02-09-2023, 01:25 PM
Będąc szkolną gwiazdą sportu (i będąc tego świadomym, nawet jeśli trochę może to wyolbrzymiając przez rozmiary swojego ego), Mickey napotykał grona znajomych gdziekolwiek by się nie pojawił. Nie ważne, że tych najbliższych osób jeszcze nie widział na imprezie, miał całą masę innych do rozmowy i to też robił, popijając soczek, bo alkohol zdecydowanie go nie rajcował. Zamierzał wykonać kilka zadań z listy bingo, bo nie odmówi zdrowej rywalizacji i - przede wszystkim - wygrania jakiejś nagrody (choć liczył się sam fakt wygranej), ale nie spieszyło mu się do tego, miał na to przecież całą noc.
Z wszelkich możliwych wydarzeń, to co nastąpiło kiedy akurat przyglądał się z rozbawieniem niespodziewanie rozpętanej burzy w innym kącie sali, pojawienie się pewnej konkretnej Gryfonki obok było ostatnim z podejrzewanych scenariuszy. Zauważył ją już jak się zbliżyła na tyle, że gęstniejący tłum nie mógł zapewnić jej ukrycia. Uśmiechnął się pod nosem trochę może sarkastycznie, kiedy zbliżała się w jego kierunku... z zadziwiająco pozytywnym uśmiechem? Pewnie szła do kogoś znajdującego się gdzieś za nim, obok, niedaleko, na pewno nie do niego samego. Zamierzał rzucić jakimś komentarzem jak akurat ostentacyjnie zacznie go wymijać, bo prędzej uznałby, że chciała wykonać takie zagranie, ale ku jego zaskoczeniu zatrzymała się tuż obok. I oparła o ścianę w wyjątkowo... nie-Harperowy sposób. Uśmiech nieco mu zbladł i uniósł odrobinę brwi, będąc dodatkowo zaskoczonym jej tonem, który w przypadku innych osób od razu uznałby za uwodzicielski.
- Harper Brooks, czy robiąc tę beczkę upadłaś przy okazji na głowę? - Chyba aż nawet zmartwił się jej niespotykanym nastawieniem względem siebie samego. Ale żeby trochę to zatuszować, kontynuował niemal od razu. - Daję szansę innym, żeby nie czuli się później onieśmieleni moim doskonałym pokazem umiejętności latania. - Przyjrzał się jej uważniej, szukając oznak upicia, bo co innego mogło tak nagle (i na imprezie z dostępnym nielimitowanym alkoholem) pchnąć tę Gryfonkę do bycia dla niego chyba miłą?
Z wszelkich możliwych wydarzeń, to co nastąpiło kiedy akurat przyglądał się z rozbawieniem niespodziewanie rozpętanej burzy w innym kącie sali, pojawienie się pewnej konkretnej Gryfonki obok było ostatnim z podejrzewanych scenariuszy. Zauważył ją już jak się zbliżyła na tyle, że gęstniejący tłum nie mógł zapewnić jej ukrycia. Uśmiechnął się pod nosem trochę może sarkastycznie, kiedy zbliżała się w jego kierunku... z zadziwiająco pozytywnym uśmiechem? Pewnie szła do kogoś znajdującego się gdzieś za nim, obok, niedaleko, na pewno nie do niego samego. Zamierzał rzucić jakimś komentarzem jak akurat ostentacyjnie zacznie go wymijać, bo prędzej uznałby, że chciała wykonać takie zagranie, ale ku jego zaskoczeniu zatrzymała się tuż obok. I oparła o ścianę w wyjątkowo... nie-Harperowy sposób. Uśmiech nieco mu zbladł i uniósł odrobinę brwi, będąc dodatkowo zaskoczonym jej tonem, który w przypadku innych osób od razu uznałby za uwodzicielski.
- Harper Brooks, czy robiąc tę beczkę upadłaś przy okazji na głowę? - Chyba aż nawet zmartwił się jej niespotykanym nastawieniem względem siebie samego. Ale żeby trochę to zatuszować, kontynuował niemal od razu. - Daję szansę innym, żeby nie czuli się później onieśmieleni moim doskonałym pokazem umiejętności latania. - Przyjrzał się jej uważniej, szukając oznak upicia, bo co innego mogło tak nagle (i na imprezie z dostępnym nielimitowanym alkoholem) pchnąć tę Gryfonkę do bycia dla niego chyba miłą?