Gryffindor |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 115
Pascal zdecydowanie nie należał do osób z rozwiniętą umiejętnością myślenia analitycznego. Znacznie bardziej emocjonalnie kierował się w swoich decyzjach i rozumieniu świata dookoła. I w tej chwili co prawda nie skupiał się aż tak mocno na tym co się stało, ale to absolutnie nie oznaczało, że był wobec tego obojętny. Po prostu dużo bardziej martwił się o samopoczucie Sophie, niż swoje własne. Własne odczucia względem zaistniałej sytuacji i intensywnych emocji jakie temu towarzyszyły będzie przemyślał po imprezie, w zaciszu własnego łóżka lub sali muzycznej, gdzie przeleje wszystko na muzyczną interpretację, najprawdopodobniej komponując nowy utwór. Jakby miał się skupić na własnych uczuciach teraz, to chyba byłby bardzo zmieszany i może nawet nieco onieśmielony, bo impreza to nie jest najlepsze miejsce na rozpatrywanie kwestii miłości sprowokowanej amortencją.
Skinął lekko głową na znak, że przyjął do wiadomości i cieszy się, że Sophie ma się chyba dobrze i nawet uśmiechnął się czarująco na dwojakość odczuć odnośnie całowania się na imprezie.
- Jeśli nie chcesz o tym w tej chwili myśleć, to możemy... może nie udać, że się nic nie stało, ale odłożyć to na później? Porozmawiać w innym momencie, jeśli w ogóle potrzebowałabyś o tym porozmawiać? A tymczasem też można wykorzystać tę głupawkę i może nawet odhaczyć kolejne zadanie z bingo. - Aż wyciągnął pomiętą nieco kartkę, przesunął po niej wzrokiem i odnalazł to, co wcześniej mu w oko wpadło, po czym pokazał Sophie, palcem celując w krateczkę z wywijaniem pranka. - Ta burza chyba należy do kategorii pranków, więc chyba nie ma żadnych reguł odnośnie intensywności. A ja, z zupełnie niewyjaśnionego powodu, mam przy sobie coś, co moglibyśmy wykorzystać. - Nie miał pojęcia co mu podpowiedziało, żeby zabrał ze sobą na tę imprezę kulę brokatową wygraną na Historii Magii, ale wziął i miał ją w kieszeni marynarki.
- I winem też nie pogardzę, chętnie. - Aż rozejrzał się po stole w poszukiwaniu ich kubeczków, wcześniej porzuconych na rzecz bardzo intensywnych odczuć i doświadczeń. Namierzywszy je wzrokiem, sięgną po obydwa i do obydwóch nalał wina, podając Sophie ten jej kubeczek, bo pamiętał gdzie stał czyj, jest dobrym obserwatorem. - Za przynajmniej trzydziestoprocentową miłość, jaką przez chwilę się darzyliśmy? - Uniósł kubeczek w propozycji toastu.
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Może i w jakiś sposób by chciała o tym pogadać teraz- póki wszystko jest świeże. Ale przez to że było to tak chaotyczny miszmasz uczuć, pewnie nawet nie wiedziałaby, co mówić. Takie rzeczy lepiej sobie najpierw poukładać w głowie.
- W sumie, pewnie wcześniej czy później można by było to przegadać... ale masz rację, może... nie dziś i teraz? dodała z uśmiechem na jego słowa.
Rozmowy o uczuciach mają to do siebie, że jeśli trafi się na słaby grunt bądź użyje nieprzemyślanych słów, można zniszczyć najtrwalsze fundamenty. Dlatego podejmowanie takich decyzji pochopnie, dodatkowo pod nikłym ale jednak wpływem alkoholu, jest nierozsądne. A Zosia nie była pijana na tyle, by już być nierozsądna.
Gdy zobaczyła jak wyciąga brokatową kulę, otworzyła szeroko oczy, niedowierzając. Nie dlatego, że Pascal ją ma, bo wiedziała że dostał ją każdy kto był na lekcji.
- Może nie uwierzysz - powiedziała, wyciągając z torebki identyczną kulę - ale chyba jak się postaramy, to uda nam się tymi bombami pokryć całą piwnicę?
Oh! Chwilka?
Nagle w tej blond główce zaczęły działać małe, mentalne przekładki, a na ułamek sekundy jej myśli wróciły do Jarmarku, kiedy to w sekcji gier i zabaw wybuchła brokatowa bomba. Pamięta brokat lepiący się do wszystkiego oraz huk, który ją wystraszył. Że też nie połączyła tych faktów o wiele wcześniej. Panie Eliasz, Chapeau bas.
- Tylko... one są głośne chyba? Nie wiem, czy nie należałoby rzucić jakiegoś cichego zaklęcia czy coś, żeby się nauczyciele nie zlecieli? Może warto by było rzucić na nie Sillencio?
Co prawda przypuszczała że wcześniej czy później tu przyjdą, bo i tak burza z piorunami mogła być jednak trochę słyszalna, ale nie była pewna czy rzucenie dwóch głośnych brokatowych bomb zaraz po burzy nie będzie jeszcze bardziej podejrzane dla ciała pedagogicznego.
Gdy tylko nalał jej wina, wzięła od niego kubeczek, i widząc że unosi swój do góry, delikatnie stuknęła go swoim.
- Za przynajmniej trzydziestoprocentową miłość - odpowiedziała i napiła się wina.
Poczuła jak przyjemne ciepło rozpływa się po jej ciele.
Wyciągnęła karteczkę z bingo z kieszeni i przyjrzała się ponownie zadaniom. Amortencyjne odhaczenie dwóch zadań sprawiło, że żeby najszybciej zrobić bingo należy wypić wywar z blekotu i udawać nauczyciela. Cóż, mają za sobą te "trudniejsze" zadania, więc czemu by i nie wygrać zabawy?
- A tobie co zostało do zrobienia? Zróbmy pranka, ale może rzeczywiście byśmy domknęli to bingo jak już, no..?
Tolerancja: 4 punkty
Poziom upicia: 5 punktów
Slytherin |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
? |
Pióra: 78
Będąc szkolną gwiazdą sportu (i będąc tego świadomym, nawet jeśli trochę może to wyolbrzymiając przez rozmiary swojego ego), Mickey napotykał grona znajomych gdziekolwiek by się nie pojawił. Nie ważne, że tych najbliższych osób jeszcze nie widział na imprezie, miał całą masę innych do rozmowy i to też robił, popijając soczek, bo alkohol zdecydowanie go nie rajcował. Zamierzał wykonać kilka zadań z listy bingo, bo nie odmówi zdrowej rywalizacji i - przede wszystkim - wygrania jakiejś nagrody (choć liczył się sam fakt wygranej), ale nie spieszyło mu się do tego, miał na to przecież całą noc.
