17-10-2023, 02:16 AM
Od minionej imprezy, na której doświadczył czegoś, czego z jakiegoś powodu nigdy nie spodziewał się doświadczyć, mimo że w pewien pokręcony sposób bezustannie próbował to sprowokować, próbował bardzo usilnie złapać Harper po którejś lekcji albo posiłku. Wbrew pozorom to nie złośliwości były pierwszym co mu na myśl przychodziło, bo szczerze zaskoczyła go cała sytuacja i nie wiedział skąd się wzięła. Ktoś zmusił Harper do flirtu? Założyła się z kimś i przegrała, a jej karą było zrobienie czegoś, co ją odrzucało? (Nadal nie był w stanie pojąć dlaczego jest tak bardzo inna od większości dziewcząt w szkole i dlaczego tak bardzo zawzięła się na nielubienie go) Grała w prawdę czy wyzwanie i to było jej wyzwanie? A może po prostu chciała wywinąć mu tego imprezowego pranka? Nie miał pojęcia jakie było źródło, ale aż go zmartwiło, że Harper Brooks próbowała go podrywać.
Niestety, skubana znikała bardzo skutecznie, kiedy tylko zajęcia się kończyły i chyba barykadowała się w dormitorium, bo nie widywał jej na korytarzach ani posiłkach.
To zdarzenie chodziło za nim i nie dawało mu spokoju aż do piątkowego treningu. Wiadomo, że unosząc się na miotle w powietrzu uwaga skupiała się na czymś zupełnie innym. A po treningu pewnie znowu wróciłby do zastanawiania się co za licho użarło Harper, gdyby nie kolejne nieoczekiwane zdarzenie. I to takie, które bardzo skutecznie wymazało z jego myśli zmartwienie o Brooks. Cały wybuch i wypadek nie tylko same w sobie były zaskakujące, ale jego własna reakcja była niespodziewana. Nigdy dotąd żaden upadek z miotły nie był tak traumatyczny. Z jakiegoś powodu obudziło to w nim niewyjaśniony lęk, który pogłębił się tylko w momencie, kiedy doszły go słuchy o decyzji dyrektora. Noc spędzona w Skrzydle Szpitalnym nie byłaby ani trochę spokojna, gdyby nie dostał odpowiedniego specyfiku mającego pomóc mu zapaść w sen bez snów. Bez tego na pewno miałby koszmary.
Wszyscy gracze Quidditcha zostali wypuszczeni ze Skrzydła po ostatecznych oględzinach przez pielęgniarza. I w tamtej chwili jedyne o czym Mickey marzył, to prysznic. Nie mógł też pozbyć się niepokoju, jaki czuł w klatce piersiowej wraz z bólem siniaków, których nie udało się tak szybko wyleczyć magią, a myśli wciąż wracały do tego niefortunnego treningu. Tak bardzo zamyślił się nad faktem, że to gracz drużyny Gryfonów wpakował zawodników Slytherinu oraz Ravenclaw do Skrzydła Szpitalnego, że nie zwrócił nawet z początku uwagi na to, że schody wywinęły mu psikusa i zamiast zejść bezpośrednio na parter, znalazł się na trzecim piętrze i jeszcze musiał obrać okrężną drogę do kolejnej klatki schodowej, bo tamte schody od razu uciekły w inne miejsce. Westchnął ze zrezygnowaniem i ruszył miarowym krokiem przed siebie.
Wyszedł akurat zza rogu na zakręcie korytarza, żeby idealnie prawie wpaść na nikogo innego, jak właśnie Harper, którą tak usilnie próbował złapać cały tydzień. Tylko że właśnie dzisiaj ani trochę o niej nie myślał, chyba że w kategoriach "jedna z zawodniczek drużyny Gryfonów", nie będąc pewnym, czy nie brała w jakiś sposób udziału w konspiracji przeciwko trenującym drużynom, chcąc sabotować konkretnie jego drużynę przed nadchodzącym meczem. Nie wpadł na nią tylko dlatego, że jak tylko wyszedł zza rogu i zauważył ją niemalże przed sobą, instynktownie odskoczył w tył, mając mini zawał.
