Gryffindor |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 115
Nowa szkoła okazała się być fascynująca. Przynajmniej w odczuciu Pacala. I właściwie nie chodziło mu o sam zamek - choć ten był imponujący i też budził zachwyt - a bardziej o życie codzienne szkolnej społeczności i charaktery brytyjskich (w większości) studentów, tak bardzo inne od tych dobrze mu znanych z Beauxbatons. Polubił tę nową szkołę. I polubił bycie "tym nowym", bo budzone zainteresowanie dostatecznie karmiło jego ego, żeby nie musiał wysilać się i przesadnie domagać uwagi.
Ale tak, zdecydowanie tęsknił za siostrą, z którą jego kontakt został znacznie uszczuplony nie tylko przez różnicę domów i zamieszkania, ale również zupełnie inne plany zajęć. Jedyne co, to czasem widywał ją na posiłkach albo wpadając na siebie przypadkiem na korytarzu i przy okazji umawiając na spędzenie razem czasu. Albo właśnie przez sowią pocztę.
Cieszył się na jarmark przede wszystkim dlatego, że będzie mógł spędzić z Oriane cały dzień, z dala od szkolnych korytarzy, więc i typowych dla zamku rozpraszaczy. Postanowił, że dzisiejszy (i może jutrzejszy, jeśli Ori miałaby ochotę) dzień spędzi z siostrą w pełni, ewentualnie z jakimiś chwilami nieco liczniejszego towarzystwa, bo to mimo wszystko mogło być nieuniknione.
Faktycznie nie zmartwił się, kiedy nie znalazł Ori przy wejściu na jarmark. I nie musiał nawet patrzeć na zegarek, żeby wiedzieć, że z pewnością już tutaj była. Nazwijmy to prawie-bliźniaczym połączeniem lub znaniem siebie nawzajem na wylot, ale cokolwiek to było, Pascal nawet nie czekał pełnej minuty, żeby upewnić się, czy Ori nagle nie pojawi się obok. Ruszył w powolny spacer między stoiskami, uważniej obserwując tłum. Wiedział już, że mają tu być stoiska z grami i cieszą się wielką popularnością, więc był też pewien gdzie znajdzie swoją blond zgubę.
Oczywiście, że się nie mylił.
Uśmiechnąwszy się nieco szerzej pod nosem, chowając dłonie w kieszeniach brązowego, jesiennego płaszcza sięgającego nieco poniżej połowy ud, podszedł do dobrze sobie znanej blond czupryny aktualnie stojącej do niego tyłem i przyglądającej się liście nagród przy interesująco brzmiącym stoisku z wyścigami gumochłonów. Nie podejrzewał dotąd, że te zwierzęta mogą się w czymkolwiek ścigać.
- Leonardo brzmi, jakby co najmniej miał duże szanse na powodzenie. - Zatrzymał się obok Oriane i pochylił nieco w jej kierunku, kiedy odezwał się w ich rodzimym języku francuskim, niby to zagadując ją mimochodem, niczym zupełnie nie znaną mu osobę. Ale niemal od razu po swoich słowach odwrócił głowę i spojrzał na siostrę, uśmiechając się przy tym radośnie, choć z wyćwiczoną skromnością. - Bonjour ma chère soeur.
Gryffindor |
25% |
Klasa VI |
16 lat |
b. ubogi |
? |
Pióra: 108
- No tak, tylko nie zostanę przyłapany - odparł od razu z pełnym przekonaniem, może nawet nutką, która sugerowałaby, że był nieco urażony. Tylko troszeczkę.
Nie znał go jeszcze wystarczająco? Nie wierzył w niego? Nigdy nie zostawał przyłapany! No dobra, prawie nigdy. Ale to nadal wielki sukces!
- Tak ogólnie, do tej pory? - dopytał, choć nie dał wcale Peterowi dojść do słowa nim zaczął wyliczać. - Samoodpowiadające pióro, pluszową akromantulę... Nie wiem, kto wpadł na takiego pluszaka, ale ok. W sumie ciekawe, bo popierdala, chyba nawet za właścicielem. Nocą to może nawet trochę straszne... Eee... Jeszcze takiego małego pluszowego smoka, który lata i robi za zapalniczkę? I... Chyba to była burza w butelce?
Zmarszczył lekko brwi, jeszcze raz wyliczając sobie te rzeczy szybko na palcach, po czym skinął głową. Wszystko się zgadzało, niczego nie brakowało.
- A ty? Planujesz w coś grać?
Może Peter nie zdawał się być typem, który przepadałby za takimi zabawami, czy też który byłby zainteresowany przedstawionymi nagrodami, ale może miał go zaskoczyć!
Gryffindor |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Homo |
Pióra: 228
Hiro generalnie, choć starał się być przerażającym i wzbudzać respekt, ostatecznie na sam wygląd liczyć nie mógł. Fakt, że umiał się bić i nie miał zbytnio skrupułów, ale póki nie pokazał tego w praktyce, to cóż... Był uroczym chłopcem z burzą zmierzwionych zawsze włosów, niewysokiem raczej, drobnym mimo lekkiego umięśnienia. Nijak nie budził respektu aparycją.
Zmarszczył nieco brwi na słowa dziewczyny, czując się głupio zgaszonym, bo faktycznie w sumie nastawiał się na jakiegoś rodzaju starcie. Nawet nie to, że od razu wielką bijatykę, jak i nie nastawiał się jakoś szczególnie, ale no nie spodziewał się niczego innego.
Pokręcił lekko głową, biorąc od niej salamandrę, póki nie zmieniła zdania. Puścił wzrok na swój stosik pluszaków gdy się zastanawiała, a gdy zdecydowała się na pająka, wzruszył lekko ramieniem, kiwając głową krótko.
- Jasne, bierz. Tym bardziej, że mam dwie. - Bo po co mu dwie? Zawahał się, trzymając przy sobie salamandrę, która faktycznie zdawała się grzać. Cudnie! - Dzięki.
Co prawda z reguły nie był szczytem przykładu dobrego wychowania, ale jakoś mimo wszystko czuł się zobowiązany przynajmniej do tych krótkich, rzuconych mimochodem podziękowań. Zdjął zaraz plecak z ramion żeby kucnąć i zacząć upychać do niego pluszaki - dwie salamandry i pająka. Najwyraźniej teraz ma całą hordę.
Dopiero jak wstał i przyjrzał się dziewczynie, coś mu w głowie zadzwoniło. Czy przypadkiem nie widział jej na zajęciach, które wychodziło na to, że mieli razem?
- Czekaj, czy przypadkiem nie jesteś tą nową z Ravenclaw?
Slytherin |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
? |
Pióra: 78
Wzruszył lekko ramionami i na moment uniósł odrobine ręce w obronnym geście, patrząc na Iana.
