Slytherin |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
? |
Pióra: 78
Nikogo nie powinno zaskakiwać (zdaniem samego Cavingtona) kto wygrał ten wyścig i dlaczego. To oczywiste, że nie mógł to być nikt inny, jak on sam, bo jeśli o latanie na miotle chodzi, to jest w tym najlepszy. A przynajmniej takie ma o sobie samym zdanie. Owszem, są w szkole inni dobrzy gracze w Quidditcha i osoby z talentem do latania, ale ten wyścig mógł potwierdzić świetność Mickey'ego. Najjaśniejsza gwiazda sportu na szkolnym firmamencie.
Tym bardziej, że przynajmniej 90% innych uczestników skończyła wyścig na drzewie lub zaraz pod nim, w przeróżnym stanie świadomości.
Pomimo wygrania tego jakże prestiżowego wydarzenia, Mickey jednak nadal pozostawał sobą i nadal przejmował się losem koleżanek. Kaią miał się kto zająć najwyraźniej, ale nie każdy miał taki luksus. Harper - za którą Cavington co prawda nie przepada, ale w momencie kiedy stała jej się krzywda odstawił uprzedzenia na bok - miała to nieszczęście, że aż straciła świadomość po swoim ostatnim zderzeniu z twardym pniem. W geście heroizmu (naprawdę płynęło to z jego serca, bo chociaż niekoniecznie pała do niej sympatią, to nigdy nie chciał jej krzywdy) zadeklarował się zabrać Gryfonkę do Skrzydła Szpitalnego, bo jej stan zdecydowanie nie był najlepszy. Dlatego też całkiem delikatnie podniósł ją z ziemi, bezpiecznie ułożył we własnych ramionach i zanim ktokolwiek zdążył zaprotestować skierował się z Brooks w objęciach do zamku.
Nie szedł ślamazarnie wolno, ale tez nie biegł, starał się utrzymać względnie stały i szybki krok, żeby jak najszybciej zapewnić dziewczynie odpowiednią pomoc medyczną, jednocześnie dajac obie czas na wymyslenie dobrej wymówki co się stało, bo na pewno takie pytanie padnie. No i mimo że była nieprzytomna, to nie chciał żeby nią za bardzo trzęsło od zbyt gwałtownych ruchów, taki z niego troskliwy kolega!
Całe szczęście dotarli do wrót szkoły bez przeszkód i nawet w ciszy udało mu się otworzyć ciężkie drzwi i je za sobą przymknąć. Od razu skierował swoje kroki do Skrzydła Szpitalnego. Hm, musiał wymyślić naprawdę dobrą bajeczkę co się stało, bo w świetle pochodni na korytarzu zauważył jak bardzo sam jest ujebany błotem.
Gryffindor |
0% |
Klasa VI |
16 lat |
ubogi |
Hetero |
Pióra: 117
Ach, stracić przytomność i obudzić się w objęciach Cavingtona... Choć Harper nie życzyłaby tego nawet największym wrogom, niektóre z dziewcząt w Hogwarcie - i pewnie nawet część chłopaków - byłyby zachwycone takim obrotem spraw. Czułyby się jak w pięknym śnie...
Ale nie Harper. Ona otworzyła nieznacznie oczy z cichym burknięciem niezadowolenia. Nie dlatego, że niósł ją akurat ten Ślizgon. Z tego jeszcze nie zdawała sobie sprawy. Wiedziała za to, że strasznie boli ją głowa i najchętniej wróciłaby spać, gdyby nie to, że jej łóżko wierzgało i zdecydowało się ponieść ją-... Nie, zaraz, coś zdecydowanie było nie tak. Wpierw utkwiła wzrok gdzieś z boku i widziała tylko powoli przesuwającą się ścianę, łącząc sobie powoli wszystko w spójną historię. Chyba ostatnie co pamiętała, to wyścig... I upadek, po którym wstała i poleciała dalej, a potem jakoś wszystko się urwało?
Nim zdążyła poukładać sobie wszystko do końca, odwróciła jeszcze średnio przytomny wzrok na swojego wybawiciela.
Wpierw uznała, że nie ma mowy, żeby jej się to nie śniło. I to jeszcze w koszmarze, fuj!
Zacisnęła mocniej powieki, jakby spodziewała się, że to pomoże i zaraz ponownie otworzyła oczy, by ujrzeć w kiepskim świetle tę samą postać. Następnie zamrugała kilka razy, kiedy wracała do niej jakaś resztka przytomności.
- Mmkej, okej, puść mnie... - mruknęła jedną ręką klepiąc go w ramię, a drugą łapiąc się za głowę.
Jeszcze nie była tak waleczna jak zwykle, ale powoli wracała do niej żądza walki sprzed chwili... Niech Cavington nie przyzwyczaja się do taryfy ulgowej. Potrzebowała jeszcze tylko chwili.
