Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Głęboka piwnica Teoretycznie nikt nie powinien się tu zapuszczać, jednak zdaje się, że uczniowie już dawno odkryli i upodobali sobie to miejsce, do którego przez długie lata nie zbłądził żaden z nauczycieli Hogwartu. Właśnie dlatego stało się ono idealne do kolejnych hucznych zabaw w towarzystwie najlepszego Puchońskiego wina. To właśnie tu najstarsze roczniki Puchonów, sprawują pieczę nad trunkami, które przeplatają się z beczkami soku z dyni, do którego mają dostęp również skrzaty. Od pewnego czasu można dostrzec też, że niektóre zakamarki mienią się na różne kolory... Brokatem?
Ravenclaw |
0% |
Klasa I |
|
b. ubogi |
|
Pióra: 9
Event
24. października, godzina 23:00
Pomimo późnej pory oraz potencjalnych niebezpieczeństw na drodze do miejsca imprezy, frekwencja wyraźnie dopisywała! Powoli zbierało się coraz więcej uczniów, z których każdy otrzymywał na wejście niewielką kartkę, która wkrótce miała okazać się listą zadań na ten wieczór w postaci gry w bingo.
Wszyscy goście mogli być pewni, że Puchoński organizatorzy, a w tym Aurora Flosadóttir, zadbali o każdy szczegół. Z pewnością nie mogło zabraknąć wina oraz małego poczęstunku!
Gryffindor |
25% |
Klasa VI |
16 lat |
b. ubogi |
? |
Pióra: 108
tak Val czuł się podczas wymykania się na imprezę
Valerian nie przewidział, że może być aż tak ciężko. Przecież podobne imprezy miały już miejsce w Hogwarcie! W dodatku był dobry w przemykaniu się niezauważonym. Nie wspominając już o drobnych kradzieżach... Co najważniejsze, miał wprawę! Nie mógł jednak spodziewać się, że Irytek wyjątkowo uweźmie się na niego tego wieczoru.
Ich pierwsze spotkanie miało miejsce tuż po tym, jak Gryfonowi udało się opuścić Pokój Wspólny. Mimo temperamentu chłopaka, poltergeist mógł usłyszeć jedynie kilka niecenzuralnych słów, nim ten udał się z powrotem do dormitorium, aby nieco ogarnąć się po ataku łajnobombami. Jasne, magia też mogła robić swoje w takich sytuacjach, ale nikt nie mógł czuć się swobodnie po oberwaniu... No, cóż.
Właściwie w trakcie ogarniania się po nieprzyjemnej przygodzie, pomyślał sobie, że dobrze, iż trafiło go to na samym początku całej wyprawy. Później z pewnością byłby to dla niego większy problem!
Dwa piętra niżej miał ten większy problem. Oberwał raz jeszcze od tego samego stworzenia. Gryfon naprawdę postarał się, aby agresor przyswoił, iż od teraz będzie zwracał się do niego innym przydomkiem. W ten sposób Irytek, stał się na dzień dzisiejszy Skurwielem - przez duże "S" wysyczane ze złością, co zdawało się bawić napastnika jeszcze bardziej.
Tym razem nie wracał się do dormitorium. Nie było sensu - był zdecydowanie za daleko. Na szczęście ktoś pomyślał kiedyś o tym, że skoro zamek jest tak ogromny, należy umieścić odpowiednią ilość łazienek i toalet. Oczywiście musiał użyć też magii, bez której w takich momentach niestety nie mógłby się obyć.
Kolejne piętro udało mu się przebyć bezproblemowo. To chyba jasne, że wyczerpał swój limit pecha na ten dzień! A może nawet na tydzień?
Ledwo zdążył ochłonąć, kiedy nagle wpadł na patrolującego woźnego, przed którym musiał sprawnie umknąć i tym samym utknął w schowku na miotły na dobre piętnaście minut. Wiele kosztowało go powstrzymanie się od rozpoczęcia rytmicznego walenia głową o ścianę - czuł już, że cała jego trasa i tak mniej więcej na tym polegała.
Wreszcie, gdy wyszedł i skierował się na kolejne schody, trafił na... To nie byłoby sprawiedliwe, gdyby znowu trafił na Irytka, prawda? Nie, nie byłoby. A raczej nie było sprawiedliwe. W złości, Valerian cisnął nawet w niego paroma przedmiotami, nie przejmując siię aż tak, że może zostać usłyszany. Kierowała nim przede wszystkim wściekłość. Nie docenił nawet szczęścia, które sprawiło, że nikt inny nie usłyszał podejrzanego hałasu.
Czy wino naprawdę było tego warte? Zawsze to jakaś odskocznia od tego, co mieli na co dzień... I przecież za darmo! Jego wahanie trwało naprawdę krótką chwilę, nim ponownie ruszyć zmyć z siebie łajnobombę i jej zapach.
Na szczęście był już blisko! Zszedł niemal na sam dół, starając się wykrzesać z siebie resztki pozytywnego myślenia, kiedy to stanął twarzą w twarz ze swoim nowym, największym wrogiem. Tak, to właśnie on. Skurwiel. Ale był już niemal na miejscu! Może nawet miał trochę ochotę zrezygnować i rzucić wszystko w cholerę, ale to oznaczałoby, że wszystko, co robił, pójdzie na marne. Nie mógł na to pozwolić. Nie po to tyle się wycierpiał.
Gdy wreszcie wkroczył na imprezę, nie było po nim widać, ani czuć walki z łajnobombami, jednak nie trzeba wcale było być wybitnym obserwatorem, aby dostrzec, że jest w bojowym nastroju - i to absolutnie nie w tym dobrym sensie. Miał twarz człowieka, który wymierzy szybki cios prosto w twój nos, jeśli tylko odezwiesz się do niego nieproszony, czy nieodpowiednim tonem. A już w szczególności nie miał ochoty odpowiadać, dlaczego miał teraz mokre włosy. O nie, nie był gotów na podzieleniem się dzisiejszą historią ze światem. Miał za to gdzieś to, że ludzie mogą dziwnie się na niego patrzeć, tylko dlatego, że po czterech spotkaniach z Irytkiem nie wyglądał tak świeżo, jak kiedy wyruszał w tą piekielną podróż.
Jebani Puchoni i ich podziemia, szczury kanałowe, kurwa... Co z tego, że kiedy to Gryfoni organizowali imprezę, była ona niemal równie blisko salonu Gryfonów!
Nawet nie miał siły rozglądać się za własną grupą znajomych. Z pewnością nie było to do niego podobne, ale z obrażoną miną usiadł jedynie przy jednej z beczek, w bezpiecznej odległości od ludzi, zupełnie jakby nie chciał mieć ich zdrowia, czy życia na sumieniu, kiedy to miałby się jednak wyżyć. Po cichym westchnieniu, wbił wzrok w losowy punkt w ścianie i przez chwilę skupił się na nierobieniu niczego. Tak, to było teraz bardzo ważne. Nie zdążył nawet przyjrzeć się karteczce, jaką otrzymał na wejściu.
Ilość pięter: 8...