- Na mnie nie patrz, to nie ja rozdaję odznaki prefekta. Ktoś najwyraźniej uznał, że to Philip jest mniejszym złem. - Oczywiście, że żadnego z nich nie uważał za "złych". Kumplowali się, obydwaj są spoko, zabawni, każdy na swój sposób, a Cavington nie zamierzał tu podważać niczyich kompetencji. No, w każdym razie nie tak bezpośrednio, otwarcie i poważnie, bo generalnie grzało go, który z bliźniaków był prefektem, z obydwoma się dogadywał.
- O właśnie, łazienka prefektów, nie rozumiem czemu jeszcze nie podzieliłeś się ze mną hasłem. Tobie dał hasło? - Tu spojrzał pytająco na Iana, bo jeśli i on wiedział, to istniało większe prawdopodobieństwo, że z któregoś z nich to hasło wyciągnie.
Faktycznie wyścigi gumochłonów okazały się... mniej zaskakujące, niż z początku sugerowała nazwa. No tak, sałatę to one wpierdalały zawodowo, w sumie sam pomysł ustawienia takiej gry zasługiwał na uznanie. Mimo wszystko nawet i w tym można było coś wygrać, wiec czemu nie spróbować szczęścia? Jarmark miał miejsc raz do roku, więc nie było sensu odmawiać sobie rozrywki.
- Wspaniale, zobaczymy w takim razie, czy twój Killer da radę z moim... Bobem. Tak, Bob zdecydowanie wygląda konkretnego gościa, ma bardzo... zacięty wyraz... odwłoka? - Zmarszczył brwi, bo w sumie w tym momencie to i ciężko było stwierdzić gdzie dokładnie jest otwór gębowy zwierzęcia, wyglądało na jednolitego bloba. Bob the Blob, nowy czempion.
Wybrany gumochłon: BOB
Bonus: brak
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 76
No miał nadzieję, że nie zostanie! Wierzył w niego i nie chciał się zawieść. A był realistą, zatem brał pod uwagę, że mogło coś pójść nie tak, choć nie umniejszałoby to nadal pewnego rodzaju zawodowi.
Nawet otworzył usta żeby mu odpowiedzieć, ale się nie wstrzelił. To nic, słuchał z uwagą, w pewnym momencie unosząc brwi gdy wygrane się nie kończyły.
- To bardzo dużo rzeczy - zauważył z rozbawieniem. Chociaż faktycznie pluszowy pająk to nietypowy pomysł, to w zasadzie Peterowi się spodobał, szczególnie, że chodził. Nie znosił pająków takich żywych, brzydził się, choć nie bał się ich przy tym, ale taki pluszak to w sumie dobre rozwiązanie. Nie chciałby go, bo po co mu, ale aprobował pomysł.
- Mm, nie, raczej wystarczy mi to. - Krótko machnął ręką na loterię, z której skorzystał sam nie wiedział po co, nagrodę zresztą tez oddał. - Co prawda nie wiem co jeszcze tu jest, ale nie jestem dobry w takie rzeczy.
Czymkolwiek by nie były, nie sądził by miał rozwalić rzutki chociażby. Poza tym jakoś nie wydawało mu się, by mógł wygrać cokolwiek, co by chciał, więc motywacja do gry też była dość licha.
- Ale na pewno przejdę się zobaczyć co sprzedają tam dalej przy straganach i zjem coś. Masz ochotę się przyłączyć? - Bo w sumie nie miał nic przeciwko ani żeby postawić mu jakieś dobre jedzenie, ani nawet żeby kupić mu coś ze stoisk wcześniejszych. Wiedział, że Valerian nie jest z tych zamożnych, wręcz absolutnie przeciwnie, a on... Cóż, miał hajs.
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Homo |
Pióra: 118
Ian pokręcił głową, zupełnie jednak nie biorąc do siebie słów żadnego z chłopaków.
- Dziękuję za docenienie, jestem pewien, że to słuszne stwierdzenie - podziękował z lekkim uśmiechem dumy gdy Mickey nazwał go "większym złem", pośrednio. To tylko sprawiało, że to on czuł się kreatywniejszy i bardziej, hm... Zabawowy. Choć inni by pewnie nazwali go zwyczajnie bardziej chaotycznym w zupełnie negatywnym znaczeniu tego słowa, ale się durnie nie znali.
- Pewnie, że dał, przecież jesteśmy jedną osobą - obruszył się na jego pytanie. - Wyobrażasz sobie jakbym akurat był nim i nagle nie znał hasła, które mi podano? Szanuj mnie, jak już się podszywać to z głową, kolego.
Postukał się przy tym w skroń lekko. Ale to oczywiste, jego zdaniem, i błędem wręcz żenującym byłoby wpaść przez taką głupotę. A oni nie byli amatorami w zmienianiu tożsamości na drugiego bliźniaka, ot co.
- To ja wezmę... G. Świetne imię, lepszego bym nie wymyślił.
Nachylił się ku gumochłonom tylko odrobinkę, tak jakby chciał niby na osobności powiedzieć coś do swojego wybrańca.
- Dasz radę, na pewno jesteś bardzo głodny. Wpieprzaj jak dziki, dobra?
Nie to żeby to mialo być ekscytujące, ale w sumie chciałby może wygrać, zawsze miło. Ostatnim razem się przecież nie popisał...
Wybrany gumochłon: G
Bonus: +1 (kość 7)
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Nie uważała chłopaka za osobę która nie-wygląda groźnie. Mimo wszystko, uważała że to nie stricte wygląd a vibe daje dużo- a chłopak, mimo że nie wyglądał jak siłacz, to miał wokół siebie aurę kogoś, kto jest nieprzewidywalny i nie boi się ubrudzić rąk.
Wzięła od niego pluszowego pająka i przytuliła delikatnie. Mimo, że nie grzał, to była dobra wymiana.
Trochę komicznie wyglądało jego wpychanie pluszaków do plecaka- choć w sumie zastanawiała się, gdzie mogłaby umieścić swojego pajęczaka. jej torba była stosunkowo mała- a żal, żeby chodził za nią, pobrudzi sobie pluszowe łapki.
- I gdzie ja cię dam, Tuptuś?- zwróciła się do pająka, zastanawiając się, gdzie go umieści. Cóż, póki co będzie go trzymać w rękach. W końcu to pluszak.
Z zamyślenia wyrwało ją pytanie chłopaka. Ojej, czy to znaczy że są o niej już jakieś plotki?
- Cóż, najwyraźniej. Jestem Zosia, miło było mi cię poznać! - odpowiedziała z uśmiechem, podnosząc rękę w geście machania - a teraz wybacz, chcę sobie zaklepać ślimaka, bo chyba zaraz zaczną się wyścigi. - dodała, wskazując kciukiem na stragan z gumochłonami. Tłum przy stoisku robił się coraz większy, a ona nadal nie wybrała swojego championa.
