27-03-2022, 04:10 AM
Przewrócił oczami na to jakże błyskotliwe określenie go męskim organem. No serio, nie mogła wymyślić nic lepszego?
Najwyraźniej nie. Bo najwyraźniej to zderzenie z drzewem narobiło więcej szkód, niż sama Harper chciałaby przyznać. Ale Mickey'emu wystarczyło widzieć ją nieprzytomną leżącą pod drzewem i nieść nieprzytomną przez kilkanaście minut, zdawał sobie sprawę jak zły mógł być jej stan. Są graczami Quidditcha przecież, wiedzą jak niebezpieczne są pewne wypadki! I w takich sytuacjach zupełnie normalne jest sportowe zachowanie.
Ale okej, rozumiał też dlaczego Harper nie wierzyła w jego pomocność. Pewnie jakby to ona jemu chciała pomóc (rzecz, która nigdy nie miałaby miejsca), to też by nie uwierzył i od razu przeszedłby do słownych przepychanek i bardzo sugestywnych komentarzy.
- Uważaj żebym to ciebie zaraz nie rzucił w dół schodów, to wielce kusząca opcja. - No nie zrobiłby tego, ale przecież ona nie musi tego wiedzieć.
Już uśmiechał się sarkastycznie pod nosem na jej nagły bunt, kiedy tylko podniósł ją z ziemi. I spodziewał się pełnego wykładu o tym jakim to jest chujem i niegodziwcem, oraz domagania się puszczenia jej i ponowną propozycję rzucenia się ze schodów, ale zamiast tego przerwała zupełnie znienacka i... zrobiła chyba najgłupszą z możliwych rzeczy.
Zasłoniła mu oczy. Kiedy wchodził po schodach. Trzymając ją w ramionach.
- Brooks, popierdoliło cię do resz~ - Przerwał zupełnie nagle, kiedy jego uniesiona stopa nie trafiła dobrze na schodek, ześliznęła się niebezpiecznie i Mickey poczuł, jak traci równowagę. I to na tyle, że upadek był nieunikniony.
Miał jednak na tyle refleksu, żeby lecąc twarzą w dół odwrócić się na tyle, żeby to nie Harper przyjebała w schody i jeszcze zamortyzowała jego upadek, tylko właśnie na odwrót.
W rezultacie Mickey jebnął się bardzo boleśnie w łokieć i kość ogonową, a przez fakt, że był ujebany wciąż niedoschniętym błotem, zsunął się jeszcze kilka schodków w dół, więc i łopatki oberwały. PRzynajmniej w jakimś tam stopniu zamortyzował Harper, żeby mocniej sobie w głowę nie przyjebała, chociaż w tej chwili to miał ochotę osobiście jej w ten durny łeb przywalić. Najlepiej czymś cieżkim.
- Ja pierdole... - Wydukał to z siebie zduszonym przez ból głosem, próbując znaleźć wygodną pozycję, gdzie nie bolałyby go obite miejsca. - Chyba serio nieźle się pierdolnęłaś w ten durny łeb, harpia. Zasłaniać oczy niosącemu cię po schodach, świetny plan, gratulacje, kurwa. - Zły był! I obolały...
Najwyraźniej nie. Bo najwyraźniej to zderzenie z drzewem narobiło więcej szkód, niż sama Harper chciałaby przyznać. Ale Mickey'emu wystarczyło widzieć ją nieprzytomną leżącą pod drzewem i nieść nieprzytomną przez kilkanaście minut, zdawał sobie sprawę jak zły mógł być jej stan. Są graczami Quidditcha przecież, wiedzą jak niebezpieczne są pewne wypadki! I w takich sytuacjach zupełnie normalne jest sportowe zachowanie.
Ale okej, rozumiał też dlaczego Harper nie wierzyła w jego pomocność. Pewnie jakby to ona jemu chciała pomóc (rzecz, która nigdy nie miałaby miejsca), to też by nie uwierzył i od razu przeszedłby do słownych przepychanek i bardzo sugestywnych komentarzy.
- Uważaj żebym to ciebie zaraz nie rzucił w dół schodów, to wielce kusząca opcja. - No nie zrobiłby tego, ale przecież ona nie musi tego wiedzieć.
Już uśmiechał się sarkastycznie pod nosem na jej nagły bunt, kiedy tylko podniósł ją z ziemi. I spodziewał się pełnego wykładu o tym jakim to jest chujem i niegodziwcem, oraz domagania się puszczenia jej i ponowną propozycję rzucenia się ze schodów, ale zamiast tego przerwała zupełnie znienacka i... zrobiła chyba najgłupszą z możliwych rzeczy.
Zasłoniła mu oczy. Kiedy wchodził po schodach. Trzymając ją w ramionach.
- Brooks, popierdoliło cię do resz~ - Przerwał zupełnie nagle, kiedy jego uniesiona stopa nie trafiła dobrze na schodek, ześliznęła się niebezpiecznie i Mickey poczuł, jak traci równowagę. I to na tyle, że upadek był nieunikniony.
Miał jednak na tyle refleksu, żeby lecąc twarzą w dół odwrócić się na tyle, żeby to nie Harper przyjebała w schody i jeszcze zamortyzowała jego upadek, tylko właśnie na odwrót.
W rezultacie Mickey jebnął się bardzo boleśnie w łokieć i kość ogonową, a przez fakt, że był ujebany wciąż niedoschniętym błotem, zsunął się jeszcze kilka schodków w dół, więc i łopatki oberwały. PRzynajmniej w jakimś tam stopniu zamortyzował Harper, żeby mocniej sobie w głowę nie przyjebała, chociaż w tej chwili to miał ochotę osobiście jej w ten durny łeb przywalić. Najlepiej czymś cieżkim.
- Ja pierdole... - Wydukał to z siebie zduszonym przez ból głosem, próbując znaleźć wygodną pozycję, gdzie nie bolałyby go obite miejsca. - Chyba serio nieźle się pierdolnęłaś w ten durny łeb, harpia. Zasłaniać oczy niosącemu cię po schodach, świetny plan, gratulacje, kurwa. - Zły był! I obolały...