07-09-2023, 08:38 PM
Mickey, będąc przyzwyczajonym do uwagi i raczej bycia adorowanym przez koleżanki i znajome, swego czasu nie rozumiał dlaczego Harper jest tak diametralnie inna i wręcz go nie lubi. Nie poświęcała mu uwagi, więc sam zaczął egzekwować wszelkie interakcje, a jaki był na to najprostszy sposób? Będąc cynicznym i będąc aż inwazyjnie sobą. Denerwowało ją to? Więc wykorzystywał ten fakt, żeby denerwować ją celowo bardziej, bo w ten sposób jakkolwiek z nim rozmawiała.
I to nie to, że jej nie lubi, bo właśnie wręcz przeciwnie, nawet jeśli czasem Harper doprowadzała go do szewskiej pasji. Sam przed sobą nawet by nie przyznał, że chce jej zainteresowania i stąd to wszystko... wszystko, więc jakby ktoś pytał, to Brooks bardzo go denerwuje, a on czerpie satysfakcję z dogryzania jej. Ale zupełnie nie był przygotowany na zwrot o so osiemdziesiąt stopni i nagłą sympatię ze strony Gryfonki. Chyba aż trochę wewnętrznie się tym zestresował, chociaż zachował poker face'a i nadal był sobą. A przynajmniej był przekonany, że tak jest.
Każdy kolejny gest Harper, typu to przygryzienie wargi, coraz bardziej wybijały Cavingtona z równowagi i coraz bardziej czuł, że ani trochę nie rozumie sytuacji. Zmarszczył nawet brwi, próbując uważniej przyjrzeć się oczom i ruchom Gryfonki, zrozumieć skąd ta nagła zmiana w podejściu. Gdyby to nie była Harper, to uznałby, że w końcu dziewczę przejrzało na oczy i zauważyło jego zajebistość, ale w taką zmianę u Brooks nie był w stanie uwierzyć tak łatwo.
Jego mentalną podróż przez możliwe wyjaśnienia dziwnego stanu koleżanki przerwał nagły huk i momentalne zakłócenie widoczności wszystkiego dookoła. Z początku Mickey w ogóle nie zorientował się co się stało, poczuł za to jak coś nieprzyjemnie suchego wpada mu do oczu. Zacisnął powieki i wydał z siebie ciche "au", po czym zaczerpnął powietrza... co okazało się błędem, bo momentalnie zaczął kaszleć. Co to?! Poza burzą normalną ktoś jeszcze rozpętał burzę piaskową?!
Jak w końcu wykaszlał z gardła nieprzyjemnie chropowatą substancję, zamrugał energicznie kilka razy, ocierając oczy wierzchem dłoni, bo zaczęły łzawić, poirytowane pyłem. Dopiero kiedy spojrzał na Harper - widząc ją leciutko rozmazaną - zdał sobie sprawę, że to chyba nie piasek, bo cała obsypana była czymś błyszczącym. Rozejrzał się w niezrozumieniu na boki i widząc popłoch oraz wszystko dookoła skrzące się niczym kule dyskotekowe, dotarło do niego, że chyba właśnie cała impreza została ofiarą kawału podobnego do tego, jaki ktoś wywinął na jarmaku.
Chyba najbardziej uderzyło go to, że Gryfonka wydawała się niewzruszona nagłym zajściem i nadal dziwnie uprzejma, wręcz kokieteryjna.
- Harper... khy... nie wiem co cię ugryzło i czy to zaraźliwe, ale nie uwierzę, że właśnie całkowicie zbagatelizowałaś fakt, że zostałaś od stóp do głów obsypana brokatem. - I zmierzył ją całą wzrokiem, stwierdzając pełną trafność swoich słów. Może nawet pomógłby jej otrzepywać się z tego brokatu, ale tak bardzo był skołowany, że nawet o tym nie pomyślał.
I to nie to, że jej nie lubi, bo właśnie wręcz przeciwnie, nawet jeśli czasem Harper doprowadzała go do szewskiej pasji. Sam przed sobą nawet by nie przyznał, że chce jej zainteresowania i stąd to wszystko... wszystko, więc jakby ktoś pytał, to Brooks bardzo go denerwuje, a on czerpie satysfakcję z dogryzania jej. Ale zupełnie nie był przygotowany na zwrot o so osiemdziesiąt stopni i nagłą sympatię ze strony Gryfonki. Chyba aż trochę wewnętrznie się tym zestresował, chociaż zachował poker face'a i nadal był sobą. A przynajmniej był przekonany, że tak jest.
Każdy kolejny gest Harper, typu to przygryzienie wargi, coraz bardziej wybijały Cavingtona z równowagi i coraz bardziej czuł, że ani trochę nie rozumie sytuacji. Zmarszczył nawet brwi, próbując uważniej przyjrzeć się oczom i ruchom Gryfonki, zrozumieć skąd ta nagła zmiana w podejściu. Gdyby to nie była Harper, to uznałby, że w końcu dziewczę przejrzało na oczy i zauważyło jego zajebistość, ale w taką zmianę u Brooks nie był w stanie uwierzyć tak łatwo.
Jego mentalną podróż przez możliwe wyjaśnienia dziwnego stanu koleżanki przerwał nagły huk i momentalne zakłócenie widoczności wszystkiego dookoła. Z początku Mickey w ogóle nie zorientował się co się stało, poczuł za to jak coś nieprzyjemnie suchego wpada mu do oczu. Zacisnął powieki i wydał z siebie ciche "au", po czym zaczerpnął powietrza... co okazało się błędem, bo momentalnie zaczął kaszleć. Co to?! Poza burzą normalną ktoś jeszcze rozpętał burzę piaskową?!
Jak w końcu wykaszlał z gardła nieprzyjemnie chropowatą substancję, zamrugał energicznie kilka razy, ocierając oczy wierzchem dłoni, bo zaczęły łzawić, poirytowane pyłem. Dopiero kiedy spojrzał na Harper - widząc ją leciutko rozmazaną - zdał sobie sprawę, że to chyba nie piasek, bo cała obsypana była czymś błyszczącym. Rozejrzał się w niezrozumieniu na boki i widząc popłoch oraz wszystko dookoła skrzące się niczym kule dyskotekowe, dotarło do niego, że chyba właśnie cała impreza została ofiarą kawału podobnego do tego, jaki ktoś wywinął na jarmaku.
Chyba najbardziej uderzyło go to, że Gryfonka wydawała się niewzruszona nagłym zajściem i nadal dziwnie uprzejma, wręcz kokieteryjna.
- Harper... khy... nie wiem co cię ugryzło i czy to zaraźliwe, ale nie uwierzę, że właśnie całkowicie zbagatelizowałaś fakt, że zostałaś od stóp do głów obsypana brokatem. - I zmierzył ją całą wzrokiem, stwierdzając pełną trafność swoich słów. Może nawet pomógłby jej otrzepywać się z tego brokatu, ale tak bardzo był skołowany, że nawet o tym nie pomyślał.