Slytherin |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
? |
Pióra: 78
Gdzieś w połowie drogi do pierwszych schodów prowadzących na piętro, Mickey poczuł lekkie poruszenie Harper i usłyszał jej pogłębiony, zdecydowanie przytomniejszy oddech. Zwolnił odrobinę kroku, bo nie chciał się o nic wywalić i jeszcze bardziej dziewczynę uszkodzić, po czym spojrzał na nią... można by to uznać za troskliwe spojrzenie, gdyby nie ogólna niechęć tej dwójki do siebie nawzajem.
Słysząc jej słaby głos i to jeszcze słabsze klepanie w ramię, uśmiechnął się nieznacznie pod nosem do siebie samego.
- Nie bądź taka wyrywna, Brooks, uderzyłaś się mocno w głowę. Idziemy do Skrzydła Szpitalnego. - Nie, nie odstawił jej na nogi. W ogóle nie zamierzał tego robić, bo prawdopodobnie od razu by się wyjebała na twarz i straciliby tylko czas. A ona też mogłaby przy tym stracić zęby, zupełnie niechcący. Ładniej jej z pełnym uzębieniem, to z pewnością, nawet jeśli wciąż jest harpią.
Gryffindor |
0% |
Klasa VI |
16 lat |
ubogi |
Hetero |
Pióra: 117
Jeżeli jeszcze chwilę temu na sam widok Cavingtona nie była wystarczająco przytomna, żeby walczyć, to jego głos zdecydowanie obudził w niej pełną wolę walki. Może nie wiązało się to z kopem adrenaliny, który pozwoliłby jej go przewalić, kopnąć, a następnie odbiec w przeciwnym kierunku, ale... Cóż, miała próbować bronić się przed jego niegodziwymi rękoma z całych sił! Sił, których miała niewiele, ale ulokowanie ich przeciwko Ślizgonowi brzmiało jak inwestycja. Nigdy nie odmawia się dobrej inwestycji.
- Z tobą, kurwiu, nigdzie nie idę - odparła słabo, choć z pełnym przekonaniem, że właśnie taką informację chciała mu przekazać.
A skoro bicie go - bo należy podkreślić, że w rzeczy samej było to bicie - w ramię nie zadziałało, a miała jednak ograniczone ruchy, czas celować w twarz. Równie słabo, co poprzednio, zaczęła okładać go ręką po twarzy, nie myśląc wcale o tym, że w końcu oboje mogliby przekoziołkować w dół schodów, gdzie musieliby czekać aż dopiero trzecia osoba pomogłaby dostać się im aż do Skrzydła Szpitalnego.
Slytherin |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
? |
Pióra: 78
No i co to za sprawiedliwość?! Człowiek próbuje tu być miły i pomocny, a go w zamian okładają! HALO, policja!
Nie, nie odczuwał tego lekkiego klepania w ramię jako bicie, bo było to tak samo słabe, jak głos Harper. Nie wyglądała dobrze, nawet jeśli sama była przekonana o zupełnie innym stanie rzeczy. Dlatego Mickey dzielnie parł naprzód, żeby zanieść to buntownicze, wkurwiające dziewczę do Skrzydła i zostawić na pastwę pielęgniarki. Chciał pomóc i nawet wymyślić jakąś bajeczkę DLACZEGO w ogóle w środku nocy ujebani błotem potrzebują pomocy, ale jak tak Brooks sprawę stawia, to zostawi ją w progu jak podrzutka, zapuka i pójdzie w swoją stronę.
Akurat wkroczył na pierwszy stopień schodów, kiedy poczuł to słabe okładanie wątłej rączki Harper na własnej twarzy. Aż odruchowo zatrzymał się i nawet cofnął trochę, żeby nie zlecieć nawet z tego jednego schodka. Również trochę odruchowo nie tylko odchylił głowę, ale próbował zasłonić się jakoś własnym barkiem, co nie było wcale zadaniem łatwym, jak się niesie prawie bezwładne ciało, nawet tak niewiele ważące.
- Do jasnej... Brooks, weśże się opanuj! - Warknął na nią trochę zirytowany jej zachowaniem i jako że nie było innego remedium na jej bunty, trochę gwałtownie puścił jej nogi (które do tej pory trzymał pod kolanami, drugą ręką obejmując jej plecy) i uwolnioną dłonią złapał za jeden jej nadgarstek, żeby powstrzymać tę przemoc. Wciąż obejmował ją mocno, bo jednak nie chciał żeby się wyjebała na twarz, więc generalnie teraz skończyła jeszcze dla niej gorzej, przyciśnięta do ubłoconego Cavingtona.
- Chcę ci pomóc, wariatko! - Starał się nie podnosić głosu, więc znowu zabrzmiało to bardziej jak warknięcie.
Gryffindor |
0% |
Klasa VI |
16 lat |
ubogi |
Hetero |
Pióra: 117
Jakoś nie wierzyła w dobre intencje Cavingtona. Nawet kiedy czuła, że kręci się jej w głowie, jest obolała i zdaje się, że było jej też trochę niedobrze, była przekonana że nie chce skorzystać z jego pomocy. Była również w pełni przekonana, że doskonale poradziłaby sobie sama! I z pewnością nie wybrałaby się do Skrzydła Szpitalnego po upadku w Zakazanym Lesie, po ciszy nocnej na nielegalnym wyścigu.
