31-12-2021, 09:29 PM
Jej uśmiech poszerzył się znacznie, gdy jej przytaknął. Tak, była bardzo zadowolona z takiego obrotu spraw. Tego, że Miles ostatecznie sam przekonał siebie, że jednak woli zostać tutaj, z Biancą, malując obrazy… tak, też… No i przede wszystkim – mieli dla siebie cały wieczór. Cały wieczór na, jak to ujął Miles, zapewnianie sobie rozrywek. Każdej innej rozrywki. Prawdopodobnie oboje wiedzieli, jaka rozrywka kryje się pod każdą inną, ale… tak brzmiała bardziej tajemniczo. Intrygująco.
Miles był intrygujący. Był jej, bądź co bądź, ulubionym artystą. Jedynym, który patrzył na nią jak na chodzącą boginię – choć nie miała pojęcia, czym takim go zachwyciła – oraz tym, który jej przy okazji nie osaczał. Wiedziała, jak artyści potrafili tracić głowę dla swoich muz, poświęcać im życie, pragnąć ich jedynie dla siebie… Miles był zupełnie inny. Nie starał się wchodzić jej na głowę, a nawet wręcz przeciwnie. Dawał jej tyle swobody, ile tylko chciała. Mogła robić, co tylko zapragnęła. I ogólnie. I też z nim.
Był jedynym w swoim rodzaju. Czułym, delikatnym. A przede wszystkim – tym, który nigdy żadnym słowem jej nie obraził.
Czemu rodzice, szukając narzeczonego, który by ją szanował, postawili na Ramseya? Nawet on nie szanował jej tak, jak robił to Miles. W zasadzie nikt tak jej nie szanował – bo nikt inny nie wznosiłby dla niej ołtarza, gdyby tylko sobie tego zażyczyła.
Uśmiechnęła się do niego słodko, kiedy sam wypowiadał jej myśli na głos. No, mniej więcej takie myśli. Bo wydawało jej się, że Miles wystawał zdecydowanie poza normę.
— Och, jesteś – przytaknęła mu z przyjemnością. Gdyby było inaczej, nie próbowałaby go za wszelką cenę zatrzymać dla siebie dzisiejszego wieczoru.
Miles bardzo szybko dostrzegł jej zmianę pozycji. I bardzo szybko zareagował dokładnie tak, jak chciała. Może z odrobinę większą ekspresją, niż sobie wyobrażała, ale to tylko dodawało całej scenie odrobiny… pikanterii?
Uważnie śledziła, jak zbliżał się do niej. Z każdym jego krokiem czuła, jak atmosfera między nimi gęstniała, a jej uśmiech mimowolnie poszerzał się. Przyglądała mu się z zaintrygowaniem, również wtedy, kiedy przed nią uklęknął i składał niebywałe obietnice, wraz z pocałunkiem.
Przybliżyła się odrobinę, wierzchem dłoni przejechała po jego policzku, a następnie ujęła jego podbródek. Nachyliła się odrobinę, pomiędzy ich twarzami pozostawiając naprawdę niewielką przestrzeń, a kiedy ich usta prawie się stykały, szepnęła:
— Poproszę.
I z wyraźnym uśmiechem satysfakcji podała mu prawie pusty kieliszek po winie. Odsunęła się nieznacznie, mrużąc z wyraźnym zadowoleniem oczy. Ich mała gra podobała jej się coraz bardziej.
Miles był intrygujący. Był jej, bądź co bądź, ulubionym artystą. Jedynym, który patrzył na nią jak na chodzącą boginię – choć nie miała pojęcia, czym takim go zachwyciła – oraz tym, który jej przy okazji nie osaczał. Wiedziała, jak artyści potrafili tracić głowę dla swoich muz, poświęcać im życie, pragnąć ich jedynie dla siebie… Miles był zupełnie inny. Nie starał się wchodzić jej na głowę, a nawet wręcz przeciwnie. Dawał jej tyle swobody, ile tylko chciała. Mogła robić, co tylko zapragnęła. I ogólnie. I też z nim.
Był jedynym w swoim rodzaju. Czułym, delikatnym. A przede wszystkim – tym, który nigdy żadnym słowem jej nie obraził.
Czemu rodzice, szukając narzeczonego, który by ją szanował, postawili na Ramseya? Nawet on nie szanował jej tak, jak robił to Miles. W zasadzie nikt tak jej nie szanował – bo nikt inny nie wznosiłby dla niej ołtarza, gdyby tylko sobie tego zażyczyła.
Uśmiechnęła się do niego słodko, kiedy sam wypowiadał jej myśli na głos. No, mniej więcej takie myśli. Bo wydawało jej się, że Miles wystawał zdecydowanie poza normę.
— Och, jesteś – przytaknęła mu z przyjemnością. Gdyby było inaczej, nie próbowałaby go za wszelką cenę zatrzymać dla siebie dzisiejszego wieczoru.
Miles bardzo szybko dostrzegł jej zmianę pozycji. I bardzo szybko zareagował dokładnie tak, jak chciała. Może z odrobinę większą ekspresją, niż sobie wyobrażała, ale to tylko dodawało całej scenie odrobiny… pikanterii?
Uważnie śledziła, jak zbliżał się do niej. Z każdym jego krokiem czuła, jak atmosfera między nimi gęstniała, a jej uśmiech mimowolnie poszerzał się. Przyglądała mu się z zaintrygowaniem, również wtedy, kiedy przed nią uklęknął i składał niebywałe obietnice, wraz z pocałunkiem.
Przybliżyła się odrobinę, wierzchem dłoni przejechała po jego policzku, a następnie ujęła jego podbródek. Nachyliła się odrobinę, pomiędzy ich twarzami pozostawiając naprawdę niewielką przestrzeń, a kiedy ich usta prawie się stykały, szepnęła:
— Poproszę.
I z wyraźnym uśmiechem satysfakcji podała mu prawie pusty kieliszek po winie. Odsunęła się nieznacznie, mrużąc z wyraźnym zadowoleniem oczy. Ich mała gra podobała jej się coraz bardziej.