28-03-2022, 10:56 PM
Czy to z bólu, czy z nie do końca wytłumaczalnego samohamulca, bo kłótnie na korytarzu do bezpiecznych nie należały, Mickey nie odpowiedział. Słyszał ten rzucony szeptem komentarz, ale ugryzł się bardzo mocno w język i jedynie popsioczył trochę w myślach.
W normalnych warunkach - czyli w ciągu dnia i bez niebezpieczeństwa zawieszenia gry w quidditcha - nadal przepychałby się z Harper słownie, ale nie były to normalne warunki. Wręcz wszystko przemawiało przeciwko nim: późno pora, jego ubłocenie, jej stan sugerujący, że coś jest nie tak, sam fakt wyścigu... aż dziwne, że nikt nie złapał ich kiedy nadal uczestnicy byli w powietrzu! Bo czy ktoś złapał po tym, jak Mickey już wygrał i opuścił miejsce "zbrodni" ratując koleżankę... to go zupełnie nie interesowało.
W tej chwili byli względnie bezpieczni.
O ile Brooks nie będzie darła mordy, bo najwyraźniej nie umie przyjąć pomocy.
Wspiął się po schodach niemalże równo z nią, oddalony może o metr. Każdy krok bolał na tyle, na ile boli poruszanie się z solidnie obitą kością ogonową i zwichniętą ręką, ale po trzech krokach już zrobiło się lepiej, ciało przyzwyczaiło się do tej niewygody.
Jak tylko zauważył, że Harper skręca w kierunku kolejnych schodów - spodziewał się tego po tym, co mówiła wcześniej - od razu zareagował.
- O nie, nie, nie zamierzam dać ci powodów do rozpuszczania plot, że zostawiłem cię obolałą bez pomocy. - Podszedł do niej od razu i złapał za łokieć, żeby pociągnąć w kierunku wejścia do Skrzydła Szpitalnego. Pozostał czujny mimo bólu, więc jakby spróbowała się odwinąć z tymi resztkami siły, to z łatwością zrobiłby unik.
W normalnych warunkach - czyli w ciągu dnia i bez niebezpieczeństwa zawieszenia gry w quidditcha - nadal przepychałby się z Harper słownie, ale nie były to normalne warunki. Wręcz wszystko przemawiało przeciwko nim: późno pora, jego ubłocenie, jej stan sugerujący, że coś jest nie tak, sam fakt wyścigu... aż dziwne, że nikt nie złapał ich kiedy nadal uczestnicy byli w powietrzu! Bo czy ktoś złapał po tym, jak Mickey już wygrał i opuścił miejsce "zbrodni" ratując koleżankę... to go zupełnie nie interesowało.
W tej chwili byli względnie bezpieczni.
O ile Brooks nie będzie darła mordy, bo najwyraźniej nie umie przyjąć pomocy.
Wspiął się po schodach niemalże równo z nią, oddalony może o metr. Każdy krok bolał na tyle, na ile boli poruszanie się z solidnie obitą kością ogonową i zwichniętą ręką, ale po trzech krokach już zrobiło się lepiej, ciało przyzwyczaiło się do tej niewygody.
Jak tylko zauważył, że Harper skręca w kierunku kolejnych schodów - spodziewał się tego po tym, co mówiła wcześniej - od razu zareagował.
- O nie, nie, nie zamierzam dać ci powodów do rozpuszczania plot, że zostawiłem cię obolałą bez pomocy. - Podszedł do niej od razu i złapał za łokieć, żeby pociągnąć w kierunku wejścia do Skrzydła Szpitalnego. Pozostał czujny mimo bólu, więc jakby spróbowała się odwinąć z tymi resztkami siły, to z łatwością zrobiłby unik.