Dlatego po chwili odwróciła się i ruszyła w stronę stoiska. Po czym wybrać ślimaka? Chyba po wielkości jamy ustnej? Że będzie robił większe gryzy? Ale, ten mniejszy może będzie szybciej rzuł?
Gdy stanęła przy stanowisku, jej oczom ukazały się ślimakopodobne stworzenia. Gdyby nie ich imiona, nie dałaby rady ich rozpoznać. Myśl, Zośka, który?
Goliat wydaje się taki rozkoszny. A ciul, niech będzie on. Może 13 akurat okaże się jej szczęśliwą liczbą
- Dzień dobry! Ja chciałabym obstawić Goliata.
Po wykupieniu losu rozglądnęła się po okolicy, by spróbować wydedukować, ile osób już (lub będzie) obstawiać. Kątem oka zobaczyła natomiast znajomą twarz- Pascala w towarzystwie pięknej pani. Wyglądali stosunkowo podobnie- oboje, mimo otoczenia, wyglądali niesamowicie elegancko i dystyngowanie.
To chyba jego siostra- pomyślała. Chciała do niego podejść- w końcu miała dla niego bransoletkę- ale trochę się bała. Cóż, może później. Na razie nie chce im przerywać.
W końcu się przełamie. Na pewno.
Wybrany gumochłon: 13. Goliath
Bonus: +1
Zadanie:[12] Deal?
Uczestnicy: Hiroshi Kojima
Dodatkowe informacje: Wymianka Pluszowej Salamandry na Pluszową Akromantulę
Ravenclaw |
50% |
Absolwent |
35 lat |
średni |
Homo |
Pióra: 9
Nie mogło naturalnie zabraknąć najbardziej szalonego nauczyciela w tej szkole. Tak przynamniej mawiają, i to nawet nie kwestia tego, że poziom na zajęciach trzymał bardzo wysoki, ani zachwytu historią magii, jakiego nikt chyba inny nie ma. Bardziej kwestia tego, że nigdy nie wiadomo było czego spodziewać się po tym człowieku, był chaotyczny i po prostu dziki. Faktem jednak było, że też niewielu czerpało tyle radości i ekscytacji z życia co on. Naprawdę wszystko go cieszyło i potrafił czerpać niesamowicie dużo energii nawet z najmniejszych rzeczy.
Na miejscu pojawił się pachnący drogimi, słodkimi perfumami, w nieskazitelnym garniturze. Nie tradycyjnym, bo białym wyszywanym w kolorowe kwiatowe wzory, lekko połyskujące. Ewidentnie widać go było z kosmosu...
- Dzień dobry, jak tam dzisiaj, wszyscy grzeczni? - Zagadał wesoło do pana przy loterii. - Mogę się tylko domyślać jaki będzie efekt tych tu nagród.
Kiwnął przy tym na pogody w butelce i choć powinien być zmartwiony, absolutnie nie, ciekawiło go co się stanie. Nie bał się chaosu, bo sam go często generował, a dzieciaki potrzebowali czasem zrobić coś szalonego żeby wyrzucić z siebie tą całą energię. Ba, pamiętał jak dziś kiedy to był w ich wieku! Dobre czasy, wykorzystał je w pełni tak, jak tylko mógł.
- Cieszę się, że ja je tylko wręczam, nie ukrywam. Ciebie to nie martwi?
Słusznie zauważył owy mężczyzna, że Elijah zupełnie się nie przejął pogodami, ani nawet samoodpowiadającym piórem. A bo to pierwszy raz uczniowie podobne sztuczki próbowali z nim stosować? Czasem nawet im pozwalał, jak miał dobry humor i dość litości w sobie.
- Nie tam, nie takie rzeczy już się działy w tej szkole. - Rozejrzał się po uczniach, całkiem mnogo rozstawionych po placyku. - Muszę jeszcze zajść na stragany póki mam czas, także pozwolę sobie ruszyć dalej. Trzymaj się, ci uczniowie to nie łatwi klienci!
- Jak co roku - skomentował z rozbawionym uśmiechem mężczyzna.
Nie mógł się jednak spodziewać, że zaledwie po trzech krokach zamiast ot sobie pójść jak normalny człowiek, Elijah wyjmie z torby sporą, połyskującą kulę i...
- Kryj się! - Zawołał dość głośno, po czym rzucił sobie z mocą prosto pod nogi swojej roboty bombę dymno-brokatową o zaskakującym zasięgu. Ani się zebrani dookoła uczniowie nie obejrzeli, wszyscy byli w sporej części oprószeni kolorowym pyłem i połyskującym brokatem. A Elijah? Po nim ani śladu! To dopiero wyjście.
zt.
Uwaga! Wszyscy, którzy przebywają obecnie w dziale gier, są oprószeni pyłem i brokatem wielokolorowym. Możecie się przebrać, umyć lub pomóc sobie zaklęciem, ewentualnie spędzić dzień w wesołych kolorkach.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Francuszczyzna u boku, bardzo mało oficjalna ze swoją nagłością pojawienia się - oznaczać to mogło jedynie jej braciszka. Uśmiechnęła się na jego słowa zgodnie.
- Racja, nie brzmi najgorzej. Osobiście się jednak skłaniam ku Goliathowi - odparła z namysłem, mrużąc oko jak gdyby co najmniej rozwiązywała równania różniczkowe w pamięci.
Zerknęła ku bratu, równie wesoło uśmiechnięta; lustrzane odbicie pokazujące równie wiele zadowolenia na spotkanie. Przyjemnie było się spotkać w umówionym czasie zamiast jedynie wpaść na siebie na korytarzu.
- Bonjour, mon petit prince.
Wiele było siostrzanej czułości w tym małym... Przezwisku? Przydomku? Jak zwał, tak zwał - było czułe tak samo pod każdą nazwą. Obróciła się nieco bardziej w jego stronę nadstawiając policzki do bisous, by zakończyć powitalny rytuał.
- Tak myślałam, że z łatwością mnie znajdziesz- zaśmiała się krótko a perliście, rozglądając wokół.
Najoczywistsza chyba ze spraw tego świata: mała Boleynówna pośród gier oraz rozrywki. - Wygląda też na to, że brakuje tylko dwóch zakładów do wyścigu - wskazała podbródkiem bukmachera.
Oczywiście oznaczało to sugestię, że to oni powinni być tymi dwoma ostatnimi bucami rzucającymi pieniędzmi w jedzeniowy wyścig gumochłonów. Zanim zdążyli ustalić czy obstawiają razem czy oddzielnie jakaś dziewczyna wpłaciła na zakład, na dodatek zabierając Ori sprzed nosa Goliatha.
I coś nagle wybuchło. Ori podskoczyła lekko, łapiąc brata za rękę, oglądając za źródłem hałasu. Nie dostrzegłszy nikogo, uspokojona widokiem brokatowego deszczu, zerknęła ku bratu i nie mogła się nie zaśmiać widząc twarz Pascala mieniącą się drobinami barw tęczy.