Kostki: 3, 14, 3, 19, 7, 2, 18, 5 - Irytek terroryzował niemal co drugie piętro
Inne: -
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Ze wszystkich możliwych scenariuszy, akurat jej droga na imprezę nie była tym najgorszym.
Przemknięcie się przez pierwsze piętro poszło jej, ku zaskoczeniu samej Zosi, bezproblemowo. Przemknęła cichutko z dormitorium na poziom niżej, nie napotykając się ani na gram przesłanki o potencjalnym patrolu czy innej przeszkodzie.
Z drugim piętrem było zdecydowanie gorzej. Niemal w ostatnim momencie czmychnęła do jednej z toalet, starając się opanować jednocześnie przedziwną sztukę bycia szybką i cichą. W zamkniętej kabinie spędziła chyba z piętnaście minut, zanim odważyła się wyjrzeć zza drzwi czy patrol przeszedł dalej. Gdy tylko zauważyła że ich nie ma, szybciutko zmieniła piętro, bo szczęśliwie niedaleko znajdowały się schody.
Stres i adrenalina podniesiona zamknięciem w toalecie niejako się poszczęściły, bo przez kolejne trzy piętra przemknęła nie tylko niezauważona, ale też w zaskakująco szybkim tempie.
Jednak szczęście nie mogło trwać wiecznie, dlatego na ostatnim piętrze, gdy już się w duchu witała z gąską i winem, ponownie natknęła się na patrol. Lecąc jednak na dobrej passie i teraz udało jej się ukryć- choć ukrycie to zdecydowanie zbyt rozbudowane słowo.
Ze względu na brak czasu jedyne na co mogła liczyć to ukrycie się za winklem z nadzieją, że tej trasy akurat patrol nie obierze. Skamieniała strachem Zosia, której wydawało się że jej bicie serca zaraz ją wyda drżała skulona dobre kilkanaście (jedne z najdłuższych w jej życiu) minut, zanim przestała słyszeć patrolujących- wtedy podniosła się, i bardzo szybkim krokiem (ceniąc bowiem o wiele bardziej niewydawanie dźwięków niż prędkość) zeszła do lochów. Brawo Zośka, you did it.
Gdy stanęła w progu głębokiej piwnicy, dotarło do niej że jest już stosunkowo bezpieczna. I adrenalina spowodowana i tak jak na nią brawurową przeprawą zaczęła ulegać wątpliwością. Bo tak oto Zosia, która nie jest najlepszym w interakcje społeczne człowiekiem, stała właśnie u progu potajemnej imprezy. Szczególnie, że po wpisie w gazetce szkolnej wydawało jej się, że jeszcze więcej osób zwraca na nią uwagę- tylko, niestety, w nie ten pozytywny sposób.
Wzięła kilka głębszych wdechów. Nie może przecież spędzić całego życia bojąc się takich prozaicznych rzeczy jak impreza! Zgarnęła więc tylko trochę włosów z czoła i przeszła do pomieszczenia. Karteczkę przyjęła i nawet rzuciła na nią okiem, ale teraz rozglądała się po pomieszczeniu. Czy uda jej się znaleźć kogoś, kogo choć trochę kojarzy?
Ilość pięter: 6
Kostki: 16; 11; 20; 13; 6; 4
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 lat |
ubogi |
Bi |
Pióra: 240
Gdy wychodziło się na imprezę, to co mogło pójść nie tak jeśli nie dać się złapać nieodpowiednim osobom? Niby nic. W rzeczywistości, podczas gdy Heather w pierwszej chwili odwalona na bóstwo wyszła uważając na nauczycieli, nie zwróciła uwagi, że był też w tej szkole pieprzony poltergeist. Zanim nawet dotarła na jedno niżej piętro, dostała najgorszą możliwą karę za nieuwagę - łajnobombę od Irytka. I tak oto mocne pół godziny z hakiem przepadło na wstępie gdy zawróciła wziąć prysznic i zmienić cały strój, wściekła na Irytka i posyłająca mu cały ten proces wiele życzliwych epitetów.
No dobra, to czas iść dalej! Już teraz uważała i pierwsze piętro przeszła bez koszmarnej niespodzianki. Dopiero na trzecim z kolei piętrze w porę dostrzegła patrol i skryła się zanim została zauważona. Uf! Dlatego też perfumami się popsika tuż przed wejściem na samą imprezę - wiedziała jak być cicho i nie zostawiać za sobą ścieżki zapachowej w momencie kiedy akurat nie chciała. Potem przeszła niżej w zasadzie w spokoju, ale kolejne dwa piętra spotkało ją dokładnie to samo, co już wcześniej - patrol. Zastanowiła się aż czy coś się stało, że nagle tak jak normalnie raczej nie ma szczególnie wielkich problemów z przemykaniem, tak dzisiaj nasrane jest nauczycieli na korytarzach. Spać nie mogą czy co? Albo słyszeli jakieś pojedyncze wskazówki o imprezie i stąd taki alert.
Jeszcze zostały tylko dwa piętra, coraz pewniejsza siebie zmierzała na miejsce, coraz bardziej już żyjąc imprezą. Najpewniej to ją zgubiło gdy na ostatniej prostej po raz kolejny w głupi sposób nie zobaczyła Irytka zanim nie było za późno... I tak oto dosłownie tuż przed imprezą musiała skorzystać z łazienki i zmyć z siebie efekty łajnobomby... Drugiej już! I teraz nie mogła się przebrać... Bullshit. Ogarnęła się na ile mogła, musiała włosy przesuszyć, te kosmyki co "zaprała", wypsikała perfumami jak dzikus i miała nadzieję, że nie czuć od niej łajnem gdy w końcu dotarła na imprezę ze zwalonym totalnie nastrojem. Dotarła z dwugodzinnym poślizgiem i w bojowym nastroju.
- Muszę się napić - rzuciła do siebie cicho, szukając "wodopoju", gdzie zaraz już nalewała sobie kubeczek wina, po czym zaczęła dopiero taksować wzrokiem otoczenie nieco uważniej.
Ilość pięter: 8
Kostki: 3, 16, 12, 18, 8, 7, 17, 5
Gryffindor |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 115
Pascal zdecydowanie nie mógł opuścić okazji do socjalizowania się z innymi uczniami Hogwartu. A tym bardziej, jeśli miał mieć możliwość spróbowania Puchońskiego wina, o którym zdążył już usłyszeć nieco legend i zdecydowanie skosztowanie tegoż trunku należało do rzeczy, których chciał w życiu (czy też po prostu karierze szkolnej) doświadczyć.
W drogę do lochów wybrał się sam. Jedyna osoba, z którą ewentualnie miałby się pojawiać i tak mieszkała w lochach i nie był do końca pewien, czy Oriane wybierze się na to nielegalne spotkanie. Niestety pech chciał, że niebawem po wyjściu z Pokoju Wspólnego doświadczył nieprzyjemnego spotkania ze szkolnym poltergeistem. Niby dotychczas słyszał o jego złośliwości i powinien być na nie gotowy, ale osobiście ich nie doświadczył, więc próbował po prostu zignorować obecność Irytka. Niestety, Irytek nie zignorował jego i całe to spotkanie zakończyło się Pascalem wracającym do dormitorium, żeby wziąć szybki prysznic i się przebrać przed dalsza podróżą. Przed kolejnym wyjściem na korytarz rozejrzał się, czy nie spotka go znowu gówniana niespodzianka, a uznawszy, że droga wolna - ruszył przed siebie!
