Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Och, gentilhomme się trafił, hm? W sumie mogłaby się czegoś podobnego spodziewać - takiego drobnego gestu, pomocności. Pamiętała w końcu z rozmowy jak bardzo wydawał się rozmyślny w Zimowym Ogrodzie; tak, jeśli by o tym co i jak wtedy mówił pomyśleć, ten jego pomocny gest nie dziwił. Wręcz określał, klarował pewne cechy jakich istnienie Oriane mogła zacząć wyczuwać pośród kwiatów oraz szmeru wody. Uśmiechnęła się przyjemnie, całkiem szczerze, w końcu przyjemnie było kiedy ktoś ot tak, bezinteresownie zdawałoby się, robił przysługę.
Cóż - istniała szansa na interesowność, taka zawsze istnieje, jednak Ori zwęszyła w monsieur Davenporcie prawdopodobne tendencje nastawione na ludzi; na pomoc, dobroć, może nawet usłużność w jakimś stopniu. Nie wiedziała skąd konkretnie brały się te tendencje, o ile się co do ich istnienia nie myliła: z czystej dobroci? Poczucia winy? Traumy? Dobrego wychowania? Strachu? Lekcja eliksirów nie była jednakże odpowiednim momentem na głębsze wgryzanie się w tajemnicę osobowości młodego mężczyzny. Szczególnie kiedy wciąż tak mało było znane o samym tej osobowości wierzchu, o widocznej dla wszystkich powłoce.
Przysunęła więc składniki, nagle znajdujące się w zasięgu dłoni, bliżej i rzuciła ku Noah tym szczerym uśmiechem.
- Merci bien - doprawiła uśmiech podziękowaniami.
Ruszył ręką żeby zrzucić jej włosy z blatu ale sam fakt, że wyprostowała się zamiast praktycznie leżeć na ławce, i że zwróciła ku niemu głowę ze słowami wdzięczności, ściągnął blond z powrotem bliżej jego właścicielki. Zaśmiała się cicho na uwagę Noah o włosach w ogniu, prędko zasłaniając dłonią usta: czy wstydziła się śmiechu? A może chciała go zagłuszyć w obawie przed madame Edwards?
Czy sprawdzała zawartość swojego kociołka żeby ukryć zażenowanie?
- Ach, je suis comme je suis: maleńka i niezbyt rozsądna, niestety. - Oceniając jednocześnie swój eliksir odparła z lekkim strząśnieniem głowy, jakby samą sobą była rozczarowana, że ach! nie pomyślała o upilnowaniu swojej grzywy! I tym samym prawie spowodowała wypadek co, w porównaniu do pierzastych, wspak mówiących i pokrytych resztkami kociołków uczniów, nie byłoby raczej katastrofą o wielkim echu.
Oczywiście, była to całkowita półprawda. Oriane być może była maleńka ale nawet każdy jej nierozsądek był powodowany rozsądkiem; plany wewnątrz planów.
- Staram się nad tym jednak pracować. - Ścisnęła usta w ciup, rzucając ku Noah spojrzenie spod nieco ściśniętych brwi, podobną minką sugerując że rzeczywiście mówi poważnie, zaraz jednak w czerni oczu zabłyszczał przewrotny chochlik.
Ta rozbawiona iskierka, którą Noah mógł nawet pamiętać.
- Zdaje się, że będę zmuszona cię zatrudnić jako profesjonalny głos rozsądku z bardzo korzystnym benefitem długich kończyn, non?
Wyciągnęła lewą rękę przed siebie sugerując skinieniem głowy i rozbawieniem w uśmiechu, że Davenport definitywnie powinien wyciągnąć swoją prawą, żeby mogła mu udowodnić jak bardzo jest w porównaniu malutka.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Hufflepuff |
75% |
Klasa VII |
17 |
zamożny |
Bi |
Pióra: 45
Mówienie wspak ani trochę nie zdemotywowało jej do dalszych starań wykonania zadania. Wyczyściła kociołek - ręcznie, bo nie mogła dobrze wypowiedzieć zaklęcia, nie chciałaby żeby wylądował jej na głowie osioł - i wróciła na swoje stanowisko z niegasnącym entuzjazmem. Przygotowała ogień, napełniła kociołek wodą i sięgnęła po bezoar, żeby sproszkować go trochę bardziej.
- Eicśjedop enjelok ot on! - Odmierzyła cztery miarki składnika, wsypała do kociołka i... BOOM! Wybuch był zdecydowanie spektakularny, chociaż najwyraźniej nie narobił szkód. W zamian za to na dnie kociołka pojawiła się zielona galaretowata... postać?
- Zcoru ot eikaj ,hco-... - Zanim Aurora zdążyła dokończyć i tak niezrozumiałe przez nikogo zdanie, galaretkowate stworzonko zaczeło drzeć mordę z taką mocą, jakby miało płuca wieloryba co najmniej. Puchonka aż w zaskoczeniu drgnęła i odsunęła się nieznacznie od ławki. Co ciekawe, zdawało się, że poza nią nikt nie słyszy tej nagłej tyrady pełnej mało pochlebnych słów skierowanych w jej stronę. I w sumie ta tyrada stopniowo cichła, zanikała, aż w końcu... nastała martwa cisza. Ale taka zupełnie martwa.
Aurora rozejrzała się po klasie, ale wszyscy wciąż zajęci byli swoimi sprawami, nic się nie zmieniło. Poza tym, że naprawdę nie słyszała choćby rozmów z ławki przed, czy za sobą.
- Acnaib? - Spojrzała na siedzącą obok Gryfonkę i zagadnęła ją, ale jej własny głos brzmiał tak, jakby był baaardzo daleko. Przeniosła wzrok do kociołka, ale zielony glucik zniknął. Rozejrzała się ponownie i widząc kolejne incydenty, ale ich nie słysząc, dotarło do niej, że... chyba właśnie ogłuchła.
- Ilarg ein ezczsej ot oget, einkęip on! - Zmarszczyła brwi trochę tym razem sfrustrowana i nieświadoma, że podnosi głos, skoro sama siebie nie może słyszeć.
6 - 5 + 1 = 2
Efekt uboczny - 7: Aurora ogłuchła.
