01-01-2022, 09:58 PM
Już jakiś czas temu zauważyła to u Milesa. Patrzył na nią jak mały szczeniaczek pierwszy raz widzący i poznający otaczający go świat. Zachwyconymi oczętami chłonął wszystko, co tylko znalazło się przed nimi.
Różnica była taka, że oczy Milesa szybko traciły ten blask i zainteresowanie, gdy ich wzrok padał w nieco innym kierunku. Schlebiało jej to. Cholernie jej to schlebiało. Może czasami nawet, ale tylko troszkę, wykorzystywała ten bijący od niego zachwyt… Jednakże o wiele częściej służył jedynie do pieszczenia jej ego. I upewnienia się, że cokolwiek się stanie, po swojej stronie, bezwarunkowo, będzie miała Milesa.
Prawdopodobnie jakaś inna suka na jej miejscu próbowałaby go omotać. W takim stanie Miles był osłabiony, bardziej podatny na manipulację, na każdy szantaż, jaki tylko by sobie wymyśliła, w jakimkolwiek celu. W takim stanie uzyskałaby od niego wszystko, czego by tylko zapragnęła, a on z wdzięcznością, że może jej służyć, oddałby jej wszystko. Jednakże Bianca miała też jedną, bardzo ważną cechę. Była honorowa. W takich momentach była honorowa. I od dziecka uczono jej obrony nie tylko siebie, ale również innych.
Więc gdyby którakolwiek (albo którykolwiek) chciała wyrządzić krzywdę Milesowi, wyrwałaby jej własnoręcznie kłaki.
Odebrała od niego napełniony kieliszek wina i z uśmiechem powróciła do poprzedniej pozy. Przynajmniej na tyle, na ile jej pamięć mięśniowa pozwoliła ją odtworzyć. Popijając trudnek, zatopiła się w kolejnych, niekonkretnych, myślach. Umknęło jej nawet wyrażenie nadziei, iż obraz jej się spodoba. Nie zauważyła nawet, jak maznął się po raz kolejny farbą. Jedynie popijała co jakiś czas wino. Obiecała siedzieć grzecznie – i siedziała grzecznie do samego końca.
Ocknęła się, jak odczarowana, kiedy Miles wypowiedział to finalne słowo koniec.
Dopiero wtedy podniosła na niego wzrok i spojrzała na niego z mieszanką rozczulenia i rozbawienia, widząc kolejną plamę po farbie, tym razem na jego czole. Wyglądał uroczo.
Podnosząc się z tapczanki, wzięła ze sobą i kieliszek wina, i kilka gron winogrona, po czym stanęła u boku Milesa, specjalnie opierając się o niego bokiem.
Rzuciła okiem na obraz, jakby faktycznie była największym znawcą malarstwa. Nie uważała się za takiego, chociaż widziała już bardzo wiele obrazów, przede wszystkim autorstwa Milesa. Wszystkie były piękne. W głowie nie mieściło jej się, jak można potrafić własnoręcznie namalować takie dzieła.
Chociaż z drugiej strony, Miles pewnie to samo myślałby o Biance i jej pasji do walki mieczem.
Przez chwilę zastanawiała się, co powinna powiedzieć. Mogła użyć jakiegoś kąśliwego komentarza, który podbudowałby nastrój. Lecz w tym momencie była o wiele bardziej zachwycona obrazem przedstawiającym ją w zupełnie innym świetle. Lub też kilku światłach. Była o wiele bardziej oszołomiona sposobem, w jaki Miles patrzył na świat. Chyba nawet mu trochę tego zazdrościła.
— Piękne – zdecydowała się w końcu na rozbrajającą szczerość, zwracając ku niemu głowę i upijając łyk wina. – Samo wypowiadanie tego, co ma się w głowie, jest sztuką, lecz przedstawienie tego na płótnie… - Z nieco szerszym uśmiechem uniosła dłoń i wsunęła pomiędzy jego wargi zabrane wcześniej grono winogrona. – Twój sposób patrzenia na świat od zawsze mnie intrygował – niemalże szepnęła, jakby prawiła mu jedno z bardziej intymnych wyznań, jakie przyszło jej wypowiadać. Następnie przysunęła się i podarowała mu krótki pocałunek w policzek. Farba na nim zdążyła już praktycznie zaschnąć, ale i tak na jej wargach zostały ukruszone ślady koloru.