Aha! Nagle wszystko zaczynało mieć sens! A takiemu Cavingtonowi mogło się zdawać, że skoro była obolała i myślała nieco wolniej, to się nie połapie... Ha. I komu teraz będzie głupio? Przecież sprawa była prosta. Chciał ją wkopać! Zresztą jak zwykle. Przecież Harper sama słyszała, że nie tylko ona spadła z miotły podczas wyścigu, ale przecież to akurat jej chciał bohatersko pomóc Ślizgon, co? Oni wszyscy byli tacy sami... No, nie licząc paru drobnych wyjątków. Ale poza nimi, to wszyscy!
Już miała mu wygarnąć, co myśli o jego niecnym planie, kiedy jednak poczuła, że leci w dół... I wylądowała na nogach, ale te zdawały się nieco ugiąć się pod nią w pierwszym momencie. Nawet wolną ręką odruchowo uczepiła się ramienia Cavingtona.
Niemal od razu prychnęła w odpowiedzi na jego warknięcie.
- Ty to całe życie chcesz mi pomóc, kurwa, dzięki... - wymamrotała z bardzo wyraźnym wyrzutem, jednak zamiast patrzeć ku niemu, błądziła raczej wzrokiem po podłodze, oceniając przy tym swoje szanse samotnego przetrwania.
Tak... Tak, na pewno były wysokie. Co najmniej wystarczające.
Zabrała rękę z jego ramienia i zaraz odnalazła nią najbliższą ścianę.
- Puść mnie - powtórzyła żądanie, nieco mniej słabo niż to pierwsze, podnosząc wreszcie wzrok na niego.
Tylko zdaje się, że w tej ciemności nie widziała zbyt ostro, przez co musiała zamrugać jeszcze parę razy i zmrużyć oczy, by Cavington był ostry - nie to, żeby to komukolwiek pomagało.
Slytherin |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
? |
Pióra: 78
Przewrócił bardzo teatralnie oczami na jej słowa, które sugerowały coś zupełnie innego niż ten ironiczny ton. Zgoda, może nie grali fair, może był złośliwy, może czerpał jakiś rodzaj satysfakcji z jej niepowodzeń, ale do jasnej cholery, nie kiedy uderzyła się poważnie w głowę, straciła przytomność na wystarczająco długo i spadła z dużej wysokości!
Zdaje się, że tego w swoich obliczeniach nie wzięła pod uwagę.
- No kurwa, popatrz, taki jestem miły, że chcę. - Jak już przestała go okładać, to trochę uspokoił swój ton, który niemal od razu przybrał barwę... rozbawienia. I nawet na jego twarzy zawitał niewielki, typowy dla niego uśmieszek.
Puścił powoli nadgarstek Harper, ale jej samej nadal nie puścił, tym bardziej po tym jak bardzo niezgrabnie wylądowała na uginających się pod nią nogach. No chyba śniła, że ją w takim stanie zostawi. Żeby później mogła rozpowiadać, że ją odciągnął od innych z niecnymi zamiarami i porzucił na środku korytarza na pastwę prefektów i nauczycieli?! Niedoczekanie jej...
Widział po tym jej wciąż nie do końca otrzeźwiałym spojrzeniu, że nie byłaby w stanie ustać równo, a co dopiero się przemieszczać gdziekolwiek. Ale skoro tak chciała... to mógł chociaż trochę się tym pobawić.
- Okej, skoro sobie księżniczka życzy, to proszę bardzo. - I poluzował uścisk znowu gwałtownie, ale nie zabrał ręki, wiec jak tylko się zachwiała niebezpiecznie, już znowu podpierał ją ramieniem i patrzył na nią wymownie, unosząc brwi wysoko. - Tak myślałem.
Gryffindor |
0% |
Klasa VI |
16 lat |
ubogi |
Hetero |
Pióra: 117
O, proszę. Świetnie! Jeszcze się ucieszył! Nie mógł powstrzymać tego głupiego uśmiechu w drodze do wkopania jej. Cóż, kiepski był z niego aktor, ale ona już naprawdę podziękuje za te dobre chęci.
- A ktoś ci kiedyś mówił, że to chyba ty potrzebujesz pomocy? Skrzydło Szpitalne w sumie byłoby świetne, idealne, ale ja z tobą tam nie idę... - jak na jej stan, obrażanie chłopaka przychodziło jej z łatwością. Nie musiała nawet wiele nad tym myśleć, jemu zawsze miała coś miłego do powiedzenia.
Chociaż jeśli on upadł na głowę, musiało mu się to udać już we wczesnym dzieciństwie. Zdaje się, że takim już nie da się pomóc.