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
|
Pióra: 31
Uśmiechnęła się trochę nerwowo do Harper, kiedy ta wyraźnie zmieszana i nie rozumiejąca o co chodzi zapytała, czy jakoś pomóc. Cóż, owszem, Dani z chęcią przyjęłaby pomoc, ale problem polegał na tym, że nie była w stanie tego powiedzieć wprost, bo i tak zostanie to totalnie niezrozumiane. Poza tym, czy Harper wiedziałaby jak jej pomóc? Może faktycznie zawołanie profesor byłoby tu jakimś wyjściem, ale też Dani nie chciała tracić czasu zajęć, bo miała eliksir do przygotowania. I wcale nie potrzebowała się przy tym odzywać. Pójdzie do Skrzydła Szpitalnego po lekcji.
W końcu pokręciła lekko głową w odpowiedzi, że nie potrzebuje pomocy, posłała koleżance przepraszające spojrzenie, bo nie chciała jej dekoncentrować ani martwić, po czym wróciła spojrzeniem do swojego kociołka. Wyczyściła jego zawartość dokładnie i na nowo przygotowała wszystkie potrzebne składniki.
Tym razem zanim cokolwiek dodała do kociołka, przeczytała instrukcję kilkakrotnie. Uważnie i bez zbędnego pośpiechu dodała najpierw cztery miarki wcześniej już przygotowanego bezoaru, a następnie dwie składnika standardowego. Stukając delikatnie palcem w blat stołu, odliczyła w myślach pięć sekund, machnęła odpowiednio różdżką i przez moment przyglądała się eliksirowi z uwagą. Całe szczęście wyglądało na to, że tym razem jej się udało!
I całe szczęście, bo drugiej porażki mogłaby nie znieść nerwowo.
9 - 2 + 1 = 8
9 - 4 + 1 = 6
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 |
bogaty |
Hetero |
Pióra: 28
Chociaż co jakiś czas zerkała na kociołek siostry, Meredith cały czas była w pełni skupiona na swoim eliksirze. Częste wybuchy i inne odgłosy sugerujące sromotne porażki bandy debili, którzy próbowali udawać zdolnych, nie dekoncentrowały jej ani trochę. Była przyzwyczajona do tego, że jest jedną z niewielu - jeśli nie jedyną, poza profesor - kompetentną osobą w pomieszczeniu. Tak, Mer doskonale zawsze zdawała sobie sprawę z tego, że w kwestii warzenia eliksirów przewyższa intelektem całą masę przygłupów, z jakimi niestety przychodzi jej na ten przedmiot uczęszczać. Nie ubliżając Sky, siostrze akurat nic w tej kwestii nie brakowało i Mer była z niej niebywale dumna.
Jak tylko nadszedł odpowiedni ku temu moment, sproszkowała niewielką ilość rogu jednorożca i dodała jego szczyptę do kociołka. Zamieszała, dodała dwie delikatnie nacięte na spodzie jagody jemioły i znowu zamieszała, tym razem w przeciwnym kierunku. Odczekała chwilę, a kiedy pojawiły się drobne szczegóły sugerujące poprawność wykonania tych ruchów, machnęła różdżką nad kociołkiem, kończąc w ten sposób cały proces przygotowywania.
Sprzątnęła swoje stanowisko, zostawiając na nim tylko kociołek z eliksirem i usiadła na swoim miejscu, notując zawzięcie coś w swoim zeszycie. Her work is done here.
Trzeci składnik: 15 - 1 + 1 = 15
Czwarty składnik: 15 - 4 + 1 = 12
Eliksir ukończony.
Gryffindor |
0% |
Klasa VI |
16 lat |
ubogi |
Hetero |
Pióra: 117
Patrząc na Danicę, odczuła, że była ona niemal równie zmieszana, co i ona... I zdaje się, że powinna była zawołać profesor Edwards - w końcu ona najlepiej musiała znać się na ewentualnych skutkach ubocznych i pozbywaniu się ich. Co lekcję co najmniej jedna osoba nawalała... Tylko dziś było ich nieco więcej i być może pani profesor miała trochę więcej na głowie, przechodząc między stolikami.
Mimo wszystko Harper była bliska odejścia od swojego stanowiska, by zwrócić uwagę nauczycielki na drobny problem, jednak Dani ostatecznie pokręciła głową. Cóż, jej decyzja. Sama wiedziała najlepiej, jak się z tym czuła, a zdaje się, że faktycznie efekty uboczne nie były dokuczliwe... Nie wspominając już o tym, że gdy rozglądała się po sali, widziała osoby w gorszym stanie.
Niedługo później sama ukończyła eliksir i pozostawało jej czekać do końca zajęć.
Popatrzyła ponownie ku koleżance z domu. Nie miała nic lepszego do roboty i liczyła, że również jej uda się dokończyć eliksir...
- Hej, może pomogę? - zagadnęła ponownie po chwili.
Przyglądała jej się w oczekiwaniu odpowiedzi - i nie liczyła na tę werbalną, bo paru ostatnich słowach.
Eliksir gotowy od jakiegoś czasu,
tylko po drodze się zamotałam!
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 17
Posłał jej nieco nerwowy uśmiech w odpowiedzi na to podziękowanie. I choć naprawdę, naprawdę miał nadzieję, że to będzie koniec tej krótkiej konwersacji, gdzieś wewnętrznie ucieszył się, że Oriane jednak pochwyciła temat. Nie w takim kierunku, w jakim sam Noah by zakładał i chciał by rozmowa zdążała, ale mimo wszystko dobre i to? Miał jeszcze trochę czasu, zanim będzie musiał skupić znowu uwagę na eliksirze.
Uniósł lekko brew na to samostwierdzenie przez panienkę Boleyn, że jest niezbyt rozsądna. Nie znali się wiele, owszem, ale z tego wszystkiego co zdążył się o niej dowiedzieć... nie wyglądała na osobę nierozsądną, nie emanowała tego rodzaju energią, a wręcz przeciwnie.
- Odrobina przezorności powinna w tym wypadku rozwiązać problem. - Mógłby wprost zasugerować, że zwykłe związanie włosów w celu utrzymania ich w ryzach, byłoby wystarczające, ale nie będzie przecież dziewczyn pouczał co robić z garderobą i swoim wyglądem, niektóre nie przyjmowały takich sugestii zbyt dobrze. Nie miał pojęcia, czy Oriane jest jedną z nich, ale dla bezpieczeństwa nie zagłębiał się w tak niewiele w tej chwili znaczące aspekty ich nowo nawiązanej znajomości.
