Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Wewnętrzna altana z balkonem To piękne miejsce z witrażami w oknach nie raz było miejscem, gdzie młode serca znajdowały siebie nawzajem, a zniszczone przyjaźnie skłaniały się do naprawienia zniszczeń. Może to romantyczna aura tego miejsca, a może po prostu fakt, że to dość ustronne miejsce, a przy tym ze wspaniałymi widokami na Błonia. Z oszklonego przedsionka można przejść na balkon, jeśli tylko pogoda była odpowiednia. Pomimo braku drzwi, dzięki odpowiedniemu zaklęciu chłód ani zjawiska pogodowe nie wpadają do środka, dzięki czemu nawet w zimę spędzenie czasu w samym przedsionku nie powinno grozić zamarznięciem.
środa, 9 września, godzina 18:00
Zdaje się, że gdyby państwo Nott zdawali sobie sprawę z tego, na co traci pieniądze ich córka, przemyśleliby ponownie wysokość jej kieszonkowego oraz licznych bonusów przyznawanych na jej prośbę, kiedy to już zdąży wszystko wydać. Jednak nie wiedzieli, a więc nie mogło ich to boleć, a Madeline miała w związku z tym sporo zabaw, na które nie mogli sobie pozwolić w tym samym stopniu inni uczniowie! Była jednak grupka nastolatków równie uprzywilejowanych, co ona i choć nie przykładała zwykle zbyt dużej wagi do statusu majątkowego kolegów i koleżanek, w dzisiejszej zabawie musiała mieć sobie równych.
Hazard był czymś, w co Madeline może nie powinna była się wkręcić, ale spotkania towarzyskie, gra w gry oraz obstawianie pieniędzy, każda z tych rzeczy brzmiała ekscytująco! A jak je połączyć?
Dogadali więc miejsce oraz czas, wybrali na dzisiejszy wieczór kości i byli gotowi!
Puchonka przyszła na piąte piętro z Milesem, któremu całą drogę z dołu ochoczo opowiadała historię o gnębiwtryskach. A przynajmniej aż do momentu, w którym nieco odeszła od tematu na rzecz wspomnienia o książce, którą znalazła wśród literatury mugolskiej w dosyć zaniedbanym dziale biblioteki.
- I wydaje mi się, że rzeczy nabierają tempa. Ale wiesz, nabierają tempa - zakończyła poruszając sugestywnie brwiami, po krótkiej wzmiance o parze opisywanej w opisywanej książce.
Po wejściu do pomieszczenia, zatrzymała się i oparła ręce na biodrach, rozglądając się po pomieszczeniu.
- Wiesz, to wielka szkoda, że więcej osób nie może... Nie może, bądź nie chce - przekrzywiła tu lekko głowę, sugerując, że raczej zwyczajnie nie chcą. - Spędzać czasu w ten sposób. Tyle miejsca. Tyle!
Wskazała zamaszystym ruchem rąk na otoczenie.
- I mogłabym pochwalić się większej ilości osób, ale ty musisz się nadać - zaczęła sięgając do torby. - Bez urazy, wiesz, że cię uwielbiam - tu spojrzała nawet na niego, jakby upewniała się, czy aby na pewno to wie.
Czy uwielbiała? Bez wątpienia nie był jedyną osobą, która to od niej słyszała.
Zaraz ponownie zatopiła się w czeluściach swojej torby.
- Aha!
Wyciągnęła triumfalnie zdobioną złotą nicią, błękitną sakiewkę i wzniosła ją na moment ponad swoją głowę. Następnie opuściła rękę, by wydobyć z opakowania zestaw bladoróżowych, kwarcowych kości.
- Całkiem fajne, co nie? - spytała zdecydowanie dumna z nowego nabytku, którym wreszcie było jej dane się pochwalić.
Nie było innej odpowiedzi. Były całkiem fajne!
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 137
Miles wbrew obiegowej opinii bycia katarynką wiecznie nakręconą i gadającą niestworzone rzeczy (znaczy dla niego były w pełni realne i normalne, ale niestety mało kto dostrzegał w jaki niby sposób, nie wspominając o byciu na bieżąco z tym, o czym akurat gadał), jednak ostatecznie był niezłym słuchaczem. W każdym razie jak ktoś był naprawdę ciekawy i potrafił opowiadać, Miles nie wtrącał słowa, bo chciał znać każdy szczegół! A jak przerywał albo się wcinał z innym tematem, to znaczy, że chujowo opowiadasz, sorry not sorry. Ewentualnie po prostu jest cholernie znudzony, a o to w zasadzie było łatwo.