- Ja pier-...! - Złapał się dłonią na wysokości serca i niemal od razu puścił, bo zabolało, siniak bardzo o sobie przypomniał. Spojrzał na Gryfonkę oddychając nieco płycej i szybciej, jakby się przestraszył. - Brooks, przyprawisz mnie kiedyś o prawdziwy zawał! - Nie było to oskarżające, ale gdzieś w jego głosie zabrzmiała jakaś nuta... żalu?
Niestety, skubana znikała bardzo skutecznie, kiedy tylko zajęcia się kończyły i chyba barykadowała się w dormitorium, bo nie widywał jej na korytarzach ani posiłkach.
To zdarzenie chodziło za nim i nie dawało mu spokoju aż do piątkowego treningu. Wiadomo, że unosząc się na miotle w powietrzu uwaga skupiała się na czymś zupełnie innym. A po treningu pewnie znowu wróciłby do zastanawiania się co za licho użarło Harper, gdyby nie kolejne nieoczekiwane zdarzenie. I to takie, które bardzo skutecznie wymazało z jego myśli zmartwienie o Brooks. Cały wybuch i wypadek nie tylko same w sobie były zaskakujące, ale jego własna reakcja była niespodziewana. Nigdy dotąd żaden upadek z miotły nie był tak traumatyczny. Z jakiegoś powodu obudziło to w nim niewyjaśniony lęk, który pogłębił się tylko w momencie, kiedy doszły go słuchy o decyzji dyrektora. Noc spędzona w Skrzydle Szpitalnym nie byłaby ani trochę spokojna, gdyby nie dostał odpowiedniego specyfiku mającego pomóc mu zapaść w sen bez snów. Bez tego na pewno miałby koszmary.
Wszyscy gracze Quidditcha zostali wypuszczeni ze Skrzydła po ostatecznych oględzinach przez pielęgniarza. I w tamtej chwili jedyne o czym Mickey marzył, to prysznic. Nie mógł też pozbyć się niepokoju, jaki czuł w klatce piersiowej wraz z bólem siniaków, których nie udało się tak szybko wyleczyć magią, a myśli wciąż wracały do tego niefortunnego treningu. Tak bardzo zamyślił się nad faktem, że to gracz drużyny Gryfonów wpakował zawodników Slytherinu oraz Ravenclaw do Skrzydła Szpitalnego, że nie zwrócił nawet z początku uwagi na to, że schody wywinęły mu psikusa i zamiast zejść bezpośrednio na parter, znalazł się na trzecim piętrze i jeszcze musiał obrać okrężną drogę do kolejnej klatki schodowej, bo tamte schody od razu uciekły w inne miejsce. Westchnął ze zrezygnowaniem i ruszył miarowym krokiem przed siebie.
Wyszedł akurat zza rogu na zakręcie korytarza, żeby idealnie prawie wpaść na nikogo innego, jak właśnie Harper, którą tak usilnie próbował złapać cały tydzień. Tylko że właśnie dzisiaj ani trochę o niej nie myślał, chyba że w kategoriach "jedna z zawodniczek drużyny Gryfonów", nie będąc pewnym, czy nie brała w jakiś sposób udziału w konspiracji przeciwko trenującym drużynom, chcąc sabotować konkretnie jego drużynę przed nadchodzącym meczem. Nie wpadł na nią tylko dlatego, że jak tylko wyszedł zza rogu i zauważył ją niemalże przed sobą, instynktownie odskoczył w tył, mając mini zawał.
- Ja pier-...! - Złapał się dłonią na wysokości serca i niemal od razu puścił, bo zabolało, siniak bardzo o sobie przypomniał. Spojrzał na Gryfonkę oddychając nieco płycej i szybciej, jakby się przestraszył. - Brooks, przyprawisz mnie kiedyś o prawdziwy zawał! - Nie było to oskarżające, ale gdzieś w jego głosie zabrzmiała jakaś nuta... żalu?