08-01-2022, 08:21 PM
Plusem Hogsmeade było chociażby to, że można było od ręki uzupełnić brakujące zapasy na przykład pergaminów, piór czy atramentu, bez konieczności pisania prośby do rodziców. Chociaż Shannon zapewne bez większych problemów dostałaby te przedmioty bez większych trudności, od ręki, i tak nie miała ochoty pisać do matki. Dostawała wystarczająco pieniędzy, aby samodzielnie sobie kupić wszystko i gospodarować przez najbliższy czas.
Plusem tegorocznego Hogsmeade było, że mogła wyjść do miasteczka w towarzystwie swojej prawdopodobnie jedynej przyjaciółki. Na liczbę znajomych nie narzekała, najczęściej sama odpychała ludzi od siebie, ale miło było mieć chociaż kilka osób, z którymi mogłaby spędzić czas. Jak z Rue.
Musiała przyznać, że podziwiała ją, że pomimo przeciwności i trudności z widzeniem, ta się nie poddawała, nadal była entuzjastyczna i chciała funkcjonować zupełnie normalnie. Shannon czasami łapała się na tym, że zapomina o jej tymczasowym kalectwie (nie przyjmowała nawet do wiadomości, że jej niepełnosprawność może utrzymywać się już na stałe) i traktuje tak, jakby nic się nie stało.
Złapała się na tym, gdy przyniosła dwie karty dań, gdy w Trzech Miotłach postanowiły coś zjeść. Nadeszła pora lunchu i obie były głodne. Shannon na pewno była.
Przez chwilę stała w takim zawieszeniu, zastanawiając się, co dalej zrobić, aż w końcu usiadła obok dziewczyny. Przecież nie będzie biegała w tę i z powrotem z kartami. Przyniosła dwie, trudno, odniesie dwie.
— Masz ochotę na coś konkretnego? – zagadnęła ją, choć nie była pewna, czy Rue w ogóle pamiętała, co do jedzenia podają w Trzech Miotłach.