Udało mu się powstrzymać parsknięcie nagłego rozbawienia tym dość nietypowym określeniem ściśle powiązanym z jego znacznie większym wzrostem, ale nie udało się opanować dość szczeniacko durnego uśmiechu, wywołanego bardzo... hm, jednoznacznymi myślami zastosowań tego "benefitu długich kończyn". Och, w tej chwili to miałby bardzo długie te kończyny, gdyby nie trenował swojej silnej woli przez ostatnie kilka lat. Mimo to wpadł w jej pułapkę, jak omotany jednym z pierwotnych instynktów wilk i wyciągnął przed siebie swoją prawą rękę. Zdecydowanie i bezsprzecznie dłużą, niż proporcjonalnie odpowiednią do wzrostu lewą rękę Oriane.
- Nie sądzę, żebym wpasował się w ramy profesjonalnego głosu rozsądku, ale zdecydowanie mógłbym bez wysiłku podawać ci książki z wyższych półek biblioteki. - Podniósł na nią trochę rozbawiony wzrok, trochę niepewny, a zdecydowanie mocno zainteresowany jej osobą. Nawet gdyby pełnia nie była tak blisko, to chyba ciężko byłoby mu to zainteresowanie ukryć. Zreflektował się jednak po może dwóch sekundach, jak zorientował się, że nieświadomie przechylił się nieco w kierunku Ślizgonki. Z westchnieniem, które miało spróbować otrzeźwić umysł, wyprostował się i sięgnął w końcu po ten róg jednorożca.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
- Rzeczywiście: zwyczajnie mogłam wstać zamiast się pokładać na blacie - przytaknęła, podsuwając własne rozwiązanie, bardziej według niej rozsądne niż związywanie włosów.
Nie oszukujmy się w końcu - przy włosach do pasa chyba jedynie zebranie ich w warkocze mleczarki zapobiegłoby całkowicie potencjalnej katastrofie. Zebranie pasm z okolic twarzy, tych najbardziej narażonych na wypadki przy pracy, było w opinii Oriane całkowicie wystarczające na kontrolowane warunki klasy eliksirów.
Zaśmiała się ledwo słyszalną nutą, wytchnięciem powietrza, na Noah aktualnie przykładającego rękę do jej własnej. Nie trzeba było centymetra krawieckiego dla dostrzeżenia różnicy. Zerknęła ku niemu, głupkowato uśmiechniętemu i a'la koleżanka przekomarzająca się z kolegą trąciła go ramieniem, widocznie rozbawiona.
Zdecydowała podążyć za ciosem - jego pełen zainteresowania wzrok sugerował bardzo intensywnie, że jej nagły mały pomysł nie zostanie odrzucony. Ba! Być może nawet zaakceptowany będzie ze skrytą werwą; bo dość łatwo było dostrzec jak bardzo spłaszczony jest młodego mężczyzny afekt w porównaniu do myśli kłębiących się pod tą nieco kędzierzawą, ciemną czupryną.
A gdyby nawet odmówił zawsze mogła wybrnąć gładko skrzywdzoną buzią rannej łani oraz przewrotnym tekstem typu: "Ach, wspomniałeś konkretne miejsce i moje malutkie serduszko podchwyciło co chciało usłyszeć zamiast to co było powiedziane!".
Więc, początkowo, zamiast odpowiedzieć werbalnie skorzystała z bliskości Noah. Czy pochylił się bo była taka maluśka, jak właśnie udowodniła, czy może działał wilowaty czar? Którakolwiek odpowiedź była prawdziwa - mało ważne! Ważne, że Ori uniosła leciutko jeden z kącików ust jak lisiczka szachrajka; zerknęła na mężczyznę spod rzęs kusząco co przy różnicy ich wzrostu nie było szczególnie trudne. Przechyliła się odrobinę w jego kierunku planując kolejne słowa wypowiedzieć ciszej, jakby były kolejną z tajemnic którymi zaczęli się dzielić w ogrodzie, co oczywiście miało przywołać tamtą dziwną a pociągającą chemię pierwszego ich spotkania.
- Monsieur Davenport, mon ami, jeśli chcesz zasugerować małe naukowe tête-à-tête w bibliotece, nie ma potrzeby być tak niebezpośrednim w przekazie - oznajmiła, modulując odrobinę głos, jak gdyby mówiąc o nauce miała na myśli coś kompletnie innego.
Albo i nie. Kto z nią wie?
Po tym małym zagraniu wróciła do prostej postawy i sięgnęła od razu po książkę jak najbardziej niewinna z uczennic. Przymrużone lewe oko sugerowałoby każdemu kto ją zna skupienie kiedy przeczytała zdanie lub dwa, po czym zerknęła w swój kocioł, wyraźnie oceniając czy stan jej eliksiru był zgodny z opisem w podręczniku.
Był perfekcyjny.
10-5+1=6
Uśmiechnęła się więc ku Noah uznając, że dała mu wystarczająco czasu by przetrawił jej słowa a poczuł skutek dość wyraźnie okazanego zainteresowania nagle zmieniającego się wręcz w ignorowanie na rzecz lekcyjnej pracy. Zaraz także sięgnęła po sproszkowany róg jednorożca, powstrzymując siłą woli twarz przed skrzywieniem się w niezadowoleniu. Twarz została uśmiechnięta i rozkoszna, choć w głowie pojawiło się coś na kształt poczucia winy albo może obrzydzenia, gdy odmierzywszy dwie szczypty dodała je do eliksiru. Nienawidziła używać podobnych składników. Bezoar? Bezoar był kamieniem tworzącym się wewnątrz organizmu zwierzęcia, czymś niepotrzebnym, co przy pomocy magii i odpowiednich środków można było zdobyć bez żadnej krzywdy. Ale... Upf. Nie, nie chciała o tym myśleć w tamtej chwili. Całe szczęście, że przepis wołał o jedynie dwa zamieszania - bo główce, pilnującej przyjaznego a uroczego wyrazu twarzy choć myśli i emocje wołały o coś kompletnie odmiennego, trudno by pewno było dodatkowo jeszcze skupić się na liczeniu do cyfry wyższej niż pięć.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Hufflepuff |
75% |
Klasa VII |
17 |
zamożny |
Bi |
Pióra: 45
Chyba tylko determinacja zmotywowała Aurorę do kolejnego podejścia do wykonania eliksiru. Znowu wyczyściła kociołek ręcznie - bo nie mogła mówić normalnie, więc Chłoszczyść pewnie nawet by nie zadziałał - i nawet nie wiedząc, czy ktoś coś do niej mówi, bo zdążyła też ogłuchnąć. Doprawdy, takich perypetii na lekcjach się nie spodziewała! Nie traciła jednak nadziei, że może jej się uda! Jakby teraz zrezygnowała, to chyba tylko dlatego, że czasu na wykonanie eliksiru było coraz mniej.
