Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Przedział numer 35 Ośmioosobowy przedział, w którym w czasie drogi do szkoły uczniowie spędzają wspólnie czas na plotkach i nadrabianiu informacji z wakacji. Nad wygodnymi siedzeniami znajdują się półki by schować bagaż podręczny, za to pod nimi można w schowku znaleźć ciepłe koce gdyby w razie ktoś potrzebował się zagrzać czy uciąć sobie drzemkę. Bo podobno nie śpi się za dużo pierwszej nocy w szkole, trzeba nabrać sił!
Ravenclaw |
50% |
Klasa VI |
17 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 0
Nie miała pojęcia ani w której części pociągu była, ani jaka grupa wiekowa była zgromadzona w najbliższej okolicy. Nie miało to takiego znaczenia w zasadzie... Poza tym, że bardzo chciała spotkać swoich znajomych, przyjaciół, wszystkich, których opuściła ponad rok temu. Czy nadal będą ją lubić, chcieć się z nią zadawać? Czy nie porzucą jej, bo zawadza i jest kulą u nogi? Może i radziła sobie i była dzielna, jednak miała wiele obaw i szarych chmur wokół głowy gdy martwiła się jak to będzie kiedy faktycznie wróci do szkoły. Tyle rzeczy mogło pójść nie tak...
Zajrzała do jednego z przedziałów.
- Jest tu kto? - Zapytała, patrząc w przestrzeń, jednak nie widziała nawet plam sylwetek, zatem pewniej weszła do środka ze swoją walizką na kółkach. Usadowiła się na siedzeniu przy oknie, choć i tak nie mogła patrzeć na krajobrazy, i westchnęła. Podróż mogła być okropnie nudna bez książki czy chociaż widoków za oknem, ale wolała posiedzieć grzecznie póki pociąg nie ruszy. A gdy ruszył, dopiero zaczęła szukać w walizce pierwszej z brzegu książki, by wyjąć ją na kolana i otworzyć całkowicie białe stronice zapełnione drobnymi kropeczkami. Teraz już tylko takie pismo było jej pisane, ale tu nie miała nic przeciwko póki nie musiała szukać konkretnego temattu w podręczniku, tak na przykład.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VII |
18 |
zamożny |
? |
Pióra: 0
Jeśli miała być szczera, chyba nie mogła się już doczekać tego roku szkolnego. A konkretnie – jego końca, bo równoznaczne by to było z wolnością i dalszą przyszłością, dokładnie taką, jaką sobie zaplanowała. Na drodze stał jej tylko ostatni rok nauki w Hogwarcie i OWUTEMy, które miały okazać się dla niej niezbyt przydatne ze względu na to, że i tak zamierzała pójść dalej na mugolski uniwersytet i tam zgłębiać swoją wiedzę historyczną – a potem połączyć ją ze światem magicznym i odkrywać więcej. Nie znaczyło to, że nie zamierzała przyłożyć się do egzaminów. Jej Krukońska natura i ambicja jej nie pozwalały na takie bezczelne olewnictwo.
Musiała tylko przetrwać dzisiejszy dzień. Dzień, w którym wszyscy jechali długie godziny do szkoły, żeby się najeść i pójść spać. Niezmiernie produktywny. No ale, to już ostatni, więc nie powinna narzekać. Może nawet powinna się trochę cieszyć z jego obecności, skoro już więcej czegoś takiego miała nie doświadczyć.
Ciągnąc za sobą kufer, szukała jakiegoś wolnego przedziału. Wszystko jedno, byleby tylko mogła na spokojnie usiąść i zatopić się w lekturze książki, z daleka od krzyków, pisków i wszystkich innych ekscytacji.
Sądziła, że już znalazła tak wypatrywany przedział, ale, niestety, dostrzegła siedzącą gdzieś w rogu sylwetkę dziewczyny z książką na kolanach. Westchnęła cicho i już miała zamiar iść dalej, kiedy w jej głowie nagle coś przeskoczyło i skojarzyła pewne fakty.
