08-07-2021, 02:03 PM
Nie. Nie potrafiła w to uwierzyć. To wcale nie było prawdą. NIC nie było prawdą!
Ani ten pusty wzrok. Ani te słowa. Ani Ivy.
Nie wierzyła w to, co jej próbowała wmówić.
Nie da się okłamywać przez długie lata kogoś, potem zniknąć i ujawnić swoją prawdziwą twarz. Niby w jakim celu? Przecież to bez sensu! Okej, może Kaia nie była nigdy błyskotliwym umysłem godnym Krukona, ale nawet najgłupszy kretyn zorientowałby się, że coś tutaj ostro nie gra.
Po prostu nie potrafiła uwierzyć w kłamstwa, którymi raczyła ją Ivy. I tak samo nie potrafiła zrozumieć też, dlaczego tak zaczęła się zachowywać!
A jednak nie potrafiła też nic poradzić na to, że diabelsko ją to bolało.
To wszystko brzmiało tak, jakby miało ją zaboleć. I, cholera, udało jej się!
Nie protestowała już nawet, jak Ivy odeszła pospiesznym krokiem, zostawiając ją sam na sam z własnym żalem wobec tego, co się działo, i bolesnymi słowami wciąż rozbrzmiewającymi echem w jej głowie.
Jej włosy przez moment zmieniły kolor na kompletną czerń, lecz zaraz ich barwa stała się wściekle czerwona.
Tak samo wściekła jak i właścicielka.
— JESTEŚ PIEPRZONYM TCHÓRZEM, IVY! CHRZAŃ SIĘ! – wrzasnęła za nią, mając kompletnie w dupie, czy to słyszała czy nie.
Odwróciła się na pięcie i czym prędzej pospieszyła do wieży Gryffindoru. Cały jej dobry humor przepadł w jednej chwili. Miała ochotę odwołać tą pierdoloną imprezę, nie miała już ochoty ani się bawić, ani pić, ani nic.
Chciałaby się po prostu zaszyć w dormitorium i mieć naprawdę w dupie Ivy Blackthorn i jej kłamstwa i przekręty. Cholera, tak bardzo by chciała!
Ale nie potrafiła. I chociaż rozsądniejszym byłoby, gdyby sobie odpuściła, wiedziała, że nie da rady, dopóki nie dowie się prawdy, o co w tym wszystkim, do cholery, chodzi – i gdzie podziała się prawdziwa Ivy Blackthorn.
z/t x2
Ani ten pusty wzrok. Ani te słowa. Ani Ivy.
Nie wierzyła w to, co jej próbowała wmówić.
Nie da się okłamywać przez długie lata kogoś, potem zniknąć i ujawnić swoją prawdziwą twarz. Niby w jakim celu? Przecież to bez sensu! Okej, może Kaia nie była nigdy błyskotliwym umysłem godnym Krukona, ale nawet najgłupszy kretyn zorientowałby się, że coś tutaj ostro nie gra.
Po prostu nie potrafiła uwierzyć w kłamstwa, którymi raczyła ją Ivy. I tak samo nie potrafiła zrozumieć też, dlaczego tak zaczęła się zachowywać!
A jednak nie potrafiła też nic poradzić na to, że diabelsko ją to bolało.
To wszystko brzmiało tak, jakby miało ją zaboleć. I, cholera, udało jej się!
Nie protestowała już nawet, jak Ivy odeszła pospiesznym krokiem, zostawiając ją sam na sam z własnym żalem wobec tego, co się działo, i bolesnymi słowami wciąż rozbrzmiewającymi echem w jej głowie.
Jej włosy przez moment zmieniły kolor na kompletną czerń, lecz zaraz ich barwa stała się wściekle czerwona.
Tak samo wściekła jak i właścicielka.
— JESTEŚ PIEPRZONYM TCHÓRZEM, IVY! CHRZAŃ SIĘ! – wrzasnęła za nią, mając kompletnie w dupie, czy to słyszała czy nie.
Odwróciła się na pięcie i czym prędzej pospieszyła do wieży Gryffindoru. Cały jej dobry humor przepadł w jednej chwili. Miała ochotę odwołać tą pierdoloną imprezę, nie miała już ochoty ani się bawić, ani pić, ani nic.
Chciałaby się po prostu zaszyć w dormitorium i mieć naprawdę w dupie Ivy Blackthorn i jej kłamstwa i przekręty. Cholera, tak bardzo by chciała!
Ale nie potrafiła. I chociaż rozsądniejszym byłoby, gdyby sobie odpuściła, wiedziała, że nie da rady, dopóki nie dowie się prawdy, o co w tym wszystkim, do cholery, chodzi – i gdzie podziała się prawdziwa Ivy Blackthorn.
z/t x2