Daleko nie zaszedł, bo już piętro niżej musiał na szybko schować się za jakąś rozklekotaną zbroją żeby uniknąć spotkania ze zbliżającym się rozgadanym patrolem. I całe szczęście, że rozgadanym, to mógł usłyszeć ich zanim go zauważyli. Stracił na tym jakieś piętnaście minut, ale jak tylko przeszli obok niego i zniknęli za rogiem, ruszył możliwie cichym truchtem do schodów prowadzących w dół. Zadowolony ze swojej przebiegłości, będąc już piętro niżej, uśmiechnął się od siebie szerzej i sprężystym krokiem (choć nasłuchując) przemierzał piętro piąte. Przez myśl nawet przeszło mu, że może będzie miał szczęście i spotka wychodzącą na imprezę Sophie i resztę drogi będą mogli przebyć razem? Zdecydowanie z chęcią pojawiłby się również z nią na imprezie, niech plotarze szkolni mają pożywkę, bawiło go to zdecydowanie bardzo.
Niestety szczęście niespodziewanego spotkania nieco ugryzło go w tyłek, bo oto dostał kolejną łajnobombą i właściwie to musiał biegiem uciekać, żeby nie dostać drugą i trzecią. A kiedy zbiegł na piętro czwarte, to niemal wpadł na kolejny patrol. Zrządzeniem losu drzwi do łazienki miał tuż obok siebie, żeby móc zarazem ukryć się przed nucącym coś prefektem i wykorzystać czas ukrycia na wyczyszczenie się z efektów spotkania z Irytkiem. Całe szczęście oberwał w przedramię, więc łatwo było zaprać. W dalszą drogę ruszył po upewnieniu się, że patrol sobie poszedł. Stracił już ponad pół godziny na tej podróży w dół zamku! Teraz gratulował sobie, że wyszedł trochę przed czasem.
Kolejne piętro udało mu się przebyć bez przygód, ale zdecydowanie był czujniejszy i rozglądał się trochę może nawet paranoicznie, czy nie leci w jego kierunku kolejna śmierdząca niespodzianka. Niestety piętro drugie znowu wymagało schowania się w jakiejś ciasnej wnęce, bo usłyszał dochodzące skądś kroki i nie mógł sprecyzować z której to strony. Wpadł na pomysł, żeby może spróbować oszukać system, bo jeśli patrol przeszedł, to nie będzie się przecież zaraz wracał, prawda? Ruszył więc w tym kierunku, w którym owy patrol się udał. Ku jego zadowoleniu podążył za nauczycielem piętro niżej i udało mu się być na tyle cicho, że chyba nie odkryto jego obecności.
Może nawet ten plan podążania za patrolem byłby bardzo owocny, gdyby patrol nie spotkał innego patrolu i nie zatrzymaliby się na plotki. Niestety z miejsca, w którym się znajdował, nie miał możliwości obrania innej drogi na niższe piętro i musiał ukryć się za rogiem korytarza.
Przynajmniej było to dość ciekawe piętnaście minut, bo z rozmowy nauczycieli wywnioskował, że wśród grona pedagogicznego są dramy i romanse, podejrzenia i tajemnicze schadzki, a niektórzy profesorzy są wyjątkowo imprezowi.
W końcu jednak mógł ruszyć dalej i udało mu się zejść do lochów, gdzie niemalże czuł zapach wina. Może to przez zamyślenie nad tym, co to usłyszał, ale niefortunnie i bardzo głupio dosłownie zderzył się z nauczycielem wychodzącym z głębi lochów. Było to dość awkward spotkanie, bo nauczyciel z naręczem jedzenia (najwyraźniej zabranego z kuchni, nocne podjadanie!) i ciastkiem w ustach spojrzał na Pascala trochę zmieszany, PAscal na nauczyciela trochę spłoszony, padło krótkie "minus pięć punktów dla Gryffindoru, niech więcej cię nie zobaczę szwędającego się po ciszy nocnej", po czym nauczyciel jak i sam panicz Boleyn rozeszli się w swoje strony w dziwnej aurze "nic nie miało tu miejsca". Oczywiście Pascal udał, że wraca w górę, ale przy najbliższej okazi po prostu skręcił i wybrał nieco bardziej okrężną drogę w dół.
Kiedy w końcu dotarł na miejsce, z szerokim uśmiechem podziękował za podaną mu karteczkę i uznał, że dobrym początkiem będzie zaspokojenie pragnienia. Ponad godzinę schodził z siódmego piętra! Należała mu się mała nagroda. Ale nie parł chamsko w stronę winopoju, z gracją i elegancją powoli zmierzał do stołu, pozdrawiając znajome osoby, witając się z niektórymi na odległość i troszkę też rozglądając czy znajdzie tu siostrę.
Ilość pięter: 8
Kostki: 4, 12, 3, 9, 17, 7, 6, 1
Inne: Królewskie pochodzenie się liczy? Nie? Szkoda.
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Trochę nie wiedziała, jak się zachowywać na tego typu imprezach. To była jej pierwsza zabawa w Hogwarcie, bo na pierwszą, wrześniową, nie poszła. Podobno uczniowie mieli jakieś problemy potem, co ją trochę martwiło, ale tak naprawdę co mogli zrobić? Odjąć punkty w Turnieju?
Co w sumie dawał ten turniej? Nie ważne!
Rzuciła okiem na karteczkę raz jeszcze, próbując wyeliminować zadania których kategorycznie nie chce wykonać, i czy z tych pozostałych uda jej się utworzyć jakieś bingo. Po krótkiej inspekcji swojej karteczki zdała sobie sprawę, że takich naprawdę będących dla niej problemem zadań nie było za wiele- nie była niestety prankowiczem, a wolała nie robić beczki na miotle. Bo ani nie była w stanie zbyt dobrze usiedzieć na tej tutejszej wersji, ani też nie była zbyt chętna robienia owego manewru siedząc na wyrwanym z korzeniami drzewie.
Reszta była do przełknięcia. W większym lub mniejszym stanie upojenia alkoholowego.
Znów rozglądnęła się po ludziach- których kojarzyła mniej lub bardziej- w pewnym momencie zauważyła, że w sali pojawił się Pascal.
Trochę ją to podniosło na duchu. Co prawda dalej miała z tyłu głowy plotki i gazetkę szkolną, ale odnosiła wrażenie że Pascalowi to niezbyt przeszkadza. A skoro jemu to nie przeszkadza, to (biorąc pod uwagę że ma trochę więcej do stracenia jako szlachcic), ona też starała się nie zwracać na to większej uwagi. Oczywiście, nie zawsze jej to wychodziło. Ale, tak jak z przyjściem na tę imprezę, czasami trzeba wyjść ze swojej strefy komfortu.
Dlatego, tak jak on, pokierowała się w stronę stołu. Nawet ona słyszała o puchońskim winie, którego miała zamiar dzisiaj skosztować. Na przypale albo wcale.