Może nawet dałaby radę utrzymać chwilę równowagę, gdyby Ślizgon tylko nie starał się być złośliwy... Ale czego ona oczekiwała? Nagłe zabranie ręki było dokładnie tym, co powinna była przewidzieć! W innych okolicznościach by przewidziała - a nawet byłaby o jakieś pięć kroków przed nim!
- Nie mów myślałem, jak takie coś w ogóle nie zachodzi w twojej głowie... - odparła ponuro, wlepiając przy tym wzrok w podłogę.
Ale może troszeczkę dotarło do niej, że może być ciężko. W końcu, gdy tylko ją puścił i miała szansę spróbować ustać, czuła się, jakby to podłoga pod nią zadygotała. Gdyby to był ktokolwiek inny... Tylko nie Cavington...
Choć nie miała chwilowo więcej komentarzy, nawet nie wiedziała jak dalej się zachować. Patrzyła tylko w wrogo nastawioną podłogę, starając się znaleźć dobre rozwiązanie tej sytuacji. Oczywiście rozwiązanie Ślizgona było najgorsze z możliwych.
Slytherin |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
? |
Pióra: 78
- Tak, ty. I to nie raz. Wybacz, że nie wezmę twojej rady do serca. - Może mówiła, może nie, w tej chwili i tak nie było to wcale takie istotne. W tej chwili chodziło przede wszystkim o odbijanie piłeczki i nie wypadnięcie z tej ich bez przerwy trwającej gry w przepychanki słowne.
- Sama to ty w tej chwili nigdzie nie idziesz, Brooks. Nie uszłabyś kroku, a zaczęłabyś całować się z podłogą. Jakkolwiek interesujący widok by to nie był, jakoś niekoniecznie chciałbym to widzieć. - Jeśli naprawdę myślała, że się od niego tak łatwo w tej chwili uwolni, to grubo się myliła. Może i uważała go za dupka, ale miał swój honor i koleżance w potrzebie pomoże, ot co!
- Coś bardzo dużą wagę przywiązujesz do tego, co zachodzi w mojej głowie, doprawdy. Aż tak cię to ciekawi? - Skoro przestała się wyrywać i otwarcie protestować, schylił się na tyle, żeby znowu złapać ją wolną ręką pod kolana i unieść do poprzedniej pozycji. I nie czekając zbyt wiele, od razu ruszył schodami w górę. Im prędzej doniesie ją do Skrzydła, tym prędzej będą mogli zbadać jej głowę. -[b] Poza tym, to ty się niedawno uderzyłaś w głowę, raczej martwiłbym się o jakiekolwiek procesy zachodzące w twojej głowie. Nie chcielibyśmy, żebyś nagle ty zaczęła myśleć.[/i] - Nie, nie mógł sobie odmówić złośliwości. Ale mimo to zabrzmiał na szczerze zmartwionego tym jej upadkiem. Starał się to zatuszować, ale chyba nie wyszło aż tak dobrze.
Gryffindor |
0% |
Klasa VI |
16 lat |
ubogi |
Hetero |
Pióra: 117
- Ani tej, ani żadnej innej, dlatego jesteś... I pozostaniesz... Chujem - odparła, jakby jednak skonstruowanie tego zdania sprawiło jej pewien problem.
Szczerze mówiąc, skupianie się na czymkolwiek, co nie było w tej chwili jej własnym stanem, było problematyczne. Gdyby trafiła na innego bohatera, pewnie jedynie pojękiwałaby raz na jakiś czas i odpowiadałaby pojedynczymi słowami. Jednak były osoby w Hogwarcie, przed którymi nie mogła okazywać słabości. Jedną z nich był właśnie Mickey Cavington. Wraz z Milesem stanowili absolutną czołówkę.
- To skoro już ustaliliśmy, że nie chcemy się widzieć, może, nie wiem, na przykład rzucisz się w dół schodów?
Mówiąc to zresztą brzmiała bardziej agresywnie, niż zwykle. Co prawda wypowiadała to też dużo słabiej, ale było wyraźnie widać, że jest dużo bardziej zdenerwowana wszystkim, co się wydarzyło. I trudno się jej dziwić!
Już miała zacząć klecić odpowiedź na jego kolejne słowa, kiedy znowu nagle poszybowała w górę. O nie, tak nie będą się bawić. Miał ją puścić i co robi? Na pewno nie będzie się staczać do poziomu faktycznej księżniczki, którą musiałby nieść jakiś troll, jak Cavington!
- A ty nie uderzyłeś się w głowę, jak myślisz, że możesz tak po prostu-... Nie.
W połowie zdania spontanicznie zrezygnowała. Nie miała nawet energii na to by doprowadzić je do końca. Z kolei jej resztki skoncentrowała na dalszym utrudnianiu Ślizgonowi pomocy, w którą nawiasem mówiąc wciąż nie wierzyła. Może nie miała siły się szarpać, ale mogła na przykład... Zakryć mu oczy! A skoro zdawało się jej to genialnym pomysłem, tak zrobiła. W końcu na ślepo tym bardziej nigdzie jej nie doprowadzi.
