24-10-2021, 10:34 PM
Prychnęła pod nosem, pokręciła głową i, jakby tego wszystkiego było za mało, machnęła jeszcze ręką.
— Grono fanów zostawię mojej matce. Już i tak ja się muszę z nimi borykać zamiast niej – wywróciła oczami. No bo to było jednak męczące! Robienie czegoś dla ludzi, a raczej nauki było super, zasilające skrytkę bankową pieniądze też, bo można było je wydać na następne badania. Ale cały ten tabun ludzi marudzący o autograf i dopytujący o szczegóły?! Co za bezsens! Marnotrawienie energii! – Zdecydowanie wolałabym, żebyś jednak się sam ogarnął i nie musiał mieć długu wdzięczności u mnie – dodała kąśliwie, dźgając czukiem różdżki powietrze i unosząc lekko brwi. – Nie masz pojęcia, co mogłoby mi przyjść do głowy i jak mogłabym go wykorzystać – dorzuciła tajemniczo, chociaż uśmiech na jej wargach zdradzał, że cały czas mówiła to w formie żartu i nie zamierzała wykorzystywać jego niedoli.
Chociaż…
Wywróciła oczami na jego kolejne słowa.
— Gdyby tylko to było prawdą – rzuciła z cichym westchnięciem, aż zbyt dobrze wiedząc, że nie odnosiło się to za bardzo do rzeczywistości. Doskonale wiedziała, że bardziej odporny psychicznie był ten, który był głupszy. Bo zwyczajnie niczym się nie przejmował i w większej części nie rozumiał problemów. W Ravenclawie było ciężko jednak znaleźć takie osoby.
Chociaż, gdyby się uparła, kilka by na pewno wskazała…
Zaśmiała się na samą myśl wyśmiania Remingtona przez kolegów. O ile jakichś miał, jak zauważył Zander. Cóż, na ten temat nie powinna żartować, bo sama nie trzymała wokół siebie wianuszka znajomych – aczkolwiek celowo i było jej z tym naprawdę dobrze. Przynajmniej jej czas nie był marnotrawiony na jakieś bzdury, a mogła poświęcić go naprawdę ważnym i wartościowym osobom. Albo czynnościom. Albo obu.
Zostawiła już jednak ten temat, bo zdawał się on nie tylko wkurzający, ale już coraz mniej aktualny. Towarzystwo Riversa skutecznie poprawiało jej humor. Całe szczęście, bo sądziła, że urodziny będzie miała kompletnie zmarnowane na bezsensownym wkurzaniu się na kretynów.
Zmarszczyła brwi, kiedy Zander wypowiedział mniej więcej te same wątpliwości, które chodziły jej po głowie. No cóż, podejmując tę opcję, istniało ryzyko, że dziewczyna byłaby bardziej zawzięta… ale na pewno bardziej skupiłaby się na swojej rywalce, odpuszczając nieco Riversowi. O to chyba chodziło, nie?
Chociaż plan z udawaniem homoseksualisty nie brzmiał wcale tak źle, gdyby nie… no właśnie.
— Albo to… albo miałaby na Ciebie oko przez kilka następnych miesięcy, i gdyby zobaczyła, że chodzisz z jakąś dziewczyną, wróciłaby. I dodatkowo byłaby wkurzona – wskazała czubkiem różdżki na niego, kręcąc lekko głową. – Wkurzonej dziewczynie da radę tylko inna dziewczyna. Wasz męski kodeks honorowy nie pozwala na brutalne traktowanie kobiet. Co innego, kiedy chodzi o nas.
Mrugnęła do niego porozumiewawczo i sama, zaraz po nim, spróbowała raz jeszcze rzucić zaklęcie – ale i tym razem bez większego skutku. Z końca różdżki wyleciały tylko małe snopki białego dymku.
— Dlatego wydaje mi się, że udawanie związku brzmi z tego wszystkiego najlepiej. Chociaż jest w cholerę ryzykowne… ale jeśli się uda, to najlepszy sposób, żeby się pozbyć tej natrętnej adoratorki.
