26-12-2021, 11:33 PM
Prychnęła sarkastycznie, słysząc to, co Kieran właśnie jej mówił. Jeśli chciał, żeby się zamknęła, mógł to powiedzieć na tysiąc innych sposobów. Ale nie. Najwidoczniej wychodziło na jaw, jakim typem jest tak naprawdę. Aż dziw, że wytrzymała z nim tyle czasu!
— Bo co? Bo jako kobieta powinnam siedzieć cicho i znosić, jak lejesz mnie po mordzie i plujesz w twarz? – prychnęła, nachylając się, aby bardziej do niego trafić. A to, że dodatkowo go nieco osaczyła, to tak przy okazji. I dobrze, należało się gnojkowi. – Posłuchaj czasem sam siebie i zastanów się, czy chciałbyś, żeby ktoś do Ciebie tak mówił. A może już mówi i potrzebowałeś się na kimś wyżyć?
W gruncie rzeczy – nie wiedziała. Royce przed chwilą wyznał jej, że nie miał tak wspierającej rodziny jak Sforza, ale czy rzeczywiście odnosili się do niego tak podle? Niemalże jak do bezdomnego kundla? Jeśli tak – współczuła mu. Ale nadal nie tłumaczyło to jego zachowania względem niej. Jeśli potrzebował pomocy, to mógł to, kurwa, powiedzieć, zamiast się wyżywać! Wiedziała, że dla niektórych może być ciężką osobą. Nie dawała sobie w kaszę dmuchać. Ale nie była też pozbawioną uczuć sadystką. Posiadała empatię. Może by mu pomogła.
Ale nie. Ten wolał wypowiedzieć jej wojnę i traktować ją jak szmatę. Więc dobrze – nie pozostała mu dłużna. Gdyby mu pozwoliła, zamiast wojny – zmiażdżyłby ją jako osobę. Byłaby wrakiem człowieka, bo nie potrafiłaby znieść tak cierpkich słów na każdym kroku. Może wtedy czułby się lepiej. Ale kim wtedy byłaby ona?
— Nigdy, ani przez chwilę nie pomyślałeś o mnie. Dla Ciebie byłeś ważny tylko Ty i Twoja dupa – warknęła, zaciskając dłonie w pięści, bo miała już serdecznie dosyć. Najwidoczniej puściły jej już wszystkie hamulce. Specjalnie spuściła wzrok, żeby przypadkiem nie zabić go spojrzeniem. Tak w razie gdyby jednak była bazyliszkiem, a o tym nie wiedziała.
To, co powiedział, zabolało ją. Nie starałaś się. Nie starała się! Ona się, kurwa, nie starała! Nie musiała patrzeć na jego mordę, kiedy obrzucał ją wyzwiskami, kiedy witał ją cierpkimi słowami i traktował jak prywatnego wroga. Z dnia na dzień jego nastawienie wobec niej się zmieniło, a ona musiała odnaleźć się w nowym świecie i nikt jej nawet nie wytłumaczył, dlaczego. A on jej jeszcze, cazzo, mówi, że się nie starała!
— To był jeden raz, kiedy miałeś świadków, których się bałeś – syknęła tak cierpko, że pozazdrościłaby jej rasowa żmija. – To był jeden raz, którego żałujesz. A wiesz, dlaczego go żałujesz? – podniosła głowę i obdarowała go spojrzeniem, którym mogłaby go zamordować z miejsca. Gdyby faktycznie była bazyliszkiem, zdechłby tu i teraz. Udusiłaby go samym wzrokiem. – Bo byli tam Twoi rodzice. Jeden raz zapomniałeś się w towarzystwie i musiałeś znieść tego konsekwencje. Ty nie masz żadnych wyrzutów sumienia wobec tego, że kogoś zraniłeś. Ty żałujesz tego, że ktoś Ci, kurwa, nakopał do dupy za złe zachowanie. I masz pretensje do mnie. A wiesz dlaczego? Bo w gruncie rzeczy jesteś żałosnym, słabym człowiekiem, który nie potrafi znosić konsekwencji i nie ma sił sprzeciwić się rodzicom, więc całą swoją nienawiść przenosi na mnie, bo tak mu jest najprościej.