Slytherin |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
? |
Pióra: 78
Przewrócił oczami na to jakże błyskotliwe określenie go męskim organem. No serio, nie mogła wymyślić nic lepszego?
Najwyraźniej nie. Bo najwyraźniej to zderzenie z drzewem narobiło więcej szkód, niż sama Harper chciałaby przyznać. Ale Mickey'emu wystarczyło widzieć ją nieprzytomną leżącą pod drzewem i nieść nieprzytomną przez kilkanaście minut, zdawał sobie sprawę jak zły mógł być jej stan. Są graczami Quidditcha przecież, wiedzą jak niebezpieczne są pewne wypadki! I w takich sytuacjach zupełnie normalne jest sportowe zachowanie.
Ale okej, rozumiał też dlaczego Harper nie wierzyła w jego pomocność. Pewnie jakby to ona jemu chciała pomóc (rzecz, która nigdy nie miałaby miejsca), to też by nie uwierzył i od razu przeszedłby do słownych przepychanek i bardzo sugestywnych komentarzy.
- Uważaj żebym to ciebie zaraz nie rzucił w dół schodów, to wielce kusząca opcja. - No nie zrobiłby tego, ale przecież ona nie musi tego wiedzieć.
Już uśmiechał się sarkastycznie pod nosem na jej nagły bunt, kiedy tylko podniósł ją z ziemi. I spodziewał się pełnego wykładu o tym jakim to jest chujem i niegodziwcem, oraz domagania się puszczenia jej i ponowną propozycję rzucenia się ze schodów, ale zamiast tego przerwała zupełnie znienacka i... zrobiła chyba najgłupszą z możliwych rzeczy.
Zasłoniła mu oczy. Kiedy wchodził po schodach. Trzymając ją w ramionach.
- Brooks, popierdoliło cię do resz~ - Przerwał zupełnie nagle, kiedy jego uniesiona stopa nie trafiła dobrze na schodek, ześliznęła się niebezpiecznie i Mickey poczuł, jak traci równowagę. I to na tyle, że upadek był nieunikniony.
Miał jednak na tyle refleksu, żeby lecąc twarzą w dół odwrócić się na tyle, żeby to nie Harper przyjebała w schody i jeszcze zamortyzowała jego upadek, tylko właśnie na odwrót.
W rezultacie Mickey jebnął się bardzo boleśnie w łokieć i kość ogonową, a przez fakt, że był ujebany wciąż niedoschniętym błotem, zsunął się jeszcze kilka schodków w dół, więc i łopatki oberwały. PRzynajmniej w jakimś tam stopniu zamortyzował Harper, żeby mocniej sobie w głowę nie przyjebała, chociaż w tej chwili to miał ochotę osobiście jej w ten durny łeb przywalić. Najlepiej czymś cieżkim.
- Ja pierdole... - Wydukał to z siebie zduszonym przez ból głosem, próbując znaleźć wygodną pozycję, gdzie nie bolałyby go obite miejsca. - Chyba serio nieźle się pierdolnęłaś w ten durny łeb, harpia. Zasłaniać oczy niosącemu cię po schodach, świetny plan, gratulacje, kurwa. - Zły był! I obolały...
Gryffindor |
0% |
Klasa VI |
16 lat |
ubogi |
Hetero |
Pióra: 117
Wywaliła się podczas wyścigu dwa razy, straciła przytomność, a ten jeszcze miał czelność przewracać oczami i narzekać na jej obelgi?! Na szczęście zachował to dla siebie i pozwolił jej tym samym na chwilę skupienia tylko i wyłącznie na własnym cierpieniu - i to nie tym związanym z jego obecnością, choć sądziła, że właśnie to było większe.
- Nawet bym się nie zdziwiła... - mruknęła cicho, bardziej do siebie, ale przez wzgląd na odległość pomiędzy nimi, nie mógł nie usłyszeć.
Może gdyby czuła się lepiej, wiedziałaby, że zakrywanie mu oczu to kiepski pomysł... Z założenia miał po prostu zatrzymać się, odstawić ją bezpiecznie - najlepiej tuż obok jakiejś ściany, o którą mogłaby się podeprzeć - i pójść do tych swoich lochów. Ona natomiast miałaby parę pięter do pokonania, może poruszałaby się dużo wolniej, ale w końcu trafiłaby do dormitorium!
Ale nie. Nie, ten idiota musiał iść dalej. Musiał zawsze robić wszystko przeciwko niej! I tym razem to on wyszedł na tym gorzej. Nie do końca wiedziała, jak to się stało, bo zacisnęła mocno powieki, kiedy poczuła, że lecą, ale... Po upadku nie bolało dużo bardziej niż przed. I co najważniejsze, tym razem nie straciła nawet przytomności. Skorzystała od razu z okazji i odsunęła się od niego na schodku, na którym wylądowała, aż do samej barierki.
- Nieś sobie inne, ja sobie poradzę - prychnęła na niego od razu.