Z wszelkich możliwych wydarzeń, to co nastąpiło kiedy akurat przyglądał się z rozbawieniem niespodziewanie rozpętanej burzy w innym kącie sali, pojawienie się pewnej konkretnej Gryfonki obok było ostatnim z podejrzewanych scenariuszy. Zauważył ją już jak się zbliżyła na tyle, że gęstniejący tłum nie mógł zapewnić jej ukrycia. Uśmiechnął się pod nosem trochę może sarkastycznie, kiedy zbliżała się w jego kierunku... z zadziwiająco pozytywnym uśmiechem? Pewnie szła do kogoś znajdującego się gdzieś za nim, obok, niedaleko, na pewno nie do niego samego. Zamierzał rzucić jakimś komentarzem jak akurat ostentacyjnie zacznie go wymijać, bo prędzej uznałby, że chciała wykonać takie zagranie, ale ku jego zaskoczeniu zatrzymała się tuż obok. I oparła o ścianę w wyjątkowo... nie-Harperowy sposób. Uśmiech nieco mu zbladł i uniósł odrobinę brwi, będąc dodatkowo zaskoczonym jej tonem, który w przypadku innych osób od razu uznałby za uwodzicielski.
- Harper Brooks, czy robiąc tę beczkę upadłaś przy okazji na głowę? - Chyba aż nawet zmartwił się jej niespotykanym nastawieniem względem siebie samego. Ale żeby trochę to zatuszować, kontynuował niemal od razu. - Daję szansę innym, żeby nie czuli się później onieśmieleni moim doskonałym pokazem umiejętności latania. - Przyjrzał się jej uważniej, szukając oznak upicia, bo co innego mogło tak nagle (i na imprezie z dostępnym nielimitowanym alkoholem) pchnąć tę Gryfonkę do bycia dla niego chyba miłą?
Gryffindor |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 115
Z jednej strony rozmowa teraz byłaby wskazana, ale z drugiej może obydwoje nadal byli troszkę za bardzo pod wpływem tych emocji i jednak nie byliby obiektywni? Pascal przede wszystkich chciał, żeby Sophie nie czuła się źle z tym co się stało! On, jako artysta i wolna dusza, chyba nie przeżywał tego wszystkiego z aż takim natężeniem. Znaczy, tak, bo lukrecja bardzo wzmogła te wszystkie uczucia, ale ten stan i świadomość teraz, po fakcie, był nieco inny. Tym bardziej, że dla niego nie była to już pierwszyzna, całować się! Z łagodnym, ale nadal czarującym i troskliwym uśmiechem, skinął głową na zgodę.
- Tak, na pewno o tym porozmawiamy, ale to nie czas i miejsce. Szkoda też stracić imprezę na rozmowy o podłożu emocjonalno-egzystencjalnym. - No bo halo, przyszli tutaj dobrze się bawić, a nie rozpatrywać uczucia i działanie lukrecji! To miał być zabawny, relaksujący wieczór, wszelkie nerwy związane z pewnymi wydarzeniami mogli odłożyć na inny dzień. A nawet wypadałoby tak zrobić.
Chciał oderwać myśli Sophie i pomóc jej (i sobie) na nowo się rozluźnić, ale zupełnie nie spodziewał się, że będzie miała przy sobie dokładnie taką samą bombę. Zaskoczony, ale i zafascynowany tym faktem, uśmiechnął się szeroko, a w oczach błysnęło coś łobuzerskiego. Sophie mogła tego jeszcze o nim nie wiedzieć, ale Pascalowi nie było obce płatanie psikusów. Dotychczas to Oriane była jego kompanką wszelkich psot, ale z wielką radością przyjął fakt, że i Krukonka nadawała na podobnych falach.
- To będzie najlepszy prank na skalę imprezy. Może nawet legendarny i anonimowo zapiszemy się na kartach historii Hogwartu. - Zdecydowanie był bardzo na tak, żeby pokryć całą imprezę brokatem! I nie przeszkadzało mu, że sam przy tym oberwie. Zastanowił się przez moment nad poruszonym przez Sophie problemem huku dwóch bomb na raz i troszkę jakby kontrolnie rozejrzał po piwnicy. Burza też do najcichszych nie należała, ale zdawało się, że nikt z organizatorów ani gości nie był tym przejęty. A byli tu przecież też prefekci.
- Hm, myślę że organizatorzy wyciszyli salę. Z tego co mi wiadomo, Puchoni mają całkiem zaskakujące doświadczenie w organizowaniu legendarnych imprez, więc pewnie też podejmują potrzebne środki bezpieczeństwa. Ale rzucenie Silencio na bombę też pomoże przy pranku! - Zamilkł na sekundę, patrząc na Sophie odrobinę może wyczekująco. - Znasz Silencio? - Cóż, on nie znał, nigdy nie miał okazji nauczyć się tego zaklęcia, więc jeśli chcieli go użyć, to cała nadzieja w dziewczynie!
Z niezmiennie czarującym uśmiechem stuknął kubeczek Sophie i napił się wina w bardzo elegancki - w miarę możliwości - sposób. Nawet jak pił z plastiku można było zauważyć tę królewską manierę i klasę. Może nie było to najlepsze wino jakiego w życiu kosztował, ale było naprawdę zaskakująco dobrej jakości jak na produkcję nastolatków w wieku szkolnym.
Zapytano o swoje zadania, przyjrzał się temu czego brakuje mu do najszybszego skreślenia linii, po czym spojrzał też na karteczkę Sophie i o mało nie zaśmiał się w głos, ostatecznie chichocząc krótko, pod nosem.
- Wiesz, Sophie, to chyba przeznaczenie, bo najwyraźniej mamy dokładnie takie same zadania do wykonania, żeby jednocześnie skreślić po linii w bingo. Patrz... - Wskazał na dwie krateczki, których jemu brakowało i na dwie krateczki, których jej brakowało, wywar z blekotu i udawanie nauczyciela. Czy los mógłby być mniej subtelny?
Tolerancja: 4 punkty (2d4/kubek)
Poziom upicia: 6/20 punktów
Gryffindor |
0% |
Klasa VI |
16 lat |
ubogi |
Hetero |
Pióra: 117
Jakoś umknęło jej dziwne zachowanie Cavingtona. W innej sytuacji z pewnością skomentowałaby w jakiś sposób (z pewnością nie miły) jego zaskoczenie, a może i chwilowe zakłopotanie niecodzienną interakcją. A jednak w tej chwili była skupiona raczej na tym, jak uroczy był... I wciąż krążyło jej po głowie pytanie, jak mogła tego nie dostrzegać!
