08-06-2023, 10:08 PM
Problem z magicznymi zwierzętami jest taki, że każdy rejon ma swoją własną, oryginalną faunę. Są, co prawda okazy które występują zarówno w Polsce, w Koldovstoretz oraz tutaj, ale czy mogła to powiedzieć o nieśmiałkach? Nie wiedziała. Nie miała pojęcia czy braki w wiedzy na ich temat może to zrzucić na brak występowania owych w rejonie czy po prostu akurat na tej lekcji w swojej alma mater nie uważała wystarczająco.
Ale, przynajmniej tego przedmiotu się nie bała. Zarówno zwierzęta, jak i profesor (mimo że wygląd gajowego drwala mógł przemawiać do wyobraźni wielu ludzi) nie napawały ją strachem takim jak napawa przykładowo Ochrona Przed Czarną Magią. Więc dawała sobie przestrzeń na popełnianie błędów i próbowanie doszkalania się w swoim tempie. Poza tym, Bogowie, zwierzątka.
Oczywiście, była też podekscytowana tym, że znaleźli się w Zakazanym Lesie. Sama by się tu szybko nie zagalopowała, ale to zawsze nowe miejsce do zwiedzania. Dlatego dla niezaznajomionych z jej osobą lubi pewnie wydawało się dziwne, że raz na jakiś czas, w drodze na miejsce lekcji, schylała się by podnieść co któryś kamyk czy szyszkę.
Wtedy to, po dotarciu na miejsce, nauczyciel wyjaśnił im cel i pierwsze zadanie. Nieśmiałki. Coś dzwoniło, ale nie wiedziała w którym kościele, dlatego nie była zbyt pewna, którą przekąskę wybrać. Jedyne co to jej przeczucie mówiło, że nie powinny to być pestki dyni. Po prostu, coś jej w tym nie leżało. Wybór jajek elfów padł tylko dlatego, że wydawały jej się jakoś dziwnie fikuśne, trochę rarytasowate, dlatego może akurat nieśmiałki uznają to za taki ichniejszy kawior i się skuszą.
Gdy podeszła do korzeni, kątem oka zauważyła, że w niedalekiej odległości znalazł się zarówno Aidan jak i Pascal. Obu z nich pomachała, a gdy zauważyła że i Pascal wybrał jajka elfów, uśmiechnęła się szeroko. Trochę podniosło ją to na duchu- może akurat trafiła dobrze.
Zauważyła też, że gryfon odkłada torbę. Co, po chwili zastanowienia, okazało się dobrym pomysłem, bo im mniej potencjalnych szelestów, tym lepiej. Dlatego i ona ściągnęła torbę (którą akurat odłożyła gdziekolwiek, bo mogła się pobrudzić) i bardzo powoli zbliżyła się do korzeni.
Zosia bardzo powoli, niemal nie oddychając, zbliżyła się do pierwszego zauważonego nieśmiałka, trzymając wyciągniętą dłoń z przekąską. Zwierzątko, jakby udając, że go tam nie ma, nie ruszyło się ani o milimetr przez dobre kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt sekund.
To sprawiło, że Zosia zaczynała wątpić- zarówno w siebie, jak i swój wybór. Już chciała odsuwać dłoń, gdy nagle jedna z jego patyczkowatych nóżek powoli sięgnęła po jedno, jedyne elfie jajeczko. Po sekundzie kolejne; i kolejne.
Cały ten proces odbywał się trochę powoli, a gdy tylko Zosia drgnęła choć trochę stworek natychmiast zastygał, udając gałązkę. Na całe szczęście Zosia była małym mistrzem nie ruszania się ani o milimetr, a raczej- poruszania się o milimetr tak powoli i mozolnie, że nieśmiałek zajęty jedzeniem tego nie zauważał.