Następnie wzięła głębszy wdech i palcami obu dłoni, przeczesała włosy, wypuszczając powoli powietrze z płuc i tłumacząc sobie, że da radę... Tylko może potrzebowała chwili po trzecim upadku. Zaraz na pewno przestanie kręcić jej się w głowie.
Niedobrze.
Przysunęła do siebie nogi w siadzie i zaraz oparła czoło o ręce na własnych kolanach, by móc na chwilę zamknąć oczy, odciąć się od tego wszystkiego i zebrać energię.
- Trzeba było się zatrzymać i... Spierdalać, debilu...
Slytherin |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
? |
Pióra: 78
Wjebała się w drzewo i straciła przytomność, a on starał się jej pomóc, to ona miała teraz jakiś problem z własną przerośniętą dumą i zaufaniem! Był dla niej złośliwy, owszem, non stop, ale nigdy celowo nie naraził jej na niebezpieczeństwo! Ani na szlaban! Nie celowo, przypadkiem to zupełnie inna sprawa, chociaż pewnie i tak myślała, że wszystko robił celowo.
Mickey pewnie zatrzymałby się od razu po zasłonięciu oczu, gdyby akurat nie był w połowie kroku, z jedną nogą w powietrzu. Cały ubłocony, więc przy okazji nie do końca stabilnie trzymający się na jednej nodze, kiedy nic nie widział. Musiał dostawić nogę! Ale nie widział gdzie, więc w rezultacie pośliznął się i obydwoje wylądowali na schodach. Tyle dobrze, że Harper nie obiła się na tyle, żeby pogorszył się jej stan.
Przekręcił się na tyle, żeby sięgnąć ręką do swojej kości ogonowej, która bardzo ucierpiała przy tym zderzeniu i przy okazji zdał sobie sprawę z tego, że uderzony łokieć boli za bardzo. Nie było to złamanie, ale zaczął od razu podejrzewać zwichnięcie. Fanta-kurwa-stycznie.
- Jasne, poradzisz sobie ze wstrząśnieniem mózgu... a nie, wybacz, najwyraźniej tego organu nie posiadasz, skoro masz tak poronione pomysły. - Próbując dość nieudolnie podnieść się ze schodków, nadal z wyraźną niewygodą i oznakami bólu, cedził słowa przez zęby. Spojrzał tylko przez moment na Harper naprawdę rozeźlony i choć ochota na pomaganie jej zaczynała mijać, to z kolei teraz rosła w nich chęć irytowania jej swoją obecnością. Więc nie, nie porzuci misji ratunkowej, nawet jeśli jest obity i obolały.
- Trzeba było nie zasłaniać mi oczu w połowie kroku, kretynko.
Gryffindor |
0% |
Klasa VI |
16 lat |
ubogi |
Hetero |
Pióra: 117
- Nie mam wstrząśnienia mózgu... - wymamrotała od razu wchodząc mu w słowo.
Zresztą przez to, że mówiła równo z nim, nie przyswoiła kolejnej obelgi z jego strony i może to lepiej. Może właśnie uchroniła ich oboje! W końcu oboje byli stopniowo coraz bardziej zdenerwowani.
- Nie dotykaj ludzi bez pytania, to może nie będziesz miał takich problemów? - wypowiedziała to właściwie do własnych ud, aby dopiero po skończeniu wypowiedzi podnieść głowę i spojrzeć na niego przelotnie.
Następnie zwróciła głowę ku górze. Przecież wspinała się po tych schodach codziennie. Da radę i dzisiaj. Spotykały ją w życiu gorsze rzeczy. Gorsze niż upadek, czy trzy upadki pod rząd, gorsze niż Cavington...
Wyciągnęła rękę do góry, po barierce, aby w końcu chwycić ją mocno - a przynajmniej na tyle mocno, na ile było to możliwe. Sapnęła cicho i zaczęła się podnosić, pomagając sobie drugą ręką jeszcze przy ziemi. I proszę! Nawet wstała! Nawet było stabilnie! Popatrzyła dumnie na Cavingtona, po czym pokręciła ledwo widocznie głową i spojrzał z powrotem ku kolejnym stopniom schodów. Teraz aby tylko nie wypieprzyć się na pierwszym kroczku...
Slytherin |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
? |
Pióra: 78
- Jasne, bo jesteś medykiem i wiesz najlepiej. - Nie powstrzymał złośliwego sarkazmu w głosie, bo nie tylko go zdenerwowała, ale obolałe obite miejsca promieniowały na resztę ciała. Ale to nic, był już w gorszych sytuacjach, w gorszym stanie, zaraz się pozbiera i z tego.
- Jasne, nie ma sprawy, następnym razem zostawię cię nieprzytomną pod drzewem w Zakazanym Lesie w środku nocy po nielegalnym wyścigu, niech cię zeżrą akromantule, doskonałe rozwiązanie. - No nie, nie zostawiłby jej, ale tego nie musiała wiedzieć. Jej brak wiary w jego dobre intencje wcale nie zmieniały tego, że Mickey nie potrafił przejść obojętnie obok dziewczyny potrzebującej pomocy. A czy tego chciała, czy nie - Harper potrzebowała dzisiaj pomocy.
