Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Uniósł brwi z rozbawieniem, po chwili parskając śmiechem nieopanowanie.
- Sugerujesz, że jeśli deptałbym cię w tancu, zaczęłabyś mi oddawać aż do nokautu? No ładnie. Teraz na pewno nie licz nawet na wolnego.
Co prawda i tak nie powinna na to liczyć, z jego niechęcią do tańca w jakiejkolwiek postaci, nieszczęśliwie zaszczepioną przez zmuszających go do tego rodziców, ale warto było to podkreślić skoro teraz oprócz irytacji i nieszczęscia groziły mu też fizyczne obrażenia! Poza tym wyobraził sobie Saoirse, która po którymś nadepnięciu na jej małą stópkę zaczyna go okładać kopniakami, i choć to w trakcie nie byłoby zabawne, teraz go bawiło aż za bardzo. Ot taka abstrakcyjna wizja dramatu.
Słuchał jej z rosnącym pytajnikiem w głowie. Nie był pewien w takim wypadku czy chciała z nim siedzieć, czy po prostu nie chce jej się szukać innych, czy to kolejna próba "otworzenia go na ludzi"... A jednak jakoś trudno było mu powiedzieć to swoje szorstkie "nie", które tak łatwo jeszcze w zeszłym roku lądowało w jej kierunku. Chwilę nawet się wahał, niby to sprawdzając czy na pewno wszystko ma, aż skinął głową, wzruszając ramieniem.
- Okej, jasne. To może się ruszmy, bo będziemy siedzieć na korytarzu.
I skierowął się do pociągu, zabierając bagaże, zwierzęta i Puchońską przyjaciółkę ze sobą.
zt. (Romilly i Saoirse)
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 62
- Może część z nich nie czyta, co najwyżej... Na przykład te, które nie potrafią, a zadziwiająco wiele osób zdaje się to przerastać, faktycznie, masz rację.
Tak, jeśli tylko ktoś za długo miał problem z opanowaniem sztuki czytania, albo nawet ciężko było przeczytać mu nowe, długie i obiektywnie skomplikowane słowa, narażał się na wyśmianie ze strony Lucasa. Ten w końcu sądził, że każdego stać absolutnie na tyle samo, w związku z czym niektórzy zwyczajnie decydują się być debilami. A niektórymi była oczywiście zdecydowana większość uczniów Hogwartu, z którymi nie chciał mieć wiele wspólnego.
- Ale efektywny. Zdaje się, że wszyscy teraz równo po niej jadą. Nie brzmiało to, jakby opanowała sytuację.
Może i nie była to jej wina, ale Lucas zdawał się dziś szczególnie krytyczny. Musiał w jakiś sposób rozkręcić się przed nowym rokiem szkolnym!
- No tak. Łatwiej wymienić właścicieli, nałożyć jakąś karę i na tym koniec, niż powstrzymać potencjalnie globalny problem... Z tym, że łatwiej wpaść na dziesiątki powodów w nie wiem, minutę, dla których ktoś miałby to zaaranżować, niż dlaczego miałby być to przypadek. Bo serio, dlaczego miałby nim być? Już nie wspominając o tym, że Prorok ujął to co najmniej jakby sami chcieli ją wygryźć, może im podpadła, a może ktoś dalej ma w tym jakiś interes...
Nie potrzebował zaproszenia. Bez zawahania ruszył za Yannisem - w końcu rozmawiali!
- I tak co najmniej jeden w końcu właduje ci się do przedziału, co za różnica.
Hufflepuff |
25% |
Klasa I |
11 |
ubogi |
? |
Pióra: 31
Przewróciła oczami na te jakże teatralne ubolewanie brata. Ale nie złośliwie! Jak najbardziej w rozbawieniu, nawet zachichotała, przysłaniając usta niewielką dłonią. I już otworzyła buzię, żeby coś odpowiedzieć, kiedy po poczuła nagłe szarpnięcie w tył. Zdezorientowana wydała z siebie krótkie "łoł!" i złapała się kurczowo ręki starszego brata, żeby nie upaść. Zapytałaby skąd to nagłe targanie jej, czy aż tak zraniła jego uczucia i gotowa była nawet przeprosić, ale odpowiedź przejechała przed nimi pędem, zanim w ogóle pytanie miało szansę paść. Zdumiona obserwowała jak wspomniany przed chwilką Teddy pędzi za jadącym samodzielnie wózkiem i profilaktycznie, troszkę przestraszona, że zaraz coś ją staranuje, przylgnęła do Arthura.
- Czy to był wózek Teddy'ego? Bo chyba mu uciekł... - Rzuciła ten komentarz z nieco mniejszą pewnością siebie, jakby niedoszłe doświadczenie kraksy naprawdę nią wstrząsnęło.
Na peronie było tyle ludzi, że znalezienie znajomych twarzy wcale nie było łatwe, dlatego też cieszyła się, że różowowłosa Kitty powoli zaczęła zbliżać się w ich kierunku.
- No wiesz, może i poznam koleżanki, ale fajnie mieć starszego brata i kolegów w drużynie, to prawie jak być sławnym! - Wziąwszy pod uwagę, że jak do tej pory nikogo nie znała właśnie poza trójką starszych od siebie Puchonów, jakoś w jej małej główce jeszcze nie mieściło się, że miałaby tak po prostu przestać z nimi przebywać. Oczami wyobraźni widziała wręcz, że spędza czas poza lekcjami z Arthurem, Teddy'm i Kitty, to by na pewno było godne podziwu wśród innych pierwszoklasistów.
-Cześć Kitty! Kto to był? Podrywał cię? - Kiedy tylko różowowłosa dziewczyna zbliżyła się i skomentowała swoją sytuację sprzed chwili, Octavia nie przepuściła okazji wywiedzenia się o co tam chodziło. Nawet przytuliła się do koleżanki na powitanie, jakby nie widziała jej bardzo długo - nie ważne, że w wakacje kilkakrotnie się spotkały, kiedy wpadła do Arthura.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 111
Choć doskonale znała Heather i jej podejście do pewnych konkretnych aspektów życia i ani trochę jej nie oceniała - wręcz żyła tym jej stylem, bo sama nie odważyłaby się nawet na jego mały procent - to mimo wszystko nie potrafiła pojąć dlaczego Gryfonka aż tak bardzo chce negować możliwość szczęścia na rzecz... ulotnej materialnej stabilności? Blondynka miała uwagę tej jedynej osoby, która April w głowie zawróciła już jakiś czas temu i zdawała się albo tego nie zauważać albo to bagatelizować. Możliwe, że odmawiając w ten sposób szczęśliwego życia nie tylko sobie.
