Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Wykusz z ażurowymi oknami Ten zakątek jest naprawdę bardzo klimatyczny, zwłaszcza o zachodzie słońca, kiedy najwyraźniej widoczne są cienie uformowanych w fantazyjne kształty ołowianych ramek, oddzielających fragmenty szyby. To urokliwe miejsce idealnie nadaje się do spędzenia w nim kilku romantycznych chwil ze swoją sympatią, a że jest ulokowany w dość rzadko uczęszczanej części zamku to jest małe prawdopodobieństwo, że ktoś przeszkodzi... dzięki temu idealnie nadaje się też do nauki, ale kto by się uczył w miejscówce z taką atmosferą…
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Homo |
Pióra: 118
3 września 2020, po zajęciach
Ten rok miał być dla Iana wyjątkowy. Nie chodziło wcale o SUMy. Nie chodziło o to, że urósł kolejne kilka centymetrów. O nie, chodziło o coś znacznie większego - rozszerzający się w zastraszającym tempie młodzieńczy bunt w połączeniu z poczuciem niezniszczalności przez samoświadomość seksualną. Cóż, a w każdym razie znacznie większą niż do tej pory. W końcu nie tylko doszedł sam do tego, że jest gejem, ale jeszcze to zaakceptował i nawet powiedział o tym aż dwójce najbliższych mu osób!
Czuł się wolny, czuł, że szkoła stoi przed nim otworem, a wszystkie przeszkody są śmiesznie małe. Czuł, że cokolwiek zrobi, będzie zajebiście. I może dlatego jak tak snuł się po szkole od samego początku roku, wyraźnie szukając tylko co by tu odwalić (przy czym najpewniej większość znających go dostatecznie nauczycieli drżała, obserwując w pełnej ostrożności i świadomości możliwości zarówno jego, jak i jego klon, równie zdolny. Szarańcza? Chyba ktoś przesadził z określeniem, nawet jeśli tylko troszkę!), gdzie nie spojrzał, miał nowy zajebisty pomysł do zrobienia na już. Obecnie nowym planem był płyn do kąpieli w fontannie na dziedzińcu. Nie mógł się doczekać tego tsunami piany i ogłupiałej miny nauczycieli. To bawiło najbardziej! Ale żeby tego dokonać, musiał liczyć na swoje drogie koleżanki i ich preferencje prysznicowe. Jakkolwiek by to nie brzmiało...
Z początku niemalże minął szpagatami wykusz zazwyczaj opustoszały, ale zatrzymał się gwałtownie tuż za jego wejściem. Cofnął się trzy kroki, zaglądając kto to leży w pełnym kryzysie na ławce i poznając koleżankę, uśmiechnął się szeroko, może z lekka szatańsko. Z lekka!!!
Zakradł się cichutko z głupkowatym uśmiechem, by będąc niemal tuż przy jej głowie, powiedzieć normalnym, donośnym głosem:
- Co robisz?
Jakoś tak miał, że lubił straszyć ludzi.
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 82
Nie wiedziała, co w nią wstąpiło i co ją w sumie pojebało, ale jakoś tak wyszło, że stwierdziła, że się pouczy. Ona! Pouczy się! I to sama, bez zaganiania jej do książek! Haha, to byłby dopiero dobry żart! A jednak – zrobiła to na poważnie. Zabrała ze sobą podręcznik i zeszła na dół. W zamiarze miała dotarcie do biblioteki, ale po drodze stwierdziła, że jej się nie chce. W konsekwencji zeszła tylko jedno piętro niżej i znalazła sobie idealny kącik do siedzenia w samotności.
Wykusz z ażurowymi oknami, jak jej się zdawało, był miejscem obleganym przez wszystkie dziubdziujące sobie pary Hogwartu. Bo to miejsce niby takie romantyczne, a szczególnie o zachodzie słońca, bla, bla…
Była to idealna chwila, żeby odczarować tę słodką do porzygu tęczę z atmosferą i to wszystko zepsuć.
Może w ten sposób zapamięta to miejsce i nigdy więcej nie przyjdzie tutaj z chłopakiem, jak już go znajdzie.
Tylko tym razem chciałaby sobie znaleźć jakiegoś normalnego. Nie skończonego dupka, który zarywa wszystko, co się rusza i ma trochę cycków.
W pełnym optymizmie usiadła sobie na tej dziwnej ławeczce i nawet otworzyła podręcznik! Ba, nawet przeczytała pierwszą stronę! Drugą w sumie też, ale od trzeciej ten pomysł zaczął ją powoli przerastać… Kilka razy gubiła wątek, musiała wracać się o kilka zdań, zaczęły ją boleć plecy i ogólnie było jakoś tak chujowo. Więc legła sobie na plecach na tej ławeczce, książkę trzymając w dłoniach tuż nad głową.
Do momentu, kiedy książka klapnęła ją prosto w twarz.
A to mały skurwysyn!
Ale skoro tak, to w sumie nie chciało jej się już podnosić i tak sobie została. Minutę. Dwie. Kilka. Może kilkanaście. Chyba straciła rachubę, bo jakoś tak jej się nawet błogo i dobrze zrobiło, i chyba nawet przycięła sobie komara…
A potem niemalże podskoczyła w miejscu. Książka spadła jej z twarzy i w sumie tylko dlatego, że oparła się ręką o ziemię, to nie pierdolnęła w nią z całym potencjałem. Z wielkim wyrzutem i czerwonymi pasemkami we włosach spojrzała na owego żartownisia… I natychmiast przybrała niby oburzoną minę.
— Chrzań się, Ian! Ładnie to tak przeszkadzać kujonom w nauce?!
Oczywiście, że żadnego kujona tu nie było. A Kaia nawet nie była za bardzo obrażona. Nawet lepiej, że znalazł ją Ian, a nie jakiś random, który potem by rozpowiadał, że panienka Harris jest jakaś bezdomna i śpi na ławce przy ażurowych oknach…
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Homo |
Pióra: 118
Uśmiechnął się szeroko, prostując się i patrząc z ogromną radością na przestraszoną Kaię. Wszystko według planu! Rozejrzał się ostentacyjnie na jej pytanie, jak gdyby czegoś lub kogoś szukał.