Nawet jeśli jej własna zapewne wyglądała nie mniej faboulous.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Gryffindor |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 115
Pozwolił sobie na znacznie bardziej radosny, w pełni szczery uśmiech na to siostrzane czułe powitanie. Dokończył całego procesu, pochylając się nieco w jej kierunku (przerósł ją, mimo wszystko!) i zwyczajowo dla Francuzów i tym bardziej zwyczajowo dla ich rodziny, składając przy każdym z jej policzków niemalże powietrzne buziaczki, które tak naprawdę były lekkim muśnięciem policzka o policzek i cichym cmoknięciem w przestrzeń.
- Oczywiście. Gdzie indziej miałbym szukać mojej siostry, jak nie w miejscu dającym możliwość poczucia choć odrobinkę dreszczyku emocji, namiastkę domu? - Spojrzał znowu na listę gumochłonów, następnie zerkając na zagrodę wypełnioną tymi stworzeniami. Uniósł nieznacznie brwi w zastanowieniu, czy wybór siostry ma większe szanse na powodzenie, niż jego całkowity strzał w ciemno.
Nie dane mu było jednak zastanawiać się długo, bo niespodziewany huk i siostrzana dłoń zaciśnięta na jego własnej obudziły na moment instynkty wyrobione na regatach. Przyciągnął Oriane odrobinę bliżej, jakby miało to uchronić ją przed jakimikolwiek nieprzyjemnymi efektami niezidentyfikowanego jeszcze zdarzenia, ale w sumie wystarczyło jedno spojrzenie na jej błyszczącą brokatem twarz i rozbawiony śmiech, żeby samemu zawtórować równie serdecznym rozbawieniem. Zerknął tylko po zebranych, ale wszyscy zdawali się równie mocno zaskoczeni całym zajściem, co ta tutaj dwójka, więc ciężko było identyfikować sprawcę. O ile w ogóle miało to nawet sens. Dla Pascala nie miało najmniejszego. Odrobina briller briller nikomu nie zaszkodzi! A i świat wydał się nawet teraz jakiś bardziej kolorowy. I to nie tylko wizualnie! Rozglądając się tak po tłumie, zauważył inną znajomą twarz, choć w tej chwili ukrytą pod świecącymi drobinkami. Stała może dwa kroki za Oriane, wychylił się więc odrobinę i pomachał do Krukonki.
- Sophie! Wszystko w porządku? - Mogła się przecież przestraszyć huku, więc z czystej troski zagadnął koleżankę. Poza tym i ona zdawała się obstawiać wyścigi. O, a nawet...
Spojrzał znowu na Oriane.
- Chyba zrządzeniem losu zostaniemy przy Leonardo, Sophie była szybsza w obstawianiu Goliatha. - Wskazał blondyneczkę stojącą nieopodal, po czym znowu przeszedł na język angielski. - Sophie, z przyjemnością przedstawiam ci moją siostrę Oriane. Właśnie utarłaś jej nosa znacznie sprawniejszym podejmowaniem decyzji odnośnie zakładów. - Zaśmiał się krótko, szturchając lekko siostrę w ramię. Widać było, że żartuje i widać też było, że on i Oriane mają bardzo dobrą relację, a wszelkie docinki były wyrazem miłości. - Oriane, poznaj jedną z moich koleżanek z roku, Sophie. Pochodzi z Polski, podobnie do nas przeniosła się do Hogwartu w tym oku. - Po pełnej prezentacji dziewcząt, spojrzał na bukmachera gumochłoniego przybytku, podał mu odliczoną kwotę pieniędzy i wskazał na wybranego gumochłona, rzeczonego Leonardo.
Wybrany gumochłon: Leonardo
Bonus: brak
gumochłon rozliczony
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Oczywiście, że się przestraszyła. Podskoczyła, nawet z jej ust wydobył się cichy, krótki okrzyk- niestety, nie jest fanką hałasów, krzyków, i wszystkiego, co zaskakująco głośne. Dlatego przestraszyła się, ale w odruchu zaraz potem odwróciła się w stronę hałasu.
Niestety nie mogła namierzyć co ani kto (oprócz krzyku "Kryć się", który wydawał jej się dziwnie znajomy), ale chwilę potem była już cała pokryta brokatem.
Na Bogów, brokatem. Czemu miała wrażenie, że wie kto to?
Szybko odgoniła tę myśl. Nie, niemożliwe.
Spojrzała po sobie, widząc jak cały jej strój, od czubka beretu po buty, pokryty był brokatem. Nawet Tuptuś, pluszak trzymany w rękach, nie został oszczędzony- stracił, co prawda, trochę na byciu przerażającym, ale nic nie szkodzi.
W sumie, nie miała za złe tego brokatu. Dlatego, gdy zdała sobie sprawę że niebezpieczeństwo minęło, uśmiechnęła się szeroko- przecież teraz wszystko tak cudnie mieni się w słońcu.
Co prawda, pewnie będzie pozbywać się tego brokatu przez najbliższy tydzień, a potem jeszcze przez kolejny będzie znajdywała drobinki w najróżniejszych miejscach- ale mówi się trudno, to łagodny wyrok.
Z obserwacji otoczenia mieniącego się od brokatu, wyrwał ją znajomy głos- a szczególnie, charakterystyczne zmiękczenie jej imienia. Odwróciła się w kierunku źródła tego głosu i dostrzegła, że to Pascal patrzy na nią zmartwiony, machając. Ojej, to nastąpiło szybciej niż sądziłam.
- Tak, tak, w porządku, dziękuję! - odpowiedziała z uśmiechem, próbując otrzepać choć trochę dłonie o płaszcz. Plan był taki, by tymi otrzepanymi dłońmi przetrzeć oczy i usta- brokat jest uroczy, ale na powiekach, nie pod powieką.
Spojrzała na rodzeństwo. Cóż, nie mogli się siebie wyprzeć- byli niesamowicie do siebie podobni. Do tego oboje byli najzwyczajniej w świecie piękni- znała i kumplowała się co prawda z Pascalem, ale i tak czasami potrafiła się zawiesić.
Szczególnie teraz, jak sobie tak stali, ładni, błyszczący, dobrze ubrani.
Był taki film niemagicznych; o pięknych, błyszczących ludziach, ale nie mogła sobie przypomnieć tytułu...
Z zamyślenia wyrwał ją głos Pascala, który przedstawiał jej właśnie swoją siostrę. Cholera, co teraz?
Nie chciała wyjść na niewychowanego gbura, bo gdzieś z tyłu głowy miała, że to jednak dobrze wychowani ludzie, a ona nie miała kontaktu z jakimkolwiek savoir-vivre od czasu jak ojca nie ma; Powinna się ukłonić? Dygnąć? Podać dłoń? Albo jego siostra powinna najpierw podać dłoń? Kto jest starszy? Myśl Zośka, myśl!
