25-12-2021, 12:11 AM
Nikogo nie powinno zaskakiwać (zdaniem samego Cavingtona) kto wygrał ten wyścig i dlaczego. To oczywiste, że nie mógł to być nikt inny, jak on sam, bo jeśli o latanie na miotle chodzi, to jest w tym najlepszy. A przynajmniej takie ma o sobie samym zdanie. Owszem, są w szkole inni dobrzy gracze w Quidditcha i osoby z talentem do latania, ale ten wyścig mógł potwierdzić świetność Mickey'ego. Najjaśniejsza gwiazda sportu na szkolnym firmamencie.
Tym bardziej, że przynajmniej 90% innych uczestników skończyła wyścig na drzewie lub zaraz pod nim, w przeróżnym stanie świadomości.
Pomimo wygrania tego jakże prestiżowego wydarzenia, Mickey jednak nadal pozostawał sobą i nadal przejmował się losem koleżanek. Kaią miał się kto zająć najwyraźniej, ale nie każdy miał taki luksus. Harper - za którą Cavington co prawda nie przepada, ale w momencie kiedy stała jej się krzywda odstawił uprzedzenia na bok - miała to nieszczęście, że aż straciła świadomość po swoim ostatnim zderzeniu z twardym pniem. W geście heroizmu (naprawdę płynęło to z jego serca, bo chociaż niekoniecznie pała do niej sympatią, to nigdy nie chciał jej krzywdy) zadeklarował się zabrać Gryfonkę do Skrzydła Szpitalnego, bo jej stan zdecydowanie nie był najlepszy. Dlatego też całkiem delikatnie podniósł ją z ziemi, bezpiecznie ułożył we własnych ramionach i zanim ktokolwiek zdążył zaprotestować skierował się z Brooks w objęciach do zamku.
Nie szedł ślamazarnie wolno, ale tez nie biegł, starał się utrzymać względnie stały i szybki krok, żeby jak najszybciej zapewnić dziewczynie odpowiednią pomoc medyczną, jednocześnie dajac obie czas na wymyslenie dobrej wymówki co się stało, bo na pewno takie pytanie padnie. No i mimo że była nieprzytomna, to nie chciał żeby nią za bardzo trzęsło od zbyt gwałtownych ruchów, taki z niego troskliwy kolega!
Całe szczęście dotarli do wrót szkoły bez przeszkód i nawet w ciszy udało mu się otworzyć ciężkie drzwi i je za sobą przymknąć. Od razu skierował swoje kroki do Skrzydła Szpitalnego. Hm, musiał wymyślić naprawdę dobrą bajeczkę co się stało, bo w świetle pochodni na korytarzu zauważył jak bardzo sam jest ujebany błotem.