Gryffindor |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 115
Odpowiedź Sophie usłyszał jakby trochę zza jakiejś zasłony. Zmarszczył lekko brwi w chwilce niezrozumienia, zanim skojarzył huk, pisk w uszach i wytłumienie odgłosów otoczenia. Ten "szept" prawie całkiem mu umknął i gdyby nie dotarło do niego co się dzieje, to pewnie w ogóle nie zrozumiałby słów koleżanki. Otworzył lekko usta w nieco zdziwionym, ale też pełnym nagłego zrozumienia "o". Nawet jeśli nie zastanowił się nad tym, że ich głośna konwersacja mogłaby być w tej chwili podejrzana i bardzo ich zdradzić, to nie zamierzał do Sophie krzyczeć, bo jeszcze sobie gardła niepotrzebnie pozdzierają. Zanim zdążył jednak cokolwiek odpowiedzieć tym szeptem, czy jakkolwiek inaczej zareagować, Sophie przyłożyła palec do jego ust i w trochę rozbawionym, nieco może nerwowym zaskoczeniu, spojrzał aż zezem w dół. Oczywiście nie widział jej palca dokładnie z tej perspektywy, ale to był tak niekontrolowany odruch, że jak znowu spojrzał w oczy Krukonki, uśmiechnął się trochę może głupkowato. Nadal czarująco, bo będąc Pascalem Boleyn nie dało się nie uśmiechać czarująco!
Sięgnął do jej dłoni, żeby odsunąć ją delikatnie od swoich ust i móc odpowiedzieć.
- Okej, okej, obiecuję nie krzyczeć. - Oczywiście wykrzyczał w odpowiedzi, zanim zdążył dopasować tonację do sytuacji. Zaraz po tym odchrząknął i skinął głową, po czym zniżył głos do "szeptu", będącego normalnym tonem.
- Tak, blekot. - O ile znajdą czyste kubeczki, ewentualnie będą mieć doświadczenie picia blekotu z brokatem. Wciąż trzymając dłoń Sophie, poprowadził ją do stołu, namierzył wspomniany wywar i tam właśnie się skierował. Dopiero jak się zatrzymali (i jeśli Sophie wcześniej sama ręki nie zabrała), puścił ją i sięgnął do wieży plastikowych kubeczków stojących dnem do góry. Chociaż te może uchroniły się od wszechobecnego brokatu! Napełnił dwa z nich odpowiednią ilością wywaru z blekotu i podał kubeczek Krukonce, uśmiechając się do niej lekko.
- To chyba dotychczas najbardziej pokręcona impreza na jakiej byłem. Więc pokręćmy ją jeszcze bardziej. - Rzucił to znowu "szeptem".
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Pascalem Boleyn nie dało się nie uśmiechać czarująco, dlatego Zosia na ten widok uśmiechnęła się szeroko i wesoło. Można powiedzieć, że stres spowodowany całą sytuacją, wynosił w jej organizmie już procent zerowy. Niemal.
No dobra, jest tak jeszcze może z... 5 procent?
Czego nie mogła powiedzieć o dzwonieniu w uszach. Może i miała wrażenie że pisk w uszach powoli ustępuje, ale nadal nie był to stan pierwotny. Nie tylko uprzykrzał życie jeśli chodziło o jakiekolwiek próby skomunikowania się, ale też najzwyczajniej w świecie bolał. Musiała poświęcić trochę energii przerobowej by skupić się na swoich myślach, nie mówiąc o wyłapywaniu słów mówionych "normalnym" poziomem głośności.
Ale pocieszała się, że najwyraźniej jest to stan z tendencją spadkową.
Oczywiście że nie wyrwała ręki. Nie jest głupia, jeszcze go zgubi w tłumie ludzi pokrytych tym samym odcieniem brokatu. Nie mówiąc już o tym że chodzenie za rękę jest generalnie mówiąc, bardzo przyjemne. Daje takie poczucie... bezpieczeństwa? Które przydaje się kiedy nic nie słyszysz, a ludzie w okolicy są albo spanikowani albo zdenerwowani.
Kiedy jednak dotarli do stołu, upuszczoną przez Pascala dłonią przejęła od niego kubeczek.
Czas na wyzwanie. Udawaj nauczyciela po blekocie.