Wyprostowała się przed nim, aby zaraz spleść ręcę za plecami i w krótkim momencie kiwnąć się z palcy, aż na pięty. Nie wiedziała przecież, co zrobić z rękoma, czy w ogóle z całym swoim ciałem! Oczywiście, że była w pewnym stopniu zakłopotana, chciała w końcu zrobić dobre wrażenie, którego zdaje się do tej pory nie zdążyła jeszcze wywrzeć. Ale nic straconego! Czas zająć się nadrabianiem.
- Mickey Cavington... - mruknęła z nutką nieznanego mu u niej niezadowolenia. Zupełnie jakby chciała się droczyć? - Chyba znamy się na tyle, by nazwisko nie było już tak konieczne.
Przecież generowało to pomiędzy nimi tylko jakąś niepotrzebną barierę! Barierę, którą może dziś przekroczą? Okoliczności zdawały się sprzyjające.
- Wydaje mi się, że podobałby mi się ten rodzaj onieśmielenia... Na boisku może mamy mniej szans na tego typu popisy. Byłoby na co popatrzeć.
Był świetny na miotle! Widziała to przy okazji każdego meczu, w którym akurat grał Slytherin i chętnie zobaczyłaby jego popisy również tu i teraz. W końcu było na co popatrzeć...
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
W jakiś sposób cieszyła się, ze on też chce o tym, później, kiedyś, pogadać. Z drugiej im dłużej myślała to nie wiedziała jak ta rozmowa miałaby wyglądać. I jak ona, mając skonfrontować swoje uczucia przed/w trakcie/ i po amortencji, miałaby się czuć.
Ale, jak było to powtarzane już około dziesięć razy, nie czas, nie miejsce. Koniec, basta, finito.
- Jak tak dalej pójdzie, to będą musieli napisać książkę, a nie tylko kilka kartek - odpowiedziała z chichotem na jego podniosłe stwierdzenie o zapisaniu się w historii. Niestety, nie trafiło na parę cichych myszek, która po prostu chce przeżyć od września do czerwca.
Znaczy no, Zosia może i aspirowała do bycia taką cichą myszką, ale fortuna kołem się toczy, wyszło inaczej. Panta Rhei, jak to mówią...
Czekaj, co?
Sillencio. No i tu ją ma.
Zastanowiła się chwilę, próbując sobie przypomnieć.
-... No to bomby muszą pozostać głośne, no nic nie zrobimy, nie można mieć wszystkiego.
Wiedziała że takie zaklęcie jest, ale, cóż, nie mogła powiedzieć że je opanowała. Wzięła kolejny łyk wina.
Przynajmniej mogą zadziałać szybko, bo odpada im motyw rzucania zaklęć. Ale i tak trzeba obmyślić plan. Jak najlepiej rzucić te bomby, by jak najbardziej odsunąć od siebie przypuszczenia?
- Hmm. Tylko jak to... - zaczęła, zastanawiając się nad kubkiem wina- może poturlać ją, mając nadzieje że ktoś w amoku na nią stanie i to wybuchnie? Bo rzut przez pokój może być zbyt zwracający uwagę?
Gdy pokazał jej swoją kartkę, to najprościej rzecz ujmując, pozytywnie się zaskoczyła. To, ze mają akurat te same zadania do zrobienia by wygrać bingo było swego rodzaju błogosławieństwem losu. Tak jakby coś chciało żeby to bingo zostało zrobione.
- O popatrz. Jakby się uparł, to można zrobić... dwa na raz? Zjeść kaczogłowy i próbować pod wpływem udawać nauczyciela? Taka forma wyzwania? - mimo kubka wina, który powoli wysączyła do dna, jej mózg wszedł na zaskakujące (jak na stan i porę) obroty, próbując zmaksymalizować potencjalne zyski, przy jak najmniejszej stracie czasu. Mogą to wygrać! Nie wiedzą nawet co, ale mogą!
Slytherin |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
? |
Pióra: 78
Nie, zdecydowanie ta sytuacja nie była normalna, a Harper albo upadła na głowę, albo oberwała piorunem z tej nagłej burzy rozpętującej się w sali. Gdyby to nie chodziło o tę konkretną Gryfonkę, to Mickey nie byłby aż tak zaskoczony i z pewnością zachowywałby się jak typowy on, ale jeśli Brooks była nie tylko miła, ale i chyba próbowała z nim flirtować... Coś było bardzo nie tak. A może założyła się z kimś i to ten prank z bingo? Jakkolwiek bardzo nie schlebiałaby mu jej uwaga, Mickey był wyjątkowo skołowany i jakoś nie bardzo mógł uwierzyć w szczerość intencji koleżanki.
Przyglądał jej się przez parę długich sekund spod uniesionych brwi, ale nie wydawała mu się pijana. A jeśli faktycznie to prank, to bardzo dobre tuszowała tę typową niechęć, z jaką zawsze patrzyła w jego kierunku i się do niego odzywała. Na chorą też nie wyglądała, chociaż może oczy błyszczały jej nieco bardziej niż zazwyczaj. Rozejrzał się trochę kontrolnie, jakby sprawdzając, czy na pewno to do niego chciała zagadać i czy ktoś ich nie obserwuje za bardzo uważnie, sugerując pranka lub zakład, czy cholera wie co. Kiedy znowu spojrzał w jej kierunku, uśmiechnął się nieco niepewnie, podejrzliwie wręcz.
- Sugerujesz, że obserwujesz mnie w trakcie meczu? Nie wiem co o tym myśleć, Harper. - Pomimo skołowania, starał się zachować normalny ton, zobaczyć dokąd to wszystko prowadzi.
Gryffindor |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 115
Dotychczas, w Beauxbatons, Pascal nie miał za dużo życia towarzyskiego i bardzo mocno skupiał się na rozwoju artystycznym, który tam był ułatwiony. Odkąd z Oriane przybyli do Hogwartu... zdecydowanie dużo więcej uwagi zaczął skupiać na poszerzaniu siatki znajomych i wychodzeniu ze swojej skorupki. Wcześniej jego jedynym kompanem psot, plotek, poważnych rozmów i spędzania czasu wolnego była właśnie siostra, a jak się okazuje i inni ludzie byli chętni do płatania figli, przygód eksploracji nowego miejsca, angażowania się w niby głupiutkie osobiste projekty, zabawy i innych form zacieśniania więzi.