Była to dziewczyna, której nie widziała dobry rok. Nie dostała też od niej żadnego sygnału życia, ani nie było jej w Hogwarcie. Teraz siedziała w przedziale i czytała książkę.
Poczuła ukłucie złości i miała zamiar pójść dalej, zostawić ją tak samo, jak Rue zostawiła ją rok temu, ale coś ją tknęło. Sama nie wiedziała, co takiego, ale coś jej w tym wszystkim nie grało. Jakiś chochlik podszeptywał jej, że powinna chociaż zapytać. A jeśli i tym razem ją odtrąci – po prostu sobie pójdzie i będzie żyła dalej, tak jak przez ostatni rok.
Odsunęła drzwi do przedziału, ale nie weszła zbyt głęboko. Nie usiadła też na miejscu. Po prostu stała w miejscu i patrzyła na dziewczynę, ale coś wyraźnie jej nie grało. Nie mogła skojarzyć tylko, co takiego.
— Cześć, Rue – odezwała się na powitanie, choć nieco chłodnym i zdystansowanym tonem. – Dawno Cię nie widziałam w szkole.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VI |
17 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 0
Nie spodziewała się towarzystwa zbyt szybko, ale nie mogła powiedzieć żeby nie byłą z tego zadowolona. Chociażby dlatego, że samotna podróż miała być dwa razy dłuższa niż faktycznie, oraz dlatego, że po prostu lubiła ludzi, chciała towarzystwa. Inna sprawa, że gdy usłyszała znajomy głos, od razu zapaliła jej się lampeczka pierwszego ostrzeżenia z obaw, jakie w niej tkwiły tyle czasu. I gdy podniosła wzrok, bardziej odruchowo, na plamę z rudą otoczką wokół głowy - tak mniej więcej, bo szczerze jeśli miałaby pokazać gdzie twarz dziewczyny jest, to pewnie by się pomyliła.
Ale głos poznała z pewnością, a rudawa plama jedynie podpowiedziała jej z kim ma przyjemność. Lub nie, naprawdę nie dało się powiedzieć po tonie jej głosu. Patrzac więc gdzieś w przestrzeń obok Shannon, posłała jej blady, acz przyjazny uśmiech.
- Shannon, hej! Nie było mnie w zeszłym roku, ale tego już nie mogłabym odpuścić. - Pokręciła lekko głową, acz nie miała pojęcia jak się w zasadzie zachować. Jakoś jej sto razy przemyślane scenariusze chwilowo przestały funkcjonować. Zamknęła swoją białostronicową książkę naznaczoną masą wypukłych punkcików.
- Mam nadzieję, że tobie lepiej minął ten rok? - zapytała dość nieśmiało, nie będąc pewną nastawienia rudowłosej.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VII |
18 |
zamożny |
? |
Pióra: 0
Była nieco zdezorientowana, szczególnie, gdy Rue spojrzała na nią… a może raczej na przestrzeń obok niej. Shannon nawet obróciła nieco głowę, aby spojrzeć, czy obok nie stoi jakiś dowcipniś, który przykułby wzrok Rue, ale nie, niczego nie było. Zmarszczyła nieco brwi i spojrzała uważniej na Rue z przyjaznym, choć nieco niemrawym spojrzeniem, a potem dostrzegła, jak zamyka książkę. I zmarszczyła brwi jeszcze bardziej, bo zdawało jej się, że ta książka jest… kompletnie biała. Nie widziała na niej druku, żadnych liter. Może nie zdążyła? Może to był akurat przedział między rozdziałami?
Mimo wszystko czuła, że coś tutaj nie gra. Chyba głównie dlatego weszła nieco dalej, wciągnęła za sobą jednym ruchem kufer, chociaż nie wrzuciła go na żadną półkę, pozwoliła mu po prostu stać luzem, samemu siadając na miejscu w przedziale i przyglądając się Rue uważnie.