Zastanowiła się chwilkę. Są nauczyciele, którzy paradoksalnie po blekocie nie byli by aż tak trudni. A Pascal lubi wyzwania.
- No dobra, to ty... - zaczęła, w głowie robiąc szybki przegląd kadry Hogwartu. Dyrektor nie, pani Edwards nie...- masz udawać profesora Younga.
To może być ciekawe. Wierzyła w aktorskie zdolności Pascala- ale nie miała pojęcia, jak ulegną zmianie po blekocie.
Uniosła kubeczek w geście stuknięcia się nim.
- To co? Do dna?
Gryffindor |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 115
W obecnej sytuacji na pewno pomagało też mieć plan na to co mieli robić dalej, bo w ten sposób umysł nie zacinał się na jednym wydarzeniu, uwaga kierowała się na coś innego i łatwiej było znieść wszelkie możliwe nerwy. Pewnie później ich dogonią, ale może też będą już znacznie bardziej załagodzone przyjemnymi i zabawnymi wspomnieniami.
Na rzucone przez Sophie wyzwanie którego nauczyciela ma Pascal udawać, otworzył aż lekko usta w niby to urażeniu, ale wszystko oczywiście w ramach żartu.
- Stawiasz poprzeczkę bardzo wysoko! - Skinął jej po tym głową z szacunkiem i pełnia uznania, że wybrała utrudnienia. - W takim razie ty... - Zmrużył lekko oczy, przechylił nieznacznie głowę i przyjrzał się Sophie przez moment. Wszystkie profesorki zdawały się małym wyzwaniem dla Krukonki, przynajmniej według Pascala, więc żeby podnieść poprzeczkę jeszcze bardziej... - masz udawać profesora Beauforta.
Pewnie blekot totalnie poplącze im języki i z tego udawania profesorów wyjdzie jedna wielka klapa, ale liczy się zabawa! Stuknął kubeczek koleżanki i uśmiechnął się szeroko, unosząc go lekko.
- Do dna! - I do dna golnął. Niemal od razu poczuł jakby coś dziwnie zakotłowało się w żołądku. Nie nieprzyjemnie, ale tak... inaczej. I poza tym nie poczuł... nic? Spojrzał na Sophie pytająco, chcąc może zauważyć, czy ona wykazuje jakiekolwiek znaki zażycia wywaru. On nic nie czuł! I wręcz zamierzał to wyrazić.
- Ta brokatowa burza z pewnością wpłynie na warunki atmosferyczne najbliższych dni, może nawet przyczyni się do odwołania lekcji, bo kto chciałby pracować z całą bandą chodzących kryształków Svarowskiego. - Jak zdał sobie sprawę, że zamiast "nic nie czuję", powiedział stek bzdur, parsknął niekontrolowanym śmiechem.
Gryffindor |
0% |
Klasa VI |
16 lat |
ubogi |
Hetero |
Pióra: 117
Harper musiałaby z ogromnym niezadowoleniem stwierdzić, że to chyba pierwszy raz, kiedy Mickey Cavington, ten skończony idiota, którego nawet nie miała siły słuchać większość czasu, kiedy decydował się wygłaszać jakieś wątpliwe mądrości w jej zasięgu, ten sam... Miał rację. A jednak gdy tylko ocknęła się z tego wstrętnego, ohydnego koszmaru, okazało się, że wbrew samej racji, wciąż nie przejęłą się akurat brokatem. Działy się rzeczy dużo gorsze. Na przykład to, że stała tak blisko niego było okropne samo w sobie. Gorszy był fakt, iż przerwał jej właśnie... Flirt? Przyjazną pogawędkę? Co to w ogóle było?
Spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami, w których malowało się coś pomiędzy szokiem a przerażeniem. Następnie zmierzyła go wzrokiem, zakrywając przy tym usta. Nagle poczuła, że jest jej po prostu niedobrze. Nie z obrzydzenia, oczywiście. Być może nazwałaby Cavingtona obrzydliwym w odpowiednim kontekście, ale z pewnością przesadzała i nie to wywołało u niej dziwny taniec w żołądku. Wszystko to przez nagły, niespodziewany stres. Przez to, że jeszcze przed chwilą zdawała się nie panować nad własnymi słowami? Było jej też gorąco, a tłum dookoła nie pomagał. Rozejrzała się dyskretnie, jakby upewniała się, czy aby na pewno nikt nie widział, a przede wszystkim nie słyszał jej przez ostatnie kilkanaście minut, po czym bez słowa wyjaśnienia, obróciła się szybko i skierowała się ku wyjściu. Nawet jeśli miałaby jeszcze tu wrócić, potrzebowała ochłonąć. Potrzebowała opanować oddech, bicie serca i wszystkie inne efekty, jakie spowodowała nie bezpośrednio sama lukrecja, a nagłe opamiętanie się w rozmowie ze Ślizgonem.
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
W momencie gdy Pascal uniósł swój kubek w celu wypicia go, sama przyłożyła usta do naczynia i wypiła wszystko na raz. Nie będzie miała łatwego zadania- nie tylko przez blekot, ale też przez to, że Pascal wcale nie ustępował jej w szukaniu wyzwań. Nauczyciel transmutacji, pan Ignatius Beaufort był charakterystyczną osobą, ale czy Zośka podoła temu zadaniu?
Czy czuła się jakoś inaczej? Nie. Ale przy amortencji też jej się wydawało, że zupełnie nic się nie zmieniło, a jednak proszę.
Jej przypuszczenia zostały dodatkowo potwierdzone w momencie jak tylko Pascal otworzył usta. Po jego wypowiedzi, która miała znikome pozostałości sensu, oraz jego reakcji na to jak ją wypowiedział zdążyła wywnioskować, że działanie dotyczyło tylko wypowiadanych słów, a nie procesu myślowego idącego za nim? Trudno to wytłumaczyć, ale odniosła wrażenie że Pascal był świadomy że powiedział głupotę, jakby... głowa swoje, usta swoje?
Więc jak podejść do tego wyzwania?
Może nie kontrolować słów. Więc musi się opierać w większości na tonie, mimice, zachowaniu. Być może perswadować sobie jakiś temat, vibe, który ma trzymać wypowiedź- bo nie ma pojęcia jak zostaną zmienione jej słowa.
Zamknęła oczy. Skupienie.
Jej twarz trochę ściężała, przyjmując surowe i dumne spojrzenie, z którego wyłamywały się tylko lekko ściągnięte brwi i półuśmiech. Próbowała jak mogła oddać tą jego typową minę, którą przyjmuje gdy słucha kolejnych głupot wypowiadanych przez uczniów.
Na zajęciach starała się skupiać na 100 procent, chłonąć jak najwięcej wiedzy- w końcu chciała w najbliższym czasie przystąpić do rytuału animaga. A sposób, w jaki prowadził zajęcia pan Beaufort jej to jednak ułatwiały.
Mina? Jest.
Wyprostowała się trochę, powoli krzyżując ręce. Powaga, cięty język. Błagam, niech wyjdzie coś w tym kontekście.
- Nie obchodzi mnie jak bardzo jesteście zdesperowani, transmutacja j a k i c h k o l w i e k - zaczęła, specjalnie zaniżonym głosem, choć brzmiał on trochę bełkotliwie- części ciała i n a r z ą d ó w jest niewskazana. Chyba że chcecie wyglądać jak pan Bulwa, ale ja wam tego naprawiać n i e b ę d ę
Nawet? W miarę? Brzmiało to trochę jak on? Jakby był trochę pijany? Więc, może będzie się liczyć?
Rzut kością d20 17
Czy brzmi jak profesor? Tak
Gryffindor |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 115
Pascal lubi wyzwania, owszem, ale nie spodziewał się doświadczyć czegoś tak absurdalnego, jak całkowity brak kontroli nad słowami, jakie opuszczają jego usta. Wiedział co chce powiedzieć, ale język jakby żył własnym życiem i nie było sposobu zapanowania nad nim. To wywołało nagły atak głupiego chichotu, który pogłębił się w reakcji na Sophie całkiem nieźle udającą profesora transmutacji.
Okej, ma tu wyzwanie do zrobienia. Postarał się zapanować nad śmiechem, na moment nawet przygryzł wargi, na siłę chcąc zatrzymać mięśnie twarzy i zapobiec ich samowolce. Odchrząknął, wyprostował się przesadnie i potrząsnąwszy lekko głową, przywołał na twarz powagę. Wdech, wydech, profesor Young. Po dwóch kolejnych sekundach - kiedy sądził, że jest gotowy - otworzył usta.