- Pewnie nie, nie żeby to mnie powstrzymywało, ale i tak żadnego tu nie widzę. - Usiadł koło dziewczyny energicznie, sadowiąc się na tym koszmarnie niewygodnym siedzisku jakby był u siebie.
- Wiesz, w sumie jak już cię obudziłem, nie ma za co, i nikt nie narysował ci na czole penisa dzięki mnie... Masz może płyn do kąpieli? Wiesz, taki co się pieni i pachnie i jest... Do kąpieli.
Nie bawił się w długuie wstępy bez wątpienia, ani nie bał się prosić o to, czego potrzebował. Oczywiście, liczył się z tym, że Kaia może posłać go w diabły, i nawet po części zasłużenie, ale warto spytać! Poza tym w jego mniemaniu miał rację - faktycznie mogła skończyć z kutasem na czole. I to niezmywalnym! To byłby dopiero wstyd, a nawet nie wiadomo jak to przykryć żeby nie wyglądać jak debil.
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 82
Jej udawana złość dość szybko przeszła, kiedy Ian usadowił się, w pełni zadowolony, tuż obok niej. Zrobiła mu nawet trochę miejsca, widząc, jak bardzo jest szczęśliwy z… czegoś, czego się zapewne za moment dowie. Przynajmniej taką miała nadzieję.
Przy stwierdzeniu, że nikt jej nie narysował kutasa na czole, aż zerknęła z pewną obawą na swoje czoło, jakby jednak chciała się przekonać, czy była to prawda – w Hogwarcie w końcu, a szczególnie w takim gronie znajomych, wszystko było możliwe! A najgorzej, gdyby ktoś dorwał jakiś niezmywalny tusz…
Zaraz porzuciła tę myśl i wgapiała się w Iana z lekko zmarszczonymi brwiami. Że… płyn do kąpieli?
Okej, wszystkiego się mogła spodziewać, ale nie tego, że jej kumpel ze Slytherinu w środku dnia, w środku tygodnia będzie pytał ją o płyn do kąpieli.
— Ale że… - chwilę to trwało, zanim dodała dwa do dwóch. Uniosła z zaciekawieniem brew, a na jej wargach pojawił się lekki, łobuzerski uśmieszek, kiedy zwęszyła idealną okazję, żeby w końcu nie przysypiać z książką na łbie! – Kogo chcesz utopić w mydlinach? Wchodzę w to, nieważne kto to jest!
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Homo |
Pióra: 118
Podczas gdy Kaia miała chwilę niepewności w związku z rysunkami na jej twarzy - a nie było żadnych! Tym razem... - Ian nie przeszkadzał sobie zupełnie w dążżeniu do swego. Miał zadanie, questa, ważne rzeczy się działy. I przyszedł do właściwej osoby, był przekonany! Jedna sprawa, że czasem faktycznie pachniała ładnie - może to właśnie płyn? - a inna, że już po jej uśmieszku wiedział, że nie tylko otrzyma płyn, ale momże kompana w zbrodni doskonałej.
Roześmiał się na jej pytanie.
- Jeszcze nie, ale! - Uniósł między nich palec wskazujący. - Idę sobie. Spaceruję, myślę o życiu i takie tam, i przechodze przez dziedziniec, ten z fontanną. I tak patrzę jak ta woda wiesz, napierdala sobie, i pieni się tam gdzie spada z tych... No wiesz. Wylotów. - Cokolwiek to było, ale wiadomo o co chodzi! - I nagle - Tu pokazał palcami niby wybuch od swoich skroni. - Co jakby przypadkiem znalazło się tam coś mocno pieniącego, i trochę piany aktualnie było tsunami piany.
Rozłożył ręce w zachwycie nad swoim geniuszem, patrząc na Kaię z niemym "to ja, mój geniusz, moje kredki". Był z siebie szalenie dumny.
Gryffindor |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Hetero |
Pióra: 82
Rozsiadła się wygodnie, po turecku, na siedzisku, przyglądając się z rosnącym zainteresowaniem Ianowi, który zdradzał jej właśnie szczegóły swojego planu zbrodni. A im dłużej mówił, tym bardziej uśmiech na ustach Kai się poszerzał – aż w końcu przeszedł w długi, pełen rozbawienia – ale też trochę zachwytu! – śmiech!
Kiedy już skończyła, spojrzała na niego z szerokim od ucha do ucha uśmiechem, po czym stwierdziła:
— To brzmi jak miesiąc czyszczenia kibli pod okiem woźnego. Wchodzę w to!
W tym momencie wszystko było ciekawsze niż lektura nudnej książki, którą zresztą entuzjastycznie zatrzasnęła i wrzuciła do torby, nim wręcz wyskoczyła z siedziska.
— Ale najpierw musimy iść na siódme piętro do dormitorium. Idziesz ze mną czy sobie tutaj czekasz? – spytała, unosząc lekko jedną brew.
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Homo |
Pióra: 118
Wiedział, po prostu wiedział, że Kaia go doceni. Właściwa osoba na właściwym miejscu, czy coś. Nigdy nie powstrzymałaby go przed odpierdalaniem czegokolwiek, ba, do tego pomagała! Absolutnie wspaniale, potrzebował takiego oparcia w niej, szczególnie, że jakoś wszyscy ostatnio zrobili się dość nudni albo zbyt osrani żeby robić cokolwiek. Zupełnie jakby utrata kilku punktów JEŚLI by ich złapano, miała kogoś zabić. Serio, ktoś w ogóle przejmuje się punktami? To nie pierwsza klasa, like come on! Nie rozumiał tego oddania w imię Pucharu Domów, gdzie ten po prostu stał i się kurzył, i nie był nawet szczególnie ładny. Jaki jest sens?
- Albo przynajmniej pół, ale to tylko JEŚLI nas złapie. Szybko biegam, ty możesz próbować na ładną buzię. Win win.
Naturalnie wstał razem z Kaią, nawet nie potrzebował zaproszenia. Jej entuzjazm sprawił, że tym bardziej napalił się na cały pomysł i wpadł w generalną potrzebę wykonania go teraz zaraz, póki ta wena i motywacja gdzieś nie uleciały. Z Kai oczywiście, jego motywacja nigdy nie ulatywała w podobnych sytuacjach.