Zdecydowanie nie będzie uczniem, który po prostu przetrwa od września do czerwca, w końcu jest Boleynem w Hogwarcie, to niemalże jego królewski obowiązek zapisać się na kartach historii!
Zaśmiał się krótko w szczerym, przyjaznym rozbawieniu tym, jak Sophie nagle zdała sobie sprawę z tej małej niedogodności w zakładanym planie wyciszania bomby.
- Może rzucić je lekko w miejscach bardziej zatłoczonych, gdzie ciężko byłoby zorientować się czyja to sprawka? Chociaż z drugiej strony... - Postukał lekko własne odrobinę wydęte wargi w geście zastanowienia. - Raczej niemożliwe żeby udało nam się uniknąć efektów bomby, więc jeśli nie masz nic przeciwko bycia skąpanej w brokacie, to może po prostu... upuścić bombę w tłumie? - Była to opcja o największym prawdopodobieństwie nie zostania namierzonym, bo kto w tłumie będzie patrzył na wysokość mniej więcej bioder? - Aaaalbo może lewitować je zaklęciem i upuścić w dwóch różnych miejscach? - Opcji było tak wiele!
Sophie - bardzo możliwe, że zupełnie nieświadomie - tknęła bardzo czułą strunę w umyślę Pascala. Na słowo wyzwanie, aż oczy mu zabłysnęły, a usta rozciągnęły się w znacznie szerszym uśmiechu. Tak, uwielbiał wyzwania i zdrowe konkurowanie. Nawet jeśli w tym przypadku nie ma konkretnej nagrody za wygranie tego osobistego wyzwania.
- Jestem zdumiony jak bardzo mówisz moim językiem, Sophie! Jestem bardzo za, przyjmuję wyzwanie! - Nawet wyciągnął w jej kierunku otwartą dłoń, żeby przyklepać.
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Rzeczywiście, im dłużej się myślało, tym opcji na domknięcie psikusa wyłaniało się coraz więcej. Póki co, ta z wejściem w tłum wydawała się, o dziwo, najrozsądniejsza.
- Tam brokat to pół biedy, boję się bardziej że i tak się przestraszę hałasu. Ale zróbmy to, jestem zdeterminowana!- powiedziała, charakterystycznie unosząc rękę i zaciskając dłoń w pięść, jakby w formie wezwania do walki.
Rozglądnęła się po sali. Tłumy, tłumy... największy był oczywiście tam, gdzie ludzie tańczyli. Trochę mniejsza przy chłopaku ze slytherinu, który dopiero co skończył robić beczkę na miotle. Przy stole z jedzeniem, jak zawsze- ale tu już trochę zbyt ryzykownie.
- Dobra, dwa tłumy gdzieś po dwóch stronach piwnicy... pewnie tam gdzie tańczą i... o? tam się chyba zaczyna ktoś bić...? - powiedziała, wskazując na tłum, formujący się po ich stronie sali, stosunkowo niedaleko. Dwójka chłopaków, chyba Ślizdogon i Krukon zaczynali się przepychać i krzyczeć. Nie wyglądało to jakoś zajadle groźnie, ale wystarczająco, by otaczające je kilkadziesiąt osób tłumnie patrzyło, kto komu bardziej da w mordę.
- To może być nasza szansa. Co ty na to- ja się wpierniczam w tancerzy, ty jako gap tam do bójki. Upuścisz pierwszy gdy uznasz za stosowne, ludzie popatrzą się w twoją stronę, a ja wtedy zasadzę drugą? Albo na odwrót? Jak chcesz? - mówiła szybko i z jakąś dziwną ekscytacją w głosie. W jej głowie miała niewyjaśnione poczucie że trzeba szybko, że coś im umyka i czas im się kończy.
- Potem jak poudajemy zszokowanych to spotkamy się przy blekocie.
Skończyła wino i odstawiła kubeczek. Jak tylko Pascal da znak, czas uruchomić procedurę... jak on to mówił? Briller Briller?
Gryffindor |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 115
No tak hałas wybuchu - nawet jeśli nie był niebezpieczny dla samej imprezy - mógł faktycznie przyprawić o co najmniej palpitacje serca. Ale w takim razie jak zminimalizować tę niedogodność?
- Hm, może jakieś chwilowe zatyczki do uszu by ci pomogły? - Rozejrzał się pobieżnie po stole, przy którym stali. - Może po jednej fasolce wszystkich saków wetkniętej w uszy zda egzamin? - Rozmiar idealny, a że to tylko na chwilę, to nie musi być jakoś super wygodne. Wciąż mówił to luźnym, rozbawionym tonem, ale z całkowicie poważną intencją pomocy Sophie w przetrwaniu tej misji.
Na jej propozycje punktów największego rażenia, spojrzał w obydwóch kierunkach. Wystarczająco od siebie oddalone żeby pokryć brokatem jak największą powierzchnię i w sumie sytuację zapewniające pewną dozę dyskrecji. Przeniósł znowu spojrzenie na Krukonkę i otworzył usta, żeby wyrazić swoje zdanie, ale w tej chwili Sophie zaczęła mówić z prędkością karabinu maszynowego, wiec Pascal jednie uśmiechnął się i bezgłośnie zaśmiał na widok jej trochę niespodziewanego poziomu ekscytacji. I w miarę jej wypowiedzi, uśmiechał się coraz szerzej.
- Myślę że najlepiej by było, jeśli detonujemy bomby w tym samym momencie. Wiesz, odnajdziemy się na odległość wzrokiem, dajemy znak i BUM! zamigotał świat tysiącem barw. - Rozłożył odrobinę ręce, wykonując nimi półkolisty ruch i poruszył przy tym palcami w sposób mający zobrazować ten migoczący wszędzie brokat.
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Fasolki wszystkich smaków? Do u s z u?
Z jednej strony pojawił się w głowie Zosi swego rodzaju podziw dla Pascala, że był w stanie wpaść na coś takiego w biegu- rozpoznał problem i na bazie dostępnych materiałów wysunął propozycje rozwiązania. To się chwali. Ale...
- O ile podziwiam i doceniam ten pomysł, to chyba bym się bała że ich potem nie wyciągnę- odpowiedziała z uśmiechem. Choć wizja próby wydostania z ucha zakleszczonych lub -nie dajcie bogowie- rozciapanych fasolek nie napawała ją radością- Dam rady bez, przetrwałam gorsze hałasy.
Dobra, skupienie Zośka. Akcja. Prank. Briller Briller.
