo różnymi postaciami… ale jak pozbyć się całej osoby? Czekoladki wywołujące pryszcze to trochę za mało, a Zander byłby skończonym imbecylem, gdyby po czymś takim zostawił dziewczynę, to raczej nie było w jego stylu. Nie mogłaby sięgnąć też po żadną truciznę, bo przecież nie zabiłaby tej osoby, chyba że była psychopatką – ale psychopaci byli inteligentni, a w tym przypadku oskarżenie od razu padłoby na nią.
Tak czy inaczej zdawało jej się, że natrętna wielbicielka będzie na straconej pozycji.
Przyglądała się postępom Riversa – cóż, przed chwilą marudziła, że może być mu ciężko wykonywać to zaklęcie, a teraz radził sobie o wiele lepiej od niej, bo kolejna próba rzucenia przez nią Patronusa spełzła na niczym i Shannon zaczynała się frustrować. Nie tak to sobie wyobrażała.
Kostka: 3
Progress: 0/5
Uparł się, że pozostaną przy Patronusie – no to niech pozostaną. Byłoby cudownie, gdyby dzisiaj udało im się nauczyć tego zaklęcia… tylko że w tym wszystkim Shannon nie pomyślała o tym, jakie szczęśliwe wspomnienie mogłoby go wyczarować. Może żadne? Może nie było jej dane zobaczyć cielesnej formy patronusa… nigdy?
To dość dołująca myśl, że Twoje życie nie jest wystarczająco szczęśliwe…
Uśmiechnęła się pod nosem, słysząc sugestię kolegi. Cóż, fakt, to była bardzo ciekawa myśl i Shannon zapewne miałaby nawet odrobinę frajdy, kiedy zakleiłaby Lucasowi usta, czy coś jeszcze innego… Ale z drugiej strony, naprawdę nie chciała zniżać się do takiego poziomu. Kto wie, komu by nakablował potem.
— Taaak, ale wiesz… chwila frajdy dla mnie, potem tygodnie problemów, gdyby do kogoś z tym poszedł – westchnęła, wywracając oczami. Bo naprawdę na ostatnim roku nie chciało jej się już szarpać ze szkolnymi formalnościami, punktami, szlabanami… Chyba była już na to za stara i wolała przetrzymać skakanie kilku podlotków, zamiast się z nimi tarzać w błocie.
Pytanie Zandera nieco ją zestresowało – głównie dlatego, że sama zasugerowała mu, że takie dziewczyny mogą być nieobliczalne. A skoro już raz próbowała wcisnąć mu jakieś czekoladki, to bardzo wiele wskazywało na to, że panna była bardzo zdesperowana i skłonna sięgnąć po wszelakie środki, aby swój cel osiągnąć, niekoniecznie siląc się na zdobycie uwagi Zandera w sposób naturalny.
Milczała jeszcze przez chwilę. Nie chciała mu odpowiadać, że tak, ta dziewczyna była nieobliczalna i powinien naprawdę się martwić, bo sądząc po jej zachowaniu, wystarczyła chwila utraty czujności, a moment później robiłby do niej maślane oczy i twierdził, że to miłość jego życia. Ale tak się przecież nie dało żyć! Nie chciała go straszyć, ale nie chciała też, aby padł ofiarą jakiejś zdesperowanej panienki, na którą, podobnież, nie działały ani słowa, ani jawny brak zainteresowania nie działają, ale…
— Więc może jawne pokazanie, że ma konkurencję? – wpadło jej nagle do głowy, podnosząc wzrok na Zandera. Cóż, ten plan też miał kilka luk… - Może to nie zadziałać, ale z drugiej strony, jeśli zobaczy, że masz już dziewczynę, będzie miała nie tylko Ciebie do zdobycia, ale też rywalkę do pozbycia się, a to wymaga trochę więcej pracy niż podesłanie pudełka czekoladek. Plus, jeśli dziewczyna ma kompleksy, konkurentka może uderzyć w jej słaby punkt, może zacząć się z nią porównywać aż ostatecznie dojdzie do wniosku, że wielu rzeczy jej brakuje. Gorzej jednak, jeśli ma wybujałe ego, wtedy stwierdzi, że ta dziewczyna to jakaś pomyłka i zasługujesz na kogoś lepszego. Tak czy inaczej, w pierwszym przypadku odpuści, w drugim skupi się na pozbyciu konkurentki, a to może okazać się zbyt wymagające jak na jej umiejętności.
W końcu flakonik amortencji był, paradoksalnie, dość łatwo dostępnym eliksirem, pod bardzo różnymi postaciami… ale jak pozbyć się całej osoby? Czekoladki wywołujące pryszcze to trochę za mało, a Zander byłby skończonym imbecylem, gdyby po czymś takim zostawił dziewczynę, to raczej nie było w jego stylu. Nie mogłaby sięgnąć też po żadną truciznę, bo przecież nie zabiłaby tej osoby, chyba że była psychopatką – ale psychopaci byli inteligentni, a w tym przypadku oskarżenie od razu padłoby na nią.
Tak czy inaczej zdawało jej się, że natrętna wielbicielka będzie na straconej pozycji.
Przyglądała się postępom Riversa – cóż, przed chwilą marudziła, że może być mu ciężko wykonywać to zaklęcie, a teraz radził sobie o wiele lepiej od niej, bo kolejna próba rzucenia przez nią Patronusa spełzła na niczym i Shannon zaczynała się frustrować. Nie tak to sobie wyobrażała.