Różnica była taka, że oczy Milesa szybko traciły ten blask i zainteresowanie, gdy ich wzrok padał w nieco innym kierunku. Schlebiało jej to. Cholernie jej to schlebiało. Może czasami nawet, ale tylko troszkę, wykorzystywała ten bijący od niego zachwyt… Jednakże o wiele częściej służył jedynie do pieszczenia jej ego. I upewnienia się, że cokolwiek się stanie, po swojej stronie, bezwarunkowo, będzie miała Milesa.
Prawdopodobnie jakaś inna suka na jej miejscu próbowałaby go omotać. W takim stanie Miles był osłabiony, bardziej podatny na manipulację, na każdy szantaż, jaki tylko by sobie wymyśliła, w jakimkolwiek celu. W takim stanie uzyskałaby od niego wszystko, czego by tylko zapragnęła, a on z wdzięcznością, że może jej służyć, oddałby jej wszystko. Jednakże Bianca miała też jedną, bardzo ważną cechę. Była honorowa. W takich momentach była honorowa. I od dziecka uczono jej obrony nie tylko siebie, ale również innych.
Więc gdyby którakolwiek (albo którykolwiek) chciała wyrządzić krzywdę Milesowi, wyrwałaby jej własnoręcznie kłaki.
Odebrała od niego napełniony kieliszek wina i z uśmiechem powróciła do poprzedniej pozy. Przynajmniej na tyle, na ile jej pamięć mięśniowa pozwoliła ją odtworzyć. Popijając trudnek, zatopiła się w kolejnych, niekonkretnych, myślach. Umknęło jej nawet wyrażenie nadziei, iż obraz jej się spodoba. Nie zauważyła nawet, jak maznął się po raz kolejny farbą. Jedynie popijała co jakiś czas wino. Obiecała siedzieć grzecznie – i siedziała grzecznie do samego końca.
Ocknęła się, jak odczarowana, kiedy Miles wypowiedział to finalne słowo koniec.
Dopiero wtedy podniosła na niego wzrok i spojrzała na niego z mieszanką rozczulenia i rozbawienia, widząc kolejną plamę po farbie, tym razem na jego czole. Wyglądał uroczo.
Podnosząc się z tapczanki, wzięła ze sobą i kieliszek wina, i kilka gron winogrona, po czym stanęła u boku Milesa, specjalnie opierając się o niego bokiem.
Rzuciła okiem na obraz, jakby faktycznie była największym znawcą malarstwa. Nie uważała się za takiego, chociaż widziała już bardzo wiele obrazów, przede wszystkim autorstwa Milesa. Wszystkie były piękne. W głowie nie mieściło jej się, jak można potrafić własnoręcznie namalować takie dzieła.
Chociaż z drugiej strony, Miles pewnie to samo myślałby o Biance i jej pasji do walki mieczem.
Przez chwilę zastanawiała się, co powinna powiedzieć. Mogła użyć jakiegoś kąśliwego komentarza, który podbudowałby nastrój. Lecz w tym momencie była o wiele bardziej zachwycona obrazem przedstawiającym ją w zupełnie innym świetle. Lub też kilku światłach. Była o wiele bardziej oszołomiona sposobem, w jaki Miles patrzył na świat. Chyba nawet mu trochę tego zazdrościła.
— Piękne – zdecydowała się w końcu na rozbrajającą szczerość, zwracając ku niemu głowę i upijając łyk wina. – Samo wypowiadanie tego, co ma się w głowie, jest sztuką, lecz przedstawienie tego na płótnie… - Z nieco szerszym uśmiechem uniosła dłoń i wsunęła pomiędzy jego wargi zabrane wcześniej grono winogrona. – Twój sposób patrzenia na świat od zawsze mnie intrygował – niemalże szepnęła, jakby prawiła mu jedno z bardziej intymnych wyznań, jakie przyszło jej wypowiadać. Następnie przysunęła się i podarowała mu krótki pocałunek w policzek. Farba na nim zdążyła już praktycznie zaschnąć, ale i tak na jej wargach zostały ukruszone ślady koloru.