Powoli podnosząc się samemu ze schodów - ostrożnie i uważnie, żeby nie pośliznąć się na błocie, które wysmarowało stopnie, kiedy się po nich trochę ześliznął - kątem oka wciąż obserwował uparcie obstawiającą przy swoim "dobrym stanie" Gryfonkę. Może i nie byłby w stanie podbiec do niej, żeby złapać jakby spadała, bo w chwili obecnej groziłoby to ponownym upadkiem obydwojga, ale przynajmniej miałby kolejny dowód na to, że Brooks naprawdę potrzebuje wizyty w Skrzydle.
Teraz to i on sam tej wizyty potrzebował.
Gryffindor |
0% |
Klasa VI |
16 lat |
ubogi |
Hetero |
Pióra: 117
- Dobrze że znalazł mnie taki jeden medyk...
No dobrze, nie znała się! I co? On też nie! Nie miał podstaw, by oceniać jej stan! Wiedział tylko tyle, że spadła z miotły. Nie pytał, jak się czuje, czy może ją coś boli... Oczywiście nie odpowiedziałaby mu, ale nawet nie wyraził tego zainteresowania przed wydaniem osądu!
- Tak! - po raz pierwszy zebrała w sobie tyle siły, by podnieść na niego głos, obracając się chwiejnie ku niemu. - Bo nie jesteś lepszy od akromantuli.
Zresztą, odkąd przekroczyli próg zamku, niebezpieczeństwo zostania pożartym przez akromantule spadła do zera. Jaki argument miał wtedy? Że pożarłby ją woźny? Jakiś nauczyciel? Irytek? A może czyjś zbłąkany kot? Błagam. Czy on sam siebie słyszał, czy tylko dla niej wszystko, co mówił, brzmiało jeszcze bardziej absurdalnie niż zwykle?
Wreszcie obróciła się, by uczepiona barierki zacząć robić pierwsze, chwiejne i niepewne kroki po schodach. Ale dawała radę! Było ciężko i musiała wyglądać żałośnie, ale... A, właśnie. Nie będzie dawać mu tej satysfakcji. Ledwie po dwa schodki wyżej, wyprostowała się dumnie i obróciła głowę z powrotem ku niemu.
- Idziesz? - spytała w pierwszej kolejności, ale szybko załapała, że mógłby do źle zrozumieć. - Znaczy, w przeciwnym kierunku?
Czułaby się na pewno dużo lepiej, gdyby mogła wspinać się żałośnie po schodach bez niego w roli świadka...
Slytherin |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
? |
Pióra: 78
- Grasz w Quidditcha, z założenia powinnaś wiedzieć jak niebezpieczne są wszelkie zderzenia zakończone utratą przytomności. - Burknął to w jej stronę, chwilowo trochę bardziej skupiony na podnoszeniu się do pionu, niż faktycznym dogryzaniu jej.
Natomiast na jej podniesiony głos zatrzymał się w połowie ruchu i nastawił uszu, czy niosące się echo nie ściągnęło czyjejś uwagi i zaraz nie oberwą szlabanem w ryj.
- Tak, kurwa, drzyj mordę na pół szkoły, niech zaraz wszyscy się dowiedzą, że tu jesteśmy. Chcesz żeby jeszcze przed sezonem zawiesili ci możliwość gry? - Zmarszczył brwi, faktycznie trochę zmartwiony tym, że coś takiego mogłoby nastąpić. A on osobiście jakoś nie chciał takich konsekwencji.
Zanim całkiem się wyprostował, wsparł tę niebolącą rękę o własne udo i wzięła kilka głębszych wdechów, przygotowując się na nieunikniony ból kręgosłupa, kiedy w końcu zdecyduje się na wyprostowanie i robienie kroków po schodach.
Na kolejne pytanie Harper uniósł lekko brwi, spoglądając w jej kierunku badawczo. A kiedy dodała sprostowanie... uśmiechnął się złośliwie, ale w bardzo Cavingtonowy sposób.
- Już za mną tęsknisz? Nie martw się, przypilnuję żebyś dotarła względnie bezpiecznie do Skrzydła. Może pielęgniarz naprawi ci główkę. Jeśli w ogóle jest tam co naprawiać. - Powoli wyprostował się i z lekkim skrzywieniem w końcu i on zaczął stawiać powolne kroki.
Gryffindor |
0% |
Klasa VI |
16 lat |
ubogi |
Hetero |
Pióra: 117
- Wiem też, jak sama się czuję - odparła od razu.
Naprawdę, starał się zgrywać mądrzejszego niż ona?! Niech sobie lepiej przypomni, komu ostatnio eliksir wybuchł w twarz oraz z jakiego powodu! Tak, dokładnie. Zawdzięczał to tylko i wyłącznie własnej głupocie. I może troszkę swojemu ego...