Oczywiście że byłoby najlepiej dać sobie znak. Jakby wyszło im zrobić wybuch w tym samym czasie to byłoby wspaniale! Tylko jaki znak? I co najważniejsze- czy im się to uda?
- Możemy spróbować. tylko trzeba ustalić co. Ii się skupić, bo odległość i hałas może być problematyczny... Od razu umówię że nie umiem gwizdać. - dodała szybko do swojej wypowiedzi. Gwizdnięcie jest jednym z tych dźwięków, który rozchodzi się najszybciej i najgłośniej, dlatego przypuszczała że Pascal mógłby to zaproponować. Niestety, z jej strony byłby natomiast taki problem, że nie miałaby możliwości w tym znaku uczestniczyć, jakkolwiek by nie próbowała.
Cóż, opluła by się co najwyżej.
Zośka, myśl, jaki znak? Coś co się nie rzuci w oczy...
- dobra, uh, nie wiem. Pójdziemy na miejsca, znajdziemy się wzrokiem, nie wiem, uh, przeczeszesz włosy? - zaczęła, dalej mocno się zastanawiając- Od momentu jak ręka ci zejdzie z głowy odliczamy ... dziesięć sekund? I upuszczamy bomby. Bo krzyczenie albo machanie rękami nas może wydać. To musi być coś takiego niepozornego.
Zosia przypuszczała, że prawdopodobnie za bardzo się na tym skupiała, zbyt martwiła, nazbyt stresowała. Bo koniec końców pewnie i tak każdy jest podpity i mało kto, co zauważy. Ale niestety, tak ją rodzice stworzyli, ze albo 0 albo 100%.
Gryffindor |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 115
Zachichotał z rozbawienia i odrobinę nerwowego zawstydzenia, bo obawa Sophie była dość oczywista, a on jakoś zupełnie nie pomyślał o tym, że taki mógłby być ostateczny wynik wtykania sobie fasolek wszystkich smaków do uszu.
- Racja, mogłyby to być problematyczne. Pozostaje nadzieja, że spodziewany huk aż tak cię nie przestraszy. No i zupełnie nieoczekiwana burza może też okaże się pomocna, wiesz, podświadomie już oczekujesz na pewne odgłosy. - Z pewnością przez chwilę obydwoje doświadczą nieznośnego pisku w uszach, bo będą przecież tuż przy źródle wybuchu, więc najprawdopodobniej będą do siebie później krzyczeć, żeby słyszeć co drugie mówi. Wygrana w bingo w wielkim stylu.
- Gwizd mógłby zwrócić na nas niepotrzebną uwagę, ale może w sumie samo skinienie wystarczy? Wiesz, zajmiemy pozycję, kiedy będziemy gotowi to odnajdziemy się wzrokiem, jedno z nas skinie głową, odliczymy... dziesięć to nie za dużo? Może pięć sekund? I, ups, upuszczamy bomby, wycofując się już powoli w kierunku blekotu. - Mając za sobą całe lata płatania psikusów w rodzinnym kasynie, Pascal nauczył się już, że ludzie wbrew pozorom wcale nie zwracają za dużo uwagi na innych, szczególnie jeśli coś wokoło się dzieje, są na czymś skupieni i tak naprawdę nie chcą widzieć otoczenia. Upojenie alkoholiczne i dobra zabawa również działały na korzyść praknowiczów.
- Okej, to ja idę tam obok bójki, ty do tańczących ludzi, nie powinniśmy mieć większych problemów z zauważeniem się na odległość... - Nie byli krasnalami, więc nie zginą w tłumie, dadzą radę. Dopił swoje wino, odstawił kubeczek na stół z cichym plastikowym "tap". - Towarzyszko Sophie, powodzenia na misji! - Uśmiechając się szeroko, zasalutował jej nawet i jak tylko Sophie wyraziła gotowość do akcji, rozeszli się w dwóch różnych kierunkach.
Lawirując między zebranymi w piwnicy uczniami, Pascal dotarł na wybrane wcześniej miejsce. Niby to zwykły przypadkowy gap najpierw spojrzał z udawanym zainteresowaniem na wynikłą sprzeczkę, po czym rozejrzał się po sali w poszukiwaniu Sophie. Oczywiście zrobił to niby nigdy nic, jakby wcale nic nie planował! Jak tylko dostrzegł blond koleżankę, uśmiechnął się nieznacznie pod nosem i sięgnął do kieszeni marynarki, zacisnął lekko palce na spoczywającej tam kuli, po czym widząc gotowość Krukonki, skinął głową i zaczął w głowie wielkie odliczanie.
Pięć... Spojrzał znowu na tłumek obserwujący zagorzałą sprzeczkę. Cztery... Wyciągnął nieco szyję, niby zainteresowany przebiegiem tej kłótni. Trzy... Upewnił się, że nikt z zebranych nie patrzy w jego kierunku. Dwa... Powolutku, nieznaczącym nic ruchem zaczął wyciągać dłoń z kieszeni. Jeden... Wdech, wydech i... jak wyciągnął całkiem rękę z kieszeni, postąpił krok w nieokreślonym kierunku i upuścił brokatową bombę.
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Z jednej strony czuła ekscytację, a z drugiej powoli zaczynał do tego wielkiego uczuciowego kotła wchodzić stres. Z dwojga złego, niemalże zapomniała (na tyle, ile było można) o pocałunku, bo była całkowicie pochłonięta psikusem i bingo.
- Dobra, skinienie, pięć sekund. Lecimy z tym! - odpowiedziała, kwitując to skinieniem głowy - Powodzenia, Towarzyszu Boleyn. Proszę wrócić cały i zdrowy - dodała, salutując w odpowiedzi na jego salut, po czym udała się w przeciwny tłum.
Zosia próbowała przebić się przez gwarny tłum tańczących ludzi, jednocześnie próbując się wmieszać. Wokół niej migotały lekko światła, muzyka grała a ludzie kręcili się w jej rytm, tworząc niemal jeden, żywy organizm, oddychający w rytm basu.
Wiedziała, że aby sprawić wszystkim jeszcze większą niespodziankę, musi znaleźć się na środku tej ekstatycznej zabawy. A żeby się tam znaleźć musi przynajmniej udawać że tańczy. Nie była typem tanecznego zwierzęcia, ale lubiła się czasami pobujać w rytm muzyki, dlatego o dziwo nie sprawiło jej to aż takiego problemu.
Gdy tylko pojawiła się luka w tłumie, niby nie planując, przesunęła się na środek wypełnionego parkietu. Nadal tańcząc, szukała w tłumie po przeciwnej stronie sali Pascala. Nie było to jakoś niesamowicie trudne, ale wystarczająco, by dodatkowo podnieść poziom adrenaliny. O, jest! Znalazła.
