21-10-2021, 11:43 AM
Miała zamiar przejść od razu do ataku, odgryźć mu się tak, żeby zabolało – bo chyba nie myślał, że pozwoli sobie sugerować, że to ona jest winna temu, jak się wobec niej zachowywał! Chyba śnił! Już nawet otwierała usta, kiedy sens kolejnych słów uderzył ją do cna. I została z tak otwartymi ustami, oczami i brwiami uniesionymi w zdumieniu, gdy w głowie wciąż przetwarzała to, co właśnie przed chwilą wykrzyczał jej Kieran.
Kurwa. Okej, był totalnym dupkiem, chujem, który zasługiwał na najgorsze, ale… nie miała pojęcia, jak wygląda jego sytuacja rodzinna. Nie miała pojęcia, że jego rodzina go nie akceptuje, stawia coraz większe wymagania i może odrzucać, jeśli im nie sprosta.
Dla Bianci rodzina była zawsze fundamentem. Fortecą, w której się mieszkało, w której czuło się bezpiecznie, w której można było się schronić w każdej sytuacji – i której należało bronić przed napastnikami, niezależnie od tego, jakim nikczemnikiem miał być mieszkający w niej i szukający schronienia człowiek. Należało o nią walczyć, być solidarnym ze sobą. Zawsze. Niezależnie od sytuacji.
Toteż nie mogła pojąć tego, co właśnie uderzyło ją w twarz. Że Royce mógł tego nie mieć. Że jakaś rodzina mogła być inna – wcale nie stawać za sobą murem, w swojej obronie, a gnoić się nawzajem między sobą.
Prawda ta dotknęła ją tak mocno, że zamknęła usta i odwróciła głowę, spuszczając wzrok na eliksir i nie odzywając się ani słowem. W narastającej ciszy patrzyła jedynie na bulgoczący płyn w kociołku, rosnące i pękające bąble. W pewnym momencie postanowiła zajrzeć nawet do podręcznika, byleby coś zrobić. Bo nie miała pojęcia, co powinna powiedzieć Royce’owi. Mogła go w tym momencie nienawidzić, ale nie chciała go gnębić za to, z jaką sytuacją rodzinną musiał się borykać. Było jej go raczej… żal. Tak szczerze, współczuła mu, bo zrozumieć tej sytuacji nie mogła, skoro jej nie doświadczyła. Nie zamierzała poklepywać go po ramieniu i mówić, że wszystko się ułoży – nadal był Kieranem Roycem, skończonym dupkiem, który upokorzył ją kiedyś na oczach wszystkich arystokratów – ale autentycznie, co samą ją dziwiło, czuła współczucie.
Przynajmniej do momentu, aż znów nie postanowił tego zjebać i ponownie zwalić winę na nią. Wtedy zacisnęła mocniej zęby, nim znów podniosła na niego pełen wściekłości wzrok.
— Myślisz, że mi to gówniane narzeczeństwo było na rękę? Może nawet było, do czasu, kiedy zachowywałeś się jak człowiek i traktowałeś mnie jak człowieka. A potem Ci nagle, kurwa, odbiło i zacząłeś traktować mnie jak szmatę do wycierania podłogi! Czego oczekiwałeś?! Że dam Ci się zdeptać Twoją pieprzoną nóżką?! Że pozwolę Ci wyżywać się na mnie za to, że nie podobała Ci się decyzja Twoich rodziców?! Że będę stała potulna i znosiła, jak plujesz mi w twarz?! Trzeba było znaleźć sobie inną ofiarę. Albo na boku umawiać się z laskami. Albo facetami, bo ciężko mi wyobrazić sobie, że którakolwiek chciałaby spać z takim wrzodem na dupie – prychnęła, gapiąc się w bulgoczący eliksir, kiedy Kieran ponownie wrzucał składnik. – Może nawet wolałbyś, żebyś zamiast narzeczonej miał narzeczonego. Ale wiesz co? Gówno mnie to obchodzi, bo kiedy chodzi o moją godność, nie będę stała z założonymi rękami. A to, że zapomniałeś się w towarzystwie i pokazałeś wszystkim, jakim jesteś dobrze wychowanym dżentelmenem, to tylko i wyłącznie Twoja wina.