Lubił Mad. Była chaotyczna, bardzo ekscentryczna i po prostu niezwykle... Głośna. Lubił to, bo była przez to ciekawa, inna, inspirująca w pewien nieoczywisty sposób. Nie wspominając, że zwyczajnie fajnie posłuchać jak ktoś coś mówi ciekawego, a nie tylko słucha biernie i uśmiecha się jak debil. A jeszcze wszyscy myśleli, że nie widać jak bardzo nie ogarniają tematu... Ugh, czasem na równi z uwielbieniem ludzi, nie znosił ich. Tych nudnych głównie.
- Uu, to chyba nawet się skuszę, musisz mi podrzucić tą książkę. Nie zapomnę.
Brzmiało prawie jak groźba! Wszedł z nią do przytulnego... No, miejsca, rozglądając się po krótce, chociaż i tak głównie kości go interesowały.
- Pewnie się boją, frajerzy. - Rzucił z rozbawieniem. - Nie wierzę, że nie mieliby czego postawić, albo minimum hajsu, albo nawet jakieś, nie wiem... Zegarki, buty, cokolwiek. Ale może uda mi się zwerbować w końcu kogoś jeszcze. - Tu lekko się ku niej nachylił z uśmiechem, by wyszeptać: - Wjadę im na ambicje.
Nawet się nie krył z manipulacją, to dopiero bezczelność. Wyprostował się dumnie, jak zawsze, wiecznie nastroszony paw (no może poza tym momentem kiedy jego idealny mejkap spłynął wraz z ponczem na imprezie...) i podszedł do stołu, odsuwając dla Mad krzesło i zapraszając ją wzrokiem i wdzięcznym ruchem ręki.
- Ms Nott. - Prawie jak na randce, tylko hazardowej i jedno wyjdzie w bankructwie. The best!
Nie zignorował jednak pokazanych kości! Naturalnie, nachylił się, oglądając je ze szczerym i nieskrywanym zainteresowaniem, jedną z nich nawet biorąc w dwa palce i obracając przed twarzą. W końcu oddał kostkę dziewczynie, kierując się do miejsca na przeciwko niej.
- Bardzo ładne. Następnym razem gramy moimi.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 87
To były zaledwie pierwsze tygodnie szkoły, a już obfitowały w niespodzianki! Pomijając już niefortunne wydarzenia z jej narzeczeństwem, to do tych… ciekawszych mogła zaliczyć piątkową imprezę, potem naukę zaklęć z Noah, a teraz – niespodziewanie dostała liścik od Milesa z drobnym zaproszeniem na małą, hazardową rozrywkę.
Czy to było jej ulubione zajęcie – cóż, w sumie nie aż tak bardzo. Istniało wiele innych, przyjemniejszych sposobów na spędzenie dnia niż przegrywanie majątku podczas zabawy kośćmi, kartami czy jeszcze czymś innym… ale Miles poprosił ją tak ślicznie, że nie mogłaby złamać jego serduszka, nie pojawiając się na spotkaniu.
Nie zabrała wszystkiego, co ze sobą przywiozła – nie była aż tak głupia, żeby ewentualnie przegrać cały majątek, tym bardziej, że to dopiero drugi tydzień września, a ona nie chciała prosić rodziców o poratowanie finansowe. Pewnie by to zrobili, ale jak by to wyglądało? Nie taki wizerunek siebie starała się kreować.
Widząc już od progu Milesa i Madeline, zajętych przez moment jakimiś pierdołami, stanęła w progu i przyglądała się im z lekkim uśmiechem. Cóż, każdy cywilizowany człowiek by po prostu do nich podszedł i dołączył – ale po co, skoro można najpierw zaskarbić sobie ich uwagę?
— Zastawić buty i zegarki? – powtórzyła w końcu za Milesem tak, jakby opowiadał co najmniej herezję, za którą należało go spalić na stosie. – Toż to zbrodnia! Wiesz, sole mio, ile warte są dobre zegarki i dobre buty? Bezcenne! – uniosła dłoń ze złączonymi palcami dla podkreślenia dramaturgii sytuacji. – Dodatki mają czasem większą moc niż same ubrania!
A propos ubrań, dzisiaj wybrała dla siebie czarną, obcisłą sukieneczkę z marszczonymi, ozdobnymi rękawami, długie, czarne kolczyki z kołem i marszczonym materiałem na dole, nieco przypominającym kształtem ściśnięte kwiaty – a do tego czarne buty. Cóż, dzisiaj była całkowicie na czarno, ale czarny kolor i zawsze był na czasie, i potrafił być często bardziej seksowny niż czerwień.
Dopiero po tym jakże adekwatnym i zbulwersowanym komentarzu, odbiła się od ściany i podeszła kawałek do nich. Ona darowała sobie oglądanie kości, wszystko jej było jedno, jakimi grają.