Jeszcze do tego zabrała jej ślimaka! Na Bogów, spalona na panewce!
Dobra, nie ważne! Jesteś dziewczyną ze wsi na podlasiu! Nie udawaj kogoś, kim nie jesteś!
Dlatego wysunęła rękę w jej stronę. Najwyżej jej po prostu nie uściśnie, czy coś.
- Bardzo mi miło. I przepraszam za gumochłona, nie byłam świadoma... - powiedziała, ostatnią część zdania wypowiadając trochę niepewnie. Jej wybór bazował tylko na przypadku, dlatego przykro jej było, że tak niefortunnie trafiła.
Trafiła, właśnie, bransoletka! To ten moment.
Nie, weź poczekaj jeszcze chwilkę. Dopiero co się zobaczyliście.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Oriane obejrzała się na zaczepioną przez brata dziewczynę, kradziejkę Goliatha, i posłała jej przyjazny uśmiech. Musiała się uśmiechnąć do osoby, co dostrzegła w tym samym gumochłonie ten blask potencjalnego zwycięzcy!
- Cóż, kto śpi ten traci - odparła bez złej woli, wzruszając ledwie zauważalnie jednym z ramion.
Doskonale rozeznając się w sytuacji, co wcale nie było wielkim osiągnięciem, zwróciła się ku blondynce.
Dziewczyna wydawała się koleżeńska i z wyglądu była urocza; Oriane nawet pomimo butów na znaczącym obcasie, wciąż była od niej niższa. A więc Sophie musiała być w górnej granicy statystycznego kobiecego wzrostu bądź nawet powyżej poprzeczki.
- To tobie Sophie utrze nosa kiedy zobaczysz jak Leondardo przegrywa z kretesem - odgryzła się bratu wesołkowato.
Uścisnęła serdecznie wyciągniętą rękę, nie obawiając się małej wymiany brokatu. Wszyscy wokół byli równie lśniący.
- Niezmiernie miło cię poznać, Sophie - oznajmiła. - Polska? Przeniosłaś się więc do Hogwartu z Koldovstoretz, jeśli się nie mylę, oui?
Owszem, była zainteresowana. Skoro brat uznał Sophie z Polski za wartą znajomości ona także chciała ją poznać. Ufała Pascalowej ocenie ludzi. Zerknęła ku bratu obstawiającego Leonarda. Nie miała wielkich nadziei związanych z jego wyborem i właściwie była zadowolona, że będzie mieć okazję zobaczyć pierwszy sałatowo-żerczy wyścig bez inwestowania w zakład pieniędzy. Może pozwoli to zebrać nieco informacji by wytypować dobrego kandydata. Zaśmiała się perliście na niepewne przeprosiny, machnęła lekko dłonią.
- Nie ma za co przepraszać! Zdecydowanie masz dobre oko. Leonardo nie ma szans z Goliathem - puściła Sophie oczko, jakby wspólnie knuły pokonanie Pascala i jego typu.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Gryffindor |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 115
Jakby się zastanowić, Pascal mógłby rozpoznać i głos sprawcy i szybko połączyć kropki z kulą brokatu, która spoczywała w jego kufrze w sypialni. Chyba jednak był zbyt pochłonięty czymś zupełnie innym, więc nie poświęcił temu wszystkiemu więcej myśli, niż było to w danym momencie konieczne.
Skinął lekko głową na znak, że przyjął do wiadomości dobry stan koleżanki. Naprawdę nie chciał, żeby cokolwiek jej się stało, choćby nieprzyjemne wrażenia wybuchającego w twarz brokatu. Ale faktycznie zdawało się, że w żaden sposób nie wprawiło ją to w gorszy nastrój, a wręcz przeciwnie.
Uśmiechnął się nieco szerzej, tak jakby dobrodusznie, z zadowoleniem obserwując jak Oriane i Sophie wymieniają się pierwszymi uprzejmościami zapoznania.
- Och, s'il vous plaît, Leonardo ma znacznie więcej werwy niż Goliath. - Pokręcił lekko głową, odpowiadając siostrze na odbitą piłeczkę. A kiedy tak beztrosko zagadała do Krukonki tworząc dziewczęcy front przeciwko niemu, nie mógł nie roześmiać się perfekcyjnie wymierzonym czasowo, niegłośnym, naturalnym i sugerującym szczere rozbawienie śmiechem.
- Doprawdy, moje drogie, jeszcze wspomnicie moje słowa, Leonardo w samym imieniu ma wypisany sukces. - Nawet w najmniejszym stopniu nie czuł się urażony. Może gdyby on i Oriane nie zostali wychowani w traktowaniu hazardu jako część codzienności, to miałby inne podejście, ale w takim wypadku... przecież to wyśmienita zabawa! A przyjacielskie docinki są esencją takich właśnie spotkań. Zdrowa rywalizacja oparta na sympatii.
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Czuła, jak stres związany z nową znajomością, wybuchem, i całym tym chaosem powoli opada. Żarty rodzeństwa Boleyn na pewno w tym pomogły- poczuła się trochę swobodniej w ich otoczeniu, dlatego nawet zachichotała w reakcji na ich wymianę zdań.
Ucieszyła się też, że Oriane nie żywiła urazy co do gumochłona. A nawet, została wciągnięta na front przeciw wyborowi Pascala!
- Tak, dokładnie. Koldovstoretz jest zupełnie inny niż Hogwart... ale, wy chyba macie takie same odczucia porównując do Beauxbatons? -odpowiedziała, patrząc to na Pascala, to na Orianę, trochę z nadzieją, że czują to samo co ona.
Tak, zdecydowanie były różnice. Im dłużej żyła w Hogwarcie, tym więcej ich widziała. Nie były to, oczywiście, zawsze różnice negatywne- po prostu było inaczej.
Ale, nowe doznania sprawiają, że człowiek się rozwija- nowe bodźce, na temat których wcześniej wyrobi sobie opinię. A póki co, nie miała konkretnej opinii na temat Hogwartu- w końcu szkoli się tu dopiero od miesiąca.
Nie mogła określić dlaczego, ale w jakiś sposób te dogryzania, których stała się uczestnikiem, dawały jej radość. Pamiętała przecież podobne sytuacje, czy to z domu, czy z poprzedniej szkoły. Od czasu wyprowadzki to tak naprawdę pierwszy raz, gdy mogła się czuć w otoczeniu kogoś trochę swobodniej. I nawet nie potrzebowała do tego dużo czasu!
- Cóż, jestem pewna Goliatha - odpowiedziała po chwili z pewnością - Żaden z pozostałych gumochłonów nie nazywa się David, więc jestem spokojna.