Dotarła do stołu co prawda trochę później niż on, ale na tyle wcześnie, że Pascal nie zaczął jeszcze nalewać sobie czegokolwiek, ani nawet podjadać czegoś z przekąsek.
- Hej. Nie będę kłamać, cieszę się że tu jesteś - powiedziała, uśmiechając się ciepło do chłopaka- upatrzyłeś już sobie coś do schrupania?
Spojrzała na stół, na którym znajdował się poczęstunek. Szczęśliwie, przyszła wcześnie, więc jeszcze było tego sporo. Jakieś kanapeczki, ciastka... lukrecja?
Być może się myliła, ale przypominały jej bardzo te kupione na jarmarku, z nutką amortencji. Koniec końców swoich jeszcze nie próbowała, ale może dziś uda jej się przeprowadzić choć część jej eksperymentu?
- Na mnie patrzą trochę te babeczki, bo jednak chcę w końcu skosztować tego wina, a lepiej nie pić na pusty żołądek - dodała z szerokim uśmiechem, chwytając jedną babeczkę w dłoń.
Ravenclaw |
100% |
Klasa V |
15 |
bogaty |
Homo |
Pióra: 24
Po co właściwie tłukł się aż do piwnicy, żeby dostać się na imprezę? Cóż, po pierwsze zaintrygowało go zaproszenie, które otrzymał. Przez chwilę zastanawiał się, czy dostali je wszyscy uczniowie Hogwartu powyżej określonego wieku. Od razu odrzucił opcję, że zaproszeni byli wszyscy ze względu na miejsce i możliwość wykrycia przez, chociażby, prefektów. Oczywiście istniało też jakieś prawdopodobieństwo, że ktoś po prostu go znał i intencjonalnie wysłał mu karteczkę. Nie był jednak na tyle specjalny, by przypuszczać, że to właśnie to się wydarzyło. Jego analityczny umysł raczej przyjął, że musiała istnieć jakaś lista zasad, wobec których uczniowie zostali odfiltrowani i po prostu Daniel zaliczył się do tego grona jakimś przypadkiem.
Puchońskie wino nie brzmiało jak coś, czego chciał spróbować, a mimo tego z jakichś przyczyn, gdy nadeszła odpowiednia pora, zaczął schodzić na dół, uważając, by po drodze nie natknąć się na nikogo, kto mógłby odjąć mu punkty i wysłać z powrotem do łóżka. Już na pierwszym piętrze prawie zszedł na zawał, niemalże wchodząc czołowo na patrol. W ostatniej chwili udało mu się schować za rogiem, unikając spojrzeń prefektów. Odliczył do pięciu i wziął głęboki wdech, czując, jak odwaga wylatuje z jego ciała, niczym duch. Mógł przecież już nie mieć tyle szczęścia, a miał do pokonania jeszcze pięć całych pięter. Był jednak mądrzejszy i tylko dzięki temu zmusił ciało do dalszej wędrówki. Zaczął pokonywać kolejne kondygnacje, starając się jednocześnie liczyć prawdopodobieństwo pojawienia się kolejnych patroli. Przez trzy piętra przebiegł gładko, a ostatnie dwa znów coś poszło nie tak i prawie został wykryty.
Można więc śmiało przyjąć, że gdy dotarł już na miejsce imprezy, odetchnął z ulgą tysiąca księżyców, a w jego ciele duszy już nie było. Rozejrzał się po sali wypełnionej uczniami, zdając sobie sprawę, że w sumie nie widzi nikogo, kogo choć w najmniejszym stopniu kojarzy. Może po prostu powinien stąd wyjść i wrócić do pokoju? Ale to by znaczyło, że musi znów pokonać sześć pięter, a tego nie chciał bardziej, niż socjalizacji. Uwarzone piwo należało wypić, tak. Musiał zostać i musiał wyglądać na takiego, który na takie imprezy chodzi co tydzień. Normalka. Powolnym, pewnym siebie krokiem przeszedł kawałek do przodu w stronę stołów. I ściany. I kąta. Wcale nieprzypadkowo. Nawet nie zauważył, w którym momencie, ktoś wcisnął mu do ręki papierek. Może to jakiś zbiór zasad? Czy imprezy miały zasady?
Ilość pięter: 6
Kostki: 6, 14, 14, 17, 12, 11 - uff
Inne:
Gryffindor |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 115
W związku z tym, że już zgromadziło się tu trochę osób, Pascal miał pełne prawo kogoś po prostu nie zauważyć. Wyłapał wzrokiem w tłumie trochę dalej Heather, ale jej uwaga była skierowana gdzieś zupełnie indziej, więc nawet nie mógł jej pozdrowić uśmiechem. Siostry z kolei póki co nie zauważył, a był pewien, że akurat ona wyróżniałaby się w tłumie nawet pomimo swojego wzrostu.
Zanim zdążył w ogóle sięgnąć po kubeczek, żeby nalać sobie tego sławnego puchońskiego wina, usłyszał obok znajomy głos. Ze szczerym uśmiechem zadowolenia spojrzał na Sophie i przywitał się z nią kurtuazyjnymi dwoma leciutkimi pocałunkami w policzek, tak bardzo po francusku.
- Sophie, jak miło cię tu widzieć. Miałem cichą nadzieję spotkać cię po drodze, ale ostatecznie może lepiej dla ciebie, że jednak na siebie nie wpadliśmy. Mam nadzieję, że nie miałaś problemów z dotarciem tutaj. - On miał, zasugerował to niebezpośrednio, dając dziewczynie możliwość zapytania, jeśli tylko była ciekawa jego godzinnej podróży z siódmego piętra do lochów.
Na jej pytanie odnośnie przekąsek spojrzał po stole z zaciekawieniem, wcześniej bardziej skupiając się na dostępnych trunkach.
- Hm, odrobinka wina nie powinna zaszkodzić i na pusty żołądek, aczkolwiek przekąska jest wskazana. - Spojrzał na paszteciki i zaraz na okoliczne inne rarytasy. Ciekawy dobór poczęstunku, to z pewnością będzie ciekawa impreza. - Babeczki też wyglądają smakowicie. - Wskazał w ich kierunku, zaraz sięgając po tym razem dwa kubeczki, butelkę puchońskiego wina i nalewając sobie i krukonce rozsądną ilość do posmakowania. Podał jej zaraz trunek. - Proszę, do zapicia przekąski. - Uśmiechnął się uprzejmie i znowu spojrzał na stół, przypominając sobie, że niektóre z tych zadań na nietypowe bingo dotyczyły konsumpcji pewnych przygotowanych smakołyków. - Puchoni zdecydowanie wykazali się kreatywnością w przygotowaniu tej imprezy. Zastanawiam się, czy ciekawiej byłoby być pierwszym kosztującym lukrecji lub kaczogłowów, czy może lepiej poczekać na innego śmiałka i obserwować. - Rzucił to odrobinę rozbawionym tonem, naprawdę o tym myśląc. Bo kusiło być pierwszym!