- Nie no, idę, nie będę tu gnił jak czop, jeszcze może z książką na twarzy. - Złośliwa menda jednak to jest. Ale w przyjacielskim tonie! - I będziemy mogli w sumie od razu iść zbadać teren.
I poszedł z nią, po drodze objaśniając gdzie nauczyciele najczęściej chodzą w okolicy dziedzińca - jakby nie wiedziała tak w razie - i sugerowanie, że faktycznie woźny jest tu największym problemem.
zt. x2
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
niedziela, 11 października 2020; godzina 14:20
Saoirse nie radziła sobie z historią magii właściwie nigdy... Profesor był w porządku i często starała się go słuchać, ale nie wyłapywała momentu, kiedy zaczynała myśleć o czymś innym, odpływać i... I potem już nie wiedziała co się działo. W najgorszym wypadku wywoływało ją jego pytanie, na które rzecz jasna nie znała odpowiedzi! Czasem ledwo orientowała się, że kieruje je do niej!
Może nie planowała kontynuować nauki historii magii w przyszłym roku, ale nie oznaczało to, że chciała czuć się jak idiota na każdych zajęciach. Nie wspominając już o tym, że sam przedmiot trzeba było zdać. Co prawda raczej nie miała z tym tak wielkich problemów, ale miło byłoby nie być na granicy wśród najsłabszych uczniów!
Z pomocą miał przyjść jej Romilly, który akurat radził sobie z tym przedmiotem. To znaczy, zdaje się, że on ogólnie radził sobie nieźle z większością, jak nie ze wszystkimi przedmiotami i Saoirse głupio byłoby prosić go o pomoc - zwłaszcza zdając sobie sprawę, że jeszcze w zeszłym roku nie był ogólnie zadowolony z jej towarzystwa - ale sam tę pomoc zaoferował! A ona miała tylko nadzieję, że nie wyjdzie na głupią, jak już trochę posiedzą nad bieżącym tematem wspólnie.
Ponownie tego dnia przesunęła wzrokiem po stronie, którą akurat przerabiali, po czym podniosła wzrok na Ślizgona.
- Ale dat nie zapamiętam, to w ogóle nie ma szans. No bo, nie wiem, po prostu nigdy nie umiem. W sensie, wiem, że niektórzy mają na to jakieś sposoby, albo na skojarzenia, albo coś, ale nauczenie się ciągu liczb na pamięć? No pojebane!
Westchnęła po tym cicho. Siedzieli nad tym już jakiś czas i może wiedziała, o czym był cały temat, ale to nie znaczyło wcale, że w kluczowym momencie nie przekręci nazwiska, daty, nazwy miejsca... Czuła, że się do tego nie nadawała.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Fakt, że z historią magii Romilly radził sobie naprawdę dobrze. Nie dlatego, że musiał, choć wiele przedmiotów kuł z tego powodu między innymi, ale po prostu lubił tą dziedzinę. Jego zdaniem była ciekawa, to trochę jak te wszystkie historie w książkach rozrywkowych, przygody, dramy, tylko były realne, bo wydarzyły się naprawdę. Jakoś bardziej to do niego trafiało, lepiej było wczuć się w taką opowieść i jakkolwiek nadać jej wagi, empatii, bo była jakkolwiek... Żywa. Po prostu prawdziwa.
Wiedział jednak, że nie wszyscy mieli takie zdanie. Wiele osób wolało fikcję i poniekąd potrafił to zrozumieć, albo chociaż jeśli nie to, to po prostu uszanować. I tak jak z reguły po prostu się nie wtrącał, takk widział, przyglądając się jakiś czas już, że Saoirse nie tylko znacznie gorzej sobie radzi, ale i wyraźnie próbuje być w tym lepszą. Ale nie każdy musi być ekspertem, a ona jako osoba intensywna i mocno roztrzepana, naturalnie męczyła się strasznie. I nie uważał jej za głupią ani gorszą, w zasadzie dość niesprawiedliwie dla reszty, jej dawał znacznie więcej pola do popełniania błędów czy zrozumienia do braku sympatii do przedmiotu. Ale chciał jakoś spróbować jej pomóc, przydać się, cokolwiek dać od siebie, a nie miał wiele pola do popisu, ani jego zdaniem wiele do zaoferowania.
Ostatecznie jednak sam z siebie zaoferował coś na kształt korepetycji. Albo raczej pomocy w przyswojeniu materiału, przynajmniej do najbliższego testu. I to sam z siebie chciał! Nie to żeby kiedykolwiek komukolwiek pomagał w nauce, ale czy to było takie trudne? Miał się przekonać czy faktycznie. I tak oto siedzieli teraz z książkami i ot powtarzali ostatni temat wspólnie.
- Wiesz, dobrze jest je pamiętać, ale też nie są w zasadzie najważniejsze. Nawet jeśli byś kojarzyła mniej więcej kiedy to było, wiek albo przed czym, albo po czym, to już jest jakieś umiejscowienie w czasie. Tak w przybliżeniu, ale to już dużo. A poza tym... Moim zdaniem najważniejsze żeby znać chociaż główne fakty. Patrz na to w ten sposób, jakbyś czytała książkę. Ten gość, Smith, był wściekły na swojego dawnego kumpla, że się z nim nie zgadza. Miał o to wielki problem i zaczął układać się przez to z tym gościem. W tym samym czasie Flint, ten dawny kumpel, o to samo winił Smitha i zakolegował się z jego odwiecznym wrogiem, bo mieli wspólny cel. I z tego wyszła wielka sprawa, bo potem przez tych powstał ten ruch polityczny, a przez tych ten drugi. I nienawidziły się obie strony, dość nakręcone przez tych dwóch, co się nie dogadali.
Ta historia miała naprawdę dużo większą głębię i wartość niż Romilly opisał pokazując po nazwiskach i nazwach w książce, ale to był najprostszy sposób żeby to ująć, jak i taki, w jaki sam to sobie w głowie układał.