— Poza tym, że moja przyjaciółka nie wróciła na cały rok do szkoły i nie wiem, dlaczego, to całkiem nieźle – stwierdziła dość sugestywnie, mając nadzieję, że Rue wytłumaczy jej tę nieobecność.
Coś jej w tym wszystkim nie grało, i głównie dlatego postanowiła dać jej szansę na wytłumaczenie całej sytuacji zamiast skreślić ją od ręki za opuszczenie bez żadnego słowa.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VI |
17 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 0
Skrzywiła się lekko, mrugając i spuszczając na chwilę wzrok w naturalnym odruchu. Cóż, Shannon oczywiście miała pełne prawo by być złą i Rue nawet nie miała dość dobrego wyjaśnienia sytuacji. Nie odzywała się z czystego egoizmu chęci poradzenia sobie samej, dojścia do siebie i tak naprawdę myślała tylko o tym, że ona sama nie chciała być traktowana jako ktoś gorszy czy z żalem, pobłażaniem. Nie chciała litości. Nie pomyślała jednak o tym, że dbając o swoje uczucia i zdrowie, skrzywdziła innych, kiedyś jej bliskich, teraz... Cóż, pewnie już nie. A przynajmniej nie obustronnie.
- Przepraszam. Nie wiem, pewnie chodzą różne ploty i będą próbowali mi wmówić, że zaciążyłam czy coś... - Wzruszyła nikle ramieniem. - A tak naprawdę to miałam wypadek, w zeszłe wakacje jak z mamą warzyłyśmy eliksir i straciłam wzrok. Prawie całkiem, widzę jakieś... Nie wiem, plamy, coś, nie umiem nawet określić. Potrzebowałam ten rok żeby się nauczyć żyć od nowa, i wrócić do szkoły. Mama w tym czasie najpewniej dalej szuka medyka, który będzie w stanie mi pomóc.
Odetchnęła, po czym "spojrzała" na Shannon, a raczej ku niej. Było jej trudniej o tym mówić, niż podejrzewała. Czuła się jak ofiara losu, a przecież tego chciała uniknąć. Nie chciała być przykrym efektem eksperymentu, i choć przecież tylko opowiedziała co się stało, i tak czuła się jakby się nad sobą użalała. Ale czy Shannon nie zasługiwała na pełną historię?
- Przepraszam, Flo. - Bo tak ją często nazywała, kiedyś, jeszcze zanim ją porzuciła jak ostatnia szuja. - Nie chciałam cię zranić. Tylko... Nie wiem, chyba zbyt bardzo bałam się litości wobec mnie. Radzę sobie, a wzrok jestem pewna, że odzyskam. Teraz tylko na trochę muszę sobie poradzić bez tego. Ale gdybyś wiedziała jakie to okropne i trudne być optymistką w momencie kiedy wszyscy traktują cię jak kule u nogi, albo upośledzoną.
Szczególnie trudne gdy obie wiedziały doskonale o jej ogromnym marzeniu bycia medykiem w Św. Mungu, na co nie miała najmniejszych szans nie widząc pacjentów ani ich obrażeń. Była zdeterminowana by przywrócić sobie tą możliwość, a jej wiara była silniejsza niż nie jednej osobie by się zdawało.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VII |
18 |
zamożny |
? |
Pióra: 0
Shannon, mimo wszystko, stała niewzruszona. Nie zareagowała ani na spuszczenie wzroku przez Rue, ani na żart, że pewnie będą wmawiali jej, że zaciążyła. Nie obchodziły ją żarciki i to, co będą mówić inni. W tym momencie chciała się dowiedzieć, co Rue miała do powiedzenia i, na szczęście, nie musiała na to długo czekać.