Kostka: 4
Próby: 0/5
zt przedawnienie
— Grono fanów zostawię mojej matce. Już i tak ja się muszę z nimi borykać zamiast niej – wywróciła oczami. No bo to było jednak męczące! Robienie czegoś dla ludzi, a raczej nauki było super, zasilające skrytkę bankową pieniądze też, bo można było je wydać na następne badania. Ale cały ten tabun ludzi marudzący o autograf i dopytujący o szczegóły?! Co za bezsens! Marnotrawienie energii! – Zdecydowanie wolałabym, żebyś jednak się sam ogarnął i nie musiał mieć długu wdzięczności u mnie – dodała kąśliwie, dźgając czukiem różdżki powietrze i unosząc lekko brwi. – Nie masz pojęcia, co mogłoby mi przyjść do głowy i jak mogłabym go wykorzystać – dorzuciła tajemniczo, chociaż uśmiech na jej wargach zdradzał, że cały czas mówiła to w formie żartu i nie zamierzała wykorzystywać jego niedoli.
Chociaż…
Wywróciła oczami na jego kolejne słowa.
— Gdyby tylko to było prawdą – rzuciła z cichym westchnięciem, aż zbyt dobrze wiedząc, że nie odnosiło się to za bardzo do rzeczywistości. Doskonale wiedziała, że bardziej odporny psychicznie był ten, który był głupszy. Bo zwyczajnie niczym się nie przejmował i w większej części nie rozumiał problemów. W Ravenclawie było ciężko jednak znaleźć takie osoby.
Chociaż, gdyby się uparła, kilka by na pewno wskazała…
Zaśmiała się na samą myśl wyśmiania Remingtona przez kolegów. O ile jakichś miał, jak zauważył Zander. Cóż, na ten temat nie powinna żartować, bo sama nie trzymała wokół siebie wianuszka znajomych – aczkolwiek celowo i było jej z tym naprawdę dobrze. Przynajmniej jej czas nie był marnotrawiony na jakieś bzdury, a mogła poświęcić go naprawdę ważnym i wartościowym osobom. Albo czynnościom. Albo obu.
Zostawiła już jednak ten temat, bo zdawał się on nie tylko wkurzający, ale już coraz mniej aktualny. Towarzystwo Riversa skutecznie poprawiało jej humor. Całe szczęście, bo sądziła, że urodziny będzie miała kompletnie zmarnowane na bezsensownym wkurzaniu się na kretynów.
Zmarszczyła brwi, kiedy Zander wypowiedział mniej więcej te same wątpliwości, które chodziły jej po głowie. No cóż, podejmując tę opcję, istniało ryzyko, że dziewczyna byłaby bardziej zawzięta… ale na pewno bardziej skupiłaby się na swojej rywalce, odpuszczając nieco Riversowi. O to chyba chodziło, nie?
Chociaż plan z udawaniem homoseksualisty nie brzmiał wcale tak źle, gdyby nie… no właśnie.
— Albo to… albo miałaby na Ciebie oko przez kilka następnych miesięcy, i gdyby zobaczyła, że chodzisz z jakąś dziewczyną, wróciłaby. I dodatkowo byłaby wkurzona – wskazała czubkiem różdżki na niego, kręcąc lekko głową. – Wkurzonej dziewczynie da radę tylko inna dziewczyna. Wasz męski kodeks honorowy nie pozwala na brutalne traktowanie kobiet. Co innego, kiedy chodzi o nas.
Mrugnęła do niego porozumiewawczo i sama, zaraz po nim, spróbowała raz jeszcze rzucić zaklęcie – ale i tym razem bez większego skutku. Z końca różdżki wyleciały tylko małe snopki białego dymku.
— Dlatego wydaje mi się, że udawanie związku brzmi z tego wszystkiego najlepiej. Chociaż jest w cholerę ryzykowne… ale jeśli się uda, to najlepszy sposób, żeby się pozbyć tej natrętnej adoratorki.