Slytherin |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
? |
Pióra: 78
Zdecydowanie Mickey nie mógł nie pojawić się na imprezie. Tym bardziej wziąwszy pod uwagę, że miała miejsce w lochach, więc nawet nie musiał specjalnie daleko iść, a prawdopodobieństwo natknięcia się na kłopoty po drodze zdecydowanie było niewielkie. Co prawda nie zamierzał pić, jakkolwiek imponujących legend o puchońskim winie by nie słyszał, ale niekoniecznie dla alkoholu chodziło się na takie wydarzenia towarzyskie, prawda? Już po ostatniej imprezie, gdzie to pił z Biancą, bo jej to obiecał, doszedł ponownie do wniosku, że to nie dla niego. Plus bardzo szkodziło na zdrowie i kondycję, a o to dbał!
Tak jak się spodziewał, sama przeprawa przez korytarz do nieco głębiej położonej piwnicy odbyła się bez najmniejszego problemu, więc zadowolony z siebie Cavington wszedł do pomieszczenia niczym gwiazda, którą przecież niezaprzeczalnie jest. Przywitał się z każdym po drodze, przyjął karteczkę z bingo od organizatorów i dopiero kiedy wszedł bardziej w głąb piwnicy, jak już pozdrowił wszystkich znajomych, mógł przyjrzeć się zawartości tego bingo, które miało urozmaicić zabawę. Znalazł tam naprawdę wiele ciekawych pozycji, niektóre nawet mogłyby uchodzić za pewną formę konkurowania z innymi. Nie było zaskoczeniem, że najbardziej zainteresowała go beczka na miotle i oczywiście, że zamierzał to zrobić - oczywiście, że na rzeźwo. Ale i tak z tym trzeba było poczekać, aż zejdzie się więcej osób, chyba każdy byłby w stanie przyznać, ż Mickey lubi się popisywać swoimi umiejętnościami latania. I nie tylko tym, nota bene.
Ilość pięter: 1
Kostki: 19
Inne: -
Gryffindor |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Homo |
Pióra: 228
Gdyby tylko Hiro wiedział jak długa i upierdliwa droga czeka go na imprezę, na którą się wybierał najpewniej psuć ją innym, to by się zastanowił czy na pewno chce tam iść. Oczywiście, poniekąd musiał, bo cały gang się wybierał, nie mógł się wyłamać, ale i tak. Albo może lepiej by się wtedy przygotował?
Ale nie wiedział i wybrał się na miejsce w głębokiej wierze, że wszystko będzie dobrze. Co prawda miał nadzieję nie spotkać po drodze pewnego Krukona, który, był o tym w pełni przekonany, nie dałby mu żyć i na pewno nie pozwoliłby ot tak bezkonfliktowo pójść na imprezę. Paradoksalnie, z reguły to on sam tworzył ten konflikt, ale on tego tak jeszcze nie widział, może kiedyś do niego dotrze. I choć nie spotkał Camdena, to i tak było chujowo. W sumie to chyba po zastanowieniu, wolałby właśnie starszego chłopaka.
A więc co się stało? Z początku całkiem obiecujące nic - dwa piętra pokonał bez żadnych przeszkód. Na trzecim dopiero, może dlatego, że poczuł się pewnie i niczym alfa na własnym zamku (nie ma to jak ego na zdrowym poziomie), dostał łajnobombą prosto w ryj. Może ktoś tego nie wiedział, ale co do pewnych rzeczy był... Cóż, czuły, i mało się nie porzygał w obrzydzeniu smrodem tego... Cóż, gówna, dosłownie niemal. Rzucało nim niczym kotem przed puszczeniem kłaczka. Poleciał do najbliższej łazienki pierunem, jak najszybciej zmywając z siebie ile tylko się dało. Choć nie był w stanie nic mówić przez ściśnięte gardło i ogromne mdłości, to w jego głowie słownik dopisał parę nowych przekleństw. Nie dziwne!
Ale wziął się w garść, po pewnym czasie... Już miał zjebany humor co prawda, ale co, gorzej już i tak nie będzie, bez sensu się wracać. Chciał też uniknąć zresztą niewygodnych pytań reszty załogi. I już znacznie ostrożniejszy szedł kolejne piętra. Dwa znowu spokojnie, a przy trzecim już był wyczulony, nauczył się dostatecznie by nie uważać spokoju za stały. I bardzo dobrze, bo dzięki temu uniknłą nie jednego, a dwóch patroli! Dostał zawału co prawda, bo bał się, że nadal wali od niego bombą, ale na szczęście mimo smrodu była dość łatwo zmywalna. Szkoda tylko, że dobre pół godziny stracił na staniu w oczekiwaniu aż znowu będzie bezpiecznie. I już niemal żył imprezą, ostatnia prosta, gdy usłyszał szmer... Czegoś, nie wiedział czego, odwrócił głowę w tamtym kierunku i BAM. Znowu łajnobomba.
Nawet nie myślał nad krokami kiedy pobiegł do łazienki i najpierw zamiast do umywalki, dopadł do deski, gdzie znowu w odruchach wymiotnych cierpiał. Krew jakoś go nie odrzucała, ani jakieś urazy, ale to była jedna z tych rzeczy, które widać nie miały litości dla niego. Dobrze, że szedł w sumie z względnie pustym żołądkiem i w sumie nie miał zbytnio czego zwrócić.
Zrezygnowany zaraz umył się, znowu, przepłukał usta tak mimo wszystko, nawet trochę wody z kranu się napił dla orzeźwienia, by w końcu z mokrymi, jedynie wyzmniętymi w garściach włosami, absolutnie poddając się z tym wszystkim, skierować się już na imprezę. I dotarł! Nareszcie. Czy się z tego cieszył? Teraz to już niekoniecznie, ale cóż, i tak za daleko doszedł żeby się zawracać, a patrząc na jego szczęście, pewnie jeszcze znowu oberwałby bombą i wpadł dodatkowo na patrol.
Zatem wszedł na imprezę, otrzymując jakąś karteczkę. Mówili co to, ale nie zainteresował się jeszcze, chciał tylko spokoju... Rozejrzał się, a dostrzegając Valeriana po chwili w równie szampańskim nastroju, z westchnieniem skierował się ku niemu, by z cichym stęknięciem usiąść na beczce obok.
- Wydaje mi się, czy droga na tą imprezę to przy okazji jakaś próba żeby wybić najsłabszych? - rzucił, spoglądając na Valeriana krótko. - Chyba że ta mina to z innego powodu?
Bo może tylko on miał pecha do tego stopnia? Nie wiedział w sumie, palnął pierwszy domysł z brzegu, na własnym przykładzie oparty.
Ilość pięter: 8
Kostki: 18, 13, 2, 19, 16, 12, 7, 5
Inne: -
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Może, gdyby była kimkolwiek innym, to na całusy Pascala by się zarumieniła. Oblała rumieńcem, zachichotała i zatrzepotała rzęsami. Szczęśliwie jednak, Zosia przyzwyczajona była do całusów na powitanie, bo to jedna z (pewnie niewielu) wspólnych dla francuzów i polaków tradycji. Nie ma spotkań z rodziną bez rundki babcinych i ciociowych całusków.