Nie wiedziała, co poczuła, kiedy usłyszała pełną wersję. Ale wierzyła jej. To tłumaczyło to dziwne, nieco nieobecne spojrzenie ulokowane nie bezpośrednio na niej, tylko gdzieś obok, i zupełnie białe stronice książki. Poza tym, nie sądziła, aby Krukonka była na tyle głupia, aby wymyślać kłamstwo tak proste do sprawdzenia. I… chyba zrobiło jej się żal. Nie, raczej współczuła Frye. Nie chciałaby być na jej miejscu i domyśliła się, jak ciężko musi jej być teraz, bez wzroku i prawdopodobnie bez przyszłości. Wybrała sobie w końcu zawód, w którym był on jak najbardziej potrzebny.
Nie zamierzała okazywać jej jakiegoś politowania. Sama powiedziała, że wcale tego nie chce i prawdopodobnie tylko jeszcze bardziej by ją to wszystko zdołowało.
Jednakże ta odpowiedź jej zupełnie wystarczyła, aby podjęła decyzję.
Wyciągnęła różdżkę, a jej końcem wskazała swój kufer.
— Locomotor.
W założeniu kufer miał się poderwać i wylądować na półeczce nad nimi, jednakże ten ani drgnął. Z lekkim poirytowaniem, Shannon powtórzyła formułkę:
— Locomotor.
Tym razem kufer lekko drgnął. Podniósł się nawet nad ziemię kilka cali i kiedy już myślała, że spokojnie wyląduje na półce, ten z łoskotem wylądował na podłodze.
Miała ochotę go co najmniej kopnąć. Ale zamiast tego zamknęła oczy i wzięła dwa wdechy. Schowała różdżkę i stwierdziła, że skoro tak, to niech sobie tutaj stoi.
Nie był to popis jej czarodziejskich mocy, ale… może była zdenerwowana. Sama nie wiedziała. Przed chwilą zaledwie sporo się wydarzyło.
Usiadła przy drzwiach, naprzeciwko Rue i popatrzyła na nią. Nie miała pojęcia, co powinna jej powiedzieć. Bo zdawało jej się, że przyjmuję wyjaśnienia już powiedziała, postanawiając zostać z nią w przedziale.
— Nikt nie zna żadnego eliksiru albo zaklęcia, który mógłby przywrócić Ci wzrok? – zapytała ostatecznie, bo stwierdziła, że litowanie się i biadolenie, jaka jest biedna, tylko pogorszy stan psychiczny przyjaciółki. A tak… może przynajmniej sama się czegoś dowie. Albo się do czegoś przyda. W końcu też miała niezłą wiedzę.
Locomotor1: 1
Locomotor2: 2
Zadanie:[4] It's a kind of magic
Uczestnicy: Rue Frye
Progress:1/3
Ravenclaw |
50% |
Klasa VI |
17 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 0
W zasadzie nie wiedziała co oznacza ta cisza. Nauczyła się czytać ciszę dosyć dobrze, tak jej się zdawało, szczególnie gdy miała delikatną podpowiedź w postaci plamy mającej reprezentować Shannon. To mówiło jej, że nie wyszła ani w połowie opowieści, ani po niej. A jednak jej mina, gesty, reakcja... W zasadzie zupełnie nic nie wiedziała, co było tylko bardziej stresujące.
Ale w końcu Shannon poruszyła się, a Rue usłyszała jak lokuje swój bagaż na miejscu. Znaczy, próbowała. Tak czy inaczej, została. Choć nie miała świadomości nawet, że była tak bardzo przejęta, że wstrzymała oddech na jej decyzję, teraz poczuła jak z barków spadł jej ogromny ciężar. Na tyle ciężki, by odetchnąć cicho, wyrównując pracę serca.
- Dziękuję. - Powiedziała bardzo cicho, zanim jeszcze rudowłosa usiadła na miejscu. A kiedy już zajęła swoje miejsce, na przeciwko, i Rue wiedziała gdzie w razie co rzucać niewidzące spojrzenia, usłyszała pytanie, na które marzyła by znać odpowiedź.