Ale miała wciąż czas! Dlatego zabrała się trzeci raz za eliksir. Ustawiła wodę, podgrzała, wsypała odpowiednią ilość sproszkowanego drobno bezoaru...
To zdecydowanie nie jej dzień. Tym razem eksplozja - której oczywiście sama Aurora nie słyszała, bo była GŁUCHA - wyrwała w suficie sporych rozmiarów dziurę. I generalnie nie stało się nic poza pyłem opadającym na samą Puchonkę, stół i okoliczne osoby.
Z pewnością gdyby nie ingerencja profesorki, która pojawiła się za chwilę obok, żeby naprawić sufit i na migi pokazała Aurorze, że może jednak lepiej niech nie próbuje więcej, to Flosadóttir szła by w zaparte i zacięcie próbowała wykonać zadanie.
Ale może jednak nie powinna, bo jeszcze całą szkołę wysadzi? Więc ostatecznie z przepraszającym uśmiechem, rzuciła metaforyczny ręcznik i poddała się.
6 - 4 + 1 = 3
Efekt uboczny: 5 - eksplozja, dziura w suficie. Aurora rezygnuje z dalszych prób.
ELIKSIR NIE UKOŃCZONY.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 17
Fakt, podniesienie się z miejsca mogłoby również rozwiązać (przynajmniej w jakimś tam stopniu) problem nieokrzesanych włosów, chociaż jednocześnie stwarzało dodatkowe niebezpieczeństwo przez zmniejszenie odległości od ognia pod kociołkami - przez swój wzrost, Oriane nadal musiałaby się nieco pochylić w momencie sięgania po składniki.
Nie skomentował tego jednak, a skinął głową z uznaniem na właśnie takie możliwe rozwiązanie problemu na przyszłość.
Starając się bardzo mocno skupić na dokończeniu eliksiru, a nie na siedzącej obok Ślizgonce - czego wcale mu nie ułatwiała tym szturchnięciem, spojrzeniami z wykalkulowaną zalotnością, uśmiechami - zabrał się za proszkowanie składnika. Przerwał, i to dość gwałtownie, w momencie jak zasugerowała, że proponował coś, czego wcale nie proponował, ale co pojawiło się w jego głowie niemal natychmiast po jej słowach. Spojrzał na nią trochę tylko nerwowo.
- Nie to miałem... - Nie dokończył zdania, które i tak wypowiedziane było ciszej niż wcześniej i jedynie westchnął z jakąś zrezygnowaną frustracją. Czyżby dał się zapędzić w jakąś pułapkę? Ciężko mu było cokolwiek oszacować, bo tak łatwo ulegał jakiejkolwiek sugestii, że i tym razem umysł od razu zaczął pisać scenariusze ewentualnego spotkania.
Całe szczęście - aż niemal mu ulżyło - Ori wróciła do swojego eliksiru, dając mu tym samym możliwość skupienia uwagi na tym, co sam miał robić. Kosztowało go to chyba całą resztę silnej woli, jaka mu na dzisiaj zostawała dostępna (a to dopiero pierwsze zajęcia!!!!), ale wyprostował się w swoim miejscu, nawet nieco odsunął od blondynki i spojrzał na proszkowany rób jednorożca tak, jakby chciał go rozbić w pył samym spojrzeniem.
W końcu wrzucił przygotowaną szczyptę składnika do własnego, czekającego na kontynuację eliksiru, zamieszał dwa razy i dodał dwie jagody jemioły. Zmienił kierunek mieszania na kolejne dwa obroty, przerwał, machną różdżką... Dzięki bogom, mimo że nie zdziwiłaby go ewentualna katastrofa, to zadanie zakończył w pełni sukcesem.
Aż opadła na oparcie krzesła z dość zmęczonym westchnieniem. Musiał jak najjszybciej stąd wyjść, potrzebował powietrza. Kubeł lodowatej wody też by nie zaszkodził.
Pierwszy składnik: 8 - 2 + 1 = 7
Pierwszy składnik: 8 - 2 + 1 = 7
Eliksir ukończony!
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
|
Pióra: 31
Jak już mogła odetchnąć na jakiś czas i zostawić eliksir sam sobie, mogła też przeanalizować troszkę spokojnie co właściwie się stało i jak sobie z tym poradzić. Bez wątpienia mówienie wspak utrudni jej aktywność na kolejnych lekcjach, wiec trzeba było coś z tym zrobić. Obejrzała się na profesorkę, bo może faktycznie zapytać ją o rozwiązanie tej sytuacji nie byłoby głupim pomysłem, ale wyraźnie Edwards zajęta była dużo poważniejszymi przypadkami. Dani mogła sobie ze swoim problemem poradzić do końca lekcji, na szczęście eliksiry nie wymagały mówienia.
Trochę powolnie, ale sprzątnęła swoje stanowisko pracy, żeby przygotować się do drugiej części zadania, jakie mieli do wykonania. Skontrolowała zawartość kociołka, przeczytała raz jeszcze dokładnie wszystko, co o eliksirze mówił podręcznik i jak nadszedł moment kontynuowania, rozejrzała się po stole w poszukiwaniu kolejnego składnika. Po kilku sekundach aż zmarszczyła brwi, bo nie widziała nigdzie rogu jednorożca, który powinien być przed nią. Sprawdziła aż, czy w roztargnieniu nie wrzuciła go tam, gdzie inne już wykorzystane składniki, ale nie.
Harper chyba musiała zauważyć skonfundowanie Dani, bo znowu zaproponowała pomoc. Davies spojrzała na nią trochę niepewna jak wyjaśni czego potrzebuje, ale po dwóch sekundach skinęła głową, że owszem, jednak pomocy potrzebuje.
- Ęjukęizd. Ćeizdeiwop jezcani ot ic kaj meiw ein ela, zseimuzor ein einm eż, meiw. Ogejowt ćyżu mybałgom yzc, acżorondej gór małaisop eizdg meiw ein? - Mimo że doskonale wiedziała (i widziała w wyrazie twarzy koleżanki), że brzmi totalnie absurdalnie i niezrozumiale, to wspomogła się gestykulacją, najpierw unosząc ręce w geście niewiedzy i pokazując swoje stanowisko, następnie przeciągając dłoń zwiniętą w trąbkę od swojego czoła w celu zobrazowania rogu jednorożca, a na końcu wskazując na Harper i po tym składając dłonie w proszącym geście. I jeszcze wskazała na składnik, o który jej chodziło, tak w razie jakby Brooks jednak miała wątpliwości. Ale całe szczęście została chyba zrozumiana, bo zaraz otrzymała brakujący róg jednorożca.