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
W frustracji niemal wyrzuciła mu, że oto faktycznie czytała książkę, nie musiała sobie niczego wyobrażać, a autor po prostu był jakimś nadętym profesorem, który zamiast pisać zrozumiale, pastwił się nad uczniami, którzy tego przedmiotu zwyczajnie nie lubili! Jednak zamiast tego zmrużyła oczy, zacisnęła nieco mocniej usta i tylko wodziła wzrokiem po fragmentach, o których wspominał Romilly. I może nawet miało to nieco więcej sensu, potrafiłaby mniej więcej powtórzyć jego słowa, ale czy potrafiłaby z powrotem przetworzyć to na język profesorskiego bucostwa? Nie ma mowy. Nie na poczekaniu. Jeśli miałaby być z tego zapytana, poległaby... Jeśli miałaby o tym napisać, z kolei... Tak, dałaby radę cokolwiek z siebie wykrzesać.
- Ale to już wiem... Teraz... Mniej więcej - powiedziała po sprostowaniach zachowując pełną szczerość. - Tylko wiesz, zmienimy temat, pogadamy o czymś innym i to wszystko...
Tu uniosła jedną dłoń ze szczepionymi ze sobą palcami, by zaraz gwałtownie je uwolnić, symulując wybuch i ulatniające się myśli.
- Puf! Nie ma. Nic. Koniec. Pozamiatane, przejebane... - zakończyła, dając swojej ręce smutno opaść.
Ale z drugiej strony nie chciała też psuć im obojgu nastroju, więc zaraz posłała mu lekki uśmiech.
- Znaczy, ok, może jak nie pomylę nazwisk, to jest jeszcze dla mnie jakaś szansa... Znaczy, o ile mnie nie zapyta.
Westchnęła głęboko, na moment chowając twarz za trzymaną przez siebie książką.
Musiał teraz myśleć, że jest głupia... Właściwie powtarzając historię magii jej samej również przychodziły do głowy podobne myśli. Przy innych przedmiotach nie, ale zawsze jak wracała do tego jednego... A jednak czuła potrzebę udowodnienia Ślizgonowi, że głupia nie jest! Sobie nie musiała nic udowadniać, mogła sobie być głupia z historii magii - nawet jeśli to czasem bolało! - ale wolała nie wracać do ich relacji sprzed roku tylko dlatego, że popisała się swoim brakiem wiedzy.
- Nie, wiesz co, spoko, dam radę - zaczęła bardziej entuzjastycznie, opuszczając nagle książkę. - Nie zapyta mnie, więc nie powiem głupot, ale jak będzie kartkówka, czy klasówka, będę miała czas i będę wiedzieć!
Nie byłaby taka pewna, ale Romilly nie musiał tego wiedzieć...
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Pewnie każdemu innemu Romilly nawet wprost by powiedział, że to proste i nie załapać tego to faktycznie trochę głupio. Albo bardzo. Może nawet byłby otwarcie wredny, bo niezbyt często się hamował w byciu zbyt sczzerym w swoich przemyśleniach chujem. Jednak Saoirse od dawna weszła na inne traktowanie i nie tylko by jej tak nie powiedział, ale absolutnie nie wierzył w to, by była głupia. Nagle jego empatia i zrozumienie się odnalazły, magicznie.
- To wtedy powtórzymy - powiedział z lekkim uśmiechem, spokojnie, zupełnie nie zdemotywowany jej stwierdzeniem, że to bez sensu. - To nie tak, że ktoś oczekuje, że usłyszysz raz i magicznie zapamiętasz. Niektórym się to udaje, zazwyczaj jak się bardzo interesują tematem, ale to raczej rzadkie.
Wzruszył lekko ramieniem. I nawet miał rację wierzył w to, co mówił, co tylko podkreślało dyskryminację wszystkich innych znajomych i fakt jak złośliwie się zachowywał. W zasadzie nawet po części miał pełną świadomość, że jest zwyczajnie chamski, co tylko sprawiało, że nie rozumiał zupełnie czemu Nico zdaje się go lubić (chyba...) i czemu Saoirse dała mu tak wiele szans zanim zrobił się dla niej milszy. Nie to żeby miał którekolwiek z nich o to kiedykolwiek spytać.
- Odpowiedź ustna jest trudna, to fakt. Ale ważne żebyś test zaliczyła, a tam własnymi słowami i na spokojnie napiszesz już więcej. Nawet jak napiszesz podobne nazwisko, ale przekręcisz czy coś, to chyba profesor Salvatore nie będzie aż tak ciął punktów. - Chyba... Nie pamiętał, u niego rzadko się nazwiska zmieniały. Ale nie wydawał się ostatecznie aż tak czepialski i bezwzględny, jedynie na zajęciach był dziki. Tak mu się wydawało przynajmniej.
Przyglądał się Saoirse gdy schowała na chwilę twarz w książce, lekko się uśmiechając nieświadomie. Była urocza, nawet jak się frustrowała. Szanował i doceniał to, że tak bardzo się starała mimo takich trudności. Wielu odpuszczało i jechało po najniższej linii oporu, ona też by mogła, dawała radę na tróję wyciągnąć. Ale chciała więcej mimo braku szczególnego zainteresowania dziedziną, wbrew swojej wręcz niechęci. Bardzo to szanował. Poza tym na chwilę jego umysł ponownie uciekł na zupełnie inny tor sympatii do jej osoby. Przyglądał się chwilę jak włosy ciut opadają jej na twarz gdy nieco pochyliła głowę. Patrzył na jej delikatne dłonie i zawstydzone spojrzenie gdy walczyła ze sobą żeby jednak nie rzucić tego w cholerę. Nawet by rozumiał gdyby rzuciła, w sumie. Uśmiechnął się nieco szerzej na jej nowy przypływ determinacji, patrząc ciut połyskującymi złotymi refleksami oczami jak upewnia samą siebie, że to coś łatwego.
- Będziesz, postaramy się o to. Pewnie niedługo będzie kartkówka z ostatnich kilku tematów i zrobimy tak żebyś miała Zadowalający na spokojnie. - I on wyraźnie był o tym przekonany! - Ale na raz nie ma co katować też, bo to tylko gorzej. Chcesz chwilę przerwy?
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Tak! Super! Idealnie! Wierzył w nią i... Cóż, to przynajmniej jedna osoba z ich dwójki. A może po prostu wierzył w swoje metody nauczania i nie sądził, że do kogoś może docierać tak niewiele? Ale chyba ostatecznie zapamiętała... No, wystarczająco. Nie była pewna, ile to wystarczająco, ale chyba wiedziała nieco więcej niż zwykle.