- Nikt nie przewidział, że eliksir wybuchnie komuś w twarz tak pechowo. Ale próbowałyśmy z mamą wszystkiego. Zaklęcia, eliksiry, byłyśmy w Mungu naturalnie... Mama szukała też wolnych medyków czy profesorów, w Anglii póki co. Ale to wszystko jest w zasadzie cholernie drogie, mimo że nie przynosi efektów. A w wakacje już odpuściłyśmy żeby zrobić mi wyprawkę do szkoły, z jaką nie zginę.
Wzruszyła ramieniem lekko, posyłając dziewczynie nikły uśmiech, siląc się na pogodę ducha i pewność siebie, której w istocie jeszcze jej brakowało. Jednak w tym momencie wychodziła z założenia, że jeśli przekona wszystkich dookoła, że jakoś to będzie, to i sama przyjmie to za pewniak i będzie łatwiej.
- Ale nie chcę żebyśmy nad tym teraz się pastwiły. Opowiedz mi co u ciebie, jak minął ostatni rok, poza zasłużonym gniewem na mnie, który spróbuję ci jakoś wynagrodzić, okej?
Mało składne zdanie było obecnie jedyną oznaką jej faktycznego stresu nie tylko jej sytuacją, ale i tym spotkaniem i emocjami z nimi związanymi.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VII |
18 |
zamożny |
? |
Pióra: 0
Zerknęła z odrobiną zdziwienia na dziewczynę, przez chwilę jeszcze milcząc. Po tych podziękowaniach… Wyglądało na to, że Rue naprawdę zależało na tym, aby Shannon tu została i nie odrzuciła jej po opowieści. I wyglądało na to, że naprawdę się nie tylko przejmowała, ale stresowała. Może o’Floinn nigdy nie była typem ciepłej przyjaciółki, przypominała raczej dość zimną, wyniosłą skorupę, ale wewnątrz naprawdę tlił się niewielki płomień emocji. A teraz zdołała wykrzesać z siebie nawet delikatny uśmiech z odrobiną zrozumienia.
Słuchała tego, co dalej mówiła Rue. Faktycznie, ten rok musiał być dla niej bardzo ciężki, skoro wszędzie, gdzie szukała pomocy, tam każdy rozkładał ręce. Czy to było aż tak ciężkie? Często zdarza się, że eliksiry wybuchają komuś w twarz, ale… w sumie to też nie zawsze kończy się utratą wzroku, chociaż w jakimś stopniu.
Jej myśli powędrowały gdzieś już dalej. Nie mogła uwierzyć, że w całej historii magii naprawdę nie znalazł się chociaż jeden czarodziej, który był w stanie przywracać komuś wzrok.
— To nie do pomyślenia, że minęły tysiące lat czarodziejskiego rozwoju, a my nadal nie potrafimy przywrócić komuś wzroku – stwierdziła w końcu, nieco przytomniej wędrując spojrzeniem na twarz Rue. – Chociaż współczesna medycyna zachowuje się trochę jak młody dorosły. Zapomina i burzy wszystko, co wiedzieliśmy w starożytności, żeby dochodzić do tego z powrotem na nowo. – Tyle mogła stwierdzić na pewno, jako obserwator i znawca historii. – Możliwe, że już kiedyś znalazło się takie rozwiązanie, tylko ludzie o nim zapomnieli. W starożytnych zwojach… Przecież Egipt, Rzym, Grecja, Chiny, Indie, to były najbardziej rozwinięte kraje. Egipska technika leczenia zębów była wtedy prawie tak samo rozwinięta jak nasza obecnie. Na pewno musi coś gdzieś być.