Lekko (i pewnie z tej odległości prawie nie do zobaczenia) skinęła mu głową.
Nie przestając tańczyć, zamknęła oczy i zaczęła odliczać.
Raz. Wdech. Zosia tańczyła dając się ponieść muzyce na tyle, ile była w stanie w takiej sytuacji.
Dwa. Wydech. Wyciągnęła z kieszeni spódnicy bombę i zacisnęła na niej mocno palce.
Trzy. Auć, dostała z łokcia. Ale to dobrze, znaczy że jest tu ciasno i nikt nie patrzy na nogi.
Cztery. Głęboki wdech. Spokojnie Zosiu, będzie fajnie.
Pięć. Zosia upuściła bombę, koniuszkami palców odpychając ją od siebie w kierunku nóg osób za nią, próbując jednocześnie w tańcu przesunąć się trochę do przodu.
Ravenclaw |
0% |
Klasa I |
|
b. ubogi |
|
Pióra: 9
Jak zwykle na imprezach - szczególnie tych zawierających pewnego rodzaju wyzwania zawarte w bingo - wszyscy powinni spodziewać się niespodziewanego. Tym bardziej po nagle rozpętanej burzy w jednym z końców piwnicy! Imprezowi prankowicze wyraźnie wykazywali się kreatywnością, bo niedługo po deszczowym zaskoczeniu, w dwóch przeciwnych końcach piwnicy rozległ się ogłuszający na chwilę huk, a kolorowe chmury drobnego, błyszczącego brokatu pokryły... całe pomieszczenie.
Niespodziewany dźwięk skołował szczególnie osoby na środku prowizorycznego parkietu oraz gapiów sprzeczki pomiędzy Philipem i Danielem, razem z nimi włącznie. Dwójka odpowiedzialnych za ten psikus uczniów, Zofia i Pascal również nie uniknęli negatywnych skutków wybuchu bomby dosłownie obok - zostali chwilowo ogłuszeni, a nieznośny pisk w uszach utrzyma się przynajmniej przez kolejne 15 minut, obydwoje zostali pokryci brokatem od stóp do głów.
Tłum uczniów znajdujących się w najbliższym polu rażenia został chwilowo oślepiony chmurą brokatu wpychającego się bezczelnie w każdą szczelinę ciała (oczy, uszy, nos, usta, pod ubranie) oraz ogłuszony hukiem, więc w amoku zaczęli wpadać na siebie, obijać się o wszystko dookoła, kaszleć, płakać.
Nie mniej z pewnością ten prank był wart chwili cierpienia, może faktycznie Zofia i Pascal zapisaliby się na kartach historii szkoły... gdyby ktokolwiek zauważył ich wybryk, bo wybrali idealny moment i miejsce, kiedy uwaga wszystkich wokoło była zwrócona w innym kierunku.
Gryffindor |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 115
Założenie planu było proste - zrzucić bomby w sposób możliwie dyskretny i wykorzystując ogólne skołowanie wycofać się z miejsca zbrodni. Czego Pascal (i pewnie Sophie też) nie przewidział, to trudność w poruszaniu się w unoszącej się chmurze brokatu i amok tłumu nie wiedzącego co się waśnie stało. Wszyscy nagle zaczęli się o siebie obijać, większość kaszląc, niektórzy płacząc od nadmiaru brokatu w oczach. Niby Pascal zamknął oczy, spodziewając się takiej niedogodności, ale jak teraz rozglądał się przez mocno przymrużone oczy, nie mógł określić kierunku, który powinien obrać.
Osłaniając twarz rękawem, żeby nie wdychać brokatu, w końcu wybrał jakiś kierunek. Piszczenie w uszach dodatkowo go dezorientowało, ale doszedł do wniosku, że w którym kolwiek kierunku nie pójdzie, to będzie oddalał się od epicentrum, wiec to dobry kierunek. W końcu dopchał się w miejsce z lepszą widocznością i rozejrzał się za stołem z przekąskami i napojami. Okej, bardziej w prawo niż zakładał. Przepchał się tam przez zgęstniały z zaskoczenia i chwilowej mini paniki tłum, w końcu oparł się jedną ręką o blat i zaczął przecierać twarz z nadmiaru brokatu, wydmuchując go też z ust i sapnięciami próbując pozbyć się go z nosa.
Ten blekot teraz to chyba idealny pomysł.
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Niby wiedziała że będzie huk. Przygotowywała się, mentalnie, fizycznie, jak tylko mogła.
Ale i tak się wystraszyła. Na dźwięk wybuchającej bomby aż podskoczyła, wydając z siebie krótki krzyk.
Cóż, może to i lepiej- wydawała się tak samo zaskoczona i przestraszona co reszta uczestników imprezy.
Zamknięcie oczu i zasłonięcie uszu jak tylko zrozumiała co się dzieje nie pomogło jej ani trochę. Nawet stanie tyłem do źródła wybuchu nie dało całkowicie nic- wszędzie był brokat.
Znaczy, takie było założenie. Czemu zapamiętała ten huk jako mniejszy?
Ściągnęła ręce z uszu. I choć nie było już huku to ona i tak słyszała dalej ten przeraźliwy pisk. Czuła, jak narasta w niej panika a serce przyśpiesza. Z odruchu wzięła głęboki wdech by się uspokoić- którego zaraz pożałowała.
Brokat który dostał się do jej układu oddechowego szybko dał o sobie znać, przez co zaczęła kaszleć, nie mogąc jednocześnie złapać oddechu.
Szybko zasłoniła usta rękami, żeby chociaż nie wdychać więcej brokatu. Czuła, jak ludzie w panice obijają się o nią, to depcząc stopy bądź zasadzając łokcie pod żebra. Starała się stać w miejscu, czekając aż tłum się uspokoi , bo z zamkniętymi oczami i tak daleko nie zajdzie. Oczy, pod szczelnie zamkniętymi powiekami to była prawdopodobnie jedyna część jej ciała, która nie została pokryta brokatem. I miała nadzieje, ze dokładnie tak pozostanie.
Po kilku sekundach, dalej nie otwierając oczu, próbowała powoli, malutkimi krokami iść razem z tłumem. Byle do przodu.
Zosiu, spokojnie, uspokój się, to tylko brokat, do tego pewnie ekologiczny, nic się nie stanie, będzie dobrze...
powtarzała w myślach, próbując się uspokoić w sposób inny niż głębokie oddechy, szła powoli do przodu razem z resztą tłumu.