Ech, cóż...
Jak już ułożyła ostatnią z książek w kufrze Cass, wyprostowała się i odgarnęła z twarzy nieco zmierzwione włosy. Spojrzała na Heather z westchnieniem.
- Dobrze wiesz kogo mam na myśli. - Nawet jeśli nie wypowiedziała niczyjego imienia, to sama myśl wystarczyła, żeby zarumienić się ponownie. Schyliła się po transporterek z fretką, jednocześnie spoglądając na dopakowującą swoje rzeczy Cassandrę. - Dasz sobie już radę z resztą? Pamiętaj, jeszcze przed nami podróż, może jednak nie trafisz na pierwszą stronę. - Uśmiechnęła się do Krukonki przyjaźnie, a jak znowu się wyprostowała i spojrzała na Heather, nie mogła nie podążyć za jej wzrokiem. Och...
Zarumieniła się do tego stopnia, że poczuła pieczenie policzków.
- ZobaczymysięwpociąguCass... - Wyrzuciła z siebie kilka tak szybkich słów, że równie dobrze mogła zostać niezrozumiana, po czym złapała Gryfonkę za nadgarstek i pociągnęła w stronę pociągu. Chciała mieć możliwość ucięcia sobie z nią pogawędki zanim przedział wypełni się ludźmi. I potrzebowała jakiegoś chłodnego napoju. Najlepiej rozmiarów XXL. Oby wózek z przekąskami nadjechał szybko.
/zt April i Heather
Hufflepuff |
0% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 0
Uznała, że wystarczy jej już wrażeń na dzisiaj. Colin wydawał się nieco zażenowany zaistniałą sytuacją i z wielką chęcią wykorzystała go jako tarczę, żeby móc taktycznie się ulotnić.
- No tak... Miło się rozmawiało o tych majtkach i w ogóle - bała się w ogóle sprawdzać, jak one wyglądają. Sama nazwa brzmiała podejrzanie - ale musimy już lecieć, jako że Colin pozałatwiał już wszystkie swoje sprawy, zgadza się? - Przeniosła na niego znaczący wzrok, który tylko on mógł odczytać. A co odczytał? Nieme "Ratuj mnie" wyrysowane w oczach Puchonki. Dzisiejszy dzień to jakiś niewypał i nie przypuszczała, że sprawy mogą tak się schrzanić. Co gorsza, nadal nie mogła wyrzucić z głowy Caro, mimo że sytuacja miała miejsce już jakiś czas temu i tamta pewnie zdążyła o tym wszystkim zapomnieć. Ona też powinna. Ale to może nie dzisiaj...
Podniosła się z kufra i złapała za rączkę. Byle tylko znaleźć jakiś pusty przedział, zaryć się w kącie, nakryć kocem i udawać niebyt. Pomachali Malcolmowi na pożegnania i poczłapali w stronę drzwi do wagonu.
/zt x2
Ravenclaw |
50% |
Klasa VI |
17 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 0
I w końcu nadszedł czas pożegnania. pierwszy rok kiedy miało się okazać czy w ogóle będą jeszcze kolejne dla Rue. Stanęła przed wejściem do wagonu pociągu, nadal ujmując pod ramię swoją ukochaną matkę, po czym odetchnęła głęboko, chcąc jakoś odgonić ściskający ją mocno stres.
- Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. - Powiedziała matka jakby odgadując jej myśli. - Cały rok radziłaś sobie w domu świetnie, i tak samo będzie w szkole. I będziesz miała-...
- Przyjaciół do pomocy. Tak, wiem. - Przerwała jej Rue nerwowo. Po raz pierwszy zwątpiła czy na pewno dobrze robi i czy na pewno nie zawyżyła swoich możliwości. Usłyszała westchnienie, a po chwili czuzłe ramiona matki objęły ją w uścisku. Odwzajemniła go od razu mocno.
- Nie bój się, skarbie. Wszystko się ułoży, obiecuję. Pisz do mnie codziennie jeśli tylko będziesz chciała, a obowiązkowo raz w tygodniu chociaż, i nie wymagaj od siebie więcej niż potrzeba.
A miała do tego skłonności. Często narzucała sobie za wysoką poprzeczkę i zdarzało się, że udawało się ją przeskoczyć,, cena jednak była wysoka. Musiała mieć tego świadomość. Sama była przecież ofiarą własnych zbyt wysokich ambicji i ślepej wiary w to, że jest niezniszczalna. Nie była.
Ani się obejrzała, a ramiona odsunęły się od niej, a ostatnie pożegnanie przed rokiem szkolnym odgrodziło ją od bezpiecznego domu. Wsiadła z walizką do wagonu, nie oglądając się za siebie i powtarzając sobie w głownie niczym mantrę, że da sobie radę. Nie zgadzała się na inne zakończenie.
zt.
Gryffindor |
100% |
Klasa I |
11 lat |
b. bogaty |
? |
Pióra: 98
Czas jednak się było pożegnać. Jej bracia rozbiegli się już w swoje strony po krótkich pożegnaniach, ona jednak, choć miała ochotę, nie zamierzała tak szybko się zwijać. Trzeba było dobrze pożegnać rodziców, żeby byli mili w najwyższym stopniu. Obróciła się ku nim, uśmiechając się szeroko, choć nieco gorzko.