Nawet nie wiedziała, kiedy dotarła do tych wniosków. Być może właśnie przed chwilą. Miała to w dupie. Tak samo jak w dupie miała jego prośbę. Miała nadzieję, że ten cholerny eliksir wybuchnie, może nawet i jej w twarz, wszystko jedno, byleby temu małemu skurwielowi nie wyszedł. Nie zasługiwał na to, żeby cokolwiek mu wyszło. Za to, co zrobił, nie zasługiwał na nic.
Przeniosła wzrok na podręcznik i z ledwością udało jej się ustalić, gdzie są w tym momencie. To był ostatni krok. Tak. Dlatego odszukała sproszkowane kolce jeżozwierza i wrzuciła je do eliksiru.
Ku jej frustracji, eliksir zmienił kolor na turkusowy, a za chwilę zaczęła unosić się nad nim srebrna para. Podręcznikowo.
Bianca zagryzła wargę. Chciała podnieść wzrok na Kierana, ale czuła, że nie może. Czuła, że jej dłonie zaczynają drżeć, a ona sama… jakby się… łamać.
Nie chciała przed nim pokazywać własnej słabości. Przed każdym, tylko nie przed nim. Dlatego jedyne, za co złapała, to za własną różdżkę.
— Gratuluję. Możesz powiedzieć Edwards, że zrobiłeś go sam. Albo go, cazzo, wylać, wypić, cokolwiek. Mam to w dupie.
To były ostatnie słowa, jakie do niego powiedziała. Bezpardonowo po prostu odwróciła się i, ściskając w dłoni różdżkę, ruszyła do wyjścia z komnaty, zostawiając Royce’a z całym tym burdelem. I przy okazji własnymi rzeczami.
Niech sobie sam to wszystko sprząta. Niech przelewa, rozlewa, wylewa, niszczy wszystko, może się nawet i wyżyć na jej torbie, która została w środku. Miała to w dupie. Nie mogła już dłużej znieść jego obecności.
Kiedy tylko zatrzasnęła za sobą drzwi, jeszcze z ręką na klamce, ukryła twarz w drugiej dłoni i z głębokim wydechem czuła, jak całe napięcie z niej spływa. Jak robi się jej słabo, jak łzy cisną się do oczu.
Za co, do kurwy? Za co sobie zasłużyła na coś takiego?
z/t
Punkty Eliksirów: 1
Kostka: 5
Wynik równania oraz bonus: 5+1+1(Kieran)+1(bonus)=8
Czy udane? (jeśli nie, wpisz kostkę na efekt uboczny): udane
— Bo co? Bo jako kobieta powinnam siedzieć cicho i znosić, jak lejesz mnie po mordzie i plujesz w twarz? – prychnęła, nachylając się, aby bardziej do niego trafić. A to, że dodatkowo go nieco osaczyła, to tak przy okazji. I dobrze, należało się gnojkowi. – Posłuchaj czasem sam siebie i zastanów się, czy chciałbyś, żeby ktoś do Ciebie tak mówił. A może już mówi i potrzebowałeś się na kimś wyżyć?
W gruncie rzeczy – nie wiedziała. Royce przed chwilą wyznał jej, że nie miał tak wspierającej rodziny jak Sforza, ale czy rzeczywiście odnosili się do niego tak podle? Niemalże jak do bezdomnego kundla? Jeśli tak – współczuła mu. Ale nadal nie tłumaczyło to jego zachowania względem niej. Jeśli potrzebował pomocy, to mógł to, kurwa, powiedzieć, zamiast się wyżywać! Wiedziała, że dla niektórych może być ciężką osobą. Nie dawała sobie w kaszę dmuchać. Ale nie była też pozbawioną uczuć sadystką. Posiadała empatię. Może by mu pomogła.
Ale nie. Ten wolał wypowiedzieć jej wojnę i traktować ją jak szmatę. Więc dobrze – nie pozostała mu dłużna. Gdyby mu pozwoliła, zamiast wojny – zmiażdżyłby ją jako osobę. Byłaby wrakiem człowieka, bo nie potrafiłaby znieść tak cierpkich słów na każdym kroku. Może wtedy czułby się lepiej. Ale kim wtedy byłaby ona?
— Nigdy, ani przez chwilę nie pomyślałeś o mnie. Dla Ciebie byłeś ważny tylko Ty i Twoja dupa – warknęła, zaciskając dłonie w pięści, bo miała już serdecznie dosyć. Najwidoczniej puściły jej już wszystkie hamulce. Specjalnie spuściła wzrok, żeby przypadkiem nie zabić go spojrzeniem. Tak w razie gdyby jednak była bazyliszkiem, a o tym nie wiedziała.