Normalnie jeszcze zapewniłaby go, że mogą na tym skończyć, ale odnosiła dziwne wrażenie, że wspólna nauka sprawiała mu przyjemność. A przynajmniej póki wierzył, że przyswajała całą tę wiedzę... Oj, żeby tylko potem nie było zgrzytu, jak dopyta, co dostała ze sprawdzianu.
A jednak, gdy tylko zaproponował przerwę-... Nie, gdy zaczął proponować przerwę, była gotowa! Przez grzeczność wstrzymała się z odpowiedzią, aż skończy pytanie, ale książkę zatrzasnęła, gdy wypowiadał ostatnie słowo.
- ... Tak - odparła, jakby zamknięcie książki sprzed chwili nie mówiło samo za siebie.
Nie było co się katować. To absolutnie zdanie, z którym zgadzała się w tej chwili najbardziej.
Zaraz odłożyła książkę na bok i pozwoliła się sobie przeciągnąć. Ale to nie wystarczyło, więc zaraz opadła do tyłu na kamienną ławkę, na której siedzieli i na moment zamknęła oczy tak rozłożona... Wzięła głębszy wdech i przez chwilę była w szczęśliwym świecie bez historii magii. Oby to była długa przerwa...
Dopiero po chwili włożyła ręce pod głowę i otworzyła oczy, by spojrzeć na Ślizgona przelotnie, a następnie zwróciła tęskny wzrok ku oknom, o które obijały się teraz krople deszczu. Zdecydowanie milej było chodzić na spacery, ale zdaje się, że zostało im teraz długie pół roku - i to co najmniej! - stałej szaroburości.
- Ale może jeszcze któregoś dnia będzie taka mniej chujowa pogoda... - wprowadziła go w temat swoich przemyśleń, które błyskawicznie odskoczyły od historii magii.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Wspólna nauka cieszyła go zdecydowanine bardziej niż sam by się spodziewał. Miał do Saoirse nieskończone pokłady cierpliwości i chyba po prostu cieszył się z tego, że mają pretekst żeby spędzić ze sobą więcej czasu. Poza tym jakoś miło mu było, że był w stanie jej coś od siebie zaoferować, niż tylko swój mało przyjemny charakter. A i jego dni stawały się jakieś jaśniejsze i cieplejsze z jej towarzystwem.
Parsknął cicho śmiechem na natychmiastowe zatrzaśnięcie książki, kręcąc głową lekko z niedowierzaniem. Wiedział, że fanką nie jest, ale jej bezpośrednia, niemal krzycząca cierpieniem reakcja była wręcz urocza. I ogólnie go rozbroiła!
- Wow - rzucił z rozbawieniem. - Tak, koniec tortur na dziś zdecydowanie.
Powiódł za nią spojrzeniem gdy się rozłożyła na ławce w odpoczynku. Może to trochę dziwne, ale zagapił się na nią aż zbyt, ot siedząc i przyglądając się jej spokojnej twarzy i rudym puklom włosów rozsypanym wokół niej w miękkich falach. Odwrócił zmieszany wzrok dopiero jak Saoirse otworzyła oczy i spojrzała na niego krótko. Niby nie mogła wiedzieć, że na chwilę wpadł w inne uniwersum i pozwolił sobie na więcej emocji niż normalnie, ale i tak jakoś czuł się przyłapany.
Przeniósł wzrok na okno kiedy się odezwała, jakby szukając źródła spontanicznej myśli, jaką rozwinęła ze swojej głowy. Wielu by pewnie dopytywało co to w ogóle ma znaczyć i skąd taka myśl, ale on nauczył się, że Saoirse miała dwa stany. Pierwszy to było mówienie absolutnie wszystkiego, co jej siedzi w głowie, przetwarzanie myśli "na głos" i nie zawsze w oczekiwaniu na reakcję słuchacza, oraz drugi, kiedy na chwilę odpływała gdzieś skupieniem by spontanicznie wypowiedzieć jedną z myśli wirujących w jej głowie. Z czasem nawet nauczył się chwytać podpowiedzi skąd te myśli wychodzą, po jej spojrzeniu na przykład czy rozpamiętując czy rozmawiali wcześniej o czymś powiązanym. Czasem zgadywał... A czasem bez żadnego pojęcia o czym mówią po prostu brnął i angażował się w temat.
Teraz akurat mógł wywnioskować, że rozmyślała o pogodzie, patrząc za okno pokryte ściekającymi kropelkami padającego deszczu. Pokiwał krótko głową.
- Oby była przynajamniej na jarmarku za tydzień.
To z kolei przyniosło mu już wcześniej myśl, że może to być jego kolejna szansa na umówienie się z Saoirse. Ostatnio zjebał, spanikował, a potem sam na siebie miał cringe rozpamiętując całą sytuację. Przygotowywał się psychicznie na to żeby znowu może spróbować jakoś zacząć temat i zbierał się w sobie żeby tym razem nie panikować jak idiota, a aktualnie zapytać wprost. Nie było to jednak takie proste gdy obawiał się, że może przez to stracić przyjaciółkę. A jednak też nienawidziłby siebie jeszcze bardziej gdyby nigdy nie zapytał...
- Masz już jakieś plany na wtedy w ogóle? W sensie, czy z kimś idziesz...
Zerknął na nią przy tym niby tak mimowolnie. Pamiętając wtopę ostatniej rozmowy, skupiał się też bardzo żeby przypadkiem nie odpierdalać znowu aparycją zbytnio.
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Zaraz, zaraz. Koniec na dziś? Przed chwilą proponował tylko chwilę przerwy i oczywiście wolałaby nie wracać do tematu, ale może powinna... Popatrzyła na niego z wyraźnym zagubieniem, kiedy to biła się z myślami. Ale właściwie, jeśli miałaby z tym spokój na dziś, to nie oznacza, że nie mogą do tego wrócić... Albo ona, sama, jeśli Romilly jednak miałby dosyć.
- Tak - odparła po chwili wpatrywania się w niego, choć myślami była w tym czasie zupełnie gdzie indziej.