- Jeśli zamienilibyśmy uczniów w małpy, to z pewnością ten cyrk, w którym przychodzi nam uczyć... byłby dużo... hihi... dużo bardziej... hahaha... przypoinający... pfffffrrt... - No nie, nie mógł, starał się, ale nie był w stanie zachować powagi, bo nawet jeśli bzdurne rzeczy o jakich myślał całkiem nieźle wpasowywały się w bełkot po blekocie, to Pascal nie był w stanie zachować chłodnego, poważnego sarkazmu profesora od OPCM i nieunikniony chichot przerywał mu wypowiedź. W końcu parsknął na nowo śmiechem, zginając się nieco w pół, trzymając rękami za brzuch, jakby to miało pomóc uspokoić głupawkę i śmiech.
To chyba też nerwy po emocjach związanych z amortencją trochę teraz znajdywały ujście.
D20: 2 xDDD
Epic fail udawania profesora.
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Pascal miał w jakiś sposób zaraźliwy śmiech, bo gdy zaczął się śmiać sam ze swoich tekstów, Zosia nie mogła się opanować i momentami wypadała z roli, próbując nie chichotać.
O tym też zdecydowanie będzie musiała napisać. Gdy słyszała o tym eliksirze, myślała bardziej o bełkotaniu podobnym do pijanych ludzi- a jak widać, zdecydowanie się pomyliła.
Miała ochotę nad tym już kminić, rozmyślać, notować i testować. Ale miała misję do skończenia- challenge z Pascalem. I choć póki co szło jej nieźle, nie mogła spuszczać gardy ani przez chwilkę. Jednak tego typu zadania Zosia (czasami całkowicie tego nie planując) brała bardzo na poważnie. Czy było to logiczne? Raczej nie. Ale z jakiegoś powodu miała ogromną ochotę wygrać ten głupiutki zakład.
Mimo, ze w sumie nawet nie ustalili nagrody. Nawet nie wiedziała, o co rywalizują.
Wdech, wydech. Poważna mina, ściągnięte brwi, uśmieszek. Tym razem jednak ręce powędrowały na biodra. Wyprostowała się i ponownie, przerysowanie niskim głosem zaczęła:
- Nie wiem co pana tak bawi, panie Boleyn. Igranie z naturą może się źle skończyć! Jak z krasnalami! - zaczęła. Dobra, nie jest źle. Nie wiedziała co prawda, skąd jej się tu nagle wzięły krasnale, ale może z tego jakoś wybrnie. Dopraw to trochę, może dramaturgią? - Krasnale zawsze noszą kapelusze, bo pomaga im utrzymać równowagę, jak kotom ogon! I teraz są skazane nosić te dziwne czapki do końca świata i jeden dzień dłużej przez jedno głupie zaklęcie rzucone wieki temu! Tak pana bawi cierpienie krasnali?
Pan Beaufort bohater krasnali? No dobrze Zosiu, niech będzie. Mogło być lepiej, ale jakby koniec końców przynajmniej reszta trzymała się w miarę kupy.
Rzut kością d20 15
Czy brzmi jak profesor? Tak
Gryffindor |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 115
Pascal miał chyba aż tak zaraźliwy śmiech, że sam siebie nim zarażał, co w rezultacie po prostu potęgowało głupawkę i utrudniało uspokojenie się i próby efektownego udawania profesora. Jedną ręką trzymał się za brzuch, jakby to miało w jakiś sposób dać mu pewną przewagę nad rozbawieniem. Niestety, nie działało tak, jak by tego chciał. Drugą dłonią zasłonił usta, mając nadzieję, że taka fizyczna manifestacja uciszenia siebie samego osiągnie zamierzony skutek i po kilku kolejnych długich sekundach durnego chichotu, w końcu udało mu się odetchnąć głęboko dwa razy. Przełknął, odchrząknął, wyprostował się i odsłoniwszy usta, uniósł dłoń z uniesionym palcem wskazującym, tak dla podkreślenia powagi sprawy i jego obecnej (wątpliwej) umiejętności udawania profesora.