Tylko że ona, jako uczennica, nie była w stanie pojechać na wyprawę, przekopać cały świat włącznie ze starymi bibliotekami, żeby wrócić tutaj ze znalezioną wiedzą. To mogło zająć jej nawet lata…
— Napiszę do mojej matki – stwierdziła. To jej się wydawało najrozsądniejszą opcją. – Może zainteresuje ją tym razem rozwój magicznej medycyny w starożytności… i przy okazji może znajdzie eliksir albo zaklęcie, które mogłyby Ci pomóc. Na pewno będzie szczęśliwa, mając nowe podłoże do rozpoczęcia badań.
W tym wszystkim jakoś nawet uciekło jej pytanie odnośnie tego, jak spędziła rok szkolny. Może lepiej. Nie było o czym opowiadać.
Dlatego wzruszyła tylko ramionami.
— Nic ciekawego się u mnie nie działo. Nadal mam takie same plany, nic się szczególnie nie zmieniło.
Shannon prowadziła dość… monotonne, ale za to bardzo poukładane życie.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VI |
17 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 0
Cóż, może i bywała chłodna, ale Rue, choć zawsze optymistyczna, nie była też nie wiadomo jaką miękką kruszynką z wylewem emocji. W zasadzie, była dosyć... Kiedyś była inna. Po prostu. Wyrachowana nieco, żądna przygód. Zdecydowana czego chce, mówiąca co myśli otwarcie i bez wstydu. Ironiczny humorek, taka troszkę zadziora, która niemal każdego potrafiła sobie zjednać, albo przynajmniej nie obrócić przeciwko sobie. Była esencją pewności siebie i ciętej riposty. Nie potrzebowała uniesień i uczuć, bo wystarczało jej, że miała poczucie bycia jednością. Miała przyjaciół i wszystko było dobrze. Żadnych patologii, żadnych dramaturgii. Nawet miłostka była wtedy niewinna i raczej swobodna.
Teraz nie miała tak wiele z tego wszystkiego. Utrzymywała wciąż, czasem na siłę, pozytywne myślenie i zakotwiczyła się w myśli, że niewidomość jest tylko na chwilę. Starała się bardzo mocno być silną i nie dać się stłamsić, wrócić do siebie takiej, jaką kiedys była. Ale czasem było to bardzo trudne. Obawiała się, że jej przyjaciółka mogłaby tego nie zrozumieć, tak samo jak ona sama by nie zrozumiała rok temu, była pewna. Niektóre rzeczy ciężko pojąć gdy nie ma się z nimi styczności bezpośredniej, a zwykła empatia nie zawsze wystarcza.
- Taak, też tak sądziłyśmy z mamą, że w sumie oczywiste, że coś musi być. Ale no, chujnia, pewnie jeszcze sobie poczekam.
Zaznaczała w ten sposób, że to nie było "nigdy", a "kiedy to się skończy". Bo nie dopuszczała innej opcji, miała odzyskać wzrok i już. Nawet jeśli miała przy tym świadomość tego, jak było to skomplikowane.
- Wiesz, też jest kwestia tego żeby dojść co podziało się w eliksirze, że tak się stało, jak się stało. Znaczy, jestem sierotą i niechcący wpadł mi dodatkowy składnik, i puf, ale jaka reakcja zaszła, to tylko gdybanie. Najwyraźniej tu ma to spore znaczenie.
Mimo wszystko uśmiechnęła się z wdzięcznością do rudowłosej. Litości nie znosiła, ale to była po prostu szczera chęć pomocy i, bogowie, jeśli miałaby przynieść pozytywny skutek, chciała spróbować koniecznie. Pokiwała zatem głową w zgodzie z propozycją.
- Jeśli tylko miałaby chęć i przestrzeń, jasne. Dzięki.