Naturalnie, było trochę ściskania, cudownych rad matki i dużo mniej słów od ojca, który raczej więcej miał do powiedzenia synom, oczywiście. Matka wzruszyła się i zaczęła płakać, że jej córusia dorasta i że teraz mało będą się widzieć, mają pisać codziennie i jej sowa na pewno jej będzie dobrze służyć w donoszeniu listów. Co na to Lily? Naturalnie, uśmiechy, potakiwanie, bycie ułożoną, milutką dziewczynką. Czemu miałaby nie być skoro dostaje wszystko, co chce? Należało im się całe garści miłości i czułości, i dawała im to! W zasadzie była przekonana, że będzie bardzo za nimi tęsknić, jak i będzie jej brakowało codzienności spędzanej z matką. Przecież do tej pory bawiły się razem, rozmawiały, naprawdę bardzo ją kochała. A jeszcze bardziej była teraz przerażona, że jej nie będzie. Co jeśli ją zawiedzie, co jeśli sobie nie poradzi?
Nie mogła jednak dać po sobie poznać, że się boi. Nie była z tych rodzin, co mają na to przestrzeń. Poza tym, miała swoją sówkę i kotka, i choć nie uważała by mogła liczyć na braci, najpewniej nawet słusznie, nie sądziłą by pozwolili by działa jej się krzywda. Więc weszła do pociągu, a wkrótce, machając do rodziców smutno z okna przedziału, odjechała.
zt.
Gryffindor |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 115
Choć różowowłose dziewczę wykonało obronnych ruch odepchnięcia z niespodziewaną siłą, to Pascal odsunął się ledwo na pół kroku. Te lata spędzone na wodzie nauczyły go szybkiego i skutecznego odnajdywania równowagi w nieoczekiwanych sytuacjach. Jak widać działało również na lądzie. Na słowa nieznajomej uśmiechnął się czarująco, a błysk w brązowych oczach i lekkie drżenie prawego kącika ust zdradzało rozbawienie. Och, waleczne te Brytyjki! Puścił nieznajomą pannę może odrobinę wolniej niż zrobiliby to inni i uniósł ręce w obronnym geście, jakby jej słowa chowały w sobie jakąś groźbę.
Spojrzał na siostrę, która zjawiła się przy nich zaraz po ostatnim słowie wypowiedzianym przez dziewczę o kolorowych włosach i zanim miał okazję sam się wytłumaczyć, Oriane zrobiła to za niego.
- Katherine! Cóż za urokliwe imię. Panno Conners, proszę o wybaczenie za moją nieuwagę, ale jak Oriane zdążyła zauważyć, wszystko jest tu wyjątkowo fascynujące, nie patrzyłem gdzie idę. - Uśmiechnął się przepraszająco, lekko skinąwszy głową w ramach przepraszającego gestu. Niestety nie było mu dane zagłębić się w konwersację z tą interesującą nieznajomą, bo oto popędziła w swoim kierunku. Ach, żywe srebro! Powiódł za nią wzrokiem, dopóki nie zniknęła w tłumie. Dopiero wtedy wrócił spojrzeniem do ciemnych oczu siostry.
- No co? Fascynująca osoba! - Rozłożył ręce w geście pozornej bezradności wobec uroków Katherine. A może faktycznie był bezradny? Dziewczę z pewnością zapadło mu w pamięć!
Gdzieś w międzyczasie pojawił się przy nich również Raphael. Uścisnął więc jego wyciągniętą na powitanie dłoń, jak na gentelmana przystało.
- Miło cię znowu widzieć, Raphael. Ach, nie ma co przepraszać, ot, mała kraksa w drodze do pociągu. Zechciałbyś nam towarzyszyć w podróży? Z pewnością przyda się nam trochę informacji od kogoś zaznajomionego z lokalnymi zwyczajami. - Przelotnie zerknął na siostrę, doskonale wiedząc jakie potencjalne ustalenia na przyszłość są pomiędzy tą dwójką.
Prowadzeni przez zniecierpliwionego służącego, który im towarzyszył i torował drogę do najbliższego wejścia do pociągu, w końcu cała trójką mogła odnaleźć przedział do tej pory okupowany przez innych pracowników rodziny Boleyn.
/zt Pascal, Ori i Rafael
Ravenclaw |
50% |
Klasa II |
12 |
zamożny |
? |
Pióra: 0
Ariadna pojawiła się na peronie w towarzystwie całej rodziny, która szybko się pożegnała jeszce pomagając małej z walizkami wejść do pociągu. Dzień był dość ciepły i słoneczny ale mimo wszystko Aria nie miała na twarzy przyczepionego swojego zwykłego uśmiechu. Z czego miała by się cieszyć?
Cały czas miała w głowie swoją ostatnią rozmowę z rodzicami i ich słowa by uważać tam i tam. Oparła się o ścianę i nie zamieniając nawet słowa z nikim znajomym po prostu wsiadła do pociągu z nadzieją że w Hogwardzie dożyje i odzyska swój spokój. Pomachała rodzinie na pożegnanie i poszła w stronę drzwi do wagonu szukając wolego miejsca.
z/t
Ravenclaw |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Bi |
Pióra: 60
-Niby ułatwia, ale potrafi też utrudnić. Życie byłoby znacznie łatwiejsze, gdybyśmy nie musieli ukrywać tego, że nią władamy - stwierdził. U niego w domu było to szczególnie uciążliwe, bo mimo wszystko czasami jakaś sytuacja aż prosiła się o to, by machnąć różdżką i tym samym pozbywając się pewnych problemów. Jak chociażby sterty brudnych naczyń. Albo bałaganu w pokoju, z którym mama nie chciała się uporać. A przecież to byłoby znacznie szybsze, bo jej wolno było czarować poza szkołą. Lavi był w zupełnie innej, trudniejszej jego zdaniem, sytuacji.
Kto wie, być może poprowadziliby tę konwersację dalej, gdyby nie drobny wypadek, który sprawił, że na chwilę Krukon zapomniał jak się nazywa. No i czemu tak reagował, co? Przecież inni ludzie też na innych wpadali, więc nie powinno być w tym niczego krępującego. A jednak jego wprawiło w pewne zakłopotanie, którego chciał się pozbyć, cicho chrząkając. Zupełnie, jakby to faktycznie miało mu w czymkolwiek pomóc.
Wpatrywał się chwilę w kolegę, który zdawał się jakiś… inny? A może to jedynie wrażenie, jakie odniósł Lloyd. On i te jego dziwne pomysły w głowie. A później się dziwić, że niektórzy mieli go za skrzywionego.
