27-03-2022, 01:12 AM
No i co to za sprawiedliwość?! Człowiek próbuje tu być miły i pomocny, a go w zamian okładają! HALO, policja!
Nie, nie odczuwał tego lekkiego klepania w ramię jako bicie, bo było to tak samo słabe, jak głos Harper. Nie wyglądała dobrze, nawet jeśli sama była przekonana o zupełnie innym stanie rzeczy. Dlatego Mickey dzielnie parł naprzód, żeby zanieść to buntownicze, wkurwiające dziewczę do Skrzydła i zostawić na pastwę pielęgniarki. Chciał pomóc i nawet wymyślić jakąś bajeczkę DLACZEGO w ogóle w środku nocy ujebani błotem potrzebują pomocy, ale jak tak Brooks sprawę stawia, to zostawi ją w progu jak podrzutka, zapuka i pójdzie w swoją stronę.
Akurat wkroczył na pierwszy stopień schodów, kiedy poczuł to słabe okładanie wątłej rączki Harper na własnej twarzy. Aż odruchowo zatrzymał się i nawet cofnął trochę, żeby nie zlecieć nawet z tego jednego schodka. Również trochę odruchowo nie tylko odchylił głowę, ale próbował zasłonić się jakoś własnym barkiem, co nie było wcale zadaniem łatwym, jak się niesie prawie bezwładne ciało, nawet tak niewiele ważące.
- Do jasnej... Brooks, weśże się opanuj! - Warknął na nią trochę zirytowany jej zachowaniem i jako że nie było innego remedium na jej bunty, trochę gwałtownie puścił jej nogi (które do tej pory trzymał pod kolanami, drugą ręką obejmując jej plecy) i uwolnioną dłonią złapał za jeden jej nadgarstek, żeby powstrzymać tę przemoc. Wciąż obejmował ją mocno, bo jednak nie chciał żeby się wyjebała na twarz, więc generalnie teraz skończyła jeszcze dla niej gorzej, przyciśnięta do ubłoconego Cavingtona.
- Chcę ci pomóc, wariatko! - Starał się nie podnosić głosu, więc znowu zabrzmiało to bardziej jak warknięcie.
Nie, nie odczuwał tego lekkiego klepania w ramię jako bicie, bo było to tak samo słabe, jak głos Harper. Nie wyglądała dobrze, nawet jeśli sama była przekonana o zupełnie innym stanie rzeczy. Dlatego Mickey dzielnie parł naprzód, żeby zanieść to buntownicze, wkurwiające dziewczę do Skrzydła i zostawić na pastwę pielęgniarki. Chciał pomóc i nawet wymyślić jakąś bajeczkę DLACZEGO w ogóle w środku nocy ujebani błotem potrzebują pomocy, ale jak tak Brooks sprawę stawia, to zostawi ją w progu jak podrzutka, zapuka i pójdzie w swoją stronę.
Akurat wkroczył na pierwszy stopień schodów, kiedy poczuł to słabe okładanie wątłej rączki Harper na własnej twarzy. Aż odruchowo zatrzymał się i nawet cofnął trochę, żeby nie zlecieć nawet z tego jednego schodka. Również trochę odruchowo nie tylko odchylił głowę, ale próbował zasłonić się jakoś własnym barkiem, co nie było wcale zadaniem łatwym, jak się niesie prawie bezwładne ciało, nawet tak niewiele ważące.
- Do jasnej... Brooks, weśże się opanuj! - Warknął na nią trochę zirytowany jej zachowaniem i jako że nie było innego remedium na jej bunty, trochę gwałtownie puścił jej nogi (które do tej pory trzymał pod kolanami, drugą ręką obejmując jej plecy) i uwolnioną dłonią złapał za jeden jej nadgarstek, żeby powstrzymać tę przemoc. Wciąż obejmował ją mocno, bo jednak nie chciał żeby się wyjebała na twarz, więc generalnie teraz skończyła jeszcze dla niej gorzej, przyciśnięta do ubłoconego Cavingtona.
- Chcę ci pomóc, wariatko! - Starał się nie podnosić głosu, więc znowu zabrzmiało to bardziej jak warknięcie.