Na krótkie podsumowanie Shannon troszeczkę się zawiodła. Znaczy, niby dobrze, że nic się nie zmieniło, bo mogło coś złego się stać i byłoby słabo. Ale jednocześnie przecież w ciągu całego roku coś się musiało dziać, tak? Rue nie była pewna czy na pewno wszystko było takie przeciętne, czy może Shannon nie chce jej już nic mówić. Wcale by jej jednak nie winiła, w zasadzie...
- Oh, okej. To może lepiej w sumie. - Powiedziała mimo wszystko łagodnie, choć jej uśmiech odrobinę zelżał.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VII |
18 |
zamożny |
? |
Pióra: 0
Co innego jej pozostawało, jak nie usiąść i westchnąć głęboko? To było praktycznie niemożliwe, żeby przez wszystkie lata postępu magicznego nie wynaleziono żadnego lekarstwa na ślepotę. Pomijając już tę wrodzoną, to ta nabyta powinna być jak najbardziej uleczalna! Chyba że…
Jedynym, czego nie potrafiła uleczyć magia, była czarna magia i jej ślady. One nie znikały, pozostawały już na całe życie, ale… jakoś nie chciało jej się wierzyć, że Rue próbowała uwarzyć jakąś truciznę. Zwyczajnie nie pasowało jej to do obrazu dziewczyny. Mimo wszystko jednak zmarszczyła brwi i chociaż rozważała zapytanie ją o to, chwilowo milczała.
Jak się okazało – słusznie, bo Rue dość szybko wyjaśniła jej, co się takiego stało. Nieszczęśliwie wpadł do kociołka dodatkowy składnik i wszystko zadziało się właśnie w ten sposób… Shannon westchnęła cicho. Może nigdy eliksiry i reakcje chemiczne nie były jej mocną stroną, ale sposób, w jaki przedstawiała to Krukonka, był bardzo poważny. To wszystko brzmiało poważnie i skomplikowanie. Chociaż z drugiej strony, jeszcze nic skomplikowanego jej nie odstraszyło, a jedynie dodało motywacji, żeby się czegoś nauczyć, poszerzyć swoją wiedzę, chociaż na polu teoretycznym.
Uśmiechnęła się do niej lekko i krótko, i sama skinęła głową. Na pewno, kiedy tylko dotrą do zamku, wyśle sowę do matki z prośbą o pomoc. Sama też przejdzie się po regałach biblioteki, również tych, których do tej pory raczej nie odwiedzała. Nie sądziła, że znajdą jakiekolwiek lekarstwo akurat w zamku, ale warto było spróbować.
Dostrzegła, jak na dość lakoniczną odpowiedź Shannon, uśmiech Rue nieco zaniknął. Zrobiło jej się nawet odrobinę przykro, ale naprawdę… co miała powiedzieć? Nic wyjątkowego w jej życiu się nie wydarzyło. Była tylko zdezorientowana, kiedy jej przyjaciółka nie wróciła do Hogwartu i nie dawała znaku życia – ale już wyjaśniła, dlaczego tak było, więc chyba nie było sensu wałkować tego tematu czy grać na sumieniu Rue, tym bardziej, że nie była to jej wina.
Miała nawet coś powiedzieć, już otwierała usta, kiedy niespodziewanie pociągiem szarpnęło i dość gwałtownie stanął w miejscu. Shannon wyciągnęła automatycznie dłoń, żeby się czegoś złapać, ale nie wymierzyła zbyt dobrze i wylądowała na siedzisku naprzeciwko. Dość szybko jednak odrzuciła myśli o sobie i zwróciła wzrok w stronę Rue, szybko łapiąc ją za ramię.
— Wszystko w porządku? – spytała z przejęciem, bo w końcu dla dziewczyny to musiało być znacznie większe przeżycie niż dla niej samej. – Cholera, chyba coś się stało, skoro tak nagle zahamowali – rzuciła okiem w stronę wyjścia z przedziału, ale widząc zbierających się na korytarzu ludzi, szybko zrezygnowała z dołączenia do tego grona.
|