Otworzyła jedno oko na kilka milimetrów. Chmura brokatu trochę opadła, ale widoczność była porównywalna do drogi we mgle o 3 nad ranem- niby wiesz co tam jest ale widzisz mało co.
Po elementach które zapamiętała jak beczki czy stoły próbowała z pamięci odtworzyć drogę do stołu. I mniej bądź bardziej jej wyszło- akurat jak znalazła się w jego okolicy, gdzie widoczność zaczynała być trochę lepsza. Otworzyła trochę szerzej oczy, kalibrując swój kierunek i zwrot w kierunku Pascala. Tylko gdzie on był? Teraz każdy jest w brokacie? I kubki też w brokacie, które to nasze?
Rozglądała się, nadal panikując lekko (bo w uszach dzwoni) wyglądając znajomej twarzy- teraz prawdopodobnie całej pokrytej brokatem.
Gryffindor |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 115
Prank wyszedł im tak dobrze, że sprankowali też siebie samych. Pascal co prawda nie panikował ani nie dostał palpitacji serca, ale nie uniknął nawdychania się brokatu. Zasłaniał niby usta rękawem, ale tenże rękaw był już też w brokacie, kiedy przyłożył go do twarzy. Na rzęsach też osadziło mu się tak dużo tych błyszczących drobinek, że niestety nie uchronił się od niego w pełni i przy otrzepywaniu się naleciało mu do oczu. Zacząłby szukać Sophie wzrokiem dużo szybciej, jeśli chwilowo nie skupiałby się na wymruganiu irytującego pyłku spod powiek.
Chwilę zajęło mu ogarnięcie się na tyle, żeby nie czuć się jakby miał garść piachu w nosie, ustach i oczach, ale w momencie jak tylko przestał odczuwać dyskomfort przy mruganiu, rozejrzał się po okolicy w poszukiwaniu Krukonki. Mógł też zauważyć efekty ich psikusa i z jednej strony miał ochotę roześmiać się w głos, a z drugiej poczuł nagły stres, że ktoś jednak mógł ich zauważyć i będą pociągnięci do konsekwencji. Z tą myślą uważniej przesunął spojrzeniem po uczniach złorzeczących na brokat i kretyna, który wpadł na ten idealny pomysł.
Zauważył i rozpoznał Sophie chyba tylko i wyłącznie po spojrzeniu, bo to była jedyna część jej ciała nie pokryta brokatem sypiącym się z niej przy każdym najmniejszym ruchu. Wyglądała na co najmniej zagubioną, wyraźnie szukając w tłumie... pewnie jego, bo przecież mieli się spotkać przy stole zaraz po wybuchu. Poczuł się trochę winny, że wyraźnie Sophie się zestresowała tą sytuacją.
Pomachał do niej, kiedy akurat spojrzała w jego kierunku. Podszedł nawet parę kroków w jej stronę, jak już skierowała się do stołu.
- To było... nie wiem czego się spodziewałem, ale to przerosło moje oczekiwania. - Nawet nie zdał sobie sprawy z tego, że mówi znacznie głośniej niż normalnie, bo pisk w uszach wciąż nieznośnie zagłuszał nawet jego własny głos. - Wszystko w porządku? - Przyjrzał się Sophie z bliska uważniej, delikatnie zabierając się za strzepywanie brokatu z jej ramion. Na niewiele się to zdało, poza wzbijaniem kolejnych chmurek błyszczącego pyłku.
Gryffindor |
0% |
Klasa VI |
16 lat |
ubogi |
Hetero |
Pióra: 117
Harper rzadko flirtowała. Chciała podobać się facetom. Chciała mieć chłopaka. Chciała być adorowana. Problem polegał na tym, że mężczyźni w jej życiu, przynajmniej do tej pory, nie pozostawili po sobie najlepszego wrażenia. Nawet, a może raczej przede wszystkim, w jej najbliższej rodzinie.
Mickey z kolei był zarozumiały i widziała w nim wszystkie te cechy, co w swoim wcale-nie-ex oraz we własnym bracie - mieszanka, z którą nie chciałaby mieć nic wspólnego!
A jednak teraz widziała go w zupełnie innym świetle i nagle potrzebowała z nim flirtować. Potrzebowała poczuć się zauważoną, docenioną... Adorowaną? Jeszcze nie. Na to musiała zapracować. A jednak przecież to ten chłopak, który nie zwracał na nią uwagi - przynajmniej nie w sposób, jakiego oczekiwała od niego właśnie teraz. Tylko może to działało w obie strony?
Na jego pytanie na moment przygryzła nieświadomie wargę, ale złapała się na tym mimowolnym odruchu i zamieniła to na uroczy uśmiech. Następnie powoli rozchyliła usta, układając sobie jeszcze do końca wypowiedź w głowie... Kiedy nagle coś innego zwróciło jej uwagę. Wybuch, którego nikt się nie spodziewał - a powinni, biorąc pod uwagę fakt, iż jeszcze niedawno w ten sam sposób nikt nie spodziewał się prawdziwej burzy na środku pomieszczenia. Na początku nie wiedziała, co właściwie się wydarzyło. Zacisnęła mocno powieki, kiedy brokat - jak to brokat - dostał się wszędzie, nawet do jej oczu.
Obróciła głowę z powrotem ku swojemu wybrankowi jeszcze jednej chwili i zamrugała szybko patrząc na niego w pewnym zagubieniu. Jej pierwszą myślą, co akurat było dla niej typowe i nie wymagało działania żadnej dawki amortencji, było pytanie - czy nadal wyglądała dobrze? Oczywiście nie chciała wygłupić się i wyglądać nieatrakcyjnie przed kimś takim, ale również na każdą inną okazję, lub bez okazji starała się utrzymywać pewien standard i bała się go zakłócić.
Strzepnęła trochę brokatu ze swojej sukienki, ale doskonale wiedziała, że dalszymi próbami nie osiągnie wcale dużo lepszego efektu. Skrzywiła się ledwie na moment, jednak wreszcie ponownie wróciła wzrokiem do chłopaka z na tą chwilę, neutralnym wyrazem twarzy.
- O czym my to... - mruknęła, nim na jej twarz wkradł się przepraszający uśmiech.
Zmierzyła go wzrokiem. Gdyby tylko była nieco starsza, a mugolskie życie było jej obecnie bliższe, niż to magiczne, mogłaby skojarzyć chłopaka pokrytego brokatem z pewnym bohaterem literackim wątpliwej jakości, co zdecydowanie umniejszyłoby Ślizgonowi. Na szczęście wciąż wyglądał... Cóż, dobrze. Nawet pokryty drobinkami brokatu.