Tym samym zamknęła oficjalnie wątek nauki na dziś i czuła się z tym o niebo lżej!
- Noo... Pamiętam, że chyba któregoś roku trochę padało. Nie wiem, czy w zeszłym, czy dwa lata temu... Nie, totalnie nie pamiętam. I niby nadal było spoko, no bo ej, to tylko woda, nic się nie stanie, ale wiesz, zawsze mogło być lepiej. Może jakby robili to wszystko we wrześniu, byłaby większa szansa, że będzie spoko. W sumie nie wiem, czemu taka data. Jakby, co innego targi przedświąteczne, no bo są przedświąteczne. I akurat wtedy jak pada śnieg, to już co innego, to akurat super, to co innego...
Nagle ucięła swoją wypowiedź, kiedy nie wiedzieć czemu przyszło jej do głowy, że może za bardzo się wczuła i... Może męczyła trochę Romilly'ego? Tego by nie chciała. Ale nie musiał się martwić, nie było szans, by często docierało do niej, że być może za bardzo się rozgadała.
- Hm? Znaczy, na jarmark? Nie no, zawsze to jakoś samo wychodzi... Zwłaszcza, że nawet ciężko chyba coś zaplanować, bo nie wiadomo, jak to będzie w tym roku, jakie gry, jedzenie, stragany... Znaczy, chyba wszyscy, co mogą, to idą, nie? - ponownie ucięła, mierząc go tym razem wzrokiem trochę podejrzliwie. - Ty chodzisz prawda?
To nie było chyba tak oczywiste...
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Fakt, że chwilę temu jeszcze męczył ją niby o naukę, albo raczej próbował motywować i sądził, że nie szło mu to znowu tak tragicznie, ale też nie chciał jej zmęczyć sobą. Poza tym, widział, że ma dość i zaczyna gubić skupienie i starał się uczyć i wyłapywać kiedy jest w stanie jeszcze trochę go ugrać, czy czas na zmianę zajęcia, bo i tak próbuje złapać muchę w locie - z jego refleksem to raczej mało prawdopodobne. Szczególnie teraz gdy cały czas był dzielnie na eliksirze od pielęgniarki i wszystko było ciut wolniejsze, cichsze, bardziej... Stałe.
- Taa, słabo było rok temu. Ale też nie lubię deszczu, jest zimno i mokro. Wszelka przyjemność z wyjścia idzie do piachu.
Wobec jej całej wypowiedzi jego kilka zdań wypadało jakoś licho i znikało trochę, może ktoś by pomyślał, że ucinało rozmowę. Ale on po porstu taki był, że rzadko się rozgadywał, wolał słuchać. Saoirse zdawała się to akceptować i nawet chyba jej to nie przeszkadzało. Może stąd też komfort tak dużo czerpał z jej obecności i ich znajomości ogólnie? Przy niej nie musiał nic udawać, niczego naginać, w nikogo innego się nie musial wcielać. Był taki, jaki był, a ona przyjęła go takiego. Z ogromną ilością wad i negatywów i kilkoma lepszymi co prawda, co stawiało go w słabym świetle, ale zależało mu na niej i niekoniecznie chciał ją zniechęcać do siebie. Już nie. Kiedyś bardzo intensywnie starał się podkreślać wszystkie swoje wady żeby się odczepiła... Ona jednak zdawała si wiedzieć swoje i widzieć więcej. Chyba z czasem to ona jego przekonała, że faktycznie jest więcej.
- Tak, chodzę - rzucił, lekko unosząc kącik ust w uśmieszku rozbawienia. - Sam, oczywiście. - Zerknął na nią trochę niepewnie. - Ale pomyślałem, że może to jest okazja żebyśmy może razem poszli, we dwoje, jeśli w ogóle byś chciała znaczy, któregoś dnia, i to takie wyjście nie zwykłe, tylko bardziej jak przy-, nie przyjaciele, znaczy też, ale nie, bo randka? Znaczy, jeśli byś chciała, bo jak nie to zrozumiem i w sumie to nawet faktycznie, może potem by o tobie plotkowali, przykro by ci było...
To była najmniej składna i zrozumiała wypowiedź ze strony Romilliego nie tylko w historii ich znajomości, ale chyba też jego życia. Zawsze uważny, budujący pełne, przemyślane zdania, teraz... No, nie wiedział zmieszał się w sumie ostatecznie i wycofał trochę, wzrokiem gobiąc się gdzieś po podręczniku i przecierając okładkę z nieistniejącego kurzu.
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
- Nie no, to też zależy jak, i gdzie, i kiedy. No bo na przykład, jak u mnie pada, w sensie w domu, znaczy, nie dosłownie w domu, ale, no wiesz, o co mi chodzi... Wtedy jest super. Znaczy, jasne, to zwykle lato i to po prostu przynosi ulgę, ale wiesz, taki intensywny zapach lasu i spacer w deszczu... To znaczy, ej, tu też by to zadziałało, gdyby nie było nielegalne, ale z drugiej strony, to też nie aż tak wielka przeszkoda, bo serio, ten zakaz jest bez sensu. Jeszcze żeby mówili, że jest jakaś głęboka część lasu, która jest nie ten, ale cały? Mieć praktycznie dzień w dzień las pod nosem i nie skorzystać? Przez co, siedem lat? No bez przesady. Zwłaszcza, że jest naprawdę ładny, nie aż tak niebezpieczny i co w ogóle, jeśli ktoś mieszka w wakacje, czy święta gdzieś w mieście z dala od takich? Tracą jeszcze więcej!
Nie była pewna, jak z tematu deszczu i brzydkiej pogody przeszła do leśnych praw uczniów... I zdaje się, że tylko przez to zakończyła zgrabnie, zamiast robić z tego wykład na kolejne pół godziny. To nie miała być zemsta za naukę historii.
Dalej jednak coś podpowiadało jej, że nowa wypowiedź, jaką zaczął Romilly będzie istotna, więc wpatrywała się w niego, dając mu dla odmiany pełną uwagę i zdobywając się na skupienie. Ona! Brawa!
- Och - mruknęła trochę smutno, gdy podkreślił, że na jarmark chodzi sam.