- Szkoda, że się nie spotkaliśmy. Byłoby na pewno przyjemniej. A sama podróż nie należała do najlepszych, ale nie było tragedii. Rozumiem że twoja do najprostszych nie należała?- zapytała, szczerze zainteresowana. Oczywiście, patrole były denerwujące, ale zauważyła że część ludzi przychodziła na imprezę w zdecydowanie fatalnym humorze. Być może na ich drodze działo się więcej niż same patrole?
Z uśmiechem przyjęła od niego czarkę wina, najpierw wąchając je, przy jednoczesnym delikatnym poruszaniu kubeczkiem. Znawca wina z niej żaden, ale czasami po aromacie szło wywnioskować, czego można się było spodziewać.
- To co, toast za miły wieczór? - zapytała, wznosząc delikatnie kubeczek. Nie była co prawda przekonana, czy stukanie się tego typu jest zgodne z savoir-vivre, ale w pewnym momencie uznała, że martwienie się o tego typu rzeczy nie jest aż tak potrzebne.
Na komentarz o przekąskach i zadaniach, ponownie spojrzała na stół. No tak, zadania! Ciekawe, jakie miał Pascal. Czy jest jakaś pula tych zadań? A może każdy ma takie same? Jeśli tak, mogliby jakąś część zrobić razem, zawsze to raźniej.
Między babeczkami a lukrecją rozpoznała kaczogłowy. I chciała je wszystkie spróbować! Tylko, czy już teraz?
- Lukrecja kusi. Szczególnie, że kupiłam kilka pałeczek na jarmarku. - zaczęła, zerkając na chłopaka- Chciałam jedną zjeść normalnie, drugą będąc samej w pokoju i jedną podczas patrzenia w lustro. Wiesz, żeby zobaczyć jak zadziałają. Ale tak się przeciągnęło, że dalej leżą u mnie w kuferku. Więc przynajmniej część tego eksperymentu chcę przeprowadzić dzisiaj.
Lukrecja czy kaczogłowy? Upojenie miłosne, czy halucynacje? A może oba na raz?
Zosia w ciągu liku minut dostała nagle smyrgla który popychał ją, coraz to bardziej, do skosztowania magicznych rarytasów.
- Myślę, że nie ma co patrzyć na innych. Tylko co najpierw, Panie Boleyn? Kaczogłowy czy Lukrecja? - zapytała z uśmiechem, biorąc łyk wina. Będzie potrzebowała ich trochę więcej na odwagę, ale warto od czegoś zacząć.
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 |
b. ubogi |
Hetero |
Pióra: 195
Niby prefekt, niby ogarniała naprawdę dobrze swoje obowiązki i pilnowała tego, czego powinna. A jednak poza tym była też nadal nastolatką i nie uważała by coś dobrego wprowadzało pilnowanie wszystkich jak w więzieniu. Naturalnie, wszystko powinno odbywać się w bezpiecznym, względnie normalnym, nieszkodliwym tonie, ale też w jej głowie te pojęcia miały znacznie szersze granice tolerancji niż przy nie jednym uczniu, najpewniej.
W związku z tym odpicowała się odpowiednio, nawet wzięła wyższe buty, choć na samą imprezę szła w skarpetkach, butki niosła w ręce i zamierzała zamienić układ dopiero przy samych drzwiach, tak samo jak perfumy miała użyć dopiero w środku. Wszystko z głową, to nie pierwszy raz kiedy się przekradała! I miała widać farta, albo po prostu wprawę, bo jak tylko wyszła, ledwo zdążyła schować się za pierwszym rogiem by przeczekać patrol. Whew! Kolejne dwa piętra nie spotkała nikogo (chociaż spodziewała się innych uczniów w sumie), a przy kolejnych dwóch ponownie się musiała chować. W efekcie straciła niecałą godzinę na staniu w ciemnych zakątkach na bezdechu, ku jej cichej irytacji, ale przynajmniej skutecznie. I tak naprawdę nie tracąc na czujności, miała jednak nadzieję, naiwną jak się zaraz okazało, że raz w życiu jej coś wyszło.
Absolutnie! Właściwie to usłyszała cichy chichot i jak głupia, nie zareagowała od razu, zamarła jak ta łania w świetle latarki. Krew jej się zmroziła natychmiast, bo chichot rozpoznała szybciej niż dotarło do jej świadomości. Odwróciła się na pięcie w chwili, w której Irytek rzucił w nią... Łajnobombę! Chociaż i tak w ułamku sekundy była przerażona, że będzie to doniczka czy coś równie morderczego jeśli spuszczone na głowę, jak już się jej zdarzyło. Nie wiedziała nawet jakim cudem nie krzyknęła, chyba dlatego, że smród ją przytkał i aż się powietrzem zachłysnęła.
Nie czekała aż będzie gorzej, natychmiast biegiem poleciałą do najbliższej łazienki, dziękując bogom, że chociaż w skarpetkach jej nie słychać praktycznie. Już pal licho smród, który drżącymi rękami zaczęła z siebie pospiesznie zmywać. To może głupie, ale absolutnie dziko się zestresowała i nie mogła powstrzymać szybko bijącego serca i drżenia rąk. Czy ten pieprzony poltergeist jest aż takim psychopatą żeby ścigać ludzi na korytarzach i o traumy ich przyprawiać?! To chore! Była wściekła, chociaż nie przebijało to zdenerwowania.
Ostatecznie po kolejnych trzydziestu minutach, z maksymalną uwagą i patrząc nad siebie zdecydowanie częściej niż na boki, skierowała się dalej na imprezę. Chciała się dziś zachować, ale chyba jednak należał jej się konkretny drink. Taki z samym alkoholem. Dotarła, zmieniając faktycznie buty przed wejściem, wzięła karteczkę od organizatorów i ledwo zerkając na bingo póki co, poszła szukać alkoholu. Perfumami psiknęła się po drodze, z surową dość miną pozornie. Jej kroki zmierzały w linii prostej do wodopoju, nawet jeszcze się dobrze nie rozejrzała.
Ilość pięter: 8
Kostki (wszystkie +1): 9, 13, 17, 6, 11, 4, 20-omijam ostatnią kostkę
Inne: Prefekt! Już dodałam +1 do wszystkich kostków
Ravenclaw |
50% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 166
Trasa Aidana z pewnością nie była tak pasjonująca, jak u niektórych. Tylko na samym początku swojej podróży napotkał Irytka i miał stanowczo zbyt bliskie spotkanie z rzucaną przez niego łajnobombą... Jednak działo się to stosunkowo niedaleko od przejścia do Pokoju Wspólnego Krukonów, więc na spokojnie mógł wrócić, ogarnąć się, a nawet przemyśleć, czy aby na pewno warto było wybrać się na tę imprezę. Właściwie rzadko interesowały go podobne wyjścia. Fakt, starał się mieć z większością jak najlepszy kontakt - wbrew opinii pewnej osoby - ale większość imprez to niekoniecznie jego klimaty.
Dlaczego teraz było inaczej? Może wreszcie dopadł go fear of missing out? Właściwie coś w tym było... Może równie istotną kwestią był fakt, iż był już nieco znużony pracą nad własnymi projektami i wynalazkami. Potrzebował się odmóżdżyć, a chyba na tym miało to polegać.