Jednak jego kolejny komentarz trochę ją uciszył. Naprawdę chciała się odgryźć, ale ten jeden raz miał rację. Jeśli ktoś by ich przyłapał, mieliby problem - i to oboje.
- Kusi, żeby tobie zawiesili... - wymamrotała tylko cichutko pod nosem, nim postąpiła w skupieniu kolejne parę kroków w górę schodów.
Nawet zastanawiała się chwilę, czy nie przycupnąć ponownie... Mogłaby może spleść ręce na piersi, uznać, że nigdzie z nim nie idzie i poczekać tylko, aż sobie pójdzie. Ale szczerze mówiąc czuła się słaba i marzyła tylko o łóżku. Własnym łóżku, nie tym szpitalnianym!
- Ja pierdolę... - mruknęła kręcąc ponownie głową. - Naprawdę... Cavington... Czuję się chujowo. Jak chcesz mi dojebać, to wrócimy do tego jutro, ale teraz spierdalaj?
Nie miała nawet siły dorzucać mu więcej obelg... Co prawda mógł być pewien, że niedługo do nich wróci, ale nastąpiła tu chwila szczerości, która tylko podkreślała, jak bardzo beznadziejnie się czuła. Nie potrzebowała jego docinek...
Slytherin |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
? |
Pióra: 78
Mickey nie wątpił, że Harper wie. Po prostu nie wierzył jej na słowo, że da radę dojść gdziekolwiek sama. Wystarczyło spojrzeć na to jak wcale nie tak pewnie wspina się po schodach! I na dodatek - przez jej idiotyczne pomysły zasłaniania oczu komuś wchodzącemu po schodach - on teraz też wchodził po schodach trochę mniej sprawnie, bo chwila minie zanim przyzwyczai się do bólu.
- Jak mnie zawieszą, to sam sobie zasłużę, nie będę tego zawdzięczał drącym się na pół zamku harpiom. - Wymamrotał to w podobnym tonie jak ona. Szedł na tyle blisko, że słyszałby ją nawet jakby szeptała, w końcu o tej porze w nocy - a pewnie jest już sporo po północy - korytarze były ciche, żaden każdy dźwięk był bardzo wyraźnie słyszalny.
Tym bardziej powinni się pospieszyć, jeśli żadne z nich nie chciało stracić możliwości grania w Quidditcha od początku sezonu.
Przewrócił lekko oczami na słowa Harper. Zupełnie jakby spodziewała się, że Mickey nie wykorzysta każdej nadarzającej się okazji do... bycia sobą.
- Wrócimy jutro, jak już odstawię cię do Skrzydła Szpitalnego. Nie myśl, że dam ci teraz powód do późniejszego rozpowiadania, że porzuciłem cię obolałą i potrzebującą na środku korytarza na pastwę patroli i Irytka. Więc idziemy, Brooks, skoro gardzisz moją pomocą w przemieszczaniu się to twoja sprawa. - Teraz i tak raczej ciężko byłoby mu ją nieść, bo jedną rękę miał tak obolałą, że nie było mowy o obciążaniu jej.
Gryffindor |
0% |
Klasa VI |
16 lat |
ubogi |
Hetero |
Pióra: 117
Oczywiście miał rację - nie powinien w to wierzyć.
Ale Harper wierzyła. Była absolutnie przekonana o własnej sile, niezniszczalności i przecież nie będzie okazywała słabości przed kimś takim jak Cavington! Przecież ten upadek w lesie będzie wypominał jej do końca szkoły... Przynajmniej nie będzie dodatkowo tak wesoło chwil, jak bohatersko zaniósł ją do Skrzydła Szpitalnego. Właściwie, jak tak teraz na niego patrzyła, wydawało jej się, że wcale nie będzie chciał tego wspominać.
Zaraz zresztą zawiesiła na nim wzrok i zacisnęła mocno usta... Och, jak bardzo chciałaby teraz krzyknąć i zwrócić na nich uwagę, tylko po to, by narobić mu problemów. Gdyby tylko miała pewność, że nie spotka jej w związku z tym nic gorszego, niż szlaban, mogłaby się poświęcić. Nie chciała natomiast poświęcić swoich marzeń dotyczących Quidditcha - w tym argumencie akurat ją miał.
- Ale ty już zasługujesz... - szepnęła, zupełnie jakby tym razem mówiła bardziej do siebie, albo miała nadzieję, że na to już nie odpowie.
Towarzystwo Ślizgona było męczące na co dzień. A kiedy była obolała, zmęczona i brudna, było tylko gorzej. Na szczęście nie była świadoma, jak kiepsko wygląda... W przeciwnym wypadku z pewnością przejęłaby się też tym.
- Tobą gardzę - sprostowała od razu, wspinając się kolejne parę schodków.
I oczywiście, gdy tylko mieli zbliżać się do Skrzydła Szpitalnego, ona zwróciła się ku kolejnym schodom, by uparcie zmierzać do dormitorium.
|