Zmieszał się ponownie, kiedy Thomas spojrzał na niego tak dziwnie. Zupełnie, jakby chciał prześwietlić go na wylot, co zdecydowanie nie należało do najbardziej komfortowych rzeczy.
-Um… - mruknął, ale nie do końca wiedział, co powiedzieć. Przeprosić przeprosił, więcej do dodania za bardzo nie miał.
A później Thomas się z nim pożegnał. Tak po prostu. Zupełnie, jakby wcześniej nie prowadzili ze sobą konwersacji, dogadując się całkiem nieźle.
Patrzył za nim chwilę zdezorientowany, nie mając pojęcia co tu się właściwie odjebało. Czy to przez to wpadnięcie? Ale nie było specjalnie!!!!
Westchnął, zbierając swoje rzeczy. W jednym Thom miał rację - należało zająć miejsce w pociągu, jeśli tylko chciało się mieć jakieś normalne.
z/t
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 162
Tłok na peronie rzecz jasna nie był szczególnie zachęcający, czy też sprzyjający odnalezieniu siebie nawzajem wraz ze znajomymi. Właściwie Philip nie zdziwiłby się, gdyby okazało się, że parokrotnie mijał się z kumplami przeciskając się przez skupiska uczniów, którzy mieli więcej szczęścia niż on. Cóż, to jak loteria... Na przykład on sam miał więcej szczęścia w ubiegłych latach, począwszy od drugiego roku nauki.
Poza oczywistym powrotem do obowiązków szkolnych, jakie wykonywał raz lepiej, innym razem nieco gorzej, pozostawały też obowiązki ściśle związane z odgrywaniem roli prefekta. Ta pasowała mu większość czasu, ale aż skręcało go na myśl o kolejnym spotkaniu z pozostałymi prefektami celem ustalenia czegokolwiek. Nie chodziło nawet o samych ludzi, czy obowiązek, ale samą konieczność pojawienia się w danym miejscu, o konkretnej godzinie. Zdecydowanie wolałby nie musieć martwić się podobnymi rzeczami i samodzielnie rozplanować sobie dzień! Niemniej jednak postanowił szybko ruszyć do pociągu, licząc że sprawnie zbiorą się w odpowiednim przedziale i będzie miał po prostu z głowy.
z/t
Nie pierwszy, nie ostatni, a gdzieś pomiędzy wszystkimi, przez słup oddzielający resztę King's Cross od peronu hogwardzkiego ekspresu wychynął także i Thaddeus w obstawie całej swojej najbliższej rodziny. Ostatni rok w szkole napełniał go niezdrową ekscytacją – poprzedniej nocy nie przespał, śniadania nie zjadł, prawie zapomniał o kufrze i gdyby nie rezolutny ojciec, pozostałby z ręką w nocniku. Lancelot może był dzielnym drobiem, nie poradziłby sobie jednak z transportem całego dobytku, a przecież proszek Fiuu był zbanowany na całym terenie szkolnym. W każdym razie z głową już na swoim miejscu i wielkimi z podniecenia oczami rozglądał się po zapełnionym po brzegi peronie co i rusz rozpoznając twarze swoich rówieśników. Zachowywał spokój, bo nie miał już jedenastu lat i nie biegał jak kaczka po wizycie u rzeźnika. Zebrany w sobie starał się nie narazić przypływowi rozentuzjazmowanych pierwszo i drugorocznych. Gdzieś w oddali ktoś urządzał wyścig papierowych żurawi.
Gdyby złapali Rycerza choćby dziesięć minut wcześniej, nie ominęłaby go cała zabawa, o czym nie wiedział. Potężna lokomotywa zagwizdała i puściła parę, powoli przygotowując się do pociągnięcia za sobą całych trzewi pociągu, w które po kolei pakowali się przyszli ministrowie magii, felietoniści Proroka, zwycięzcy nagrody Merlina, uznani alchemicy, nauczyciele, czy właściciele podejrzanych sklepików na Nokturnie. Gemma uściskała go wylewnie, nie mogąc oderwać się od synowskiego ramienia. Za chwile mieli się rozstać na kolejne długie dziesięć miesięcy i nie zamierzała marnować żadnej pozostałej im chwili. Znikąd ratunku...
Hufflepuff |
75% |
Klasa VII |
17 |
zamożny |
Bi |
Pióra: 45
Chociaż wyjątkowo niedogodna sytuacja poirytowała Aurorę na tyle, że miała ochote jak najszybciej wpakować się do pociągu i dopiero wtedy myśleć nad szukaniem towarzystwa na czas podróży, to niektóre czynniki oderwały jej myśli od Luciena i od łajnobomby, którą udało jej się wyczyścić jednym zaklęciem - całe szczęście!
Gdzieś w oddali zauważyła Saoirse i pomachała do niej, nie do końca pewna, czy została zauważona przez młodszą koleżankę. Za chwilę nieopodal przemknął wózek, a zaraz za nim Teddy, młodszy o rok Puchon. Poświęciła kilka sekund na przyjrzenie się tej osobliwej sytuacji, bo wyglądało to tak, jakby gonił swój bagaż. Okazało się, że to chyba jednak nie było jego celem, bo zaraz poderwał z ziemi (i zarazem trajektorii wózka) małą rudowłosą dziewczynkę, która z pewnością zostałaby rozjechana. Z pewnością zabiłaby mu brawo, gdyby akurat jakaś wyjątkowo rozochocona grupka trzecioklasistów nie zatorowała najbliższego wejścia do wagonu. Cóż, trzeba jednak wybrać inne drzwi.
Nie zniechęcona ominęła rozwrzeszczaną gawiedź i skierowała się gdzieś bliżej jednemu ze skrajów pociągu, tam nie powinno być aż takiego tłumu. I jak tylko czupryny krasnali przerzedziły się na tyle, że mogła już swobodniej manewrować, rozejrzała się po najbliższych podróżnych, podświadomie szukając kogoś znajomego. Nadal język ją świerzbił, żeby opowiedzieć o swoich wakacyjnych przygodach, przy okazji była to doskonałą forma oderwania myśli od tego, co na chwilę nieco popsuło jej humor.