W podziękowaniu znowu złożyła dłonie razem i skinęła koleżance, uśmiechając się z ulgą.
- Ęis ęzcęizdwdo, ęjukęizd! - Zabrała się od razu do pracy. Po chwili już wrzuciła szczyptę proszku do kociołka, zamieszała, dwie jagody, zamieszała, machnęła różdżką i z sercem na ramieniu czekała na efekt. Ku jej ogromnej uldze wszystko poszło dobrze i najwyraźniej - pomimo wcześniejszych komplikacji - eliksir wyszedł bardzo dobrze!
Posłała jeszcze raz wdzięczny uśmiech w stronę Harper i zajęła się sprzątaniem stanowiska.
Pierwszy składnik: 9 - 5 + 1 + 1 (Harper) = 6
Drugi składnik: 9 - 1 + 1 = 9
Eliksir ukończony!
Gryffindor |
0% |
Klasa VI |
16 lat |
ubogi |
Hetero |
Pióra: 117
Harper przez dłuższy czas patrzyła na Danicę i w pewnym momencie chyba nawet nieco pożałowała swojej propozycji. Powinna ją rozumieć? Czy ona zdawała sobie sprawę z tego, jak brzmiała? Z początku takie właśnie sprawiała wrażenie, ale skoro tak, to czemu nadal tak ochoczo do niej mówiła?
Mimo że patrzyła na koleżankę, jakby była ona niespełna rozumu - absolutnie nie chcąc jej tym urazić, ale jakoś nieświadomie zawiesiła się z takim właśnie wyrazem twarzy - ostatecznie rozumiała, co ta starała się jej przekazać.
- Wiesz, jak dużo byś nie mówiła, to nie rozumiem, sorry... - odpowiedziała, starając się brzmieć delikatnie, nawet unosząc lekko ręce w obronnym, a z założenia przepraszającym geście. - Bo, ee... Wiesz, jak to brzmi, tak?
To znaczy, rozumiała ten dziwny rodzaj gestykulacji. Może poza dłonią przytkniętą do czoła, jednak i to okazało się logiczne, kiedy wskazała na składnik, który ją interesował.
I musiała rzecz jasna upewnić się, że Dani nie słyszy się w inny sposób, niż inni.
Jednak zaraz marszcząc lekko brwi sięgnęła po brakujący róg i podała go drugiej Gryfonce z nieco zmieszanym wyrazem twarzy.
Patrzyła też z pewną ostrożnością na dalsze poczynania koleżanki, zupełnie jakby nie ufała dzisiaj jej kompetencjom... Oczywiście sama nie chciała oberwać jakimś wybuchem z jej kociołka, ale wolała uchronić od tego też samą Dani! W końcu i tak zdążyła już ucierpieć. Dlatego też tym bardziej odetchnęła z momentem, kiedy eliksir został ukończony. No, to teraz będzie pewna, że pomęczy się jedynie z dziwnym bełkotem.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 111
Zadowolona, że udało jej się przezwyciężyć siebie samą i nie poddać nerwom, dzięki czemu pierwsza część eliksiru wyszła jej za drugim podejściem, April nastawiła się całkiem pozytywnie do kontynuacji zadania. Wykorzystując czas, jaki i tak musiała odczekać zanim eliksir będzie gotowy do dalszego warzenia, posprzątała kurz z wcześniej wysadzonego sufitu, niepotrzebne składniki odstawiła na bok, przygotowała te, które miały zostać dodane jako następne.
Mając co robić, ignorowanie cynizmu i złośliwości Vatesa było całkiem łatwe, ale jak wszystko już zrobiła, a zostało jej jeszcze sporo czasu zanim mogła kontynuować... mimowolnie zaczęła zwracać uwagę na jego słowa.
I ani trochę nie pomogło jej to w koncentracji, kiedy już nadeszła pora na dodanie szczypty sproszkowanego rogu jednorożca. Dodała, owszem, ale dwie, bo pomieszało jej się z ilością jagód. Na efekt tego błędu nie trzeba było długo czekać. Kociołek znowu eksplodował, chociaż tym razem nie tak popisowo jak wcześniej. No i tym razem to nie sufit został podziurawiony, a samo naczynie, a co za tym idzie... Spódnica, buty i część szkolnego sweterka April zostały oblane nieudanym eliksirem.
- Ojej... - Jedynie tyle udało jej się z siebie wyrzucić, jak odsunięcie się od ławki nie uchroniło jej przed oberwaniem.
no pięknie, tego to jej Vates nie zapomni długo. I na dodatek nie miała nawet wystarczająco czasu, żeby ponownie spróbować przygotować eliksir.
9 - 6 + 1 = 4
Efekt uboczny: 8 - dziurawy kocioł, wszystko mokre, fail
Eliksir nie ukończony.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Dwie jagody jemioły: białe, wielkości amerykańskiej borówki ale nieco bardziej krągłe, symetryczne. W grubszej też niż u borówek skórce, owoce pasożyta chętnie osiadającego na brzozach. Owszem, Oriane zauważyła, że Noah nie odpowiedział w pełni. I domyśliła się końcówki odpowiedzi.
Wrzuciła jagody do kociołka, z różdżką leżącą już na blacie w przygotowaniu oraz chochlą, równie gotową do użycia, w dłoni. Raz wbrew ruchowi wskazówek zegara, dwa wbrew ruchowi wskazówek zegara. Szu! Machnięcie różdżką.
10-3+1=8, eliksir ukończony
Widziała, że efekt jest świetny. Bliski perfekcji. Oczywista - bliski perfekcji był wciąż zbyt daleki od perfekcji. Westchnęła cicho, wiedząc, że może sobie na to pozwolić w sytuacji jaką nakreślił dialog: Noah mógł to uznać za coś na znak rezygnacji? Smutku? Godzenia się z rzeczywistością?
Wygasiła ogień pod kociołkiem i metodycznie zaczęła sprzątać swoje stanowisko pracy.
- Wiedziałam jak duża jest szansa, że się mylę, bez obaw - rzuciła ku Noah, z nadzieją, że zainteresują go tak powrót czysto przyjacielskiego tonu głosu jak i sama jego treść.