Sięgnęła po sproszkowany róg jednorożca i dorzuciła go do kociołka, minimalnie delikatniej niż poprzednim razem. Na szczęście eliksir wdzięcznie zmienił kolor na różowy, a ona uśmiechnęła się z wybrzmiewającą w grymasie kpiną.
— Będziesz musiał na to chyba zaczekać – prychnęła, odwracając się w jego stronę. – Nie musiałeś mnie lubić. Tym bardziej nie musiałeś mnie kochać. Wystarczyło, żebyś mnie, kurwa, szanował. Ja się starałam. Nieważne, czy mi się podobałeś czy nie, próbowałam dobrze wypełniać powierzone mi obowiązki i robiłabym to dalej, gdybyś nie splunął mi w twarz.
Skrzyżowała ręce pod biustem i odwróciła się od niego odrobinę tyłem, pod pretekstem dalszego czytania przepisu. Tak naprawdę nie miała mu więcej nic do powiedzenia. A i tak powiedziała za dużo. Nigdy nie zamierzała przyznawać się, że faktycznie na początku próbowała. I że autentycznie ranił ją za każdym razem, kiedy zachowywał się jak buc. Kiedy traktował ją jak śmiecia.
Nie czuła już tego bólu. Zatarła go, wyparła z pamięci, wyrzuciła z życia. Ale żal i pretencje wobec Royce’a pozostawały. Za to, że zamiast powiedzieć rodzicom, że nie podoba mu się ta decyzja, próbował wyżywać się na niej. Za to, że był tak skończonym frajerem, że przenosił na nią całą złość, którą faktycznie czuł zapewne wobec kogoś innego! Ale tak mu było łatwiej, nie? Najłatwiej było obrazić kogoś równego wiekiem, z kim musiał borykać się praktycznie na co dzień, niż rodziców, od których uzależnione było jego życie.
Pan i władca świata, kurwa jego mać.
Punkty Eliksirów: 1
Kostka: 6
Wynik równania oraz bonus: 6+1+1(Kieran)+1(bonus)=9
Czy udane? (jeśli nie, wpisz kostkę na efekt uboczny): udane
Kurwa. Okej, był totalnym dupkiem, chujem, który zasługiwał na najgorsze, ale… nie miała pojęcia, jak wygląda jego sytuacja rodzinna. Nie miała pojęcia, że jego rodzina go nie akceptuje, stawia coraz większe wymagania i może odrzucać, jeśli im nie sprosta.
Dla Bianci rodzina była zawsze fundamentem. Fortecą, w której się mieszkało, w której czuło się bezpiecznie, w której można było się schronić w każdej sytuacji – i której należało bronić przed napastnikami, niezależnie od tego, jakim nikczemnikiem miał być mieszkający w niej i szukający schronienia człowiek. Należało o nią walczyć, być solidarnym ze sobą. Zawsze. Niezależnie od sytuacji.
Toteż nie mogła pojąć tego, co właśnie uderzyło ją w twarz. Że Royce mógł tego nie mieć. Że jakaś rodzina mogła być inna – wcale nie stawać za sobą murem, w swojej obronie, a gnoić się nawzajem między sobą.
Prawda ta dotknęła ją tak mocno, że zamknęła usta i odwróciła głowę, spuszczając wzrok na eliksir i nie odzywając się ani słowem. W narastającej ciszy patrzyła jedynie na bulgoczący płyn w kociołku, rosnące i pękające bąble. W pewnym momencie postanowiła zajrzeć nawet do podręcznika, byleby coś zrobić. Bo nie miała pojęcia, co powinna powiedzieć Royce’owi. Mogła go w tym momencie nienawidzić, ale nie chciała go gnębić za to, z jaką sytuacją rodzinną musiał się borykać. Było jej go raczej… żal. Tak szczerze, współczuła mu, bo zrozumieć tej sytuacji nie mogła, skoro jej nie doświadczyła. Nie zamierzała poklepywać go po ramieniu i mówić, że wszystko się ułoży – nadal był Kieranem Roycem, skończonym dupkiem, który upokorzył ją kiedyś na oczach wszystkich arystokratów – ale autentycznie, co samą ją dziwiło, czuła współczucie.