Na nowo zmotywowany, choć jego mimika wciąż tego nie zdradzała, ruszył przed siebie i poszło mu... Raczej sprawnie. Dwukrotnie napotkał patrol, przed którym udało mu się skryć i przeczekać. Stracił na tym trochę czasu, ale zdecydowanie wolał to, niż kolejne spotkanie z Irytkiem... Gdyby tylko wiedział, przez co przechodzili niektórzy, z pewnością byłby jeszcze bardziej wdzięczny, że jego trasa przebiegła bez większych problemów.
Na wejście otrzymał karteczkę, któej nie przyjrzał się od razu, bowiem najpierw w oczy rzuciła mu się Zofia, której machnął nieznacznie, nim zatrzymał się dużo dalej, przy jednej ze ścian, aby zacząć studiować to całe... Bingo? I miały być nagrody?
Ilość pięter: 6
Kostki: 2, 15, 19, 6, 18, 12
Inne: -
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 |
średni |
? |
Pióra: 23
Nie był do końca pewien czemu wybrał się na Puchońską nielegalną imprezę. Nie miał problemu z łamaniem regulaminu, chociaż starał się nie robić tego z premedytacją. Zbyt wiele razy wpakował się już w kłopoty, by dodatkowo poszerzać swoją kartotekę, co później mogłoby zaważyć na jego przyszłej karierze.
Może to chęć chwilowego zabawienia się, a może po prostu uznał, że nie może być gorszy od pewnej osoby z jego domu, która na ową imprezę się wybierała. Nie chciał później wysłuchiwać, że stchórzył albo został w jakikolwiek inny sposób wykluczony. Co z tego, że jego współlokator pewnie nawet by się nie przejął, gdyby Lee tam zabrakło. Koniec końców chłopak miał pewne urojenia w swojej głowie, których się trzymał, często zbyt usilnie.
Kierując się w stronę umówionego miejsca, w którym wszystko miało się zacząć, Krukon starał się zachować ostrożność. Jeszcze tego brakowało, by tam nie dotarł dlatego, że dał się złapać.
Początek wydawał się być całkiem łatwy i przyjemny. Przesuwał się powoli, starając się pokonać piętra jak najszybciej i jak najciszej. Niestety, szybko dobra passa się skończyła i napadł go Irytek, który w dość irytujący (to nikogo dziwić nie powinno) sposób towarzyszył mu przez dwa kolejne piętra sprawiając, że chłopak był narażony znacznie bardziej na wykrycie. Czy ten jełop nie mógł zostawić go w spokoju?
Powoli czuł, jak ogarnia go złość, kiedy ostatecznie nieproszony towarzysz dał mu spokój, przynajmniej na jedno piętro, by później ponownie na niego naskoczyć przez co Lee omal nie wywalił się ze schodów. Pięknie, zamiast na imprezę, trafi do skrzydła.
Wygrażając Irytkowi przyspieszył, przemieszczając się trochę wolniej.
Tuż za rogiem trafił na patrol, który znacznie go spowolnił. Miał wrażenie, że ten porusza się za nim, bo dopiero blisko piwnic mógł odetchnąć ze spokojem.
Czując, że jest trochę spóźniony, skierował się do wejścia. Odebrał jakąś kartkę, którą schował do kieszeni, zajmie się nią później.
Wszedł głębiej, rozglądając się po osobach, które postanowiły złamać tej nocy kilka zasad. Całkiem spora grupa z ludźmi, których Milo szczerze nie spodziewał się tu zobaczyć.
W oddali zobaczył Aidana, którego postanowił ignorować. Jak zawsze, prawda?
Ilość pięter: 6
Kostki: 4, 5, 19, 2, 10, 9
Inne: -
Gryffindor |
25% |
Klasa VI |
16 lat |
b. ubogi |
? |
Pióra: 108
Z początku Valerian nie był nawet zainteresowany kontaktem z kimkolwiek na imprezie. Musiał odreagować spotkania z Irytkiem, który chyba postanowił go śledzić niemalże do samej piwnicy.
Dopiero widok Hiro poprawił mu humor. Zwykle lubił widzieć drobne nieszczęścia u przyjaciela - takie, żeby mógł się z niego śmiać, ale żeby jednocześnie nie trzeba było komuś za to zajebać. Nie o to chodziło tym razem. Tym razem był to typowy bro moment. Byli w tym razem. A przynajmniej Valerian od razu uznał, że spotkało go to samo, co i jego. Ale co zrobią? Poltergeista nie najebią...
Skinął mu głową w niemym zrozumieniu.
- Nie sądzę - mruknął posępnie, gdy tylko Hiro dopytał, czy powód jego wyraźnego wewnętrznego przymarcia był inny, niż jego...
Oczywiście poczuł się nieco lepiej ze świadomością, że to nie tylko jego z grupy spotkało nieszczęście. Kiedy morale wzrosły, uniósł karteczkę, którą dostał i po raz pierwszy przyjrzał się jej dokładnie.
- Co to? - choć wyglądalo to, jakby mówił do siebie, z pewnością nie wypowiedziałby tego na głos, gdyby Hiro nie przysiadł obok.
Uniósł brwi.
- No, to wiem już, co dziś robię.
Jego wzrok spoczął na moment na wypiciu pięciu kubków wina. To dało się zrobić... I pewnie parę innych wyzwań również.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
18 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 30
Mimo że Dexter nie zwykł chodzić na nielegalnie organizowane imprezy, to na tę jedną wybrał się z dwóch (a właściwie trzech) powodów: wino i lokalizacja (bo nie musiał iść zbyt daleko). Tym trzecim powodem, o którym oczywiście nie powiedziałby głośno jeśli by go zapytano, była Rose. Skąd wiedział, że Blackwood się tam pojawi, powmimo swojej pozycji prefekta? Jakoś tak po prostu wiedział. Przeczuwał. A może po prostu miał nadzieję? Jakkolwiek - nie przyznałby się na głos. A może by się przyznał?
Mniejsza o to.
W związku z tym, że imprezę organizowano w lochach, Dexter nie zakładał większych problemów z dotarciem na miejsce. I w sumie jego założenia okazały się trafne, bo niedługo po tym jak wyszedł z Pokoju Wspólnego, usłyszał wyjątkowo niedyskretne rozmowy. Z przezorności - nie wiedząc czy to patrol, czy inni uczniowie zmierzający na imprezę - ukrył się w jakiejś wyjątkowo ciemnej wnęce. W sumie dzięki swojemu kolorowi skóry, chyba nawet lepiej się kamuflował, tym bardziej w lochach, gdzie oświetlenie było bardzo znikome. Jak się okazało, był to patrol. Rozgadana para prefektów minęła go bez nawet podejrzeń, że w tym ciemnym kącie ktoś mógłby się ukrywać. Odczekał jeszcze jakiś czas, tak dla pewności, aż głosy całkiem ucichły i dopiero ruszył dalej.
