22-03-2022, 09:43 PM
Spóźniona! Była przeokropnie spóźniona!
Lexa zazwyczaj nie miała problemu z wstawaniem na czas, zwłaszcza gdy koleżanki zaczynały krzątać się po dormitorium. Jednak poprzedniej nocy zaczytała się w romantyczną powieść dla młodzieży, którą przysłała jej babcia wraz z ostatnim listem, przez co poszła spać dopiero grubo po godzinie drugiej. Nic dziwnego, że przespała absolutnie całą poranną krzątaninę i hałasy, a gdy w końcu się ocknęła, było już za późno, by zahaczyć o śniadanie. Miała równo osiem minut do rozpoczęcia zajęć, a musiała się jeszcze ubrać, zgarnąć książki i pergamin do torby oraz dobiec do klasy eliksirów. Jak dobrze, że nie miała przesadnie daleko; cieszyła się w tym momencie, że Pokój Wspólny Puchonów jest w lochach.
Wpadła do klasy zdyszana minutę po dzwonku. Starając się robić jak najmniej szumu, przeszła na przód klasy, by zająć miejsce obok Kitty. Opadła na ławkę, zmęczona sprintem. — Dlaczego mnie nie obudziłaś? — spytała szeptem z lekkim wyrzutem, wyciągając sfatygowany podręcznik. Pozwoliła sobie też na dyskretne ziewnięcie. Wyglądała na dużo bardziej zmęczoną niż zwykle, bo przez czasową obsuwę nie zdążyła nałożyć swojego skromnego, codziennego makijażu, który zamaskowałby cienie pod oczami. Nie miały jednak zbyt wiele czasu na swoje zwykłe gadulstwo, bo od razu trzeba było przejść do rzeczy.
Nieszczęścia tego dnia dopiero się zaczynały.
Włożyć bezoar do moździerza i rozetrzeć go na drobny proszek – przeczytała Lexa w podręczniku, po czym zabrała się ochoczo do roboty. Może eliksiry nie były jej ulubionym przedmiotem (głównie dlatego, że były bardzo trudne), ale zawsze starała się przykładać na lekcjach. Gdy stwierdziła, że składnik jest odpowiednio przygotowany, zabrała się do dodawania go do kociołka.
Jak się okazało, już na tym początkowym etapie dziewczynie coś nie wyszło. Czy to z roztargnienia, czy z niewyspania, w każdym razie zamiast czterech miarek bezoaru dodała ich pięć. I to czubatych! Dookoła rozbrzmiewały wybuchy, jednak Lexie aż zadźwięczało w uszach od łupnięcia, które rozległo się przy jej stanowisku. Oniemiała patrzyła, jak rozpoczęty dopiero co eliksir zmienia się w zieloną maź, która – jakby mało było tego, że zaczęła się ruszać – rozpoczęła wywód o tym, jakim to Lexa jest warzycielskim beztalenciem. Krzyki powoli cichły, jednak co dziwne, cichły także inne odgłosy otoczenia i po kilku chwilach… Lexa nie słyszała zupełnie nic poza głuchą (hehe) ciszą. — Kitty, widziałaś to co ja? — spytała i z przerażeniem stwierdziła, że nie słyszy własnego głosu!
pierwszy składnik: 5 – 4 +1 = 2 xD
efekt uboczny: 7 – zielona maź nakrzyczała na Lexę, po czym dziewczę ogłuchło
Lexa zazwyczaj nie miała problemu z wstawaniem na czas, zwłaszcza gdy koleżanki zaczynały krzątać się po dormitorium. Jednak poprzedniej nocy zaczytała się w romantyczną powieść dla młodzieży, którą przysłała jej babcia wraz z ostatnim listem, przez co poszła spać dopiero grubo po godzinie drugiej. Nic dziwnego, że przespała absolutnie całą poranną krzątaninę i hałasy, a gdy w końcu się ocknęła, było już za późno, by zahaczyć o śniadanie. Miała równo osiem minut do rozpoczęcia zajęć, a musiała się jeszcze ubrać, zgarnąć książki i pergamin do torby oraz dobiec do klasy eliksirów. Jak dobrze, że nie miała przesadnie daleko; cieszyła się w tym momencie, że Pokój Wspólny Puchonów jest w lochach.
Wpadła do klasy zdyszana minutę po dzwonku. Starając się robić jak najmniej szumu, przeszła na przód klasy, by zająć miejsce obok Kitty. Opadła na ławkę, zmęczona sprintem. — Dlaczego mnie nie obudziłaś? — spytała szeptem z lekkim wyrzutem, wyciągając sfatygowany podręcznik. Pozwoliła sobie też na dyskretne ziewnięcie. Wyglądała na dużo bardziej zmęczoną niż zwykle, bo przez czasową obsuwę nie zdążyła nałożyć swojego skromnego, codziennego makijażu, który zamaskowałby cienie pod oczami. Nie miały jednak zbyt wiele czasu na swoje zwykłe gadulstwo, bo od razu trzeba było przejść do rzeczy.
Nieszczęścia tego dnia dopiero się zaczynały.
Włożyć bezoar do moździerza i rozetrzeć go na drobny proszek – przeczytała Lexa w podręczniku, po czym zabrała się ochoczo do roboty. Może eliksiry nie były jej ulubionym przedmiotem (głównie dlatego, że były bardzo trudne), ale zawsze starała się przykładać na lekcjach. Gdy stwierdziła, że składnik jest odpowiednio przygotowany, zabrała się do dodawania go do kociołka.
Jak się okazało, już na tym początkowym etapie dziewczynie coś nie wyszło. Czy to z roztargnienia, czy z niewyspania, w każdym razie zamiast czterech miarek bezoaru dodała ich pięć. I to czubatych! Dookoła rozbrzmiewały wybuchy, jednak Lexie aż zadźwięczało w uszach od łupnięcia, które rozległo się przy jej stanowisku. Oniemiała patrzyła, jak rozpoczęty dopiero co eliksir zmienia się w zieloną maź, która – jakby mało było tego, że zaczęła się ruszać – rozpoczęła wywód o tym, jakim to Lexa jest warzycielskim beztalenciem. Krzyki powoli cichły, jednak co dziwne, cichły także inne odgłosy otoczenia i po kilku chwilach… Lexa nie słyszała zupełnie nic poza głuchą (hehe) ciszą. — Kitty, widziałaś to co ja? — spytała i z przerażeniem stwierdziła, że nie słyszy własnego głosu!