Przynajmniej do momentu, aż znów nie postanowił tego zjebać i ponownie zwalić winę na nią. Wtedy zacisnęła mocniej zęby, nim znów podniosła na niego pełen wściekłości wzrok.
— Myślisz, że mi to gówniane narzeczeństwo było na rękę? Może nawet było, do czasu, kiedy zachowywałeś się jak człowiek i traktowałeś mnie jak człowieka. A potem Ci nagle, kurwa, odbiło i zacząłeś traktować mnie jak szmatę do wycierania podłogi! Czego oczekiwałeś?! Że dam Ci się zdeptać Twoją pieprzoną nóżką?! Że pozwolę Ci wyżywać się na mnie za to, że nie podobała Ci się decyzja Twoich rodziców?! Że będę stała potulna i znosiła, jak plujesz mi w twarz?! Trzeba było znaleźć sobie inną ofiarę. Albo na boku umawiać się z laskami. Albo facetami, bo ciężko mi wyobrazić sobie, że którakolwiek chciałaby spać z takim wrzodem na dupie – prychnęła, gapiąc się w bulgoczący eliksir, kiedy Kieran ponownie wrzucał składnik. – Może nawet wolałbyś, żebyś zamiast narzeczonej miał narzeczonego. Ale wiesz co? Gówno mnie to obchodzi, bo kiedy chodzi o moją godność, nie będę stała z założonymi rękami. A to, że zapomniałeś się w towarzystwie i pokazałeś wszystkim, jakim jesteś dobrze wychowanym dżentelmenem, to tylko i wyłącznie Twoja wina.
Sięgnęła po sproszkowany róg jednorożca i dorzuciła go do kociołka, minimalnie delikatniej niż poprzednim razem. Na szczęście eliksir wdzięcznie zmienił kolor na różowy, a ona uśmiechnęła się z wybrzmiewającą w grymasie kpiną.
— Będziesz musiał na to chyba zaczekać – prychnęła, odwracając się w jego stronę. – Nie musiałeś mnie lubić. Tym bardziej nie musiałeś mnie kochać. Wystarczyło, żebyś mnie, kurwa, szanował. Ja się starałam. Nieważne, czy mi się podobałeś czy nie, próbowałam dobrze wypełniać powierzone mi obowiązki i robiłabym to dalej, gdybyś nie splunął mi w twarz.
Skrzyżowała ręce pod biustem i odwróciła się od niego odrobinę tyłem, pod pretekstem dalszego czytania przepisu. Tak naprawdę nie miała mu więcej nic do powiedzenia. A i tak powiedziała za dużo. Nigdy nie zamierzała przyznawać się, że faktycznie na początku próbowała. I że autentycznie ranił ją za każdym razem, kiedy zachowywał się jak buc. Kiedy traktował ją jak śmiecia.
Nie czuła już tego bólu. Zatarła go, wyparła z pamięci, wyrzuciła z życia. Ale żal i pretencje wobec Royce’a pozostawały. Za to, że zamiast powiedzieć rodzicom, że nie podoba mu się ta decyzja, próbował wyżywać się na niej. Za to, że był tak skończonym frajerem, że przenosił na nią całą złość, którą faktycznie czuł zapewne wobec kogoś innego! Ale tak mu było łatwiej, nie? Najłatwiej było obrazić kogoś równego wiekiem, z kim musiał borykać się praktycznie na co dzień, niż rodziców, od których uzależnione było jego życie.
Pan i władca świata, kurwa jego mać.
Punkty Eliksirów: 1
Kostka: 6
Wynik równania oraz bonus: 6+1+1(Kieran)+1(bonus)=9
Czy udane? (jeśli nie, wpisz kostkę na efekt uboczny): udane