Już przy wejściu do obszernej piwnicy został powitany przez entuzjastycznych organizatorów wciskających mu w dłoń karteczkę, na którą zerknął jedynie przelotnie, zanim rozejrzał się po pomieszczeniu kontrolnie. Nad tym całym bingo będzie myślał później, aczkolwiek nie sądził, żeby miało go zainteresować na tyle, żeby się w nie bawić. Co prawda nie przeczytał jeszcze zasad, a jedynie po spojrzeniu na papierek zauważył duży napis BINGO, ale mimo wszystko... no, nie po to tu przyszedł, raczej.
Skierował się w stronę stołu z obiecanym puchońskim winem. Mniej więcej w połowie drogi, pomiędzy innymi stojącymi przy stole osobami, zauważył znajomą (ostatnio aż za bardzo) sylwetkę. Uśmiechnął się sam do siebie pod nosem, tak nie do końca mogąc kontrolować własną reakcję na widok Rose, po czym podszedł bliżej i stanął obok niej, niby nigdy nic, ale oceniająco spoglądając na stół.
- Plastikowe kubki do wina, to profanacja. - Nie patrzył bezpośrednio na nią, ale zdecydowanie mówił do niej, a lekki uśmiech nie schodził mu z ust.
Ilość pięter: 1
Kostki: 8
Inne: -
Gryffindor |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Homo |
Pióra: 228
Mimo wszystko jakoś lepiej mu się zrobiło, że Valerian też nie miał łatwo. Nie wiedział co prawda jak dużo złego go spotkało, i też chyba nie zdawał się aż tak wrażliwy na te bomby jak on sam, ale i tak było to gówniane doświadczenie. Haha...
Westchnął cicho, zerkając na kartkę, jaką Val miał w dłoni, by dopiero po chwili zaszczycić uwagą swoją, zmiętą w pięści. Przyjrzał się wyzwaniom w chwili zastanowienia czy to ma prawo bytu, mrużąc lekko oczy, po czym rozejrzał się po pomieszczeniu.
- Są tu gdzieś kaczogłowy? - W sumie nawet nie oczekiwał odpowiedzi, jak spotka to spotka, nie chciał ich jeść. Absolutnie nie... - Aktualnie zakrawają na stworzenia magiczne, tak naprawdę. Niby nie mają tak dużej świadomości, ale jest podejrzenie, że są zdolne do uczuć, na przykład bólu kiedy ktoś odgryza im głowę. I kwaczą.
To ten ułamek sekundy kiedy Hiro, będący aktualnie bardzo dobrym uczniem, zaskakująco jak na to jak się prowadził społecznie i jakim generalnie był ziółkiem, trochę pokazał, że wie nie tylko gdzie uderzenie boli najbardziej. Ale przejmował się troszkę, ostatecznie był skrytym pasjonatą ONMS i uwielbiał wszelkie zwierzęta. Ufał im przy okazji po stokroć bardziej niż ludziom...
- Ale napiję to się z przyjemnością, miejmy coś z tego wieczoru jak już zaczęło się chujowo. Idziesz po wino? - Bo nie będzie mu nosił, ot co.
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 |
b. ubogi |
Hetero |
Pióra: 195
Trochę, tak odrobinkę, skrycie i naturalnie jakby kto pytał, to dawno i nieprawda, miała nadzieję, że spotka Dextera. Nie bywał na wszystkich imprezach w sumie. Wcześniej zwracała na to uwagę, bo ją denerwował sam fakt widzenia jego głupiej mordy, a teraz wręcz szukała wzrokiem tej mordy. Jak to się może pozmieniać na przestrzeni paru tygodni...
Po stresie sprzed chwili mimowolnie wręcz pomyślała o Dexterze, bo ostatnim razem to on w sumie jej skórę uratował. Albo łeb, tak precyzując. Może nie zdawała sobie z tego szczerze sprawy zupełnie, ale przy nim faktycznie jakoś obawy wobec tego jednego poltergeista malały, czuła się ciuit bezpieczniej. Co dwie pary oczu to nie jedna, może? Tak czy inaczej, zdążyła sobie już nalać wina do kubeczka i nabrać do ust spory łyk, na chwilę przytrzymując go w ustach, gdy usłyszała obok siebei znajomy głos. Aż jej się gorąco zrobiło natychmiastowo, i przy tym głupio, że tak zareagowała. Nie, nic nie widział, ale przed sobą było jej głupio! Zerknęła na niego, przełykając i zerkając na trzymany kubeczek, po czym pocmokała cicho, jakby smakując.
- Szkło ciężej ogarnąć tak po kryjomu. Ale pewnie jakość wina, biorąc pod uwagę jego ilość i okoliczności podania, dorównuje naczyniom, stety niestety. - I zawiesiła na Ślizgonie wzrok na chwilę dłużej, posyłając mu trochę kwaśny uśmiech, acz przyjazny. - Nie sądziłam, że przyjdziesz. Ale w sumie faktycznie, blisko masz, farciarzu. - Dodała nawet bardziej łagodnie.
Bo ona to przecież nie mogła mieć raz w życiu łatwo, musiała mieć najdalej ze wszystkich... Aż na chwilę znowu, myśląc o tym, zestresowała się, że skoro Dex tu jest, to jeśli nadal wali od niej łajnem... Bogowie! Znaczy, niby perfumy użyła jak weszła, i ładnie się obmyła, chyba, ale... Chociaż co go obchodzi jak od niej pachnie? Co JĄ obchodzi co on myśli o jej zapachu? A jednak już niezręcznie, co postanowiła zapić kolejnym łykiem wina, zerkając ciut w popłochu gdzieś na bok ot niby na ludzi wokół.
- Ale ogólnie sporo już jest ludzi... - Dodała trochę bez większego chyba sensu, tak żeby powiedzieć i może popchnąć niewypowiedziany na głos kryzys gdzieś indziej, z dala od siebie.
Tolerancja: 3 punkty
Poziom upicia: 4 [link] (czyli żodyn)
Gryffindor |
25% |
Klasa VI |
16 lat |
b. ubogi |
? |
Pióra: 108
Valerian uniósł brwi i spojrzał ku Hiro, który nagle zaczął... Gadać głupoty. Przynajmniej on nie rozumiał, skąd biorą się u niego podobne przemyślenia. Może nie był wystarczająco wrażliwy? Z pewnością wiele osób uznałoby, że jest całkowicie pozbawiony wrażliwości.
- To rośliny. Nie to co... Świnia, kurczak... Krowa? - wzruszył lekko ramionami, rozglądając się faktycznie za kaczogłowami. - Chociaż nie kwaczą, faktycznie.
A przecież te wszystkie zwierzęta jedli na codzień!
Dopiero po chwili dotarło do niego inne wytłumaczenie nagłego zainteresowania prawami kaczogłów!
- Czekaj - pochylił się w jego stronę, mierząc go uważnie wzrokiem. - Jarałeś już coś?
To by układało mu się w logiczną całość! Tylko dlaczego się nie podzielił?!
Zaraz jednak wyprostował się ponownie, by wypatrzeć, gdzie faktycznie można nalać sobie trochę tego słynnego wina. W końcu po to tutaj byli.
- Jasne. Ale co, zaczynamy od pięciu?
Właściwie był to żart, ale nie zdziwiłby się, gdyby właśnie tak to się skończyło... Jak nie w ramach bingo, to może zakładu! Choć kusiło go też parę innych zadań.
|