Nie musiała wcale długo szukać, żeby około trzy metry przed sobą nie zauważyć kogoś, kto z pewnością chętnie wda się z nią w długie dyskusje w trakcie podróży. Albo przynajmniej przez jej część. Uwięziony w matczynych ramionach Thaddeus zaliczał się do grona najfajniejszych osób, jakie Aurora znała, dzielili pasję i wiele szaleństw, nic więc dziwnego, że po dwóch miesiącach wakacji ucieszyła się na jego widok. Wysyłała mu regularnie listy z każdego miejsca, w którym w tym sezonie była, ale i tak historii do opowiedzenia miała dziesięć razy więcej.
Zatrzymała wózek z bagażem jakiś metr od kolegi i jego rodziców. Nawet jeśli nigdy wcześniej nie miała okazji osobiście poznać jego ojca, to dobrze wiedziała kim jest - świat magizoologii jest dość mały, a jej tata starał się poznać jak najwięcej przeróżnych specjalistów.
- Cześć, Teddy! - Nie chcąc wyjść na nachalną ani niewychowaną poczekała moment, aż przyjaciel w końcu wywinie się z matczynych ramion, po czym dopiero wtedy przywitała się z nim w typowy dla siebie sposób - buziakiem w jedne i drugi policzek, oraz przytuleniem, które komuś dużo mniejszemu mogłoby wycisnąć powietrze z płuc. - Tyle czasu! Z jednej strony wakacje są za krótkie, ale z drugiej trwają strasznie długo, kiedy chciałoby się spotkać ze znajomymi. - Odsunęła się w końcu od Krukona i z szerokim uśmiechem przyjrzała się jego twarzy, na moment zapominając, że obok stoją jego rodzice. Ale tylko na moment!
Zadanie:[5] Razem raźniej
Uczestnicy: Thaddeus P. Sheeran
Progress: 1/2
Rozpromieniał na dźwięk wesołego splunięcia swoim własnym imieniem. Aurora zawsze brzmiała, jakby przed chwilą wypiła cały pucharek wody, choć soczystość tą mógł też śmiało zwalać na jej egzotyczne korzenie. Wybawienie nie szło tym razem w ciężkiej zbroi, lekkim krokiem łani. Bardziej ucieszyłby się chyba tylko z fiolki felix felicis wsadzonej mu za pazuchę.
-Rora! Jednak przeżyłaś! – Wyswobodzenie się z uścisku matki nie było łatwym procesem, jednak siłą zaskoczenia udało mu się oderwać od jej przyssawek ośmiornicy. Wykorzystaną okazję spożytkował na wyściskanie dziewczyny w jak najpoufalszym geście. Sowicie wycałowany, tym razem nie przez matczyne usta, odwrócił się do Gemmy i Freda by już ze spokojem wreszcie ich sobie przedstawić. Przez całe siedem lat witali i żegnali się już w pociągu i jakoś nie było okazji by zdradzić się rodzinie z tej znajomości. Spodziewał się TEGO rodzaju pytań, liczył jednak na przezorne zadanie ich już przez Lancelota w długim pełnym wypieków liście.
- Mamo, tato... Poznajcie Aurorę Flo... Jak to było? Flo-sa-dóttir? – Machnął głową odganiając natrętną niczym znudzony Irytek myśl. Popisywanie się(nie)znajomością języka mógł sobie zostawić na rodzinne święta. - W każdym razie Rorę. Chodzi ze mną na zajęcia. - Tym razem odwrócił się do dziewczyny. - To moja rodzina. – Powiedział to takim tonem, że czuć aż było jego dumę z pokrewieństwa. Czegokolwiek bowiem nie sądziłby o nieodciętej pępowinie matki, kochał ich ponad życie.
Dlatego pozwolił im wszystkim na zdawkową wymianę uprzejmości, ścięcie się oceniającym wzrokiem i wszystkie procesy, jakie zajść muszą przy zapoznawaniu się ze sobą. Wręcz zadrżał, jakby przed jego oczami dochodziło do jakiegoś przełomu. Lokomotywa gwizdnęła przeciągle wypuszczając gęsty jak mleko obłok pary aż pod samo zadaszenie peronu. Gotowała się do odjazdu. Wsysana do środka wstążki uczniów przerzedzały się. Chyba powinni także do nich dołączyć, jeżeli liczyli na to, że usiądą w jakimś normalnym miejscu.
- Na nas chyba pora – zauważył rezolutnie, wciąż schowany za dziewczyną niby za tarczą. W tej sytuacji to ona była rycerzem, księżniczką i smokiem. - Napiszę! – zabrzmiało to jakby sam się zastanawiał... - Nie przekarm mi ptaka, mamo. Znowu zapaskudzi kopertę. – Nie musiał pytać. W oczach Gemmy widział, że winien jest jej pewne wyjaśnienia. Problem leżał jedynie w tym, że nie było czego wyjaśniać. Niezależnie od tego czego oczekiwał przez te sześć lat znajomości, Aurora była po prostu świetnym towarzyszem eskapad do Zakazanego Lasu i kompatybilną pod każdym względem przyjaciółką o naturalnym talencie do wymuszania na nim uśmiechu. Używała prawdziwie czarnej magii – zagadywała go na śmierć, a przecież nie było to łatwe. Złapał Aurorę za rękaw i sugestywnie pociągnął w swoją stronę. Czas było im się zbierać. Bardzo chciał porozmawiać o przesyłanych mu listach. Nie nadążał odprawiać sów, tyle działo się w życiu dziewczyny i mógłby być o to nawet zazdrosny, gdyby nie było mu dobrze we własnej skórze.
Pociąg pociąg, gąsko?
Hufflepuff |
75% |
Klasa VII |
17 |
zamożny |
Bi |
Pióra: 45
Szare chmury burzowe, które jeszcze przed chwilą kłębiły się w jej umyśle i zagrażały radosnemu podejściu do początku roku szkolne, rozwiały się wyjątkowo szybko za sprawą entuzjastycznego powitania przyjaciela. No przynajmniej on ucieszył się na to spotkanie w takim stopniu (lub bardzo zbliżonym), jak ona sama. Zaśmiała się serdecznie, z największą przyjemnością chłonąc bliskość Teddy'ego w wylewnym powitaniu, które faktycznie mogło przywodzić na myśl zupełnie inną głębie ich relacji, niż tę faktyczną. Niezależnie od ewentualnych oczekiwać ze strony Krukona, czy właśnie Aurory.