Dosłownie chwilkę po wypowiedzeniu ostatniego zdania przyszła jej do głowy myśl- na ile czarodzieje znają klasyczną literaturę niemagicznych? Bo przecież taka Biblia, mimo bycia dla wielu niemagicznych świętą księgą, nie musiała wzbudzać jakichkolwiek zainteresowań- tak i historia Davida i Goliata, a przy tym nawiązanie, mogło im umknąć.
Pożyjemy, zobaczymy.
Mam nadzieję, że zobaczymy, jak Goliath pochłania sałatę - pomyślała z uśmiechem.
Ravenclaw |
0% |
Klasa I |
|
b. ubogi |
|
Pióra: 9
Nikt nie spodziewał się takiego wyścigu! Być może dlatego, że część uczniów, gdy tylko tu podchodziła, dosłownie wyobrażała sobie zgoła co innego... A jednak nie obrócili się na pięcie i trójka Ślizgonów z odwagą podeszła do rzuconego im przez los wyzwania! Kim byliby, gdyby poddali się na widok sałaty? Nikim! Oczywiście!
Zaraz po nich obstawiali z kolei nowi uczniowie Hogwartu, na szczęście niezgorszeni, ani nie zniechęceni panującymi tu zwyczajami. Wpasowali się idealnie - właściwie zdawali się zaadaptować nawet lepiej!
Gdy wszyscy zdążyli obstawić, jedna z osób obsługująca stoisko - bądźmy szczerzy, tak poważne przedsięwzięcie nie mogło być prowadzone przez jednego człowieka, to byłoby absurdalne - wstała, aby zaraz wskoczyć na stolik obok i klasnęła w dłonie w ramach próby skupienia uwagi nie tylko piątki uczniów przy stoisku, ale i wszystkich dookoła. Była to stosunkowo drobna kobieta o bogato obtatuowanych, umięśnionych rękach. Bogato nie tylko ze względu na ilość poszczególnych elementów, ale i kolory, wśród których przeważała czerwień i połyskujące złoto, przez co można byłoby podejrzewać, iż była kiedyś w Gryffindorze. A może ten dobór był podyktowany raz po raz ziejącym ogniem rogogonem węgierskim na jej prawym bicepsie? Jeżeli ktoś zdążył się zresztą przyjrzeć, ten jeszcze moment temu drzemał w tym samym miejscu, buchając jedynie dymem z nozdrzy. Teraz był rozjuszony - równie zaalarmowany zbliżającym się wyścigiem, co powinny być osoby, które postanowiły właśnie tu ulokować swoje oszczędności.
- Uwaga, uwaga! - zaczęła kobieta, głosem, którego najpewniej nikt się po niej nie spodziewał - donośnym i stosunkowo niskim, idealnym do wydzierania się na pół jarmarku. - Jesteście gotowi na pierwszy wyścig gumochłonów dzisiejszego dnia?
Nie łudziła się. Nie porywała tłumów. Nawet nie dała nikomu szansy na odpowiedź, żeby uniknąć niezręcznej ciszy, choć nie zdawała się być osobą, którą wzruszyłoby coś podobnego. Wyraźnie tryskała pewnością siebie i może właśnie dlatego część przechodniów zatrzymała się... Być może spodziewając się czegoś bardziej ekscytującego, niż zawody w jedzeniu sałaty.
Po chwili przeskoczyła na stolik obok - najwyraźniej była to jedyna opcja, w której mogłaby górować, nawet ponad dziećmi, ale osiągnęła zamierzony efekt. Osoby, które miały skupić na niej wzrok, właśnie to robiły. Albo co najmniej większość z nich. Nie mogła być pewna co do zachowania pięciorga uczniów, którzy postanowili obstawić zakłady. Równie dobrze mogli odejść popatrzeć na inne zabawy, albo gadać między sobą, albo robić sobie jakieś głupie żarty... Wiedziała jak to jest mieć te szesnaście lat i była zdecydowanie ponad próbami dotarcia do bandy nastolatków - najpewniej właśnie dlatego, że była niewiele starsza. Będą wystarczająco zainteresowani, żeby się skupić, to świetnie. Nie będą? Cóż, zostawili tu swoje pieniądze. To wystarczający sukces.
- Zaraz będziecie świadkami jednego z największych wyścigów tego jarmarku. Ujrzycie pożądanie, agresję w momencie rozszarpywania wszystkiego, co stanie na drodze tych wyjątkowych stworzeń!
Oczywiście jedynie sałata stała na ich drodze. Z pewnością ją rozszarpią, albo pochłoną w całości!
W międzyczasie gumochłony - pokryte brokatem, który miał im towarzyszyć przez resztę dnia, lub życia, jak to zwykle bywało z brokatem - zostały umieszczone na pięciu torach, a od liści sałaty dzieliły ich tylko drewniane deseczki. A jednak stworzenia wyraźnie wiedziały, co jest grane... Wszystkie zbliżyły się do deseczki, dzięki czemu co najmniej jedna rzecz stała się teraz jasna! Teraz każdy mógł wiedzieć, że część zwrócona ku desce nie jest odwłokiem.
Kobieta nie wyjęła różdżki. Jedynie machnęła ręką w górę, a deseczki podniosły się i gumochłony ruszyły!
Walka była zażarta. Rzuciły się równo i przez dłuższą chwilę nie było jasne, który z nich wygra. Właściwie wydawało się, że cala zabawa zakończy się remisem i... Właśnie, co wtedy?
Niespodziewanie G pochłonął kolejny liść sałaty w całości, wychodząc tym samym na prowadzenie! Wpieprzaj, jak dziki... Być może właśnie te słowa odbijały się echem w jego gumochłonowym umyśle... Albo i nie. Trudno powiedzieć.
Niespodziewanie wyprzedził go Goliath, który do tej pory zdawał się delektować liśćmi. Najwyraźniej uznał, że koniec z tym! Czas zdobyć to, po co tu przypełzł. Chwałę! Wiedział, że nie może przegrać z kimś takim, jak Leonardo, słyszał takie głosy nad sobą! Wiedział? A... Nikt nie mógł być tego pewien! Bez wątpienia nie miał pojęcia, kim do cholery jest Leonardo! Może dlatego postanowił roznieść całą konkurencję?
Reszta nie miała z nimi szans, jednak do samego końca nie było jasne, który był szybszy.
G i Goliath na zmianę wyprzedzali się w pochłanianiu sałaty, aż w końcu...!
Tak, to był remis!
Nie było na co czekać. Pozostałe gumochłony dojadały leniwie sałatę, gdy ta sama kobieta zeskoczyła ze stolika z dużym szklanym słojem tuż przed grupką obstawiających uczniów.
- Brawo, czyli będą dwie nagrody - rzuciła, skupiając wzrok to na Zofii, to na Ianie, wysuwając ku nim ręce ze słojem. - No to losujemy nagrody, sprawnie!