Odkaszlnęła, by wreszcie wrócić na właściwy tor rozmowy.
- Nie obserwowałabym cię, gdybyś nie stanowił zagrożenia na boisku... - powiedziała wreszcie, wytykając go palcem i kiwając głową. Po chwili jednak opuściła dłoń i dodała po zastanowieniu. - No dobra, to kłamstwo, w innym wypadku pewnie też bym się przyglądała, ale może nie tak uważnie... Nie po pojawieniu się znicza, w każdym razie.
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Filmy wojenne, szczególnie popularne w Polsce nauczyły ją tego, ze jeśli coś wybuchnie blisko ciebie, to możesz spodziewać się świstu w uszach. Ale efekty dźwiękowe zastosowane w filmach ani trochę nie oddawały tego, jak nieprzyjemne i irytujące uczucie było to w rzeczywistości.
Dobrze, że Pascal okazał się lepszym poszukiwaczem, bo gdyby jej nie znalazł teraz, mogłaby spanikować bardziej. Za dużo wszelkiego rodzaju niekomfortowych bodźców, które robiły jej nieprzyjemny chaos w głowie.
Ale znalazł ją. Powietrze przestawało być już powoli brokatową zawiesiną, a ludzie krzyczeli i obijali się coraz mniej. Spokój powolnymi krokami rozprzestrzeniał się po sali i co ważne- w głowie Zosii.
- Chyba tak?- powiedziała głosem, który w momencie mówienia wydawał się jej normalnej głośności. Dopiero gdy osoba stojąca obok obróciła się w jej kierunku zdziwiona, zdała sobie sprawę, ze być może mówi trochę za głośno.
To by wiele tłumaczyło. W końcu w uszach dzwoni jej tak głośno, że nie była pewna czy słyszy swoje własne myśli.
Koła zębate w jej głowie powoli zaczynały się przekręcać. Dzwoni im w uszach. Mówią głośno... ludzie mogą ich słyszeć. Trzeba uważać co się mówi.
Dlatego zanim miał okazję powiedzieć cokolwiek dalej, położyła mu palec na ustach w formie "uciszenia"
- Strasznie krzyczymy po tym huku- starała się powiedzieć cicho, co pewnie wyszło tak, że brzmiało "normalnie". Mimiką próbowała też przekazać że "nie rozmawiajmy o bombie teraz bo ktoś nas usłyszy"- ale nie wiedziała jak wiele idzie się z mimiki odczytać, gdy cała twarz jest w brokacie.
- Blekot?- powiedziała ponownie głosem, któy jej wydawał się szeptem. Ale byli stosunkowo blisko siebie, może ten "szept" Pascal usłyszy.
Slytherin |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
? |
Pióra: 78
Mickey, będąc przyzwyczajonym do uwagi i raczej bycia adorowanym przez koleżanki i znajome, swego czasu nie rozumiał dlaczego Harper jest tak diametralnie inna i wręcz go nie lubi. Nie poświęcała mu uwagi, więc sam zaczął egzekwować wszelkie interakcje, a jaki był na to najprostszy sposób? Będąc cynicznym i będąc aż inwazyjnie sobą. Denerwowało ją to? Więc wykorzystywał ten fakt, żeby denerwować ją celowo bardziej, bo w ten sposób jakkolwiek z nim rozmawiała.
I to nie to, że jej nie lubi, bo właśnie wręcz przeciwnie, nawet jeśli czasem Harper doprowadzała go do szewskiej pasji. Sam przed sobą nawet by nie przyznał, że chce jej zainteresowania i stąd to wszystko... wszystko, więc jakby ktoś pytał, to Brooks bardzo go denerwuje, a on czerpie satysfakcję z dogryzania jej. Ale zupełnie nie był przygotowany na zwrot o so osiemdziesiąt stopni i nagłą sympatię ze strony Gryfonki. Chyba aż trochę wewnętrznie się tym zestresował, chociaż zachował poker face'a i nadal był sobą. A przynajmniej był przekonany, że tak jest.
Każdy kolejny gest Harper, typu to przygryzienie wargi, coraz bardziej wybijały Cavingtona z równowagi i coraz bardziej czuł, że ani trochę nie rozumie sytuacji. Zmarszczył nawet brwi, próbując uważniej przyjrzeć się oczom i ruchom Gryfonki, zrozumieć skąd ta nagła zmiana w podejściu. Gdyby to nie była Harper, to uznałby, że w końcu dziewczę przejrzało na oczy i zauważyło jego zajebistość, ale w taką zmianę u Brooks nie był w stanie uwierzyć tak łatwo.
Jego mentalną podróż przez możliwe wyjaśnienia dziwnego stanu koleżanki przerwał nagły huk i momentalne zakłócenie widoczności wszystkiego dookoła. Z początku Mickey w ogóle nie zorientował się co się stało, poczuł za to jak coś nieprzyjemnie suchego wpada mu do oczu. Zacisnął powieki i wydał z siebie ciche "au", po czym zaczerpnął powietrza... co okazało się błędem, bo momentalnie zaczął kaszleć. Co to?! Poza burzą normalną ktoś jeszcze rozpętał burzę piaskową?!
Jak w końcu wykaszlał z gardła nieprzyjemnie chropowatą substancję, zamrugał energicznie kilka razy, ocierając oczy wierzchem dłoni, bo zaczęły łzawić, poirytowane pyłem. Dopiero kiedy spojrzał na Harper - widząc ją leciutko rozmazaną - zdał sobie sprawę, że to chyba nie piasek, bo cała obsypana była czymś błyszczącym. Rozejrzał się w niezrozumieniu na boki i widząc popłoch oraz wszystko dookoła skrzące się niczym kule dyskotekowe, dotarło do niego, że chyba właśnie cała impreza została ofiarą kawału podobnego do tego, jaki ktoś wywinął na jarmaku.
Chyba najbardziej uderzyło go to, że Gryfonka wydawała się niewzruszona nagłym zajściem i nadal dziwnie uprzejma, wręcz kokieteryjna.
- Harper... khy... nie wiem co cię ugryzło i czy to zaraźliwe, ale nie uwierzę, że właśnie całkowicie zbagatelizowałaś fakt, że zostałaś od stóp do głów obsypana brokatem. - I zmierzył ją całą wzrokiem, stwierdzając pełną trafność swoich słów. Może nawet pomógłby jej otrzepywać się z tego brokatu, ale tak bardzo był skołowany, że nawet o tym nie pomyślał.
|