- Oczywiście, że przeżyłam. Wątpiłeś kiedykolwiek w moją umiejętność wychodzenia z każdej opresji z zaledwie kilkoma zadrapaniami? W tym roku mam nową bliznę, którą muszę ci się pochwalić! - Mimo że nie była to pamiątka żadnego heroicznego czynu, to każda z ranek i późniejszych blizn kryła za sobą niewyobrażalne historie, w które czasem może ciężko było uwierzyć. Może dlatego, że pełno w nich było podkolorowanych emocjami empitetów, którymi Aurora ubarwiała każde zdanie dla nadania opowieści dynamiki zapierającej dech w piersiach.
Jak już w końcu wyściskali się wystarczająco na powitanie, słowa chłopaka przypomniały Puchonce o bliskiej obecności jego rodziców. To ciekawe, że dopiero na początku siódmego roku nauki miała okazję ich poznać osobiście, choć z drugiej strony... Thaddeus nadal nie poznał jej rodziców.
- Flosadóttir. - Krótko i płynnie poprawiła wymowę swojego nazwiska, które możliwe że było znane ojcu Krukona choćby przez wiele prac i odkryć jej rodziców publikowanych w światku magizoologii. - Tyle lat i nadal akcent sprawia ci trudności, mam zmienić nazwisko? Bardzo miło mi w końcu osobiście państwa poznać, Teddy opowiadał mi co nieco o swojej rodzinie. Same dobre rzeczy, proszę się nie martwić. - Rzuciwszy krótki żart w kierunku przyjaciela, szturchnęła go nieznacznie w ramię, po czym zwróciła się do jego rodziców nie dając żadnej możliwości odpowiedzi. Nie skrępowana zupełnie faktem, że ma do czynienia z osobami w wieku mniej więcej swoich rodziców, i tym że widzą ją po raz pierwszy, przywitała się z mamą i tatą kolegi w typowy dla siebie sposób - szerokim uśmiechem, krótkim przytuleniem i buziakiem w każdy policzek. Jej wylewność mogła zostać uznana za nadmierną poufałość, ale w tym również tkwił jej urok i unikalność.
Gwizd lokomotywy oznajmiającej rychły start pociągu skutecznie przerwał jakiekolwiek nadchodzące słowa, bo przecież nikt nie chciałby, żeby dwójka siódmoklasistów została na peronie z tak błahego powodu. Aurora spojrzała w kierunku pociągu, po czym pokiwała potakująco, zgadzając się ze słowami Teddy'ego. Czas na nich!
- Tak, zdecydowanie powinniśmy już iść. Było mi bardzo miło, mam nadzieję, że będziemy mieć szansę porozmawiać następnym razem. - Machając na odchodne rodzicom chłopaka, ciągnięta już przez niego w kierunku pociągu, posłała im jeszcze jeden szeroki uśmiech. - Na pewno napisze, przypilnuję go! - Złapał za wózek ze swoim bagażem w ostatniej chwili, głupio byłoby pojechać do Hogwartu bez swoich rzeczy, po czym szybkim krokiem obydwoje skierowali się do względnie mało obleganego wejścia do jednego z wagonów.
- Kurczę, szkoda, że nie miałam okazji porozmawiać z twoim tatą. - Raczej nie powinno to Teddy'ego dziwić, że z chęcią podyskutowałaby z kimś, kto pracował w podobnym zawodzie, co jej rodzice i w przyszłości ona sama. - Ale mam nadzieję, że to jeszcze kiedyś nadrobię. W międzyczasie mam ci tyle do opowiedzenia, że podróż do szkoły to za mało.
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 82
Przed przeniesieniem się do Londynu tata, prewencyjnie, kazał jej sprawdzić, czy na pewno zabrała wszystko. No to się zaczęło. Przekopywanie się przez całe stosy ciuchów i mundurków, żeby zobaczyć, czy na pewno posiada wszystko, co tylko dyrektor kazał im kupić – no i oczywiście, obowiązkowo, swoją starą miotłę! Nie była najlepsza ani najszybsza, ale Kaia i tak ją lubiła, głównie dlatego, że była prezentem od taty, gdy się dowiedział, że załapała się do szkolnej drużyny Quidditcha. Od tamtego czasu była jego małą sportową gwiazdeczką.
W zasadzie z tego całego grajdołka miotła była najważniejsza, więc kiedy ją przyczepiła do kufra, stwierdziła, że mogą iść. Na szczęście tata zawsze miał głowę na karku, w progu przypominając jej o zabraniu Huntera. W zasadzie niewielka strata, pewnie i tak by znalazł drogę do Hogwartu, więc nawet za bardzo się tym nie przejęła.
Nigdy by o to siebie nie podejrzewała, ale z podekscytowaniem wracała do szkoły. Nie dla przedmiotów i innych naukowych rzeczy, które głównie jej przeszkadzały. Ale dla ludzi! To znajomych i przyjaciół brakowało jej najbardziej. Szalonych wypadów, zakazanych wybryków i szlabanów wymykających się spod kontroli nauczycieli. No i, oczywiście, pełnych adrenaliny meczy Quidditcha, i dzikich imprez z podwędzonym wyposażeniem z kuchni. Dlatego wstała dziś z łóżka nawet energicznie i nie było problemu ze spóźnieniem się na dworzec – dotarli nawet kilkanaście minut przed czasem. Wystarczająco, aby miała szansę wepchnąć się do jakiegoś wolnego przedziału w pociągu, zostawić tam swoje rzeczy i wrócić, żeby pożegnać się z tatą.
A w tym czasie dostrzegła w tłumie jeszcze jedną, bliską jej osóbkę, z którą, dla kontrastu, koniecznie musiała się przywitać!