- Jaki cyrk, takie małpy! Nie oceniajmy małp krasnalich i ich kapeluszy, to co najmniej rasistowskie, a przecież jesteśmy tolerancyjną społecznością! - Nawet udało mu się zachować powagę i względnie surową minę, choć już pod koniec zdania kąciki ust zadrżały niebezpiecznie. Zagryzł na moment wargi, przyłożył pięść do ust, żeby spróbować zachować obecną powagę i zaraz znowu uniósł palec wskazujący i nawet otworzył usta żeby kontynuować, ale... parsknął śmiechem, bo w głowie miał teraz jedynie obraz mini małp w kapeluszach.
D20: 10
Niby lepiej, ale nadal nie bardzo xD
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
W miarę jak wywar z blekotu działał coraz silniej, Zosia i Pascal znaleźli się w coraz bardziej absurdalnej sytuacji. Zosia próbowała naśladować zachowanie pana Beaufort, ale było to trudniejsze, niż się spodziewała. Jej myśli może i były trzeźwe, ale słowa, które wypowiadała, stawały się coraz bardziej bezsensowne.
Na jego słowa Zosia zrobiła udawanie zdenerwowaną minę i uniosła palec do góry.
- P r o s z ę w to nie mieszać małp, panie Boleyn! Wystarczy że zostały już skrzywdzone umiejętnością latania przez tych ciućmoków*!
Jej ręce gestykulowały w powietrzu, podkreślając każdą słowami. Chociaż wiedziała, że to, co mówi, nie ma sensu, nie potrafiła się powstrzymać przed kontynuowaniem tego absurdu.
- I nie jestem żadnym rastrem!
Kilka głębszych wdechów. Rastrem? Serio? W którą stronę to poszło, Zośka?
- Ludziom wydaje się, że krasnoludki noszą kapelusze, żeby ukryć swoje trzecie oko na czole. Ale nie. To tylko przykre następstwo wojny pomiędzy nimi a czarodziejami w dwunastym wieku. Ale nie o tym! - zaczęła, machając ręką. Zosia wciąż jednak trzymała rytm i nie przerywała swojej bełkotliwej opowieści. Brzmiała trochę jak nauczyciel. Może nie był to już pan Beaufort z krwi i kości, ale trudno było, żeby był- w końcu po eliksirze z blekotu trudno było brzmieć jakkolwiek.
- Krasnale mogą ściągać swoje kapelusze tylko do snu ORAZ - powiedziała głośniej, tym swoim udawanym, nauczycielskim głosem - podczas koronacji nowego władcy krasnali. Muszą się przecież przed nim pokłonić. Dlatego w sali koronacyjnej cała podłoga jest obita materacami.
Chociaż wszystko, co mówiła, było absolutnie bezsensowne, czuła, że świetnie się bawi. To była najbardziej surrealistyczna rozmowa, jaką kiedykolwiek prowadziła. I chyba zaprowadziła ją do zwycięstwa w tym dziwnym zakładzie.
Rzut kością d20 11
Czy brzmi jak profesor? Tak, ale ledwo
___
*ciućmoków- jej usta zrobiły mental typo. I dosłownie, powiedziała zangielszczone, polskie słowo w zdaniu.
A brzmiało to: ,,It is enough that they have already been harmed by the ability to fly by these ciućmoks"
Gryffindor |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 115
Ciężko powiedzieć, czy Pascal sam skapitulował i w pełni poddał się działaniu wywarowi z blekotu, porzucając próby udawania nauczyciela, czy jednak poziom absurdu wziął górę na tyle, żeby nie pozwolić mu nijak na zapanowanie nad sobą. W każdym razie nie mógł przestać się śmiać. Niby blekot powinien wprawić go w słowotok, ale jedyne w co go wprawił, to śmiechotok.
Parsknął ponownie na to zupełnie nieistniejące i nieznane mu słowo - ciućmoks - oraz ponownie na "oburzenie" Sophie-profesora, że nie jest rastrem
- Nie wspominałem nic o latających małpach, skąd te absurdalne oskarżenia! - No nie, nie brzmiał ani trochę jak żaden profesor, bardziej jak mieszkaniec oddziału mentalnego w szpitalu Munga. A starał się, naprawdę! W jego głowie wszystko brzmiało normalnie, poprawnie, poważnie i bardzo profesorsko. Niestety nie miało to żadnego przełożenia na realne werbalne próby. Jak nic przegrał to wyzwanie, ale nawet nie bardzo się tym przejął. Zdecydowanie był za bardzo rozbawiony.