Chętnie przeszłaby się z nim, na któreś ze stoisk... A jeśli nie ją, powinien był wybrać kogokolwiek innego! Ona nie wyobrażała sobie błąkania się po tym placu sama. Przynajmniej nie przez cały czas trwania jarmarku! Przecież wiele bazowało to rywalizacji, czasem wspólnym wybieraniu rzeczy i może nawet powstrzymaniu kogoś przed obkupieniem się za bardzo. Zdaje się, że to nawet ona była zwykle kimś.
A skoro podkreślił, że chodzi tam tylko sam, tym bardziej nie spodziewała się tego, co miało nadejść.
Popatrzyła ku niemu nieco szerzej otwierając oczy i nieco zbyt gwałtownie podniosła się do siadu-... Nie. Podniosłaby się, gdyby nie to, że omsknęła jej się ręka i zaraz wylądowała na podłodze, z zaledwie jedną nogą wciąż na ławce. Jednak ani jęknęła! Zupełnie jakby nic się nie stało, a cała sytuacja była w pełni naturalna, podniosła się do siadu, podpierając się rękoma od tyłu i powoli zsuwając nogę z ławki.
- Erm... - zawahała się, patrząc na niego znów uważniej.
Żartował? Nie, nie żartowałby... Romilly rzadko żartował. To znaczy, faktycznie zaczynał się otwierać na taki rodzaj komunikacji, ale bardzo, bardzo powoli. I chyba nie żartowałby z takich rzeczy.
Nawet nie wiedziała, że zrobiła się zaraz czerwona na twarzy - bynajmniej nie przez upadek.
- Nie no, od kiedy-...
Od kiedy ty chciałbyś iść na randkę ze mną? To nie brzmiało na miłe pytanie, dlatego ucięła, kiedy bałagan myśli w jej głowie tylko się poszerzał. Czy ona tego chciała?
- Nie no, wiesz, co mnie tam inni, w sumie czemu mieliby... - zamilkła na moment odwracając wzrok w zagubieniu.
Następnie spojrzała ku niemu, jakby nie rozumiała, co właściwie się działo - i nie było to tak dalekie od prawdy. Zaraz uśmiechnęła się lekko, choć wyraźnie w stresie, który wręcz do niej nie pasował. Zawsze była pewna siebie i zdawała się odnajdować w każdym chaosie. Lepiej przyjmowała nawet jego ataki...
- Umm... Ok, właściwie, to brzmi chyba, myślę, dobrze?
Zaczynało do niej docierać, co to wszystko oznacza - że musiał być nią zainteresowany. Nie jako przyjaciółką! I było to właściwie przemiłe i... Mimo że czuła, że żołądek wywraca jej się na lewą stronę, chyba jej się to podobało.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Nie mógł powiedzieć by się z nią zgadzał o tyle, że nie znosił być mokrym i przez to siłą rzeczy nie lubił bardzo deszczu. Lubił gdy był w domu czy ogólnie w budynku, okno mogło być otwarte i wpadał delikatny powiew świeżego opadu. Wtedy go to uspokajało w jakiś sposób, faktycznie, czuł się odrobinę cichszy i stabilniejszy w głowie. Ale to był wyjątek, poparty sprzyjającym okolicznościom i dość sztywnym ramom komfortu schronienia i ciepła.
- Jeśli są dogadani z czymkolwiek, co mieszka w tym lesie, mogliby chociaż odgrodzić kawałek tego lasu dla samej szkoły, to prawda.
Jego odpowiedź jak zwykle była spokojna, oszczędna, a on przyglądał się jej z nikłym uśmiechem, bardziej ot po prostu z pogodną miną, czerpiąc przyjemność z samego spędzania razem czasu. I to chyba obustronną, odkąd odstawili historię magii na bok!
Nie zdawał sobie sprawy z tego jak zabrzmiał w kwestii wybierania się na jarmark. Generalnie chciał zasugerować, że jest wolny i chciałby może iść z nią, gdyby chciała. Całe szczęście w takim razie, że zdecydował się na głos to rozwinąć, bo inaczej pewnie by po raz kolejny ich rozmowa poszła zupełnie tragicznie i narzuciła na niego dramę jak ostatnio. Nadal nienawidził siebie za tamtą porażkę... Gdyby tylko umiał nad sobą lepiej panować, z pewnością postąpiłby inaczej, frustrowało tym bardziej zatem, że absolutnie nie potrafił, nie wiedział nawet jak zacząć. Chociaż i tak wydawało mu się czasem, że jest ciut... Lepiej. Ciszej. Ale nie był pewien, jedynie może miał nadzieję?
Dopiero przy motaniu się miał etap, że gdyby był kotem, pewnie straciłby już połowę żyć ze stresu. A na reakcję Saoirse w zasadzie stracił całą resztę, absolutnie na chwilę gubiąc rytm serca w chwili przerażenia, że zjebał i nie powinien był pytać i generalnie wygłupił się i będzie chujowo.
W sumie przestraszył się ciut, że aż spadła i nawet w zupełnym odruchu - spóźnionym o dobre dwie sekundy, refleks się kłania - uniósł nawet ręce ku niej, wychylając się nieco jakby chciał ją złapać, przytrzymać, cokolwiek. Ale wstała do siadu, a on zamarł na chwilę taki w pół ruchu pomocy. Powinien jej pomóc wstać? Zapytać czy wszystko gra? Nie pomagać wcale? Zachować się może jakby nie było sytuacji? Ale przecież nie będzie siedział i patrzył na nią jak na podłodze kibluje. Zawahał się wyraźnie, po czym ostatecznie nieco niepewnie wyciągnął do niej bardziej jedną rękę, otwierając dłoń wyraźnie w chęci pomocy, by wstała, drugą rękę nieco cofając. Trochę obawiał się coś powiedzieć, żeby nie pieprznąć znowu głupoty albo jej nie przestraszyć, albo siebie nie wygłupić też. Więc w sobie typowym milczeniu reagował po prostu gestem, uciekając wzrokiem troszkę na boki w generalnej niepewności sytuacji.