To, co powiedział, zabolało ją. Nie starałaś się. Nie starała się! Ona się, kurwa, nie starała! Nie musiała patrzeć na jego mordę, kiedy obrzucał ją wyzwiskami, kiedy witał ją cierpkimi słowami i traktował jak prywatnego wroga. Z dnia na dzień jego nastawienie wobec niej się zmieniło, a ona musiała odnaleźć się w nowym świecie i nikt jej nawet nie wytłumaczył, dlaczego. A on jej jeszcze, cazzo, mówi, że się nie starała!
— To był jeden raz, kiedy miałeś świadków, których się bałeś – syknęła tak cierpko, że pozazdrościłaby jej rasowa żmija. – To był jeden raz, którego żałujesz. A wiesz, dlaczego go żałujesz? – podniosła głowę i obdarowała go spojrzeniem, którym mogłaby go zamordować z miejsca. Gdyby faktycznie była bazyliszkiem, zdechłby tu i teraz. Udusiłaby go samym wzrokiem. – Bo byli tam Twoi rodzice. Jeden raz zapomniałeś się w towarzystwie i musiałeś znieść tego konsekwencje. Ty nie masz żadnych wyrzutów sumienia wobec tego, że kogoś zraniłeś. Ty żałujesz tego, że ktoś Ci, kurwa, nakopał do dupy za złe zachowanie. I masz pretensje do mnie. A wiesz dlaczego? Bo w gruncie rzeczy jesteś żałosnym, słabym człowiekiem, który nie potrafi znosić konsekwencji i nie ma sił sprzeciwić się rodzicom, więc całą swoją nienawiść przenosi na mnie, bo tak mu jest najprościej.
Nawet nie wiedziała, kiedy dotarła do tych wniosków. Być może właśnie przed chwilą. Miała to w dupie. Tak samo jak w dupie miała jego prośbę. Miała nadzieję, że ten cholerny eliksir wybuchnie, może nawet i jej w twarz, wszystko jedno, byleby temu małemu skurwielowi nie wyszedł. Nie zasługiwał na to, żeby cokolwiek mu wyszło. Za to, co zrobił, nie zasługiwał na nic.
Przeniosła wzrok na podręcznik i z ledwością udało jej się ustalić, gdzie są w tym momencie. To był ostatni krok. Tak. Dlatego odszukała sproszkowane kolce jeżozwierza i wrzuciła je do eliksiru.
Ku jej frustracji, eliksir zmienił kolor na turkusowy, a za chwilę zaczęła unosić się nad nim srebrna para. Podręcznikowo.
Bianca zagryzła wargę. Chciała podnieść wzrok na Kierana, ale czuła, że nie może. Czuła, że jej dłonie zaczynają drżeć, a ona sama… jakby się… łamać.
Nie chciała przed nim pokazywać własnej słabości. Przed każdym, tylko nie przed nim. Dlatego jedyne, za co złapała, to za własną różdżkę.
— Gratuluję. Możesz powiedzieć Edwards, że zrobiłeś go sam. Albo go, cazzo, wylać, wypić, cokolwiek. Mam to w dupie.
To były ostatnie słowa, jakie do niego powiedziała. Bezpardonowo po prostu odwróciła się i, ściskając w dłoni różdżkę, ruszyła do wyjścia z komnaty, zostawiając Royce’a z całym tym burdelem. I przy okazji własnymi rzeczami.
Niech sobie sam to wszystko sprząta. Niech przelewa, rozlewa, wylewa, niszczy wszystko, może się nawet i wyżyć na jej torbie, która została w środku. Miała to w dupie. Nie mogła już dłużej znieść jego obecności.
Kiedy tylko zatrzasnęła za sobą drzwi, jeszcze z ręką na klamce, ukryła twarz w drugiej dłoni i z głębokim wydechem czuła, jak całe napięcie z niej spływa. Jak robi się jej słabo, jak łzy cisną się do oczu.
Za co, do kurwy? Za co sobie zasłużyła na coś takiego?
z/t
Punkty Eliksirów: 1
Kostka: 5
Wynik równania oraz bonus: 5+1+1(Kieran)+1(bonus)=8
Czy udane? (jeśli nie, wpisz kostkę na efekt uboczny): udane