Jak tylko pojawił się w jej głowie ten pomysł, wszystko inne przestało istnieć – włącznie z końcówkami włosów, które właśnie zmieniły kolor na jaskrawożółty – i z dzikim piskiem, którego nie powstydziłby się jakiś rodowity Indianin, ruszyła przez peron, aby zatrzymać się na Gryfonce i rzucić się jej na szyję.
— Dani! – Jest całkiem prawdopodobne, że uścisk, jakim obdarowała przyjaciółkę, na moment odebrał jej umiejętność oddychania. – Na gacie Merlina, tak bardzo się stęskniłam! Super Cię znowu zobaczyć!
Zadanie:[5] Razem raźniej
Uczestnicy: Danica Davies
Progress: 1/2
Blizny... Kształtowały człowieka. Niezależnie od jego magicznego potencjały to właśnie one nadawały mu charakteru. Bez blizn, czy to na ciele, czy na umyśle, wszyscy byliby tak samo, nieznośnie wręcz normalni. Podobni i nudni. Kolekcjonował je jak dowody nieswoich zbrodni. Sam przeraźliwie nudny pod tym względem spijał każdą kroplę ukrytego w wyznaniu żalu, każdy łyk skroplonej dumy. Dlatego też na wieść o nowej pamiątce twarz Thaddeusa stężała, by zaraz rozluźnić się niczym rozmrożony kurczak. Ekscytację musiał zostawić na potem, teraz zdawał się mieć pełne ręce roboty.
- Kocham was! – Krzyknął jeszcze na pożegnanie, wyściskawszy rodziców po wymianie kilku wieloznacznych spojrzeń. Wziąwszy w uścisk swój dobytek raźnym krokiem podążył za Aurorą, by nie zgubić jej pośród reszty mniej lub bardziej znanych twarzy. Kiwnął i pomachał kilku znajomym, kuksańcem wymienił się z krukonem ze swojego pokoju i odwrócił na wejściu, by złapać ostatni bezpośredni kontakt z rodziną. Jakkolwiek bowiemby się nie zachowywał w szkole, dla nich był synem idealnym i wolałby żeby tak pozostało. Co wydarzyło się w Hogwarcie rzadko kiedy wracało z nim do Londynu.
- Mogłabyś. – Uśmiechnął się do Puchonki tajemniczo, nie rozwijając dalej swojej myśli. Wzruszył też ramionami na uwagę o ojcu. Mógłby teraz skłamać, że będzie ku temu jeszcze wiele okazji, ale dziewczyna miała rację. Byli już na ostatnim roku, ich drogi miały się rozejść i chociaż dogadywali się praktycznie zawsze, nie było wcale powiedziane, że utrzymają kontakt. Takie były uroki młodości i niewątpliwego ekstrawertyzmu obojga. Pozostawała też kwestia tego, że Teddy naprawdę nie lubił mieszać swojego życia domowego ze szkolnym. „Szkoła z internatem” niebywale mu w tym pomagała. - I planujesz wykorzystać znajomość ze mną? To bardzo ślizgońsko z Twojej strony! Jesteś pewna, że sypiasz we właściwych lochach?
Jedną nogą wciąż jeszcze na peronie począł przeciskać się przez ławicę druzgotków wyciągniętych najwyraźniej ze swojego naturalnego środowiska. Byłby przysiągł, że słyszy podekscytowane bulgotanie gdzieś z wnętrza pociągu, lecz możliwość przemycania czegoś w kociołku nie była aż tak kuriozalna. - Nie kupię niczego, dopóki nie zdradzisz mi wszystkich pikantnych szczegółów! Przedział! Wykorzystaj swój urok, bo nie chcę siedzieć wózkowi na drodze..
Większość ich bagażu została magicznie przejęta na wejściu, pozostawiając ich z walizą najpotrzebniejszych utensyliów. Szkolna szata nie pojawi się sama, niezależnie od tego jak wygodne byłoby takie rozwiązanie.
/zt, zabieram też Aurorę.
Gryffindor |
25% |
Klasa V |
15 |
średni |
Bi |
Pióra: 131
Nie mogła doczekać się kolejnego roku szkolnego, który dawał jej możliwość rozwinięcia swojej pomysłowości, jeśli chodziło o łamanie szkolnego regulaminu. Do tej pory miała na swoim koncie wiele przewinień, ale jej ruda dusza potrzebowała znaczne więcej, by zapisać się na kartach szkolnej historii. Kto nie chciałby, by jeszcze parę lat po ukończeniu Hogwartu, mówiono o nim na korytarzach?
Uśmiechnęła się na samą myśl, prowadząc na peron swoją młodszą, ukochaną siostrę, która miała rozpocząć swoją pierwszą klasę. Widać było po Młodej, że jest niebywale podekscytowana myślą, że teraz będzie mogła towarzyszyć starszej siostrze niemal wszędzie. Sama Lycoris czuła dumę mogąc światu zaprezentować takiego diabełka, który pewnie już na starcie poradzi sobie z każdym bucem, który będzie próbował jej podpaść. A jeśli nie, Liv była na posterunku, bo z Reaganami się nie zadziera.
-Oczywiście, że zdążymy. Nigdy nie zdarzyło mi się spóźnić, więc nie ma się o co martwić. Trochę luzu, Młoda. Zostaw energię na Hogwart, bo zrobi na tobie wrażenie - powiedziała, uśmiechając się do siostry. Zachowywała się niemal tak, jak zachowywała się Lycoris, kiedy po raz pierwszy miała znaleźć się w szkole.
Szybko pożegnały się z tatą, obiecując mu, że będą grzeczne i przeszły przez ścianę, momentalnie wtapiając się w gwar uczniów zebranych na stacji. Idealnie, takie środowisko pamiętała.
-Widzisz? Jesteśmy na czas. Ba, masz go jeszcze chwilę, by zdobyć pierwszych przyjaciół - powiedziała, patrząc na Młodą. I pomyśleć, że to jedyne stworzenie było tym, o kogo Liv naprawdę chciała dbać całym swoim sercem, którego w szkole nie pokazywała.
W tym całym gwarze nie zauważyła, że w stronę Effie pędził wózek. Zauważyła go dopiero, jak był niebezpiecznie blisko siostry. Czy uda jej się ją przed tym uchronić? Kurwa, niech ona tylko znajdzie tego, do kogo należały bagaże.