Ta chwila jej zawieszenia i szoku była chwilą zawału Romilly'ego gdy obserwował ją w konsternacji, nie wiedząc nawet jak się zachować i co powiedzieć żeby ewentualnie to odkręcić i ratować co się da z ich relacji. Aż mu się gorąco zrobiło. Normalnie pewnie by spanikował i gadał, próbował, mienił się na sto barw i w ogóle, ale że był trochę w połowie własnego rozumu, ostatecznnie procesował wolniej, stabilniej i też nie porywał się w emocje tak dynamicznie. Po prostu zdawał się reagować jak normalny człowiek, huh. I może akurat znowu szczęście, że nie wiedział co powiedzieć i miał pustkę w głowie, bo Saoirse ku jego szczeremu zaskoczeniu ostatecznie nagle się zgodziła.
- Tak? - rzucił zdziwiony, unosząc brwi. Zreflektował się po sekundzie. - Znaczy, tak... Tak, dobrze. Świetnie. Fajnie.
Pokiwał głową, również się rumieniąc i uciekając na chwilę wzrokiem. A niech go pieruny siarczyste ogniste, miał wrażenie jakby coś faktycznie go raziło, gorąco było! Trochę ze stresu, znacznie bardziej przez radość nagłą tym, że się w ogóle zgodziła. I że zdawała się nie zniechęcona, na jego obserwację, a ta z reguły nadawała wszystkiemu wydźwięku będącego przeciwko niemu. Teraz jednak znowu zwróocił na nią wzrok i odpowiedział na jej uśmiech równie nikłym, nieśmiałym uniesieniem kącików ust.
- W sobotę? O godzinie... - Zawiesił się na chwilę, nie będąc pewnym właściwie czy Saoirse wolałaby z rana czy o ludzkiej porze południowej. - Jakiejkolwiek, jaka by ci odpowiadała. - Ostatecznie dokończył bezpiecznie, dając jej decyzyjność i sobie nadzieję, że go nie zawiedzie w tej kwestii.
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Nie oczekiwała pomocy. W gruncie rzeczy, nie sądziła, by cokolwiek wielkiego jej się stało, a o samym upadku zapomniała, kiedy tylko podniosła się do siadu i pewnie zostałaby w tej pozycji, nie zwracając uwagi na jej nienaturalność, gdyby Romilly - po pewnym czasie, kiedy wyraźnie nie wiedział, co zrobić - wyciągnął ku niej rękę.
Oczywiście nie mogłaby nieświadomie nie pogłębić niezręczności sytuacji! Przez dobry moment patrzyła na jego dłoń, jakby nie miała zamiaru przyjąć pomocy, albo nie wiedziała, o co chodziło. Wiedziała. Jedynie podobnie jak on chwilę temu, zacięła się na chwilę w działaniu. Trwało to ledwie parę sekund, ale w ich sytuacji z pewnością wydawało się to jednymi z dłuższych sekund w życiu.
Wreszcie chwyciła jego rękę i pociągnęła lekko, by pomóc sobie we wstaniu.
- Umm. Dzięki - mruknęła, zabierając dłoń niemal od razu.
Wraz z redefinicją ich relacji nagle dotyk dłoni Romilly'ego stał się czymś zupełnie nowym. Do tej pory mogła łapać go za rękę, by ciągnąć go w najpewniej często nieznanym mu kierunku. Teraz nie wiedziała, ile to znaczy. Ile mogło być sugestią? I czy Ślizgon sugerował jej coś już wcześniej, tylko nie zrozumiała? Czy to dlatego jego matka była tak defensywna na peronie? Czy teraz szalało jej w głowie za dużo myśli - i to jeszcze więcej, niż zwykle? Och, to z pewnością.
- Noo... To nie miałam planów na sobotę... Tak, jak mówiłam, więc... No nie wiem. Cokolwiek, w sensie, jakakolwiek godzina byłaby chyba spoko?
Szczerze również nie lubiła wstawać wcześnie, zwłaszcza, jeśli wcale nie musiała tego robić. Pewnie gdyby to było po prostu spotkanie, zasugerowałaby dogodną porę. Teraz jednak, sama nie wiedząc czemu, bała się zepsuć... Właściwie nawet nie wiedziała, co. Ich relację? Niespodziewane i nagłe (chyba) zainteresowanie Romilly'ego?
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Chyba jedną z typowych dla nich cech była właśnie niezręczność i to, że sami sobie ją prowokowali, najczęściej metodą domina jedno przez drugie pogłębiając dziwne sytuacje. Zmieniało się jedynie które z nich zaczynało cały ciąg, więc powinni już się teoretycznie przyzwyczaić. Niekoniecznie przywykli, mimo że było nieco lepiej i nawet zaczynali ulepszać swoją komunikację i mimo dziwnych momentów nawet dochodzić do sedna przekazu.
Dziwnym było, że Romilly'emu udało się wydusić to, że widzi Saoirse nieco inaczej niż kogokolwiek innego, a jak już się z tym uzewnętrznił to niezręczności i stresom nie było końca, ale faktycznie jeszcze pół roku temu czy nawet miesiąc, nie był w stanie w ogóle powiedzieć co mu w sercu grało. To progres! Nie zmieniało to jednak faktu, że obecnie oboje byli nieco przestraszeni, zestresowani, a przy tym właśnie, jak zwykle niezręczni.
- To może nie skoro świt, tylko jakoś... Koło południa? Jedenasta? Chyba że wolisz wcześniej, albo później.
Tak, już powiedziała, że się dostosuje, tak samo jak on zadeklarował dowolność, ale nie byliby sobą gdyby teraz jeszcze nie poupewniali się niezręcznie czy na pewno czas wybrany na wyjście jest odpowiedni względem oczekiwań. Ale przynajmniej Romilly odpuścił sobie dopytywanie czy na pewno chce z nim wyjść! A chodziło mu to przez chwilę po głowie... Głównie dlatego, że oboje byli teraz nerwowi, on w większości naturalnie obserwował stresik Saoirse i nie był pewien czy to dobry czy zły rodzaj stresu, o ile taki podział można w ogóle brać pod uwagę.
- Ciekawe co w tym roku w ogóle przygotowali.
Zagadnął w sumie bardziej dla rozluźnienia atmosfery może, niż faktycznej ciekawości, choć jego naturalnie słodycze najbardziej interesowały z tego wszystkiego.
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
|