Przyglądająca się dotąd blatowi przeniosła na młodego mężczyznę ciemne oczy, być może nawet całkowicie czarne w podziemnej ciemnicy lochu. Idealnie nie do rozczytania.
- Pour l'amour de dieu, nie można mieć dziewczynie za złe, że spróbowała, oui? - Dodała, z leciutkim drgnięciem kącika uśmiechniętych ust, jakby jej słowa miały być nieco bardziej przewrotne a wesołe ale wypowiadająca je dziewczyna zdecydowała w ostatniej chwili się powściągnąć.
Jakby zrozumiała jego niedokończone "Nie to miałem na myśli." za odtrącenie ubrane w grzeczność, galanterię. Odtrącenie nie tylko ewentualnego flirtu ale i zwykłej znajomości. Wyglądała jakby z gracją akceptowała swoją pomyłkę, gdzie według tego co rozumiała wcześniej, była zaproszona by być koleżanką i dopiero z dzisiejszymi zajęciami zrozumiała, że miała być niczym więcej niż "Salut!" na korytarzu.
Zwróciła znów twarz oraz spojrzenie ku swojemu stanowisku pracy; jak gdyby na znak, że nie oczekuje nic więcej: ani wytłumaczeń, ani zaprzeczeń, ani przeprosin, ani współczucia. Nic.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
zamożny |
Homo |
Pióra: 159
Zdecydowanie uważał, że to było coś "lepszego do roboty". Na wiele sposobów, zaczynając od tego, że w sumie nie chciałby być w środku nocy w lesie, może był sztywny, albo miał jednak odruchy instynktów przetrwania, ale kończąc na samej randce, która może zaczęła się nie najlepiej, ale ostatecznie było całkiem fajnie. A i jego relacja z Lucasem się jakaś milsza zrobiła! Może nie bez dyskusji, ale coś w niej lepszego było na pewno.
W odpowiedzi więc tylko posłał mu lekki uśmiech, niezależnie od tego czy ten został dostrzeżony czy nie, i zajął się swoim eliksirem. Potrafił skupić się na robocie niezależnie od towarzystwa! A przynajmniej tak było do tej pory. Nawet nie patrzył co robi Lucas, bo akurat sam miał swoje do roboty, kiedy ten nagle skomentował jego pracę. Spojrzał na niego pytająco, po czym przeniósł wzrok na moździeż.
- Jakby było źle to eliksir już raczej by wybuchł jak pozostałe. Takie zmielenie wystarczy w zupełności. - Powiedział z przekonaniem, spoglądając na Lucasa i tylko odrobinę póki co powstrzymując irytację. No bo przecież musiał mu się wpieprzać, nie dało się inaczej. Ugh.
Spojrzał do podręcznika, po czym zręcznie odmierzył składnik standardowy, dodając jak kazano do eliksiru i mieszając chwilkę, idealne pięć sekund. Po tym machnął różdżką i... No, trzeba było czekać. Zaraz zresztą kociołki po jego prawej, zaczęły wybuchać, najpierw jeden, potem drugi. Yannis odrobinę odsunął się od nich, choć był dalej niż Lucas, patrząc z niesmakiem na Ślizgona i Gryfonkę, po czym po chwili dopiero na chyba kolegę.
- Widzisz? Tak by było.
9 - 1 + 1 = 9 - we're still good
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 62
W gruncie rzeczy nie mógł nie przyznać koledze racji. Zdaje się, że ich sąsiedzi, z którymi musieli dzielić stanowisko, mimo drobnej różnicy wieku, całkowicie nie ogarniali, co działo się w ich kociołkach. Co gorsza, Lucas stał bliżej i przy każdym z wybuchów, przysuwał się do Yannisa nieco bliżej, aby przypadkiem nie oberwać nie swoją porażką.
- Wiesz co, cieszę się, że nie jesteś chujowy z eliksirów... - mruknął nieco ciszej, choć z pewnością nie chciał ukryć swojego komentarza przed osobami obok.
Tak, zdawali się być chujowi. Chyba to już zauważyli, prawda? To nawet nie obraza! To fakty. Bo przecież absolutnie wystarczyło jedynie podążać za instrukcją opisaną w podręczniku. On na przykład zdążył przejść do dodawania drugiego ze składników, po dokładnym odmierzeniu. Następnie chwilę podgrzewał i zaraz machnął różdżką nad kociołkiem i... Och, jak korciło go, by powiedzieć na głos sarkastycznym tonem, że niesamowite, iż mu wyszło. Zupełnie jakby należało jedynie czytać ze zrozumieniem! Czyżby raz w życiu odezwał się do niego instynkt samozachowawczy? Nie, to chyba nie to. Zdaje się, że zaraz po prostu ponownie skupił się na Yannisie, patrząc oceniająco na jego pracę. Tym razem nie skomentował.
Zamiast tego odetchnął i podparł się rękoma o stanowisko... Co by tu... Przekrzywił lekko głowę, patrząc na kolegę w zastanowieniu. W końcu mieli trochę czasu. Choćby na rozmowę. A zdaje się, że mieli trochę do przegadania i może dobrze byłoby wyczuć, co Yannis na ich randkę, czy chce więcej i... Właśnie, bo jakoś temat ucichł wraz z kilkoma złośliwościami kolejnego poranka. Zresztą Lucas skrzywił się na tę myśl i zwrócił wzrok przed siebie.
drugi składnik: 11 - 6 (+1) = 6
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
zamożny |
Homo |
Pióra: 159
Pokiwał z początku głową na słowa Lucasa, samemu sobie dziękując w duchu za to, że nie wybuchł. Nie tylko dlatego, że nie chciał wybuchać, czy był nadambitny, ale z uwagi na Lucasa. Jakoś na przestrzeni czasu stało się, że jego ambicja była bardzo napędzana i trzymana stale jak najwyżej, najwięcej, najbardziej, bo jeśli by odpuścił, Lucas by to wykorzystał. To posrane, że nagle od tej niezdrowej rywalizacji i poczucia, że musi być perfekcyjny, przeszli do pewnego rodzaju romantyzmu, którego jeszcze nie potrafił nazwać jednoznacznie. Dlatego też musiał zachować poziom, bo nie mógł pozwolić na bycie mniej niż Lucas. Kwestia tego, żeby ten się nie napuszył i... W sumie nie wiedział sam dlaczego to było takie ważne. Naprawdę nie, po prostu było. Nikogo innego opinia w sumie go nie obchodziła, ale z tym tu był w stanie się o wszystko pożreć.
