26-09-2021, 12:50 AM
No ładnie. Upił się, okej, to wiedział. W sumie miał nawet całkiem sensowny powód, jakim było poprawienie samopoczucia Biance. No i wino było bardzo dobre! Gorzej, że później po winie chyba stracił rozum, bo… cóż, najwyraźniej nie tylko winem się uraczył, ale jakoś tak nawet nie pamiętał czym dokładnie. I w jakich ilościach. Wiedział tylko, że musiały być bardzo duże, skoro nadal czuł się całkiem pijaniutki, świat wirował i migotał tysiącem barw i właśnie przed momentem żołądek zdecydował się na ostateczny bunt. Ugh.
Przez moment pozostał w bezruchu, taki zgięty w pół, opierając się jedną ręką o ścianę, a drugą trzymając za brzuch. Nie ruszał się, bo miał wrażenie, że jak tylko drgnie, to kolejny paw wyleci na wolność. Jedynie patrzył gdzieś w podłoże (nie na pawia) i oddychał trochę chaotycznie. Starał się jednak brać coraz głębsze i wolniejsze wdechy, żeby jakoś organizm uspokoić.
Na pierwsze słowa Flory jedyni niemrawo wyciągnął nieco w bok rękę do tej pory spoczywającą na brzuchu i pomachał nią tak, jakby miało to zastąpić słowa “nie, nie, nie teraz”. Nie mógł jeszcze mówić, potrzebował jeszcze chwili… zaraz będzie lepiej…
Po kilkunastu sekundach w końcu powolutku podniósł się do pionu, przecierając dłonią usta. Odetchnął powoli, głęboko i dopiero spojrzał na Florę. Wyglądała na tak bardzo… zagubioną. Aż zrobiło mu się bardzo głupio, że musiała być świadkiem… cóż, tego.
- Wszystko okej… tak sądzę… - Może nie było całkiem okej, ale jednak miał nadzieję, że więcej ptactwa nie wyleci przez jego usta. Oparł się plecami o chłodną ścianę i odchylił odrobinę głowę, nadal czując walące w piersi serce.
Poza tym, że był sportowcem, to przypomniało mu się dlaczego nie lubi alkoholu - kac i wymioty to nic przyjemnego.
- Woda brzmi dobrze. Ale zaraz, za chwilę… - Nie chciał jej fatygować po szklankę wody, wiedział że to bardzo (bardziej niż do tej pory) przełamałoby jej schemat dnia, a żeby samemu iść potrzebował jeszcze trochę czasu na zebranie się do kupy. - Tak, za moment pójdę… wiesz, Flora, nie musisz tu ze mną stać, możesz iść na śniadanie. Ja sobie poradzę. - Spojrzał na nią i uśmiechnął się nawet, choć wyszło to dość blado. Bo ogólnie był blady bardzo przez tego pawia. Powolutku odzyskiwał kolorki, ale mimo wszystko daleko mu było do zdrowego wyglądu.
Przez moment pozostał w bezruchu, taki zgięty w pół, opierając się jedną ręką o ścianę, a drugą trzymając za brzuch. Nie ruszał się, bo miał wrażenie, że jak tylko drgnie, to kolejny paw wyleci na wolność. Jedynie patrzył gdzieś w podłoże (nie na pawia) i oddychał trochę chaotycznie. Starał się jednak brać coraz głębsze i wolniejsze wdechy, żeby jakoś organizm uspokoić.
Na pierwsze słowa Flory jedyni niemrawo wyciągnął nieco w bok rękę do tej pory spoczywającą na brzuchu i pomachał nią tak, jakby miało to zastąpić słowa “nie, nie, nie teraz”. Nie mógł jeszcze mówić, potrzebował jeszcze chwili… zaraz będzie lepiej…
Po kilkunastu sekundach w końcu powolutku podniósł się do pionu, przecierając dłonią usta. Odetchnął powoli, głęboko i dopiero spojrzał na Florę. Wyglądała na tak bardzo… zagubioną. Aż zrobiło mu się bardzo głupio, że musiała być świadkiem… cóż, tego.
- Wszystko okej… tak sądzę… - Może nie było całkiem okej, ale jednak miał nadzieję, że więcej ptactwa nie wyleci przez jego usta. Oparł się plecami o chłodną ścianę i odchylił odrobinę głowę, nadal czując walące w piersi serce.
Poza tym, że był sportowcem, to przypomniało mu się dlaczego nie lubi alkoholu - kac i wymioty to nic przyjemnego.
- Woda brzmi dobrze. Ale zaraz, za chwilę… - Nie chciał jej fatygować po szklankę wody, wiedział że to bardzo (bardziej niż do tej pory) przełamałoby jej schemat dnia, a żeby samemu iść potrzebował jeszcze trochę czasu na zebranie się do kupy. - Tak, za moment pójdę… wiesz, Flora, nie musisz tu ze mną stać, możesz iść na śniadanie. Ja sobie poradzę. - Spojrzał na nią i uśmiechnął się nawet, choć wyszło to dość blado. Bo ogólnie był blady bardzo przez tego pawia. Powolutku odzyskiwał kolorki, ale mimo wszystko daleko mu było do zdrowego wyglądu.