Gryffindor |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 115
Dopóki w miarę dobrze nie pozna zamku, Pascal z wielką chęcią wybierał się na przechadzki po labiryntach korytarzy. Co chwilę trafiał na niebywale ciekawe pomieszczenia, które chyba nawet nie miały konkretnego zastosowania, ale urzekały swoim urokiem i osobliwością. Znalazł już sale muzyczną, więc wiedział gdzie szukać pianina, jeśli akurat miał natchnienie na tworzenie muzyki, ale czerpał również radość z odkrywania innych, mniej użytecznych miejsc.
Tego popołudnia właśnie wybrał się na spacer w celu odkrycia kolejnej nowości. I nawet nie musiał długo szukać, bo chociaż tym razem co innego zwabiło go do celu niż zwykła ciekawość sprawdzenia co kryje się za rogiem, to wcale się nie zawiódł. Tym razem to zasłyszane słowa o “zastawianiu” zaintrygowały go do tego stopnia, że dziarskim krokiem, wyprostowany i uprzejmie uśmiechnięty pojawił się nieopodal trójki osób rozmawiających o… hm, jeśli się nie mylił, to mówili o zakładach. Jeden z żywiołów Pascala, nie mógł przejść obojętnie obok możliwości poznania form hazardu możliwych do spotkania w tej szkole. Już miał okazję doświadczyć nielegalnych wyścigów, ale nie sądził żeby coś takiego miało miejsce wewnątrz zamku.
Rozpoznał wszystkich zebranych choćby z wakacyjnego bankietu dla rodów czystokrwistych, gdzie on i Oriane mieli możliwość poznać przynajmniej część uczniów swojej nowej szkoły.
- Popieram, bezcenne. Ale jeśli stawki są tak wysokie, że zawartość kieszeni nie wystarczy, to desperaci będą ratować honor zastawianiem garderoby. Nie jeden wychodzi z kasyna na boso. - Splatając ręce za plecami, zatrzymał się tuż obok Bianci i dopiero posłał każdemu z nich nieco szerszy uśmiech powitalny. - Bon après-midi mes amis! Czyżbym dobrze usłyszał, że chcecie się o coś zakładać? - Błysnął białym, nienagannym uśmiechem w kierunku Madeline, pytająco uniósł brwi przenosząc tenże uśmiech na Sforzę, ostatecznie zatrzymując zainteresowane spojrzenie na Milesie, dotychczas jedynym przedstawicielu płci ogólnie uznawanej za brzydszą, dopóki on, wspaniały Boleyn nie pojawił się w progu. Miles zdecydowanie nie mieścił się w kanonie “płeć brzydsza”, według Pascala był wyjątkowo przystojnym i interesującym młodym mężczyzną, którego z chęcią pozna bliżej.
Uśmiechnęła się do Milesa na zaproszenie do stołu i zaraz zajęła miejsce, zwracając przy tym wzrok ku Biance, kiedy tylko się odezwała. Zgodnie z intencjami, miała teraz jej pełną uwagę.
- Ale przecież nikt nie zabraniałby im też zastawiać ubrań - uznała rozkładając niewinnie ręce i wychylając się przy tym niebezpiecznie na krześle. - Zegarki mogą zostać na koniec.
Zaraz po tych słowach odpaliła finger guns i ponownie przeniosła ciężar swojego ciała na krześle w ten sposób, by jego przednie nóżki łupnęły z siłą o podłogę.
Dopiero po tym dostrzegła Pascala, który choć wcale nie był tu proszony, mógł okazać się idealnym nabytkiem do ich małej grupy... Zaczynając od tego, że w przeciwieństwie do większości uczniów Hogwartu, faktycznie musiał mieć, co postawić. A przecież zabawa jest lepsza, kiedy operuje się galeonami zamiast czekoladowych żab, czy o zgrozo, pojedynczymi fasolkami!
Pokiwała od razu głową.
- Tak, tak. Najpierw wpisowe - odpowiedziała mu nieco nazbyt ochoczo.
Oczywiście nie było wpisowego, ale kto zabroni jej się pobawić? To znaczy, rzecz jasna można byłoby próbować, ale z jakim skutkiem...
Pozostawał jeszcze tylko komentarz Milesa odnośnie jej ślicznych kostek, na który obrzuciła go niemal karcącym spojrzeniem.
- Ale nie mówiłam, że będę się dzielić. Skoro te mają przynieść mi szczęście, to mają przynieść MI szczęście.
W rzeczywistości nie miała do niego żadnego wyrzutu, jednak to faktycznie absurdalne! Czemu mieliby grać jednymi...
- Chyba że... - zastanowiła się chwilę, stukając kilka razy palcem wskazującym o swoje usta. Nie było w tym żadnej ukrytej sugestii, ot odruch przy zamyśleniu. - Nie, gra drużynowa, to chyba nie to.
z/t wszyscy - sesja przedawniona
|