- Ja nie wiem dlaczego mówimy o salach tronowych i materacach, skoro krasnale żyją głęboko w dżungli w swoich bardzo miękkich i bezpiecznych domkach z grzybków, które dodatkowo wykładają mchem dla bezpieczeństwa. Chyba ktoś tu miesza rzeczywistość z mugolską fikcją literacką, to nie "Czarnoksiężnik z krainy Oz" i jego latające małpy, ani Tolkien i krasnoludy zasiadające na tronie. Jak niby taki krasnolud miałby się na tron wspiąć? To za wysokie krzesło! Tracę wiarę w polityczną poprawność twoich poglądów! - Chociaż gadał co ślina na język przyniosła, to pomiędzy co chwilę chichotał, parskał, sapał z rozbawienia i uśmiechał się szeroko. Nie był w stanie zachować powagi, ani trochę. Ani na chwilę.
Będzie musiał żyć z porażką w tym jakże prestiżowym imprezowym wyzwaniu.
D20: 1
Bardziej epickiego faila już się nie dało...
Slytherin |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
? |
Pióra: 78
Nawet jeśli cała sytuacja była co najmniej dziwna, a zachowanie Harper bardzo zaskakujące, jej reakcja teraz całkowicie wpisywała się w granice normy. Po wspomnieniu, że cała jest obsypana brokatem, Mickey uznał jej przysłonięcie ust i nagły popłoch w spojrzeniu jako przejęcie się tym faktem. Nawet wewnętrznie odetchnął, widzą trochę normalności w tym jej totalnie nienormalnym zachowaniu przez ostatnie kilkanaście minut.
Już-już miał na języku kolejną odpowiedź, że na szczęście tym razem to tylko brokat, a nie błoto jak przy okazji wyścigu, ani piana jak przy okazji... ich małego wypadku kilka dni temu. Niestety nie miał okazji nic powiedzieć, bo Harper odwróciła się na pięcie i zaczęła kluczyć między innymi w stronę wyjścia.
- Hej, BROOKS! To tylko brokat! - Jedynie tyle zdążył za nią rzucić, ale bez żadnego skutku, zero reakcji z jej strony, nawet nie odpowiedziała zgryźliwym komentarzem. Co tu się odjaniepawla?! Mickey chyba nigdy nie był aż tak skołowany, jak teraz.
Nie ruszył za Harper, choć szczerze zmartwił się jej stanem, bo nie było to nijak normalne. Może za chwilę poszedłby spróbować ją znaleźć i sprawdzić, czy wszystko w porządku, ale znowu poczuł nieprzyjemne drapanie w gardle, w oczach, w nosie, łaskotanie skóry... przeklęty brokat. I na dodatek ciężko się pozbyć tego cholerstwa!
Ravenclaw |
0% |
Klasa I |
|
b. ubogi |
|
Pióra: 9
Niezależnie od rozpętanej w jednym kącie burzy i niespodziewanym brokatowym bombardowaniu, impreza trwała w najlepsze niemalże do białego rana. Wyciszona magicznie piwnica pozostała bezpieczna i nieodkryta przez patrole... a może organizatorzy i patrol przypisany tej nocy na lochy, mieli pewne konszachty ułatwiające zabawę, tego nigdy się nikt nie dowie. Nie mniej, przy winie lejącym się niemal bez końca, czas mijał błyskawicznie. Wszyscy - albo raczej prawie wszyscy - bawili się wyśmienicie.
Rano, już po ciszy nocnej, jedynym śladem sugerującym, że w nocy coś się w zamku działo, były ścieżki brokatu prowadzące w każdym możliwym kierunku, skręcające w każdy korytarz i do każdej sali. I z pewnością zostanie tam na przynajmniej kilka dni - tak jak i każdy uczeń będący na imprezie w trakcie i po wybuchu brokatowych bomb, jeszcze przez tygodnie będzie wytrzepywał błyszczące drobinki z włosów, znajdywał je w łóżku i bieliźnie.
z/t wszyscy
|