Imię |
Bonus ukryty |
Bonus jawny |
suma |
4. Leonardo |
3 |
0 |
3 |
12. G |
3 |
1 |
4 |
13. Goliath |
3 |
1 |
4 |
18. Killer |
3 |
0 |
3 |
24. Bob |
3 |
0 |
3 |
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
- Osobiście rozumiem o czym mówisz doskonale - zgodziła się z dłonią na mostku, podkreślając jeszcze słowa kiwaniem głowy. - Pascal jednak zdaje się adaptować doskonale.
Zerknęła ku bratu z troskliwym uśmiechem, jakby była dumna, że radzi sobie lepiej. Nie potrafiła mu zazdrościć. Była szczęśliwa kiedy przeżywał sukcesy, cieszyła się kiedy on się cieszył. Jeśli w ich całej rodzinie istniało coś nie-toksycznego była to zdecydowanie troska; miłość rodzinna.
Wyłapawszy w następnej wypowiedzi dziewczyny nawiązanie do Biblii rozejrzała się teatralnie po okolicy.
- Nie widzę też żadnych proc - dodała z udawaną powagą, zaraz znów rozjaśniając się w uśmiechu.
Nie było nawet czasu powiedzieć nic więcej: wytatuowana kobieta rozpoczęła show. I kiedy gumochłony zostały poszczute na sałatę Oriane nawet zdecydowała się kibicować Goliathowi, na przekór Pascalowi oczywiście.
- Tchin tchin Goliath!
Nieważne, jak głupio musiało to wyglądać. Byli na jarmarku żeby się bawić i głupkowate kibicowanie gumochłonowi doskonale się w tę definicję wpasowywało.
Ha! Miała rację co do Goliatha! Nawet jeśli nic nie wygrała czuła się jak wygrana. Owszem, element utarcia nosa Asowi też miał w tym swój udział. Położyła dłoń na ramieniu brata, kręcąc głową w przesadzonym współczuciu, podśmiewając się pod nosem.
- Może następnym razem, mon frère. - Zwróciła się następnie do Sophie. - Gratulacje! I szczęścia przy losowaniu nagrody!
Zamierzała od razu postawić na jakiegoś gumochłona, niech tylko nieco przycichnie wrzawa i nagrody się rozlosują. Może Bob? Bob brzmi na robala z bezdennym żołądkiem...
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Gryffindor |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 115
Co prawda miesiąc temu, kiedy oficjalnie się z Sophie poznał, nota bene właśnie w Hogsmeade, już wymienili się wrażeniami z pierwszego miesiąca w nowej szkole, ale teraz każde z nich było bogatsze o cztery kolejne tygodnie doświadczeń.
Skinął głową zarówno na pytanie Krukonki, jak i na odpowiedź Oriane.
- To chyba przez nadmiar wolnego czasu, ma sœur, doskonale wiem, jak bardzo lubisz wypełniać swój grafik po same brzegi. - Nie było w tym ani krzty przytyku, po prostu naprawdę Pascal zdawał sobie sprawę z tego, że jego siostra lubiła być zajęta i ani trochę tego nie oceniał. A nawet podziwiał! Bo choć on zawsze potrafił zorganizować sobie czas, to był w tym znacznie bardziej spontaniczny, a brak narzuconego grafiku dawała mu naprawdę dużo wolności do odkrywania samego siebie jako dojrzewający nastolatek.
Nie umknęło mu również nawiązanie do Biblii - może i niewielu czarodziejów czystokrwistego pochodzenia interesowało się mugolskimi wierzeniami, ale Boleynowie bardzo mocno przykładali uwagę do poliwalentności wiedzy - ale skomentował to jedynie krótkim "Ha!", bo na nic więcej nie miał czasu. Rozpoczęto wyścig!
Nawet jeśli poza Oriane był jedyną osobą, która zagrzewała swojego faworyta do walki, to ani trochę nie krępował się brakiem podobnego entuzjazmu u innych. Może po prostu Brytyjczycy nie potrafili znaleźć odrobiny radości w tak zabawnych sytuacjach, jak wybuchające brokatowe bomby i żarłoczność gumochłonów.
Niestety, jego wybrany czempion nie wykazał się umiejętnościami spożywania na tyle ponadprzeciętnymi, żeby pokonać konkurencję. Ale czy Pascal się tym przejął? Ani trochę. Jedynie wykonał ręką gest oznaczający odrobinę żalu z przegranej, ale uśmiech ani na chwilę nie zszedł mu z ust. Spojrzał na siostrę rozbawiony, z błyszczącą w spojrzeniu iskrą złośliwości, nadal tej dyktowanej miłością.
- Leonardo jest po prostu gentlemanem i pozwolił, żeby to Sophie wygrała to zażarte starcie. Wiedziałem, kogo wybieram. - Spojrzał w tej chwili na Sophie i puścił do niej oko, uśmiechając się odrobinę szerzej.
Jak do tej pory bawił się naprawdę wyśmienicie!
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Przez całą rozmowę skakała wzrokiem pomiędzy Pascalem a Oriane. Nie wiedziała, czy są bliźniętami, czy po prostu rodzeństwem; ale dogadywali się, że aż miło się na to patrzyło. Właśnie takie rodzinne relacje sprawiały, że żałowała braku rodzeństwa.
Znaczy, zawsze jest szansa, że trafi się jakiś pół-brat czy siostra po wyskokach ojca, ale nie była pewna czy chciałaby mieć wtedy z nim kontakt. Cóż, z wiadomych przyczyn.
- Serio? Zazdroszczę, naprawdę.- zwróciła się, po słowach Pascala, z podziwem do Oriane. Mimo, jak sama stwierdziła, jeszcze się nie odnalazła, a i tak utrzymuje gęsto utkany dywanik codzienności w ryzach. Godne podziwu, szczególnie dla Zosi- Ja dalej mam problem ze zbudowaniem nowej rutyny w nowym miejscu; Ale, pracuję nad tym, już bliżej niż dalej! - powiedziała z werwą w głosie. Nie każdy ma łatwość aklimatyzacji, a ona dalej patrzy po złych szafkach szukając swoich rzeczy. No ale bliżej niż dalej, prawda?
W duchu ucieszyła się, że wychwycili jej nawiązanie. Czasami miała wrażenie, że wychodziła na dziwaka nawiązując do niemagicznych elementów kultury- kultury, która jest dla niej mimo wszystko nowa i fascynująca! Dlatego odniosła wrażenie, że być może, przynajmniej w ich towarzystwie, nie będzie musiała się martwić o odbiór jej nawiązań do innych książek.
Nie było co prawda czasu na dalszą rozmowę w tym kierunku, bo oto zaczął się wyścig!
Nie zdawała sobie sprawy, że oglądanie jak ślimakopodobne istoty jedzą sałatę mogą uruchomić w niej takie pokłady energii. Aż nią trzęsło z ekscytacji jak G i Goliath naprzemian wychodzili na prowadzenie.