Spojrzał na niego gdy ten się zbliżył, zatrzymując na chwilę dłużej wzrok. Kim aktualnie teraz dla siebie byli? Byli rywalami, kolegami, współzawodnikami quidditcha, teraz jednak też czymś jeszcze i męczyło go to, że nie wiedział i nie umiał tego nazwać. Potrzebował nazywać, szczególnie te rzeczy, które były ważne, a to coś odczuwał jako ważne. Chyba. Tak mu się przynajmniej zdawało. A przez to, że nawet miło spędzili sami ten czas, bez obstawy hamującej ich skłonności do zbyt zażartych dyskusji, jakoś tak dodawało pozytywów do ich relacji. A nie było ich chyba najwięcej... Przynajmniej do tej pory, nie to żeby go nie lubił, ale był jednak irytujący. Zdawał się bardzo fajny gdyby tylko czasem się zamknął zamiast kłapać ozorem.
Dopiero jak Lucas się na niego spojrzał i minęły może dwie sekundy kiedy patrzyli sobie w oczy w pewnym durnym zawieszeniu. Yannis odwrócił wzrok, odchrząkując, i podniósł podręcznik, czytając instrukcje tego i innych eliksirów.A przynajmniej na to wyglądało, bo jakoś nie mógł się do końca skupić. I kiedy czas przyszedł na kolejny składnik, być może to go właśnie zgubiło. To, albo po chuju opis przygotowania. Szczypta? To tak bardzo niedokładna miara, że aż był oburzony, że w ogóle używa się takiego słownictwa. Każdy przecież miał inną szczyptę. I dwoma palcami czy wszystkimi? To przecież wtedy dwa razy więcej, jeśli wszystkimi. Zmarszczył brwi, spoglądając krytycznie na pojemniczek ze sproszkowanym rogiem jednorożca. No dobra, to może spróbuje trzema palcami. Tak pomiędzy. Tylko że widać jego trzypalcowa szczypta okazała się za duża, bo gdy dodał drugą, w pełnym skupieniu!, eliksir po chwili zabulgotał i zaczął dymić się na zielono. Dymił coraz bardziej, i bardziej, a Yannis obserwował z cichym "O-o...". Na chwilę nic poza dymem nie widział w zasadzie, acz jak zerknął na profesor, ta byłą jakaś taka nieprzejęta. Znaczy, zdegustowana i chyba wręcz wkurzona, ale nie zmartwiona. Okej...?
Zaraz dym się rozwiał, a on popatrzył dookoła. Nic w sumie się nie stało, tylko wywar był jakiś taki zdechły, szarawy. Sięgnął po podręcznik i dopiero wtedy dostrzegł swoją trawiasto zieloną dłoń. Zamarł, patrząc w absolutnym zawale na efekt swojej schrzanionej pracy, po czym nerwowo zaczął od razu oglądać resztę skóry, którą zobaczyć mógł, aż w końcu ręce opadły mu w absolutnym... Cóż, w wielu emocjach. Był wściekły o tą jebaną szczyptę. Zażenowany i absolutnie umierał na wstyd i hańbę nie tylko porażki, na które sobie nie pozwalał z reguły, jak i tego, że wygląda jak warzywo. Potem przyszło poczucie tak bardzo ujemnej atrakcyjności, że już chyba gorzej być nie mogło. I wszystko to było absolutnie najgorszym, co mogło się dziać przy Lucasie. Tak oto nie tylko się zbłaźnił, ale z pewnością zabił i zdeptał jakikolwiek pociąg, jaki czuł do niego Krukon. Nie mogło być gorzej. Tak jak zawsze miał związane włosy, tak teraz je rozpuścił i roztrzepał nieco żeby chociaż twarz jakkolwiek zasłonić.
- Bez komentarza. - Syknął na Lucasa agresywnie, ledwo na niego zerkając i troszkę nawet więcej twarzy zasłaniając włosami od jego strony. Może jednak warto odejść ze szkoły teraz i zacząć nowe życie gdzieś w tropikach... Wtopiłby się zresztą w tło z takim ryjem. Pytanie tylko jeszcze ile czasu będzie... Taki.
9 - 6 + 1 = 4
Efekt uboczny: 2 - WHAT A SCAM
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 62
Mówiąc, że cieszy się, iż Yannis nie był chujowy z eliksirów, nie chciał wcale sprowokować tego, co miało miejsce chwilę później... No dobrze, lubił też się wywyższyć i pokazać, że może wbrew opinii drugiego z Krukonów, też coś wie i również może sobie świetnie radzić! Ale przy tym nie spodziewał się, by faktycznie miał okazać się górować nad kolegą na dzisiejszych zajęciach. Ostatecznie nie miał nic przeciwko, ale było to nie tylko niespodziewane, a jeszcze niefortunne biorąc pod uwagę ich ostatnie wypowiedzi.
Właściwie w pierwszej chwili go zatkało, kiedy dla odmiany odsunął się od Yannisa i przyglądał się temu, co działo się z jego, hm... Wywarem. Miał wciąż gdzieś z tyłu głowy, że żeby mieć u niego szanse, mieli się nie kłócić... Sam Yannis postawił takie zasady i mimo iż Lucas nigdy nie planował kłótni, hamował się trochę, na zmianę z myśleniem, jak długo da radę oraz ile jest to warte.
Widząc przed sobą efekt i zzieleniałą skórę Yannisa, zmierzył go wzrokiem, przyjmując najbardziej poważny wyraz twarzy, na jaki było go stać.
Powaga, powaga, żeby zaraz nie pierdolnął fochem...
Wziął cichy, głębszy wdech.
- No to chyba nie miałem racji... - mruknął, zaraz wracając do swojego kociołka, żeby tylko nie parsknąć chłopakowi w twarz.
Drugą reakcją byłaby propozycja pomocy i nawet wciąż zerkał na stanowisko obok, tak tylko w razie czego, jakby jednak pojawił się moment, w którym mógłby jakoś go wesprzeć...
Może w nieco mniejszym skupieniu, wrócił w końcu do własnego eliksiru. Gdy z kolei dodał swój róg jednorożca nieco za szybko, zawartość kociołka zabulgotała złowrogo, jakby ostrzegawczo, że choćby pojedyncze ziarnko, czy pyłek więcej, doprowadziłby do niepożądanych efektów. Jak po jego lewej, lub prawej stronie... Wycofał po tym pospiesznie rękę i na szczęście nie stracił swojej zdaje się już godzinnej pracy.
trzeci składnik: 11 - 6 + 1 = 6
Slytherin |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
? |
Pióra: 78
Po opanowaniu małej katastrofy, jaką okazała się pierwsza próba wykonania eliksiru nie tylko przez niego, ale również przez towarzyszące mu po obydwóch stronach dziewczęta, Mickey - zadeklarowawszy się, że podzieli się z Laurel wynikiem swojej pracy - podjął się kolejnej próby.
