18-10-2021, 03:43 PM
Nawet nie próbowała się powstrzymać – po prostu roześmiała się, widząc, jak Mickey przyjmuje pozę rasowego Supermena. A jeszcze w dodatku ten tekst! Pokręciła głową z rozbawieniem – o ten uśmiech wcale nie musiał prosić, bo sam pojawił się na jej wargach. Cavington miał ten dar, że zawsze potrafił ją rozbawić i poprawić jej humor. Niewiarygodne! Ale miał w sobie ten czar i urok, którym uległyby miliony wręcz kobiet…
— Nie każdy bohater nosi pelerynę, co? – spytała zaczepnie, falując zabawnie brwiami. – Zaklepuję sobie miano dziewczyny Supermena. Nawet jeśli nią nie będę – poklepała go po ramieniu pokrzepiająco, i przy okazji sprowadzająco na ziemię, że wiązać to się raczej nie zamierzała, i wszystko nadal było w kategorii żartów. I niewinnych flirtów.
Zresztą, nawet gdyby chciała, to nie za bardzo mogła, bo rodzice zamierzali ją zaobrączkować z przyrodnim bratem. A już zdecydowanie wolała Mickey’ego od Ramseya!
Jej uśmiech znacznie się poszerzył, gdy zobaczyła, jak wystraszony Mickey sięgał już dłonią, aby złapać ją i uchronić przed niechybnym wpadnięciem do wody. Jakoś tak… to było miłe. I sprawiało satysfakcję, nieprawdaż?
— Miło widzieć, jak komuś na mnie zależy – skomentowało to jedynie, puszczając mu oczko.
Chociaż w tej kwestii nie miała wątpliwości, jeśli chodziło o Cavingtona. Solidaryzował się z nią w wielu tematach – i to był jeden z nich. Widziała rosnące na jego twarzy oburzenie i… i poczuła się z tym lepiej. Myśl, że została zrozumiana, jakoś tak poprawiała jej humor.
— Nie mam pojęcia, co im nagle przyszło do głowy – stwierdziła z oburzeniem, odwracając się od niego nieco i wywracając oczami. – Skoro mieli od początku plany, aby mnie z nim zeswatać, to po co go adoptowali? Mógł być tak na doczepkę, albo mogli mnie zaręczyć z nim już od samego początku, od dzieciaka. Uchroniłoby mnie od tego frajera Royce’a przy okazji. Ale nie, najpierw adoptuj i wychowaj, wpajaj, że to brat, a potem stwierdź, że jednak zmiana zdania, to będzie narzeczony. – Wywróciła oczami. – Naprawdę niedobrze mi się robi na myśl, że ja i Ramsey mielibyśmy… W sensie, kocham go. Jak brata. Ale NIE TAK!
Jej oburzenie zaczynało rosnąć coraz bardziej i chyba docierać do niebezpiecznej granicy, której przekroczenie mogło się skończyć naprawdę źle.
Może nie dla Mickey’ego, ale… ale ogólnie źle.
— Nie każdy bohater nosi pelerynę, co? – spytała zaczepnie, falując zabawnie brwiami. – Zaklepuję sobie miano dziewczyny Supermena. Nawet jeśli nią nie będę – poklepała go po ramieniu pokrzepiająco, i przy okazji sprowadzająco na ziemię, że wiązać to się raczej nie zamierzała, i wszystko nadal było w kategorii żartów. I niewinnych flirtów.
Zresztą, nawet gdyby chciała, to nie za bardzo mogła, bo rodzice zamierzali ją zaobrączkować z przyrodnim bratem. A już zdecydowanie wolała Mickey’ego od Ramseya!
Jej uśmiech znacznie się poszerzył, gdy zobaczyła, jak wystraszony Mickey sięgał już dłonią, aby złapać ją i uchronić przed niechybnym wpadnięciem do wody. Jakoś tak… to było miłe. I sprawiało satysfakcję, nieprawdaż?
— Miło widzieć, jak komuś na mnie zależy – skomentowało to jedynie, puszczając mu oczko.
Chociaż w tej kwestii nie miała wątpliwości, jeśli chodziło o Cavingtona. Solidaryzował się z nią w wielu tematach – i to był jeden z nich. Widziała rosnące na jego twarzy oburzenie i… i poczuła się z tym lepiej. Myśl, że została zrozumiana, jakoś tak poprawiała jej humor.
— Nie mam pojęcia, co im nagle przyszło do głowy – stwierdziła z oburzeniem, odwracając się od niego nieco i wywracając oczami. – Skoro mieli od początku plany, aby mnie z nim zeswatać, to po co go adoptowali? Mógł być tak na doczepkę, albo mogli mnie zaręczyć z nim już od samego początku, od dzieciaka. Uchroniłoby mnie od tego frajera Royce’a przy okazji. Ale nie, najpierw adoptuj i wychowaj, wpajaj, że to brat, a potem stwierdź, że jednak zmiana zdania, to będzie narzeczony. – Wywróciła oczami. – Naprawdę niedobrze mi się robi na myśl, że ja i Ramsey mielibyśmy… W sensie, kocham go. Jak brata. Ale NIE TAK!
Jej oburzenie zaczynało rosnąć coraz bardziej i chyba docierać do niebezpiecznej granicy, której przekroczenie mogło się skończyć naprawdę źle.
Może nie dla Mickey’ego, ale… ale ogólnie źle.