Patrzyła, jak jakiś chłopak łapie jej siostrę, chroniąc przed zderzeniem z ciężkimi rzeczami. Szybko się przy nich znalazła, patrząc na dziewczynkę, która spoczywała w ramionach jej obrońcy.
-Effie, na Merlina, nic ci nie jest? Niech ja dopadnę właściciela wózka, a gwarantuję, że ten rok w szkole będzie dla niego prawdziwym piekłem - warknęła, z determinacją. Co jak co, ale nie naraża się jej siostry na niebezpieczeństwo.
Dopiero teraz spojrzała na chłopaka, rozpoznając w nim Gilmore, Puchona grającego w Quidditcha.
- A mówią, że Puchoni są pozbawieni reakcji. Dzięki, Gilmore. Wiszę ci przysługę - powiedziała. Nie składała zazwyczaj podobnych obietnic, ale w tym jaka była, mimo wszystko kierowała się honorem.
-Uratowałeś moją siostrę, więc masz we mnie dłużnika - dodała. Postąpiła krok do przodu, całując go w policzek.
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
|
Pióra: 31
Już rok temu Dani miała zaszczyt otrzymać odznakę prefekta, z czego niezmiernie się cieszyła. Nawet jeśli to oznaczało, że miała nieco bardziej ukrócać szaleństwa swoich znajomych i pilnować innych uczniów przed łamaniem regulaminu - wciąż czuła dumę z pokładanej w niej wiary przez grono nauczycielskie. W tym roku stałą się rzecz, która miała miejsce niezwykle rzadko, otóż już jako szóstoklasistka została mianowana prefektem naczelnym. To dopiero były niespotykane wydarzenia! Oczywiście jak tylko obdarzoną ją tym zaszczytem, to nie omieszkała podzielić się tą informacją z najbliższymi znajomymi i przyjaciółmi. Wiedziała, że to z pewnością wykluczy ją z pewnych wydarzeń Gryfońskich, ale mimo wszystko cieszyła się, że mogła być dobrym wzorem dla młodszego brata. I to nie tak, że będzie teraz wszystkich ganiać spać i zabraniać im imprezować w Pokoju Wspólnym! Nawet sama z chęcią nadal będzie uczestniczyć w takich imprezach.
Na peron przyszli całą rodziną, co było już swoistą tradycją. Zanim rodzice zdążyli się dobrze pożegnać z synem, jego już nie było - wystrzelił jak z procy w kierunku grupki znajomych. Dani obiecała, że będzie go pilnować i będzie pisać listy, wyściskała przede wszystkim ojca, po czym skierowała się w stronę pociągu, gdzie z pewnością już czekał na nią przedział prefektów. Z odznaką dumnie błyszczącą na piersi witała się z mijanymi znajomymi z innych domów i innych roczników, nieco wylewniej z koleżankami z dormitorium.
Nie musiała wcale długo czekać - nie zdążyła nawet dojść do wejścia do wagonu - żeby usłyszeć znajomy pisk i w ostatniej chwili odwrócić się w kierunku nadbiegającej Kai. Dzięki temu nie straciła równowagi, choć zachwiała się odrobinę pod wpływem stęsknionego przytulenia. Nie pozostała przyjaciółce dłużna i choć na chwilę straciła dech w piersi, przytuliła ją równie mocno.
- Kaia, na galopujące testrale, urosłaś?! - Zaśmiała się serdecznie, oczywiście żartując z tym rośnięciem, i w końcu odsunęła się na odległość ramion. Przyjrzała się ciekawie żółtym końcówkom włosów dziewczyny. - Stawiasz na słoneczny styl? - Zdawała sobie sprawę, że to nie był zamierzony zabieg ze strony Kai, zdążyła przyzwyczaić się do jej metamorfomagii i wydawało jej się to fascynujące. - Też się stęskniłam! Za rok zdecydowanie musisz przylecieć do mnie na wakacje, chociaż na trochę! - Nie było tajemnicą, że rodzina Dani spędzała wakacje na Gran Canarii, rodzinnej wyspie jej przybranej mamy. Całe szczęście mogła zapraszać znajomych, więc duża odległość od Wielkiej Brytanii nie musiała wcale oznaczać braku kontaktu i widywania się z przyjaciółmi.
Ravenclaw |
0% |
Klasa I |
|
b. ubogi |
|
Pióra: 9
Trudno powiedzieć, czy to dobrze, że Simon Beake - Gryfon z siódmego roku - widział, co zaszło pomiędzy jego dobrą jeszcze-koleżanką Kitty a nieznajomym mu uczniem... Z jednej strony sądził, że woli być świadkiem podobnych sytuacji, z drugiej cały wszechświat zdawał się dawać mu sygnały, iż powinien utrzymywać pewien dystans i nie podchodzić do niej w każdej możliwej sytuacji, żeby tylko nie wyjść na zbyt zdesperowanego. Na szczęście był głuchy na komentarze zdrowego rozsądku - a może był go zwyczajnie pozbawiony - i ruszył przez tłum (co wcale nie było tak łatwe) ku dziewczynie, której udało się poradzić z całym zajściem. Zupełnie jakby nie była wcale damą w opresji, którą należy prędko wspomóc! Na szczęście dla nieznajomego chłopaka, zdążył się ulotnić, nim Simon zdołał dotrzeć aż do Puchonki.
- Wow, co to było? - spytał, marszcząc lekko brwi i rozglądając się jeszcze za obcym uczniem, którego chwilę temu stracił z oczu. A był przecież gotów urządzić mu awanturę! Nie tak traktuje się kobiety. Na pewno się im nie narzuca. To znaczy, nie wtedy, kiedy są obiektem zainteresowań kogoś innego, a już w szczególności, kiedy są twoim obiektem zainteresowań. Może warto byłoby wytropić później tego niechcianego podrywacza i zamienić z nim parę słów?
- Wszystko w porządku? - dopytał, dopiero zwracając ponownie wzrok ku dziewczynie.
Przecież musiał okazać jakoś troskę, prawda? A ona mogła być już pewna, że tak łatwo nie zostanie teraz sama...
|