Dzięki tej umiejętności, była w stanie kątem oka zerknąć na Pascala, któremu nieśmiałek jadł trochę pewniej z ręki. Pokazała by mu kciuk w górę, ale boi się ruszyć- więc musi mu wystarczyć szeroki uśmiech. Bo hej- przynajmniej podszedł, no nie?
ONMS: 3
Kostka 1: nieparzysta
Przekąska: jajeczka elfów
Kostka 2: 1
Ale, przynajmniej tego przedmiotu się nie bała. Zarówno zwierzęta, jak i profesor (mimo że wygląd gajowego drwala mógł przemawiać do wyobraźni wielu ludzi) nie napawały ją strachem takim jak napawa przykładowo Ochrona Przed Czarną Magią. Więc dawała sobie przestrzeń na popełnianie błędów i próbowanie doszkalania się w swoim tempie. Poza tym, Bogowie, zwierzątka.
Oczywiście, była też podekscytowana tym, że znaleźli się w Zakazanym Lesie. Sama by się tu szybko nie zagalopowała, ale to zawsze nowe miejsce do zwiedzania. Dlatego dla niezaznajomionych z jej osobą lubi pewnie wydawało się dziwne, że raz na jakiś czas, w drodze na miejsce lekcji, schylała się by podnieść co któryś kamyk czy szyszkę.
Wtedy to, po dotarciu na miejsce, nauczyciel wyjaśnił im cel i pierwsze zadanie. Nieśmiałki. Coś dzwoniło, ale nie wiedziała w którym kościele, dlatego nie była zbyt pewna, którą przekąskę wybrać. Jedyne co to jej przeczucie mówiło, że nie powinny to być pestki dyni. Po prostu, coś jej w tym nie leżało. Wybór jajek elfów padł tylko dlatego, że wydawały jej się jakoś dziwnie fikuśne, trochę rarytasowate, dlatego może akurat nieśmiałki uznają to za taki ichniejszy kawior i się skuszą.
Gdy podeszła do korzeni, kątem oka zauważyła, że w niedalekiej odległości znalazł się zarówno Aidan jak i Pascal. Obu z nich pomachała, a gdy zauważyła że i Pascal wybrał jajka elfów, uśmiechnęła się szeroko. Trochę podniosło ją to na duchu- może akurat trafiła dobrze.
Zauważyła też, że gryfon odkłada torbę. Co, po chwili zastanowienia, okazało się dobrym pomysłem, bo im mniej potencjalnych szelestów, tym lepiej. Dlatego i ona ściągnęła torbę (którą akurat odłożyła gdziekolwiek, bo mogła się pobrudzić) i bardzo powoli zbliżyła się do korzeni.
Zosia bardzo powoli, niemal nie oddychając, zbliżyła się do pierwszego zauważonego nieśmiałka, trzymając wyciągniętą dłoń z przekąską. Zwierzątko, jakby udając, że go tam nie ma, nie ruszyło się ani o milimetr przez dobre kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt sekund.
To sprawiło, że Zosia zaczynała wątpić- zarówno w siebie, jak i swój wybór. Już chciała odsuwać dłoń, gdy nagle jedna z jego patyczkowatych nóżek powoli sięgnęła po jedno, jedyne elfie jajeczko. Po sekundzie kolejne; i kolejne.
Cały ten proces odbywał się trochę powoli, a gdy tylko Zosia drgnęła choć trochę stworek natychmiast zastygał, udając gałązkę. Na całe szczęście Zosia była małym mistrzem nie ruszania się ani o milimetr, a raczej- poruszania się o milimetr tak powoli i mozolnie, że nieśmiałek zajęty jedzeniem tego nie zauważał.
Dzięki tej umiejętności, była w stanie kątem oka zerknąć na Pascala, któremu nieśmiałek jadł trochę pewniej z ręki. Pokazała by mu kciuk w górę, ale boi się ruszyć- więc musi mu wystarczyć szeroki uśmiech. Bo hej- przynajmniej podszedł, no nie?