Wyczyścił kociołek, przygotował na nowo składniki, zerkał tylko co chwilę na Florę, czy ona też próbuje ponownie i chcąc też skontrolować, czy nie czuje się zbyt przytłoczona tym wszystkim. I co chwilę też na Laurel, żeby zaobserwować, czy trochę chociaż się uspokoiła i już się nie denerwuje.
I to rozpraszanie własnej uwagi pomiędzy eliksir, Puchonke i Ślizgonkę chyba najwyraźniej nie wyszło mu na dobre, bo choć wsypał cztery miarki sproszkowanego bezoaru, to chyba wyszły zbyt kopiaste. Eliksir zabulgotał i wypuścił kilka ciężko wyglądających baniek, z czego największa z nich najwyraźniej obrała sobie za cel twarz Cavingtona. Przyglądał jej się z zaskoczeniem i niezrozumieniem, tym bardziej jak wyraźnie pofrunęła w jego kierunku, aż będąc blisko... pękła tuż przed oczami, mocząc mu całą twarz. I choć przetarła się rękawem i zamrugał kilkakrotnie energicznie, to nie mógł odzyskać ostrości widzenia, wszystko było tak rozmazane, że nie odważył się nawet sięgnąć do własnego kociołka, który prezentował się przed nim niczym ciemna plama na środku brązowej plamy ławki.
- Kurwa. - Wyrwało mu się to przekleństwo na tyle cicho, żeby nie zwrócić uwagi nauczycielki i jakoś tak odruchowo odwrócił się w kierunku, w którym powinna być Laurel. - Ten bezoar chyba był jakiś przeterminowany. - Zmarszczył brwi, zdecydowanie obwiniając składnik za porażkę swoją i Zimmerman.
Nie było mowy o dalszych próbach wykonania eliksiru, bo przecież zupełnie nic nie widział!
7 - 6 + 1 = 2
Efekt uboczny: 3 - oślepiony bańką
Eliksir NIE ukończony.
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
|
Pióra: 31
Westchnęła krótko i spojrzała na Harper z krzywym, przepraszającym uśmiechem. Pokiwała smętnie głową na znak, że owszem, rozumie jak to brzmi. I nie spodziewała się nagle jakiegoś cudu, że koleżanka zacznie ją tak po prostu rozumieć! Ale wyrażanie się werbalnie w trakcie gestykulowania zdecydowanie jej samej ułatwiało obrazowanie tego, co miała nadzieję, że zostanie zrozumiane.
Jak już całe niebezpieczeństwo wszelkich możliwych porażek zniknęło i eliksir został ukończony, Dani odetchnęła z ulgą. Sprzątnęła swoje stanowisko pracy ostrożnie, żeby przypadkiem nie spowodować jakiejś katastrofy, bo chyba nie do końca ufała sama sobie w tej chwili.
Kiedy usiadła w końcu po skończeniu wszystkiego, co miała do zrobienia, jeszcze raz posłała Harper nie tylko uśmiech, ale i składając razem dłonie, podziękowała jej też tym gestem za pomoc. I po raz kolejny przeprosiła za wszelkie zakłócenia jej spokoju pracy, jakie z pewnością zapewniła, nawet jeśli kompletnie niechcący.
Do końca zajęć pogrążyła się w myślach nad tym, jak mogłaby sobie poradzić z tym nieoczekiwanym problemem, z jakim teraz się mierzyła. Co chwilę nieco nerwowo sięgając do związanych w kitkę włosów, rozwaliła trochę tę prostą fryzurę, więc jak generalnie wyglądała co najmniej jakby właśnie była po treningu quidditcha, a nie lekcji eliksirów.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VI |
17 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 0
W zasadzie zawsze przychodziła na eliksiry w pełnej świadomości, że wiele może pójśc nie tak. nie to wrzuci, nie tyle co trzeba, źle pokroi, albo siebie przy okazji zamiast składnika. Starała się bardzo i była mocno skupiona, ale czasem to po prostu nie wystarcza. Starała się sobie nie wyrzucać takich sytuacji za bardzo, dając sobie przestrzeń na błędy i niepowodzenia. Nie chciała jednak by stało się to jej wymówką na to, że nie jest w czymś dobra, bo nie o to chodzi. Dlatego może była dla siebie znacznie surowsza niż może powinna.
Mając wszystkie składniki przed sobą, poszukała dłońmi moździerz i bezoar. Bardzo dokładnie go ucierała, nie rozmawiając z nikim i najpewniej generalnie nie reagując na otoczenie. Rozproszenie bardzo łatwo prosiło się o popełnienie błędu, a już jeden takowy nad eliksirem jej starczył przez nieuwagę. Nie zrobi tego po raz drugi. Wymacała po dłuższej chwili na jakim etapie jest bezoar i czując piasek, dodała cztery miarki, odliczając bezgłośnym układaniem ust. Potem przyszła pora na składnik standardowy. Wymacała go i powiodła palcem po białostronicowym podręczniku.
Może trafiła na nie ten akapit jak ostatni dureń, a może wzięła nie to, co trzeba. Nie wiedziała, bo skąd. To, co wiedziała, to że gdy dodała składnik, coś się zaczęło dziać i na chwilę zamiast przynajmniej plam przed sobą, widziała tylko zieleń.
- Co się dzieje? - Zapytała w przestrzeń, po prostu nie wiedząc. Szczególnie, że zieleń zaraz zniknęła i nie widziałą różnicy z oczywistych względów. - Chyba nie miało tak być? - Dopytała niepewnie.
Jeśli nikt z sąsiadów jej nie poinformował, że zwaliła eliksir, oraz że jest zielona, profesor sama posłużyła z odpowiedzią, choć znacznie milej niż do innych. Rue z westchnieniem odstawiła trzymany nadal składnik na stolik.
- Świetnie. - Rzuciła z zawodem.
Składnik 1: 9 - 4 + 1 = 6
Składnik 2: 9 - 6 + 1 = 4 - i zaorane
Efekt uboczny: 2 - jestem kosmitą
|