Już kawałek, już gryz!
Skończyli! Oboje! W tym samym czasie!
Aż krzyknęła jak to do niej dotarło. Jej ślimak zjadł sałatę najszybciej! To jej szczęśliwy dzień na loteriach!
Z uśmiechem dziecka i ekscytacją wypisaną na twarzy popatrzyła na Orianę i Pascala. Mogła wyglądać nawet trochę zabawnie, ale chyba ją to nie interesowało- bawiła się świetnie, i nie miała zamiaru sobie tego odbierać poważnymi minami.
Spojrzała na chłopaka, który razem z nią obstawił zwycięskie gumochłony. Skinęła mu głową w ramach gratulacji, bo jednak stali od siebie trochę za daleko na krzyczenie do siebie.
Następnie wytatuowana kobieta podsunęła słój do losowania nagród.
Całkowicie zapomniała o nagrodach z tego całego kibicowania.
Zanurzyła rękę w słoju, z jakiegoś powodu zamykając przy tym oczy. Pomieszała, pomieszała, i po króciutkiej chwili wyciągnęła karteczkę.
- Uu! Sakiewka bez dna...!- powiedziała, pokazując kobiecie karteczkę. Na Bogów, to naprawdę jej szczęśliwy dzień, zawsze chciała taką sakiewkę! Zerknęła za kobietę, na wystawione nagrody. Jeśli dobrze widziała, sakiewki występowały w dwóch kolorach- czerwonym i fioletowym.
- Czerwoną poproszę, jeśli można! - dodała ucieszona, przyklaskując w dłonie.
Teraz będzie miała gdzie pomieścić swoje rzeczy! Oh, i Tuptusia też tam schowa!
Rzeczy, no tak.
- Właśnie, Pascal - powiedziała, zwracając się do kolegi - mam coś dla Ciebie.
Po czym wyciągnęła małe zawiniątko, a w nim komplet składający się z dwóch bransoletek przyjaźni. Rozdzieliła je, a jedną wręczyła mu.
- Umm - zaczęła, a raczej nie wiedziała jak zacząć - Um, no. Bransoletki przyjaźni. Pokazują kolorkiem jak się czuje ta druga osoba. Nie mam za dużo bliskich w Hogwarcie, a jak je zobaczyłam to byłeś jedną z osób o których pomyślałam! Więc, no, ten. Proszę, to dla Ciebie.
Na koniec uśmiechnęła się szeroko, ale widać że się stresuje.
Lubiła dawać prezenty! Ale to takie stresujące!
Rzut kością na nagrodę: 6
Nagroda: Sakiewka bez dna (Czerwona)
Zadanie:[9] Friendship is Magic
Uczestnicy: Pascal Boleyn
Dodatkowe informacje: Mam nadzieję że ją przyjmie, albo chociaż jej nie wyrzuci na moich oczach czy coś.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Ależ tego dnia z Sophie była szczęściara! Nie dość, że obstawiła zwycięzcę, to jeszcze wylosowała w nagrodzie sakiewkę. Gdyby Ori była typem zazdrośnicy zapewne już miałaby wobec krukonki jakieś wąty. Całe szczęście wszystkich wokół, że akurat zazdrość się jej nie kleiła ani mocno, ani często.
I serducho jej na dodatek spęczniało, gdy Sophie wręczyła Asowi bransoletkę przyjaźni. Zupełnie jakby potwierdzały się Orianowe słowa o jego zręcznej aklimatyzacji do środowiska. Och, i łatwo było zobaczyć po Pascalu, że go podobny prezent ucieszył! Przyjął go z czysto Pascalową mieszanką chęci oraz werwy.
Wyruszyła mu z pomocną dłonią niemal natychmiast, przejmując delikatnie bransoletkę. Ot taki z niej pośrednik, a co!
- Attends, je vais t'aider - rzuciła lekkim tonem, co by braciszek nie pomyślał, że to kolejna przekomarzanka.
Bransoletka przyjaźni otuliła nadgarstek chłopaka, zapięta i zabezpieczona przed zgubieniem przy siostrzanej pomocy. - Nie za ciasno?
W końcu od tego ma się troskliwych ludzi wokół żeby pomagali zakładać bransoletki. I nie tylko od tego, oczywista, ale jeśli chodzi o opiekuńcze siostry to chyba jest podstawą ich egzystencji.
To i eliminowanie wszelkich zagrożeń z bezwzględnym brakiem litości.
Duh.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 162
Po Jarmarku nie spodziewał się wielu rzeczy. Przecież bywał tu co roku, a zawsze wydarzyło się coś nowego! Na przykład nauczyciel z bombą brokatową, którego tak naprawdę dostrzegł dopiero, kiedy krzyknął... Nie było ani chwili na reakcję. Wszyscy dookoła zostali pokryci brokatem. Brokatem. Wiedział doskonale, z czym się to wiązało. Miał w końcu młodszą siostrę, która przez krótki moment przerabiała etap brokatu. Sam nie był pewien, czy sama szybko się nim znudziła, czy też ich ojciec zauważył, że zapewnienie jej takich materiałów było jednym z większych błędów jego życia. W każdym razie brokat szybko zniknął z życia domowego Leightonów. A przynajmniej był prawie pewien, że nie czaił się już w żadnych zakamarkach. Z kolei mógł być pewien, że nawet po użyciu odpowiedniego zaklęcia, drobinki brokatu zostaną z nimi na jakiś czas. Nawet nie próbował jeszcze się go pozbyć. Były ważniejsze rzeczy. Emocjonujące rzeczy. Był wyścig. W jedzeniu sałaty, ale nadal był to rodzaj wyścigu, który zamierzał obejrzeć...
Szczerze mówiąc nie obejrzał go wcale. Zagapił się bardziej na kobietę ze stoiska. Pewność siebie oraz tatuaże z pewnością zwróciły jego uwagę i jakoś tak... Ominęła go ta cała sałata. Wrócił na ziemię dopiero, gdy Ian i jedna z nowych uczennic otrzymywali nagrody.
- To pewnie dlatego, że tak czule do niego mówiłeś - rzucił w kierunku Iana, jak zdążył już załapać, że jego brat wygrał.
Był tylko trochę zazdrosny, ale... Ostatecznie to tylko gumochłony. Udowodniło to tylko, że Ian ma więcej farta - i szczerze mówiąc ta myśl chodziła czasem po głowie Philipowi. Zwłaszcza, że ostatnio on czuł się wyjątkowo pechowy. Ale przynajmniej dziś nie miał nastroju na dramy podyktowane tym powodem!
- Idziemy zaraz jeszcze na rzutki, czy... Coś? - spytał rozglądając się za pozostałymi atrakcjami.
Chyba mieli spróbować wszystkiego, prawda?
|